9. Coś innego, czyli recenzja World War Z

Znalazłam moją starą recenzję World War Z, a że jesteśmy na wattpadzie i wspominałam, że czasami w tej "książce" będą pojawiać się również recenzje, postanowiłam ją dodać. Zasady są wciąż te same :)

Jeśli chcesz możesz się wypowiedzieć. To, co przeczytasz niżej to wyłącznie opinia i masz prawo się z nią nie zgadzać. Komentarze są do twojej dyspozycji. Jeśli masz jakieś uwagi lub, wręcz przeciwnie, uważasz, że mam rację, powiedz o tym. Będziemy prowadzić wspólne dyskusje :)


Kiedyś, kiedy byłam chora, leżałam w domu przed telewizorem, zastanawiając się, co robić (to były jeszcze czasy, kiedy nie każde dziecko posiadało telefon) Wtedy też, akurat leciał ów film, World War Z. Jakieś trzy miesiące wcześniej był w  kinach, a że lubię tematykę zombie, z zainteresowaniem zaczęłam go oglądać. Możecie sobie sprawdzić, ile minęło czasu, odkąd widziałam tą produkcję, skoro film powstał w 2013 roku.

PAMIĘTAJCIE, ŻE TO BYŁO DAWNO, WIĘC MÓJ WARSZTAT PISARSKI NIE BYŁ NA NAJWYŻSZYM POZIOMIE. Czytać z wyrozumiałością :/

Wspomnę jeszcze, że w tamtym czasie, tego filmu czepiało się kilka osób na forach i ja sama też miałam kilka, jak nie wiele uwag, co do sensu niektórych scen. Niemniej jednak uznałam, że chciałabym mieć połowiczną opinię. W dalszej części recenzji pojawiają się więc plusy (*) i minusy(-).

Ogólnie - nie przeszkadzają mi zombie. Wręcz przeciwnie z udziałem żywych trupów można stworzyć naprawdę fajne filmy, seriale (np: The walking Dead), czy gry (np: Dead Island, The Walking Dead itp.) Może i stają się tak popularne jak wampiry i wilkołaki, ale przynajmniej jeszcze nie robią z nich tylu romansów (wyjątkiem jest Wiecznie Żywy, ale ten film nie był nawet aż tak zły). Zombie nadal są postrzegane jako trupy, które atakują, zabijają, a także robią sobie gulasz z ludzi.

Akcja World War Z rozpoczyna się w zwykły dzień na zakorkowanej ulicy. (Przedtem zostaje nam przedstawiony główny bohater - Garry, wraz z rodziną - żoną i dwiema córkami. No wiecie, typowa kochająca się rodzinka). Wtedy nagle zaczyna się epidemia na całym świecie!

- tu moim zdaniem powinien być minus, bo mało prawdopodobne, że epidemia na całym świecie wybuchnie w około trzydzieści sekund. (Zanim fani tej produkcji mnie zlinczują, pamiętajcie ile miałam wtedy lat. Oglądając film, nie zagłębiałam się dokładnie w jego opisy, nie szukałam po całym internecie recenzji, czy wyjaśnień każdej minuty. Może zaraza pojawiła się na początku w kilku miastach lub państwach, ale ja, jako młody widz, który skupiał się wyłącznie na obrazie i dźwięku, właśnie tak to odebrałam. Epidemia na całym świecie!)

* nie zapominajmy o dobrych stronach. Podobało mi się jak mężczyzna zmienił się w zombie i ciężarówka lub tir jechała pod prąd przez korek samochodów. Ciekawie wyglądały również ujęcia z daleka, gdy zombie biegły, poruszając się większą grupą.

- jeszcze jeden minus za to, że ci, co pisali scenariusz poszli na łatwiznę. Stworzyli głównego bohatera, który biegle posługiwał się bronią, a także doskonale wiedział, co powinien robić w podobnych, krytycznych sytuacjach. Pomyślcie, jak bardzo ekscytował mnie film, skoro główny bohater Garry wszystko umiał i cały czas chwalili go, że był najlepszy. Mogli wziąć przeciętnego faceta, który, kolokwialnie mówiąc, sikałby ze strachu, widząc pierwszy raz zombie, a nie kogoś kto na widok żywego trupa robi poker face'a i mówi coś w stylu "wiem, że to niebezpieczne, więc zabierzmy tego campera i jedzmy. Obronię cały świat"

- rodzina Garry'ego została pokazana na początku i to było fajne, budowało między odbiorcami, a bliskimi mężczyzny więź, aby nam również na nich zależało . Zwłaszcza jak Garry musiał odnaleźć dla swojej córki inhalator. Miało się wrażenie, że dla mężczyzny rodzina była naprawdę ważna i przez cały film będzie starał się ją ochraniać. Szkoda tylko, że chwilę później zostają zepchnięci na drugi, albo nawet trzeci plan i są pokazywani ze cztery razy! I po co film ma budować relacje, skoro odbiera nam bohaterów, do których "chyba" mieliśmy się przywiązać... Jeszcze, żeby zrobił to subtelnie...

