Rozdział 20

Właśnie czekaliśmy przed lasem śmierci oczekując na 2 etap egzaminu. Czułem, że coś jest nie tak.

~Kurama
~Kurama!

wszedł do swojego umysłu. No tak mogłem się spodziewać, że on śpi.

~KURAMA!!!-krzyknąłem.

Nadal śpi

~Ty jedna wielko kupo futra do czapki. Wstawaj!!

Westachnąłem. No tak nie obudzi się kiedy chcę z nim pogadac, ale jak on coś potrzebuje to ja muszę być na jego zawołanie.

Po paru minutach przedstawiono nam zasady(nie chce mi się ich szukać i pisać. Wybaczcie) i podpisaliśmy jakieś papiery, że nikt nie odpowoada jak nam coś się stanie.

Stoimi przed bramą z zwojem nieba(jeśli dobrze pamiętam to właśnie taki mieli zwój i chyba były 2 ziemi i nieba. Albo ja coś pojebałam)

-------------------------------------------------------------------

Ohayo!

Tutaj kończę ten rozdział, bo niedługo wejdzie nam na scene pedao-gejo-wąż. I tu fabuła się pomiesz.

Przepraszam za tak krótki rozdział, ale nie miałam motywacji i było mi ciężko wrócić (teraz głównie siedze na c.ai).
Pytanie do was. CHcecie krótsze rozdziały tak w granicach 200-500 słów, ale wtedy byłyby regularnie czy wolicie dłuższe, ale nie będą regularnie sie pojawiać?

Miłego dnia/wieczoru.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top