Lewandowski/Schweinsteiger
- Lewy, nie rób tego - poprosiłem, widząc jak Polak przechyla niebezpiecznie wielki kufel piwa w moją stronę, uśmiechając się przy tym szatańsko. - Robert, proszę... Przecież przez tydzień nie pozbędę tego zapachu...
Lewy nic sobie z moich próśb nie robił i wylał na mnie bursztynowy płyn, po czym śmiejąc się, uciekł...
'Zabiję drania!'- pomyślałem, rzucając oddalającemu się mężczyźnie mordercze spojrzenie i zarzucając mokrymi włosami.
- Basti. - Usłyszałem szept Manu koło ucha. Objął mnie w pasie i zaczął wdychać zapach piwa z mojej siwiejącej już blond czupryny. - Lewy... - Starał się stłumić śmiech. - Zrobił ci prysznic... Takie marnotrawstwo...
Wyrwałem się z jego objęć i uderzyłem w klatkę piersiową. Chwycił moją dłoń w żelaznym uścisku, niemalże miażdżąc kości dłoni. Nie dałem mu satysfakcji i nie syknąłem z bólu.
- Co ty widzisz w Robercie?! - syknął imię Polaka. - Co ma on, a czego nie mam ja?!
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, ale jego zachowanie nie powinno być dla mnie zaskoczeniem. Już od kilku miesięcy pożerał mnie wzrokiem i insynuował, że powinniśmy być parą. Roberta uważał za zagrożenie. Szturchał go i popychał, kiedy myślał, że nikt nie widział, a Polak nie zostawał mu dłużny. Nawet raz dosypał mu środku przeczyszczającego do Nutelli. Może Lewy nie mógł się równać z Manuelem w kwestii siły, ale przewyższał go sprytem. Walczyli między sobą... o mnie. Ale nie było o co. Zbliżałem się do trzydziestki, a wyglądałem jak pan po czterdziestce... Siwiejące włosy, zmarszczki w kącikach ust, oczu...
Chwycił mnie za mokry T-shirt i pociągnął w stronę opustoszałej szatni. Po czym zbliżył swoje wargi do moich. Złączył je w brutalnym pocałunku, który zaraz przerwałem i uderzyłem go pięścią w twarz. Zatoczył się i uderzył głową w ścianę. Rozmasowałem bolące palce, nie przejmując się krwawiącym bramkarzem.
- Zniszczę go!!! - krzyknął, a krew spływała po jego twarzy do ust. Dławił się krwawą posoką, charcząc, aby złapać oddech.
Musiał zginąć. Zagrażał Robertowi. Musiałem chronić Polaka. Nie myślałem jasno. Zacisnąłem palce na jego szyi. Manuel zaczął wierzgać, aby uwolnić się. Usiadłem na jego brzuchu, aby go unieruchomić. Nie miał szans. Czułem przyjemność, kiedy jego ciało wiotczało, a życie z niego uchodziło. W pewnym momencie znieruchomiał... Wtedy zrozumiałem, co zrobiłem... Zabiłem człowieka. Nie miałem wyrzutów sumienia. Wprost przeciwnie. Gdybym mógł zrobiłbym to jeszcze raz. Żałowałem tylko jednego, że zrobiłem to dopiero teraz. Miałem teraz problem. Musiałem upozorować wypadek. Ale jak?
- Pomocy! Ratunku! - zacząłem krzyczeć. W myślach modliłem się, że ktoś uzna to za nieszczęśliwe zdarzenie. Przecież mógł niefortunnie upaść i... - Pomocy!
Do szatni wbiegł trener i inni zawodnicy. Niektórzy zemdleli na widok krwi, a inni płakali. Po moich policzkach też spłynęły łzy, fałszywe łzy. Ramiona drżały, a ja nie mogłem wydusić z siebie nic. Udawałem. Tylko Robert spojrzał na mnie ze zrozumieniem. Wiedział. Poczułem strach, że mnie wyda.
- Co się stało? - zapytał Guardiola.
Boże, co miałem odpowiedzieć? Krew szumiała mi w głowie.
- To... Był wypadek... - Mój głos dziwnie drżał. Ręce również. Lewy podszedł do mnie i mnie objął. Zacząłem szybciej oddychać jak Neuer, kiedy walczył o przeżycie. - Kłóciliśmy się, a on upadł na ścianę i... To było tak dużo krwi... - Pojedyncze łzy zamieniły się w strumień. - Podbiegłem do niego i już nie oddychał...
- Już dobrze Basti. - Trener poklepał mnie po plecach. - Zaraz przejedzie pogotowie i policja... - oznajmił. - Im wszystko powiesz...