No, ale dobrze. Zamiast skupiać się na samym początku, przejdźmy dalej. Po wybuchu epidemii i bardzo ogólnym sprawdzeniu, co i jak, przed ekran wkracza ONZ, która zawiera z Garry'm umowę. Jest tak komiczna, że aż przytoczę ją w formie nieco zmodyfikowanego dialogu:

Ważny facet: Albo poszukasz jakiegoś wyjścia, albo wypad ze statku. Los twój i twojej rodziny interesuje nas tylko dlatego, że jesteś nam potrzebny. Kiedy przestaniesz, możesz zacząć uczyć swoje dzieci pływać. Mam nadzieję, że lubią towarzystwo żarłaczy białych.

G. Bohater: O nie! :( W takim razie chyba nie mam wyjścia. Jeśli tak stawiacie sprawę to okej.

Jasne. Rozumiem, bohaterowi zależało na rodzinę. Popatrzmy tylko na jedną ciekawą rzecz. Odkąd znaleźli się na statku (no bo ONZ zabrało Garry'ego i jego familię na statek, tak zapomniałam wspomnieć chyba) wszyscy powtarzali, że był żołnierzem, dobrym wojownikiem, czy kimś w tym rodzaju. Uznali, że bez niego nie daliby sobie rady. Skoro tak, czy nasz INTELIGENTNY do bólu Garry nie mógłby pomyśleć o targowaniu się?! W końcu to oni go potrzebowali, to oni zabrali go na statek i chcieli, aby rzucił się w wir wydarzeń. Czy to nie skłoniło go do myślenia czegoś w stylu: "Hej. Potrzebują mnie. Czemu by tego nie wykorzystać, aby zapewnić mojej rodzinie coś lepszego niż tylko pewność, że nie skończą w morzu?"

No, ale zostawmy biednego Garry'ego. Wracajmy do historii zombie...

Po tym, jak umowa została zawarta, bohater wyruszył z "drużyną pierścienia", bo inaczej nie da się tego nazwać, do jednej z baz, gdzie ponoć wybuchła epidemia. Niestety okazało się to nieprawdą.

- no i tu perełka największych minusów. Jeden z badaczy był tak zręczny, że poślizgnął się i SAM siebie zastrzelił... To chyba nawet nie zasługuje na komentarz. Kiedy ktoś, podczas apokalipsy zombie umiera, bo "sam się postrzelił" nie da się go żałować. To prędzej wywołuje salwy śmiechu, lub, jak w moim przypadku, konsternację i zażenowanie niż smutek.

* sceny w bazie wyglądały naprawdę dobrze. Zwłaszcza jak Garry rozmawiał z jednym z mężczyzn w klatce, który z grobowym wyrazem twarzy mówił coś w stylu "usuń zęby. Bez zębów nie będą gryźć", a potem "dlaczego tamci budowali mury, a skończyli akurat tydzień przed apokalipsą?". To moje ulubione zdania w filmie.

Po wizycie w bazie nasz główny bohater opuścił ją wraz z innymi na rowerach. Oczywiście z racji, że powiedzieli, iż powinni być cicho, bo zombie reagowały na hałas, musiał być jakiś niespodziewany zwrot akcji. Czym był ten niespodziewany, szalony zwrot? A mianowicie jego żona zaczęła dzwonić...

- - ja rozumiem, naprawdę rozumiem, że kobieta chciała upewnić się, że jej mężczyzna wciąż żył, ale serio... czemu zaczęła dzwonić skoro wiedziała, że jej mąż poleciał na misję, na której co dwadzieścia sekund będzie walczyć z rozjuszonymi trupami?! Raczej taka sytuacja nie sprzyja romantycznej konwersacji!

Garry'emu udało się przeżyć (no dziwne skoro taki był z niego weteran wojenny), więc poleciał do państwa, czy tam miasta za murem, którego nazwa mało mnie obchodziła :/. Głównie chodziło o to, że przebywało tam dużo ludzi, którzy żyli w spokoju, bez obawy przed zombie. Oczywiście jako, że World War Z jest filmem akcji, (bo horroru tam praktycznie nie ma wcale. Zresztą ja mam zawsze logikę, że film nie jest tak naprawdę horrorem, jeśli po prostu twórcy ściszają wszystkie dźwięki i po chwili coś wyskakuje. Tak nawet bajka dla dzieci może przerazić) tam również musiało się coś stać. Ludzie śpiewali i cieszyli się, że byli bezpieczni. Przypadkiem robili to jednak na cały regulator, więc zombie dostały szału i zrobiły piramidę, żeby przejść przez mur...

