Prolog

12 miesięcy wcześniej, Grecja

Snow

Powietrze było chłodne, lekki wiatr smagał moje zaczerwienione policzki, a słońce chyliło się ku zachodowi. Było cicho i spokojnie, a mój płacz powoli ustawał. Byłam w Grecji. Konkretniej w małym urokliwym miasteczku o nazwie Argostoli, w którym wczoraj wynajęłam dom dla siebie i Vespera. Miałam się spakować na wyjazd do Australii, ale nie miałam zamiaru wypełniać niczyich rozkazów. Bardzo sprawnie przelałam pieniądze na moje stare, od miesięcy nieużywane konto bankowe i zajęłam się planowaniem swoich rocznych wakacji z dala od dupka, którym był mój małżonek oraz jakiejkolwiek kontroli. Skoro zmusił mnie do wyjazdu, niechaj cierpi z powodu niewiedzy.

— Snow? — odezwał się niepewnie Vesper, podchodząc do mnie. W dłoniach trzymał dwa kubki z parującą herbatą. — Pięknie tu, co? Myślę, że jak zacznie się robić ciepło, będzie można żyć samym napawaniem się widokami.

Odebrałam swój kubek z herbatą i wpatrzyłam się w rozciągający się przede mną widok na kolorowe budowle na tle malowniczej wody i wzniesień. Bajeczność tego miejsca przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Nie żałowałam swojej decyzji nawet przez moment.

— To jaki mamy plan na ten rok, szefowo?

— Nie mamy żadnego. — Spojrzałam na Vespera z lekkim uśmiechem. — Musimy się tylko upewnić, że mój mąż dupek nas nie znajdzie.

Ochroniarz w odpowiedzi parsknął śmiechem. Mnie nie było do żartów. Byłam zdeterminowana i gotowa na zabawę w kotka i myszkę.

Aziel

Manchester

Chodziłem od ściany do ściany, rwąc sobie włosy z głowy i nie mogłem się uspokoić. Nie mogłem się skupić, nie mogłem myśleć i nie mogłem, kurwa, oddychać. To mnie przerastało. Życie bez niej nie miało już dla mnie żadnego sensu. A jednak doprowadziłem do tego, że wyjechała. Byłem takim skończonym idiotą. Pieprzonym tchórzem. Kompletnym debilem! A na domiar złego nie dotarła do tej zasranej Australii. Nie poleciała do niej. Wykiwała mnie i to doprowadzało mnie na skraj psychicznego wyczerpania.

Spodziewałem się wiele, naprawdę wiele, bo zdążyłem się przekonać, że moja żona potrafiła mi dopiec, ale to, że nie dotarła do wynajętego przeze mnie domu? Nie poleciała moim samolotem? To mnie rozrywało od środka. Cała rozmowa, jaką odbyłem ze zdenerwowaną właścicielką domu, który wynająłem sprawiła, że mój świat się załamał. Dlaczego nie dotarli na miejsce? Dlaczego Vesper nie powiedział mi, że nie trafią do miejsca, które opłaciłem? Dlaczego życie bez niej było tak kurewsko bezsensowne i trudne?! Nie było jej trzy dni. TRZY. A ja już wariowałem.

Wybrałem numer Vespera po raz kolejny i po raz kolejny nie odpowiedział. Zatrzymałem się przy regale z książkami i z frustracji uderzyłem pięścią o rząd książek, które niebezpiecznie zadrżały. Miałem dość tej niewiedzy. A minęły zaledwie siedemdziesiąt dwie godziny! Jak ja miałem przeżyć cały rok? Nie mając pojęcia, gdzie ona jest?

Mój telefon zawibrował. Podniosłem go do ucha z takim impetem, że uderzyłem się nim w twarz.

— Vesper?! — wrzasnąłem, mierzwiąc swoje posklejane włosy. — Vesper?! — powtórzyłem głośniej.

Gdy nikt się nie odezwał, a ja zaczerpnąłem tchu, okazało się, że komórka nadal wibruje. Odsunąłem ją od twarzy, odebrałem i jeszcze raz przyłożyłem ją do ucha.

— Panie Crawford — odezwał się niepewnie ochroniarz.

— Gdzie wy jesteście Vesper? — wyrzuciłem ze złością. — Właścicielka domu zadzwoniła do mnie z pretensjami, że wynająłem posiadłość i nie ma mnie w terminie by odebrać klucze! Co wy wyprawiacie?

— Bardzo mi przykro, proszę pana, ale nie mogę udzielać żadnych informacji. Zostałem zobligowany do wykonywania rozkazów tylko wychodzących z ust pani Crawford. Mogę jedynie zapewnić, że jesteśmy bezpieczni.

Miałem wrażenie, że półka z książkami staje się czerwona. Że mój wzrok przysłania czerwona mgła wściekłości tak potwornej, że niewiele dzieliło mnie od wybuchu.

