Rozdział 13
Gino przechodził przez korytarz ze szklanką wody. Do jego uszu dotarły jakieś warki. Takie... dziewczęce powarkiwania złości. Przystawił ucho do drzwi po prawej stronie. Tak, to stamtąd. To był pokój Chokkan.
Gino zapukał delikatnie.
-Mogę?- spytał.
-Proszę- westchnęła z gniewem.
Żółw nacisnął na klamkę. Zastał przyjaciółkę przy stole z pełną ilością pomiętych kartek dookoła niej.
-Wybrałeś kiepski moment, Gino- powiedziała pocierając czoło ręka.
-Skąd wiesz, że to ja?
-Hej! To że jestem ślepa, nie znaczy, że ogłuchłam!
-Okay, przepraszam. Masz chyba rację. To nie jest do końca dobry moment.
Kierował się już do wyjścia, gdy nagle znowu Kan się odezwała, nieco łagodniej:
-Gino, zaczekaj. Wybacz mi. Ja po prostu...
Westchnęła ciężko zakrywając ręką oczy. Syn Rapha zauważył, że jest przygnębiona. A wręcz zrozpaczona. Drugą dłonią nerwowo uderzała ołówkiem o stół.
-Wszystko gra?- spytał.
-Nie- warknęła rzucając ołówek.
Uderzył o blat, odbił się i spadł na podłogę. Gino schylił się podnosząc go. Był mocno stemperowany.
Zauważył przy nodze jedną z pomiętych kartek. Wziął ją oglądając. Zobaczył rysunek młodej dziewczyny z dużymi oczami. To była postać do anime.
-Wow, Kan, pięknie rysujesz- pochwalił ją.
-Jak na ślepą?- odpowiedziała.
Nie podniosła na niego wzroku bo i tak nic by nie zobaczyła. Podparła głowę ręką.
-Tego nie powiedziałem.
-Ale tak pomyślałeś.
Żółw westchnął przekrecając oczami.
-Dobra, załóżmy, że tak było. W jaki sposób wiesz, jak rysować, prowadzić linię, cieniować?
- Mam niezwykłą pamięć. Najpierw wybadam, gdzie są końce kartki i rysuje. Pamiętam obraz szkicu w głowie. Tak oto maluje.
-Niezwykłe.
-Arigato, ale to są tylko głupie prototypy. Nanase chciała, żebym zaprojektowała jej bohaterkę do anime, a ja jestem w ciemnej piwnicy i nic nie wskazuje na to, żebym z niej wyszła.
-Ale to trzeba na spokojnie. Na siłę nigdy nic nie narysujesz.
-Kiedy to właśnie rysowanie daje mi spokój. A teraz nic.
-A gdy się denerwujesz, w jaki sposób malujesz?
-Tak, żeby wyładować smutek, złość czy coś tam.
-No to nie rysuj teraz tego, czego chcą inni. Narysuj to, co czujesz.
Postawił kubek na blacie, wyciągnął nową kartkę, włożył jej ołówek w dłoń i nakierował na środek papieru.
Chokkan wybadała końce po czym nakreśliła kilka linii. Potem następne i następne. Wszystko zaczęło łączyć się w sylwetkę ludzką. Pojawiły się duże oczy, zmierzwione włosy, połatane ubranie. Następnie nadała wszystkiemu ostrości i cieni.
Gino patrzył na to z tak wielkim zaskoczeniem, że nie dał rady ani słowa wydusić.
-Chyba już- powiedziała córka. Usagiego.- I jak?
-Dziewczyno... Ty zrób coś z tym talentem, błagam cię- rzucił kładąc jej na ramionach dłonie.-Nigdy w życiu takiego obrazka nie widziałem.
-Dzięki- odrzekła.
-A... mogę spytać co cię tak rozgniewało? Znaczy... Ja przepraszam, że tak prosto z mostu...
-Leslie i ja w dziwny sposób zamieniłyśmy się na wzrok. Ona oślepła, a ja... odzyskałam go.
Położyła rękę na jego dłoni.
-Niestety szczęście nie trwało długo. Leslie znów zobaczyła a ja...hmm...tak. Ale wspaniale było znów zobaczyć rodziców i inną siebie.
-I... Po prostu żałujesz, że nie możesz mieć tak na co dzień?
-Tak.
-Kan, ślepa czy nie, nadal robisz wszystko to, co i inni. Nawet więcej! Świetnie walczysz i rysujesz choć nie możesz tego zobaczyć. Jesteś niezwykła.
-Może, ale... Eh, Gino, chciałabym patrzeć na świat swymi własnymi oczami.
-Świat każdy postrzega tak jak chce. Wzrok ma tu guzik do gadania.