* bardzo podobało mi się to, jak zombie się wspinały. Wydawały się przez to inteligentniejsze, choć tak naprawdę po prostu chciały za wszelką cenę dotrzeć do celu, wspinając się na siebie nawzajem i tworząc żywą drabinę.

* nawet dobrze wyglądał sam mur. Skojarzył mi się trochę z mniejszą wersją tego z Gry o tron.

* pomimo, że ludzie bezmyślnie zaczęli śpiewać, pokazało to, że tworzyli wspólnotę, a także, że umieli zjednoczyć się w obliczu tak bliskiego niebezpieczeństwa.

- dlaczego Garry nie mógł od razu powiedzieć, że zombie reagowały na hałas? Wystarczyłoby, że zabrałby komuś mikrofon i wrzasnął "cicho być. Zombie reagują na hałas!"

No i, jak już wspomniałam, zombie dostały się za mur, a do Garry'ego powoli zaczeło docierać, że żywe trupy niektórych nie atakowały. W międzyczasie obciął też rękę kobiecie, którą ugryzł zombie i razem uciekli do samolotu. W połowie podróży okazało się jednak, że na pokład wdarł się zombie, który ugryzł stewardesse, a potem pasażerów z jednej klasy.

********** ten fragment był według mnie świetny. Garry widział, że w drugiej klasie wszyscy zamieniali się w zombie i rozumiał, że jeżeli tylko ktoś się odezwie, niechybnie zginą. Nie mogli zrobić nic, poza jako takim odgrodzeniem się od zagrożenia. Po cichu wszyscy zebrali więc bagaże, tworząc z nich piramidę. Niestety w ostatniej chwili ktoś coś upuścił i horda trupów rzuciła się w ich stronę. No, przynajmniej próbowali.

Garry w ostatniej chwili cisnął granatem, przez co w samolocie stworzyła się dziura, przez którą wypadały zombie. Niestety samolot się rozbił, co skutkowało tym, że nasz bohater miał w brzuchu pręt. Razem ze swoją nową znajomą, której obciął dłoń, udali się do szpitala, gdzie i tak planowali iść. Tam do Garry'ego dotarło, że zombie reagowały na stan ludzi. Aby je ominąć trzeba było być chorym, gdyż słabszych osobników nie atakowały.

Przypadkiem wszystkie "choroby w próbówkach" (swoją drogą zastanawiający motyw) były w skrzydle opętanym przez zombie (nie ma to jak żyć z zombie za ścianą). Poszli więc tam i ostatecznie naszemu bohaterowi udało się dostać do pomieszczenia z chorobami. Zaraził się jedną z nich, a następnie wystawił na konfrontację z zomnie. Te go nie widziały, dzięki czemu Garyy od tak, bezpiecznie wrócił do reszty. Na koniec cały świat "wszczepił" sobie choroby i powoli zaczął walczyć z zombie.

- dlaczego minus na koniec? Jeśli ktoś oglądał film, niech zrobi mi przysługę i policzy ile dni ( bo na pewno nie tygodni) minęło od wybuchu epidemii do jej końca. Film opowiadał dosłownie o kilku DNIACH. W tym czasie nasz wielki bohater wydedukował, czym była epidemia i jak przeżyć okres jej trwania. Nie dość, że zombie powstały w kilka chwil to kilka chwil zajęło ich zwalczenie. No, może nie zostało dokładnie określone, ile czasu po odnalezieniu anty-chroniącego leko-zarazku trwała walka z zombie, ale proszę... Cała panika trwa kilka dni! (podobnie jak moja matura XD)

Pomimo wszystko film World War Z nie był, a raczej wciąż nie jest, taki zły. Bardzo dużo pracy włożono w efekty specjalny, jak również scenerię. Ujęcia z daleka są świetne zwłaszcza, gdy na ziemi jest bardzo dużo zombie lub uciekających ludzi. Fabuła, pomimo lekkich niedociągnięć nie jest zła. Wątki z rodziną Garry'ego pokazują, że ten bardzo troszczył się o swoich bliskich.

Myślę, że nawet warto obejrzeć ten film :) Jeśli nie dla fabuły, to z ciekawości i dla kilku naprawdę imponujących ujęć.

Pamiętaj: Jeśli uważasz, że nie poruszyłam jakiejś kwestii, która szczególnie cię interesuje, napisz o tym w komentarzach. Z chęcią dodam coś jeszcze. Jeśli natomiast sam tworzysz coś z motywem magii w tle, wypowiedz się jak ty to widzisz :) Podyskutujemy :D

Pozdrawiam Cherrich

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top