Rozdział 4.

Snow

Miniaturowy Aziel był głodny jak wilk i miał pełnego pampersa, którego musiałam usunąć w pierwszej kolejności. Podniosłam malca z łóżka i przeniosłam go na przewijak, gdzie sprawnie go rozebrałam, wytarłam i posmarowałam kremem. Przez cały czas miał zmarszczone brewki i złą minkę, ale nie płakał, bo był w centrum zainteresowania. Założyłam mu pieluszkę, by przez chwilę poczuł więcej swobody, a potem chwyciłam go w ramiona i wróciłam do łóżka, na którym wygodnie się umościłam. Wyciągnęłam przed siebie nogi, rozchyliłam szlafrok i przystawiłam synka do piersi. Nie czekał na dodatkową zachętę i od razu przyssał się łapczywie do swojej osobistej mleczarni.

Mój mąż przez cały ten czas stał w miejscu, pomiędzy przewijakiem a łóżkiem i gapił się na nas jakbyśmy byli czymś, czego nie potrafił zrozumieć. Był skołowany, ale i miałam wrażenie, że jego twarz złagodniała i zagościło na niej coś ciepłego. Nie uśmiech, ale takie nieznaczne uniesienie jednego kącika ust.

— Jakie to uczucie? — zapytał.

Podszedł do nas i usiadł obok, tak blisko by widzieć rumianą buźkę naszego synka. Co ciekawe Aire zamiast — tak jak miewał w zwyczaju — jeść z zamkniętymi oczkami, rozglądał się z ciekawością po całym pokoju. Jego zielone oczęta taksowały nawet przez chwilę Aziela, który odwzajemnił to zainteresowanie z krzywą miną. Na szczęście nie przestraszył młodego.

— Mówisz o tym, że ciągnie mleko? — Aziel potaknął, nie odrywając spojrzenia od Aire. — Ciężko powiedzieć, to dość dziwne, bo... Hm, bo lubię stymulację piersi i jest to dla mnie źródło przyjemności a w tym przypadku bardziej mnie to boli. Też zależy od dnia, pierwsze były okropne, bo miałam bardzo opuchnięte sutki i w ogóle była tragedia. — Westchnęłam, pocierając palcem wskazującym policzek synka, więc przeniósł uwagę na moją twarz. — Tak było, co? — powiedziałam do niego. — Ty byłeś głodny a mama histeryzowała, że bolały ją piersi. Płakała razem z tobą, co? Taka była ta mama. Taka.

— Nie powinno tak być — podjął Aziel — ale gdy się na nim skupiasz i mówisz tym dziwnym, zdeformowanym głosem wyglądasz cholernie seksownie.

Zmarszczyłam brwi, czując delikatne drżenie w dole brzucha i uniosłam głowę, by spojrzeć mu w oczy. Był całkowicie skoncentrowany na mnie. Na mojej twarzy.

— W ogóle ty jako matka... To w jakiś popieprzony, niewytłumaczalny sposób mnie satysfakcjonuje. — Przez kilka sekund byłam pewna, że widzę w jego oczach szczęście. Zapewne było to jakieś zamroczenie w moim umyśle. Zniknęło szybciej niż się pojawiło, bo nagle, ni stąd ni z owąd jego spojrzenie wypełnił mrok i gniew. — Nienawidzę tego, że nie byłem przy każdym etapie. Nie widziałem, jak się zmieniasz, jak przybierasz na wadze, jak twój brzuch staje się coraz większy i całe twoje ciało się po prostu zmienia. — Odwrócił wzrok. — To kurewsko niesprawiedliwe, Snow. Cholernie chciałem to widzieć.

Poczucie winy? O nie, nie. Nie tym razem.

— Byłam jak Amo, tak samo grubłam, narzekałam i chodziłam jak kaczka.

Aziel prychnął.