-Ty... Zawsze potrafisz tak słuchać?
-To mnie różni od brata i siostry.
-Czyli ty też jesteś na swój sposób niezwykły, inny.
-W-w taki sposób jeszcze tak o tym nie myślałem.
Kan zaśmiała się. Chłopak zauważając, że udało mu się poprawić jej humor, uśmiechnął się.
🔸
S
tarsi członkowie rodziny siedzieli w salonie przytłoczona poważnym stanem zdrowia Karai. Po wstępnej diagnozie a następnie szerszym badaniu przez brata Hideo, wszystko stało się jasne- kobieta miała zawał.
-Nic z tego nie rozumiem- westchnął Leo.-Karai jest świetnie wytrenowana więc skąd ten zawał?
-To nie chodzi o jej sprawność fizyczną- wyjaśnił Donnie.-Ona ostatnio naprawdę niezdrowo jadła. Jej dieta zmieniła się tak diametralnie, że w końcu serce nie wytrzymało.
-A ja jej tłumaczyłam- westchnęła April.-Skończy się to dla niej źle, ale nie słuchała.Tak reagowała na kolejne dziecko.
-Nie ma co się już obwiniać- wtrąciła Shinigami.-Teraz musimy zastanawiać się nad opłaceniem leczenia.
-A co z ubezpieczeniem?- wyrwał Leo.
-No...chodzi o to, że go... jakby nie macie- wydusiła Nanase.
-ŻE CO?!- krzykneli wszyscy.-JAK TO?!
-Bo sądziliśmy, że zostaniecie tu na dłużej- powiedziała.
-Na dłużej, czyli na ile?- warknęła Mona.
-N-nie, teraz nie powiem wam tego bo nie o to chodzi- odrzekła.-Pokryjemy wszystkie koszty leczenia.
-Tak, jasne!- krzyknął Leo.-Ciekawe jak wam oddamy, hę!
-Jak będziecie mieli- odpowiedział Hideo.
-Taa, czyli za drugiego życia- prychnęła Renet.
🔸
Leslie, która stała za ścianą i wszystko słyszała, jak najszybciej pobiegła do pokoju siostry a następnie do pozostałych z rodzeństwa. Skrzyknęła też Osamu, Taeko i Ryū. Jak najszybciej wyjaśniła im całą sytuację.
-Ja pierdziu, się porobiło- syknał Mid.
-Nie wyrażaj się- rzuciła Shell pokazując mu wzrokiem na Chokkan.
Mid pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Znaczy...sprawa jest poważna, ale na pewno nie bez wyjścia- poprawił się.-Trzeba uzbierać kasę.
-Wow, pomysł na poziome Ensteina- prychnął Louis.-Jak jeszcze powiesz w jaki sposób to zupełnie mnie zaskoczysz.
-Pieniądze z siedemnastego wieku w dzisiejszych czasach mogą być warte naprawdę sporo- zauważyła Kan.-Kilka monet mogę wam odpalić.
-W sumie można spróbować- rzuciła Angel. -Ale co zrobimy gdy na przykład nie będzie tego wystarczająco dużo?
-A ile jenów wchodzi na jednego dolca?- spytała Shell.
-Sto jedenaście- odparła.-A za leczenie zawału i rehabilitację zapłacimy koło stu tysięcy... dolarów.
-Czyli jakieś... jedenaście milionów sto tysięcy jenów- przeliczył Sharm.
Wszyscy złapali się za głowę.
-Ludzie, trzeba zrobić co tylko się da- rzucił Louis.-Ja muszę ratować matkę.
-Kurde, mam!- krzyknął Gino klaszcząc w dłonie tak głośno, że aż wszyscy drgnęli.-Pytanie do Osamu, Ryū i Taeko: Czy macie jakieś instrumenty?
-My nie, ale niedaleko jest szkoła muzyczna- odrzekł Osamu.
-Super, instrumenty weźmiemy tylko na jedną noc to nikt się nie zorientuje- kombinował dalej.-W pobliżu posiadłości jest ogromny teren i to pusty. Należy do kogoś?
-Do nas- rzekł Ryū.
-Okay, idzie jak po maśle- ciągnął dalej.-Teraz tylko ulotki, scena i będzie super!
-Czy możesz w końcu powiedzieć co ty knujesz?- dociekała Risa.
-A jaką przykrywkę mieliśmy gdy tu lecieliśmy?- naprowadzał ją.
-Zespołu muzy...- wyrwał Sharm.-O kurczę...
-Mhm- kiwnął głową Gino.
-Koncert charytatywny- rzuciła Leslie.-Stary, ty jesteś niesamowity!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top