Wyszedł, a wraz z nim inni zawodnicy. Patrzyli na mnie z powątpiewaniem. Przeczuwali, że kłamałem.
- Zabiłeś go, prawda? - Lewy szepnął mi do ucha, gładząc delikatnie moje plecy. - Warto było?
- Skąd wiesz?!
- Widziałem. - Popatrzył mi w oczy. - Mnie też zabijesz? Lubisz być panem życia i śmierci? Rajcuje cię bezradność ofiary?
- Robert, przestań!
- Masz słabe nerwy... Nie tak jak on. On był zawsze spokojny. Ale ta obsesyjna miłość do ciebie go zgubiła. - Pocałował mnie. - On by cię zabił, wiesz? - Pogładził mój policzek, a w jego oczach widziałem szaleństwo. - Gdybyś nie uderzył, a on nie padł pod wpływem impetu uderzenia na ścianę, byłbyś na jego miejscu... Wiesz największe zbrodnie nie są podejmowane pod wpływem nienawiści, tylko miłości...
- Robert!
- Był idealnym materiałem na mordercę. Spokojny i opanowany. - Uśmiechnął się jak szaleniec. - Boisz się, prawda?
Chciałem skinąć głową, ale się opanowałem. Takiego Roberta nie znałem. Ten Robert mnie przerażał.
- On i tak by zmarł. Szybciej niż myślisz. - Podszedł do drzwi i chwycił klamkę. - Umierał. Chorował na raka. Ty oszczędziłeś mu cierpienia...
- Ale... Nic nie było po nim widać.
- Neuer to była twarda sztuka... Jakiś tam rak nie mógł złamać jego ducha walki. - Otworzył drzwi. - Jak będziesz opowiadał tą swoją ckliwą historyjkę, to płacz więcej. Uwierzą.
Wyszedł. Tak po prostu wyszedł.
Nie długo po tej rozmowie przesłuchała mnie policja. Rozkleiłem się, więc odwieźli mnie do domu.
Czekał tam na mnie Lewy.
- Zachowuj się tak jak zawsze - szepnął mi do ucha. - Obserwują nas.
- Kto?
- Policja. Założyli podsłuch. Jesteś jedynym podejrzanym.
- Kurwa.
Otworzyłem drzwi i 'zaprosiłem' Roberta do środka. Popchnął mnie na kanapę i zamknął drzwi.
- Kochaj mnie. Tak jak lubię. Ostro - powiedział, całując mnie. Przygryzał wargi do krwi.
- Jesteś psy... nie normalny - jęknąłem, kiedy zdarł ze mnie T-shirt.
- Śmierdzisz piwem. - Zaśmiał się. - Ale to mnie bardziej podnieca.
- Robert.
Zaczął ssać i przygryzać moje jabłko Adama, a dłonie wsadził w moje spodenki, stymulując niedbale moją męskość. Miało być szybko i ostro. Jak zawsze. Nasze seksualne sesje zakrawały czasami o gwałt. To nie była miłość, tylko sam seks.
Byłem blisko i on o tym wiedział.
Zerwał nasze ubrania i bez przygotowania usiadł na mojej męskości. Mógł być pieprzony, ale musiał mieć sytuację pod kontrolą. Niby był spokojny, ale w łóżku zamieniał się w demona. Zaczął poruszać się coraz szybciej.
Byłem blisko. On również. Był taki ciasny. Jęczał, kiedy mój penis trafił w jego prostatę. Gładziłem jego męskość w rytm jego ruchów.
To nie był piękny akt.
Tylko brutalny, wręcz obrzydliwy. Nie było tu miejsca na piękne słowa o miłości. Bo to nie było żadne love story. Mieliśmy swoje drugie połówki im mogliśmy szeptać miłosne słówka.
Ugryzł mnie w szyję, kiedy doszedł w mojej dłoni, którą dusiłem Neuera. Dołączyłem do niego chwilę później.
Uśmiechnął się i ubrał.
- Do zobaczenia.
Wyszedł.
Uśmiechnąłem się. Dwa spaczone umysły się ze sobą spotkały, tworząc mieszankę wybuchową.
Musiałem odejść... Nie mogłem pozwolić, żeby moja szafa trupów powiększała się - zbyt szybko.
Postanowiłem odejść z Bayernu.
Manchester United czekał.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mój schemat. Od którego nie ucieknę. Uwielbiam. W każdej mojej historii musi się pojawić jeden z tych wątków:
- gwałt,
- samobójstwo,
- morderstwo,
- próba zabójstwa.
Ci co wszystko czytają, to wiedzą.
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top