Lewandowski/Reus part I

Nie wierzę... Wszyscy się miziają, a mnie to nawet nie zaprosili. Przecież jestem kapitanem tego zespołu... Brak szacunku... Złamali moje biedne, małe serduszko, które poszukiwało miłości. Wybiegłem z hotelu, wybierając numer do Manuela.

- Manu! - krzyknąłem. - Nie uwierzysz...

W słuchawce usłyszałem jakieś dziwne sapanie, które z całą pewnością nie należało do Neuera. Moje serce zaczęło szybciej bić. Ktoś nastawał na cześć i cnotę mojego obiektu westchnień.

- Gdzie jest Nutella?! - wrzasnął w oddali Manu.

Odetchnąłem z ulgą, był cały i zdrowy.

- Neuer, ogarnij się. Robert dzwoni - oznajmił mój rozmówca.

Z wrażenia prawie upuściłem telefon. Marco...

- To fajnie... Przekaż mu, że przeszkadza i niech zadzwoni jutro...

Manu mnie spławił. Mój przyjaciel. Moje zranione serduszko. Po policzkach spłynęły mi łzy. Nie mogłem powstrzymać szlochu. Dostałem dreszczy. Nikt mnie nie kocha. Anka woli bezglutenowe pierożki, Kuba obściskuje się z Łukaszem, a serce Manu bije dla Nutelli.

- Robert, dobrze się czujesz? - W głosie Marco słyszałem zmartwienie.

- Tak... - mruknąłem bez przekonania, wyjmując kluczyki do samochodu z kieszeni i wsiadając do auta.

- Lewy...

Rozłączyłem się. Oparłem głowę o kierownicę, pogrążając się w poczuciu beznadziejności. Musiałem się ogarnąć. Włożyłem kluczyk do stacyjki i ruszyłem z piskiem opon, aby jak najszybciej pojechać do domu Manu.

Mój telefon dzwonił kilka razy, ale przerywałem połączenie. Nie miałem ochoty rozmawiać z Marco... Chciałem skończyć w objęciach Manu, delektując się Nutellą...

Dwie godziny później

Zaparkowałem na podjeździe domu Manuela. We wszystkich oknach paliły się światła, a szyby niemalże pękały od nadmiernego hałasu. Skrzywiłem się to chyba było niemieckie disco polo. Do Marcina Millera to się nie umywało. To była profanacja hitu "Jesteś szalona".

Wysiadłem z auta i wszedłem do środka. Wszędzie walały się słoiczki po Nutelli. Parsknąłem śmiechem, ale kilka chwil później wcale mi nie było do śmiechu. Na kanapie leżał nagi Manu, a na nim Thomas i Mario. Całowali Niemca po całym ciele, a on błagał o więcej. Moje serce pękło, kiedy zauważyłem z jakim uwielbieniem na nich patrzył.

Po moich policzkach spłynęły łzy. Miałem ochotę krzyczeć, rzucać wszystkim w około. Osunąłem się tylko na ziemię, zagarniając w ramiona bezpański słoiczek Nutelli. Zacząłem zanurzać palce w czekoladzie i je oblizywać. Delektowałem się jej niebiańskim smakiem, rozumiejąc dlaczego Manuel ją uwielbiał. Powoli przyjemność mnie pochłaniała i miałem ochotę, aby ktoś zajął się mną tak samo jak gospodarzem, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Wszyscy byli zajęci sobą. Schweinsteiger trzymał Podolskiego za kolano i szeptał mu coś do ucha, a Oezil grał w rozbieranego pokera z Khedirą. Jednym słowem zostali zaproszeni wszyscy oprócz mnie, nawet Klose...

Rozpiąłem koszulę, bo zdecydowanie zrobiło mi się za gorąco. Przełknąłem ślinę, kiedy zobaczyłem Marco w samych bokserkach jak tańczy na stole, a Boateng chce włożyć mu rękę za gumkę majtek. To niesprawiedliwe. Wszyscy się sobą zajmują, a na mnie to nikt nie spojrzy. Co było ze mną nie tak? Wstałem i zatoczyłem się w kierunku Reusa. Wpadłem na niego i zepchnąłem ze stołu, upadając na niego.

- Robert...- wyszeptał, a jego oczy płonęły z pożądania. - Co ty tu robisz?

Zauważył łzy na mojej twarzy i uśmiechnął się smutno, patrząc na kanapę i podziwiając nagie ciało Manu pokryte malinkami i nasieniem.

Pocałował mnie.

Jego usta smakowały whiskey. Miałem ochotę je smakować całą wieczność, ale Marco nie był Manu. Przerwałem pocałunek i chciałem wstać. Uniemożliwił mi to, przewracając na bok i siadając na mnie okrakiem.

- Ktoś tutaj jest potrzebujący... - zaśmiał się, zdejmując moje spodnie i uwalniając moją spragnioną dotyku męskość. Wziął ją w usta i robił cuda swoim językiem. Jęknąłem.

- Manu, błagam...

Pieszczoty zostały przerwane. Spojrzałem Marco prosto w oczy. Płakał.

- To zawsze był on, prawda? - wysyczał.

- Przepraszam...

- To nie twoja wina.

Wstał.

- Marco, nie zostawiaj mnie! - krzyknąłem. - Proszę, nie możesz tak po prostu odejść...

Spojrzał na mnie i zauważył obok mnie pusty słoik po Nutelli.

- Boże... Robert, ile ty tego zjadłeś?!

Uśmiechnąłem się do niego.

Popatrzył na mnie z politowaniem...

Pomógł mi wstać i wyprowadził na zewnątrz.

- Gdzie idziemy?

Załadował mnie do samochodu i gdzieś zabrał.

Godzina później

Zatrzymaliśmy się przed jakimś domem.

- Witaj w moich skromnych progach - oznajmił, wyciągając mnie z samochodu.

Wtoczył mnie po schodach do sypialni.

- Marco, to boli... - wyjęczałem.

- Wiem, ale jak się prześpisz to będzie lepiej...

- Marco, pomóż... Ja już dłużej nie wytrzymam...

Po moich policzkach spłynęły łzy.

- Robert, oddychaj spokojnie. To tylko viagrę ktoś dodał do Nutelli. Zaraz ci przejdzie...

- Marco, weź mnie... Proszę...

- Nie. Jutro będziesz tego żałował...

- Marco...

Pocałował mnie, a ja wiłem się pod jego dotykiem, zapominając o całym świecie. Liczył się tylko ja i Marco. Po kilku minutach oboje szczytowaliśmy.

Rano

- Manu, nie łaskocz mnie - wyszeptałem sennie.

Drzwi zamknęły się z hukiem. Momentalnie się ocknąłem i zerwałem z łóżka.

- Marco, czekaj... Przepraszam... Nie chciałem! - krzyczałem, biegnąc za Niemcem.

Dogoniłem go w kuchni. Płakał.

- Robert, wyjdź! Było miło, ale się skończyło - powiedział drżącym głosem i rzucił mi ubranie.

- Marco...

- Wyjdź. Znasz mój adres. Wróć, kiedy zrozumiesz, że Neuer na ciebie nie zasługuje. A teraz wybacz... - Wypchnął mnie za drzwi, które szybko zamknął.

Usiadłem na schodach, ubierając się.

Niby wszystko było w porządku, ale czegoś mi brakowało...



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top