— To nie o to chodzi. Widok kobiety w ciąży... Jasne, praktycznie każda prawidłowa ciąża wygląda tak samo, ale tu chodziło o ciebie. O moją żonę. O moje dziecko. Chciałem widzieć ten proces u ciebie i przeżyć go z tobą. — Ostatnie zdanie wypowiedział chwytającym za serce szeptem, przez który zrobiło mi się niedobrze. — Przy kolejnym dziecku nie opuszczę cię na krok — dodał jeszcze.

— Kolejnym dziecku? — powtórzyłam z niedowierzaniem, wpatrując się w jego poważną twarz. — Nie wiemy, czy nadajesz się na ojca dla jednego a ty już wyskakujesz z drugim?

Wzruszył ramionami. Jasne, bo przecież to wszystko jest tak banalnie proste.

— Ważne żebyś ty była dobrą matką.

Na moment zamarłam. Co on tak właściwie właśnie zasugerował?

— A ty to niby co?

— Ja się nauczę. Pokażesz mi jak nie być gównianym rodzicem i przejdziemy przez to wszystko razem. Jeśli jedno z nas potrafi, drugie się nauczy.

Miałam ochotę bezlitośnie roześmiać mu się w twarz, ale się powstrzymałam. Szczerość i determinacja w jego oczach były ujmujące, ale też najzwyczajniej w świecie dziwne. Kim był ten mężczyzna? Co próbował ugrać?

Aire przestał jeść więc ostrożnie odsunęłam go od piersi i już miałam go podnieść, by przytulić go i poklepać po pleckach by mu się odbiło, gdy drzwi do sypiali otworzyły się na oścież. Poprzedziło to oczywiście delikatne pukanie, ale myślę, że Aziel nawet tego nie zarejestrował. Wstał na równe nogi i zakrył mnie i Aire swoim napiętym ciałem.

— Przyniosłem śniadanie — powiedział ostrożnie Vesper.

— Snow karmi — odparł mu mój mąż.

Gdybym miała zgadywać, strzeliłabym, że jego ton wyraża czystą, niczym niezmąconą chęć mordu. Bardzo bym nie chciała aby mój przyjaciel nadział się na pięść mojego męża, który nie zrozumiał jeszcze jak bardzo zażyła była nasza przyjaźń. Ves masował mi stopy, mył włosy, nosił mnie na rękach i przytulał, gdy płakałam. Był moim najprawdziwszym z prawdziwych przyjacielem. I Aziel będzie musiał się z tym jak najszybciej pogodzić.

— Vesper nie ma problemu z moimi piersiami — odezwałam się. — Usiądź, Aziel.

— Co to, kurwa, znaczy? — uniósł się, odwracając napięte ciało w moją stronę.

Przez chwilę mierzył mnie wściekłym wzrokiem, a ja to wytrzymywałam, by Ves mógł położyć tacę ze śniadaniem obok przewijaka i wyjść. Gdy zamknął drzwi uniosłam Aire i przytuliłam go do swojej roznegliżowanej klatki piersiowej i zaczęłam powoli masować mu plecki.

— Usiądź — powtórzyłam spokojnie.

Miałam lekki ubaw z żyłki, która pulsowała na jego czole. Nawet chyba powieka mu drżała w lewym oku. Zabawne.

— To normalne u was? Ty półnaga z cyckami na wierzchu a on wchodzi i wychodzi i to jest, kurwa, twoim zdaniem w porządku?

Był wściekły. Naprawdę wściekły.

— Usiądziesz na dupie, czy nie?

Do trzech razy sztuka, prawda? Prawda, bo zacisnął zęby i rzeczywiście w końcu posadził tyłek na materacu. Nie zmieniło to jego nastawienia, bo nadal para szła mu z uszu. I nawet dostał wypieków. Matko jedyna, co za osioł!

— Ja i Vesper jesteśmy bliskimi przyjaciółmi — oznajmiłam spokojnie. — Był ze mną przez cały ten rok, wspierał mnie, pocieszał i pomagał mi w najgorszych rzeczach. Sprzątał moje wymiociny, mył mi włosy, masował moje spuchnięte stopy i każdego dnia przytulał mnie, gdy tego potrzebowałam. Nie jest dla mnie pracownikiem. Jest przyjacielem.