On sobie ze mnie żartował, prawda?

— Vesper...

— Nie mogę zawieść zaufania mojej szefowej, proszę pana. Jedyne, co mogę zdradzić to to, że jesteśmy w Europie. Nie powiem panu w jakim jesteśmy państwie, nie będę również odpowiadał na pana telefony. Nie mogę, przepraszam. Obiecałem, że będę chronił pani Crawford i obiecałem jej na własne życie, że to jej słowo będzie dla mnie święte.

— Ves...

— Taka była umowa, szefie. Nie mogę zawieść zaufania Snow. Nie wybaczyłaby mi tego, a pan mógłby przez to już nigdy jej nie odzyskać. Jesteśmy bezpieczni i zadowoleni z otaczającej nas przestrzeni. To ostatnie słowa, które pan ode mnie otrzymuje. Proszę się ze mną kontaktować za rok, szefie. Gdy minie czas, w którym moją przełożoną jest pani Crawford, a wasza separacja się kończy. Od tej chwili będę wysyłał jedną wiadomość miesięcznie tak, jak zarządziła moja szefowa. Więc proszę mnie nie nękać telefonami, bo będę zmuszony go wyrzucić bądź pana zablokować. — Vesper zrobił przerwę. — Proszę o siebie zadbać. Do usłyszenia.

Rozłączył się. Rozłączył. Tak po prostu.

Co za posłuszny, oddany skurwiel. Nienawidziłem go w tej chwili niemal tak bardzo, jak mojej żony i siebie samego.

Snow

6 miesięcy wcześniej, Grecja

Sierpień w Argostoli był potwornie gorący, a ja czułam się jak beczka z gotującą się w niej wodą. Było mi tak obrzydliwie ciepło, byłam obolała i na domiar złego od kilku dni miałam spuchnięte stopy. Vesper skakał wokół mnie jak kangur i starał się pomagać mi w każdej czynności, która nie wymagała rozbierania, ale i tak było mi ciężko.

— Snow? — zapytał, wychylając się zza drzwi balkonowych. — Czy wszystko w porządku? Przynieść ci coś?

Spojrzałam na niego z ociąganiem, obejmując swój wielki brzuch dłońmi i westchnęłam. Siedziałam w podwieszanym, okrągłym fotelu z mnóstwem ultrawygodnych poduszek a nogi miałam ułożone na pufie. Przełom siódmego i ósmego miesiąca ciąży był ciężki. Tak, jak mój mały lokator, który rozpychał się dzisiaj jak nigdy wcześniej.

— Nie pogardzę masażem stóp i szklanką zimnej wody — powiedziałam. — Kontaktowałeś się z Grantem?

— Tak, przyniosę wodę i zaraz wszystko opowiem.

Zniknął za drzwiami, więc skupiłam się na malcu, który kopał mnie po wnętrznościach. Co rusz czułam przyprawiające o mdłości ruchy wewnątrz siebie i za każdym razem, gdy były one widoczne na moim brzuchu, uśmiechałam się jak idiotka. Sporo czasu zajęło mi przywyknięcie do ciąży, która pojawiła się znienacka i całkowicie zdominowała moje Greckie wakacje. Gdy trzy miesiące temu zorientowałam się, że moje piersi są niepokojąco duże, a miesiączka nie nawiedziła mnie od wielu tygodni... Cóż, poszłam do lekarza. A on powiedział, że jestem w ciąży i był potwornie zdziwiony, że nie miałam o tym pojęcia.

Dotknęłam wybrzuszenia, które pojawiło się po lewej stronie mojego brzuszka i uśmiechnęłam się leniwie, wyobrażając sobie, że już niedługo dotknę tej małej nóżki bądź rączki. Że już niedługo pocałuję i przytulę mojego małego chłopca do piersi i pokocham jeszcze bardziej, niż w tej chwili. A to będzie nie lada wyczyn, bo w tym momencie jest już całym moim światem.

Vesper wyszedł na taras z dwiema wysokimi szklankami pełnymi wody z cytryną oraz z moim wielkim, żelowym kompresem, którym okładałam swoje opuchnięte nogi. Najpierw podał mi wodę, a potem położył na moich stopach kompres. Podziękowałam szerokim uśmiechem, który jak zawsze odwzajemnił. Mój ochroniarz stał się dla mnie członkiem rodziny i bezcennym wsparciem w tym trudnym, samotnym czasie ciąży. Nie byłam dumna ze swojego wyboru, ale nie powiedziałam Azielowi ani nikomu innemu o swoim stanie. Tylko ja, Ves i mój ginekolog wiedzieliśmy o chłopcu, który rozwijał się pod moim sercem.

— No więc w Manchesterze jest w porządku — powiedział Vesper. — Szef zajął się kasynem w Liverpoolu i poukładał sobie resztę spraw, która została po Albercie. Gdy ostatnio rozmawiałem z Grantem, mówił, że jest kilka komplikacji, ale teraz już wszystko zostało załatwione.