Aire czknął, a potem ziewnął, więc ostrożnie go od siebie odsunęłam, odwróciłam przodem do Aziela i ułożyłam go na swojej klatce piersiowej. Jedzenie jak zawsze potwornie go zmęczyło więc spokojnie leżał i rozglądał się po pokoju. Nawet nie wierzgał nóżkami, taki był wykończony.

— Ufam mu i ty też powinieneś. To, że widział moje piersi to nic osobistego. Jestem matką karmiącą i to nic nadzwyczajnego by wyciągnąć przy nim pierś i dać dziecku jeść. Rozumiesz to, prawda?

Aziel patrzył na mnie jak na idiotkę. Na mnie a potem na mojego synka, ale tutaj już bez reprymendy w spojrzeniu. Po prostu spoglądał na niego z zaciekawieniem.

— Wkurwia mnie to, że widział twoje cycki. Wkurwia mnie to, bo należą do mnie. Ty jesteś moja. Wszystko, co z tobą związane jest moje. Kurwa, Snow, mam ochotę go zabić za to, że widział te fragmenty ciebie, które są tylko moje. A jak dołożę do tego fakt, że przez jebane cztery miesiące to jego Azaire uważał za ojca... Rozpierdala mnie. I to, że był i jest ci tak bliski, jak ja nigdy nie byłem. Nienawidzę tego.

Zacisnął dłonie w pięści i przycisnął je do skroni. Zamknął też oczy i zacisnął szczęki. Złość i frustracja wręcz z niego parowały. Ale mylił się.

— To bzdura — powiedziałam. — Jest mi bliski, obecnie dużo bliższy niż ty, to fakt. Jednak to ostatnie zdanie, że jest mi tak bliski jak ty nigdy nie byłeś to pieprzona bzdura. Bo to ciebie kochałam, ciebie opiekowałam i u ciebie szukałam schronienia zanim mnie wyrzuciłeś.

Opuścił ręce, rozluźnił szczękę i spojrzał na mnie spod byka. Jakbym go uderzyła wręcz.

— Nienawidzę gdy mówisz, że cię wyrzuciłem.

— Ja nienawidzę, że to zrobiłeś. Więc nie płacz nad rozlanym mlekiem tylko je posprzątaj.

— Jak?

Odniosłam wrażenie, że pytał w pełni szczerze.

— Na początek zmień nastawienie do Vespera. I podaj mi jedzenie, bo jestem głodna.

Aziel westchnął niemal męczeńsko, ale już nic nie powiedział. W pewnym sensie imponowało mi to, że mówił, co czuje i potrafił mnie wysłuchać. Nie był tak autorytarny i zadufany w sobie jak rok temu i wcześniej. Zmienił się i to było widać, ale to jeszcze o wiele za mało, bym rozmarzyła się o normalnym związku. Zatliła się maleńka nadzieja, ale nie miałam zamiaru jej pielęgnować by urosła w płomień. Zbyt wiele razy się sparzyłam by teraz tak łatwo wejść w to samo błędne koło.

Mój mąż podniósł się z miejsca z ociąganiem, skierował się po jedzenie, przyniósł je, postawił na stoliku nocnym i ku mojemu zdziwieniu wszedł na łóżko, by usiąść obok mnie w tej samej pozycji. Odetchnął głęboko, a potem spojrzał na mnie w tak ujmująco bezbronny sposób, jak jeszcze nigdy. Aż na moment straciłam oddech.

— Nigdy w życiu nie trzymałem tak małego dziecka — powiedział, zrzucając całkowicie poprzedni temat rozmowy. — Alvie dopiero jak zaczęła być stabilna i umiała się poruszać, ale...

— Chcesz potrzymać mojego chłopca?