— Jak samopoczucie Aziela?

Vesper spojrzał na mnie tym zabawnym wzrokiem mówiącym: „jaja sobie, kurwa, robisz?".

— Od lutego wszyscy omijają go szerokim łukiem, nic się nie zmieniło. Grant uważa, że przyzwyczaja się do pustego domu, ale jednocześnie nie chce do niego wracać. Cały czas gdzieś jeździ i bardzo często śpi w hotelu nad kasynem bądź w Liverpoolu.

— Trochę za nim tęsknię... — przyznałam. Ciążowe humory kilkukrotnie popchnęły mnie do sięgnięcia po telefon, ale szybko się zreflektowałam. — Myślisz, że też za mną tęskni?

Ves przechylił głowę, ponownie patrząc na mnie tym samym wzrokiem.

— Chcesz się przekonać?

— Minęło pół roku. Uważasz, że zasłużył na odrobinę mojej łaski?

— To już twoja decyzja, Snow.

Pogładziłam mój ukochany brzuszek, pomyślałam o tym, jak wiele smutku sprawił mi mąż i po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że nie powinnam mu ulegać. Przez miesiące musiałam znosić jego potworny charakter i brak emocji... Nie zasłużył na moją łaskę. I należy mu się niewiedza.

— Pieprzyć go, Ves. Napijmy się wody z cytrynką.

— Twoje zdrowie, szefowo — powiedział z uśmiechem.

— Nasze! — poprawiłam go.

Stuknęliśmy się szklankami a potem upiliśmy po łyku.

Byłam szczęśliwa i pełna determinacji. Byłam silniejsza niż kiedykolwiek i wiedziałam, że z moim synkiem będę potrafiła przezwyciężyć każdą przeszkodę, jaka stanie mi na drodze.

Snow

4 miesiące wcześniej, Grecja

Trzęsłam się jak osika, nasłuchując dźwięków, które wybrzmiewały wokół mnie. Był hałas, ktoś coś do mnie mówił, wszystko mnie bolało i na domiar złego nie wiedziałam już ja się nazywam. Od kilkudziesięciu godzin jedyne, co czułam to ból. Najpierw naprzemienny, raz większy a raz mniejszy a później, po wielu godzinach udręki tak potworny, że ledwo mogłam go wytrzymać. Ale... Ale moment po tym, jak tak potwornie zabolało, usłyszałam krzyk malutkiej istoty, która była moim nowym życiem.

Urodziłam dziecko. Po wielu ciężkich godzinach walki ze skurczami urodziłam dziecko. Zdrowe, malutkie i rozdarte dziecko, które na kilka sekund położono mi na piersi. A potem je zabrano.

— Gdzie jest mój chłopiec? — zapytałam kobiety, która podeszła by dotknąć mojego czoła. — Czy wszystko z nim w porządku?

— Tak, proszę pani — zapewniła z uśmiechem. — Zaraz go pani przyniosę.

— Dobrze.

Zamknęłam oczy, by zaczerpnąć tchu, a potem stopniowo się rozluźniałam. Najgorsze było już za mną. Urodziłam i byłam bardzo dzielna. Mój chłopiec przyszedł na świat w akompaniamencie moich wrzasków i braw pielęgniarki, która zagrzewała mnie do parcia.

— Pani Crawford? — odezwała się kobieta, więc na nią spojrzałam. W rękach trzymała małego człowieka, który był moim synkiem. — Proszę, chłopiec śpi, ale na pewno jest spragniony czułości.

Z bólem w każdej najdrobniejszej części ciała podniosłam się nieznacznie i odebrałam zawiniątko, a potem przytuliłam do piersi niczym największy skarb. Poprawiłam pieluszkę, którą był owinięty i spojrzałam na małą twarzyczkę oraz burzę ciemnych włosków ją otaczającą. Miał bardzo wyraźne brewki, długie ciemne rzęski, mocno wycięty łuk kupidyna i przesłodką dziurkę w brodzie, na widok której w moich oczach zebrały się łzy. Dotknęłam jego czółka, potem maleńkiego noska, rumianego policzka, wydętych ust i zatrzymałam się na wgłębieniu w bródce. A mały smacznie spał, nie poruszając się nawet o milimetr. Był wszystkim, czego pragnęłam. Całym moim światem i całą moją miłością.

Nie wiem w którym momencie po moich policzkach popłynęły łzy... Ale były to łzy najszczerszego szczęścia i radości.

Bo w końcu miałam swojego małego chłopca w ramionach. I mogłam dać mu cały świat. 

_______________

Witam, witam! Drugi tom na Twitterze będziemy oznaczać pod #WCWTKfem a wszelkie informacje odnośnie papierowych części będą pod #papierowyAziel :D 

Publikację II tomu zacznę na przełomie lipca i sierpnia ;) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top