Gdyby wzrok mógł razić prądem, spojrzenie Aziela mocno by mnie teraz sponiewierało. Na szczęście nie mogło a ja uodporniłam się na jego humory.

— Naszego chłopca. To nasz syn. Mój i twój.

Szorstkość w jego głosie wydała mi się jednocześnie ujmująca i zabawna. Postanowiłam skorzystać z jego chęci i podać mu Aire na czas, gdy będę jeść. W takiej sytuacji niechęć i żale powinnam odstawić na bok, bo mimo wszystko bardzo bym chciała by Aire i Aziel stworzyli więź. Może my nigdy nie będziemy wspaniałym, zgodnym i bajkowym małżeństwem, ale oni mogli być wspaniałymi kompanami. Bardzo bym tego chciała. Bo chciałabym wszystkiego co najwspanialsze dla mojego synka, a dwójka kochających go rodziców to najczystsza wspaniałość dla takiego brzdąca.

— No dobrze, wolisz go ululać czy po prostu przytulić? Albo może obniż się bardziej a ja położę go na tobie na brzuszku, żeby się w ciebie wtulił.

Bez słowa obniżył pozycję a ja ostrożnie ułożyłam na jego twardej piersi Aire. Główkę od razu obrócił w moją stronę i, co bardzo rzadkie, uśmiechnął się patrząc mi w oczy. Nie mogłam się powstrzymać i pochyliłam się do jego pucołowatego polika i ucałowałam go z całą miłością, jaką do niego żywiłam.

— Kocham cię najbardziej na świecie, moja żabko. — Jeszcze buziak w nosek. — Jesteś taki rozkoszny, że mogłabym cię zjeść.

Posłałam mu ostatni uśmiech i wyprostowałam się, a potem zmieniłam pozycję by siedzieć przodem do niego. Owinęłam się szlafrokiem, sięgnęłam po tacę i bez ogródek zatraciłam się w pysznym śniadaniu, które zrobił Ves.

— I jak tam? — zapytałam swobodnie, popijając jedzenie ciepłą herbatą z miodem. — Czujesz jakąś więź? Czy tacy ważniacy nie czują nic nawet do swoich dzieci?

Kolejne uderzająco miażdżące spojrzenie spoczęło na mojej twarzy. W czasie gdy jadłam Aziel objął Aire ogromną dłonią, a on rozłożył rączki na boki i zasnął. Najwidoczniej czuł się w ramionach ojca bezpiecznie. Na szczęście.

Nim mój mąż przetrawił moje pytanie i ochłonął, ja skupiłam się na jego dłoni. Na smukłych palcach pokrytych tuszem, obrączce i tym, jak naprawdę ogromna była ta dłoń leżąc na pleckach Aire. Wzbudzało to we mnie dziwne emocje, jakby pomieszanie rozczulenia i pragnienia. Ta nieprzeciętna delikatność i bezbronność mojego chłopca raz surowość i siła męża.

— Nie mam pieprzonego pojęcia jak odczuwa się taką więź, bo jak pamiętasz, nie miałem okazji jej doświadczyć. Jeśli to ma jakieś znaczenie, to moje serce zapierdala jak dzikie i jedyne, o czym myślę w kwestii tego dziecka to to, że zmiażdżę każdego, kto choćby krzywo na niego spojrzy.

— Ty masz w ogóle serce?

— Wcale nie jesteś zabawna.

Uśmiechnęłam się złośliwie.

— To nie miało być zabawne, Aziel. Nie sądziłam, że coś może przyspieszyć bicie twojego serca. Byłam pewna, że to martwy narząd w twoim ciele.

Mój małżonek przewrócił oczami, uniósł drugą dłoń i ostrożnie z niebywałą delikatnością zaczął głaskać główkę naszego synka. Nie wiem na ile miała to być pokazówka, a na ile naprawdę czuł potrzebę by tak czule go dotykać, ale byłam pod wrażeniem.

— Dopóki tutaj nie przyjechałem moje martwe serce biło szybciej tylko dzięki tobie — rzucił od niechcenia, spoglądając na mnie wyzywająco. — Teraz mam dwie osoby, dzięki którym odczuwam cokolwiek więcej niż gniew.

To wyznanie odrobinę ukruszyło mur, który pomiędzy nami wybudowałam.

— Kiedy twoje serce biło przeze mnie szybciej poza chwilą, gdy byłeś pewny, że zginęłam w domku w lesie?

Cały klimat poszedł się paść, gdy tylko nawiązałam do tej przeklętej nocy. Aziel zacisną szczękę a jego spojrzenie spowił mrok, którego nie sposób było nie zauważyć.

— To był jedyny moment w moim pieprzonym życiu, w którym to jebane serce przestało bić, Snow. I gdybyś wtedy zginęła... Byłbym kurewsko szczęśliwy gdyby moje serce już nie ruszyło.

Przełknęłam kęs bajgla i nieelegancko otarłam usta grzbietem dłoni. Patrzyliśmy na siebie w ciszy przez kilka sekund, aż w końcu Aziel spuścił wzrok na główkę Aire i zacisną powieki.

— Nie chciałbyś żyć beze mnie? — zapytałam ostrożnie.

— Nie — odpowiedział od razu. Bez zastanowienia.

— A jednak przez rok żyłeś.

Prychnął.

— Co innego żyć ze świadomością, że nie ma cię na kilka miesięcy a co innego, gdybym miał już nigdy więcej nie zobaczyć twojego uśmiechu, Snow. Nie potrafiłbym żyć ze świadomością, że twoje serce przestało bić. — Uniósł przepełniony mrokiem wzrok na moje oczy. — Nie chcę życia w którym cię nie ma, Śnieżynko. Odkąd cię zobaczyłem nie mogłem przestać wracać do ciebie myślami, a odkąd cię poślubiłem... Życie bez ciebie nie miałoby najmniejszego sensu.

Moje serce rozbudziło się do życia z niewyobrażalną mocą. Poczułam jak moje dłonie drżą, a zaraz po tym moje oczy zrobiły się mokre i zaczęły piec. Chciałam... Nie wiem, co chciałam. Ale to wszystko... Ja... To mnie przerosło. Jego słowa wypowiedziane z tak chwytającą za serce szczerością, te ogromne zielone oczy pełne determinacji... Nie, odbijało mi.

Odetchnęłam, odłożyłam tackę na stolik a potem zeszłam z łóżka. Stałam na drżących nogach i nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Moje serce krzyczało: „Nadal go kochasz!" a mój mózg alarmował odwrót. Powinnam uciec, odetchnąć a potem zalepić to pieprzone pęknięcie w murze, który pomiędzy nami stał. Ale nie mogłam, gdy patrzyłam na tego niebezpiecznego dupka bez uczuć, który tulił do serca moje małe, najpiękniejsze i najsłodsze, niewinne dzieciątko. Chciałam płakać. Ale bardziej zniknąć.

Odwróciłam się na pięcie, by opuścić ten cholerny pokój i już złapałam za klamkę, ciesząc się, że zaraz nabiorę w płuca uspokajający oddech, gdy Aziel postanowił zrzucić na mnie emocjonalną bombę.

— Snow?

Przełknęłam ślinę i otworzyłam zamaszyście drzwi.

— Tak?

— Zrobię wszystko, by jeszcze choć raz usłyszeć, jak mówisz, że mnie kochasz.

Moim ciałem wstrząsnął szloch. W ostatnim momencie wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi. A potem rozpłakałam się jak dziecko. I to nie dlatego, że Aziel był taki przekonująco bezbronny. To dlatego, że wypełnił mnie paniczny strach, że to co daje mi w tej chwili mogłoby się okazać tylko zasłonką, którą mnie zmanipuluje. A ja tak cholernie chciałabym go właśnie takiego — czułego i dobrego. Z sercem na pieprzonej dłoni.  

____________

Twitter: #WCWTKfem 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top