35. Liny
Ze szponów matki udało mi się wyrwać dopiero po szesnastej. Jak się okazało chciała zwyczajnie spędzić czas ze mną. Na szczęście bez ojca. Objedzony więc obiadem ,po dwugodzinnym spacerze z matką pod rękę po okolicznych lasach i rozmawianiu o luźnych tematach gnałem przed siebie jak na złamanie karku by przygotować się do randki z Aidenem. Moja głowa jednak była na tyle oczyszczona ,że nawet na moment nie przestawałem się uśmiechać. Może powinienem częściej wyciągać Hazel na spacery po lesie? Rozmowy na temat liceum ,dzieciństwa i zmian w okolicy były idealne na odegnanie ciemnych chmur ,które od wczoraj zbierały się nade mną.
Zaparkowałem auto na podziemnym parkingu i biegłem przeskakując co drugi stopień aż zdyszany wszedłem do mieszkania. Butów Aidena nie było w korytarzu co oznaczało ,że musieliśmy się minąć gdy wyruszył do Hazel by przekazać jej na noc Snow. Pilnie potrzebowałem szybkiej kąpieli i jakiś lepszych ubrań. Zaplanowałem ten dzień dokładnie tak jak zrobiłbym to kiedyś: najpierw spacer po urokliwym i spokojnym parku gdzie wreszcie określilibyśmy jaką przyszłość dla siebie widzimy i co dalej, później gdy wreszcie wszystko stałoby się jasne kolacja ,a po kolacji łóżko.
Albo jakikolwiek inny mebel. Bez różnicy. Nie zamierzałem opuścić Aidenowi tak szybko jak zwykle. Od kiedy pojawiła się Snow nasze zbliżenia były szybkie choć intensywne ,ale dziś mieliśmy dla siebie całą noc ,którą zamierzałem wykorzystać.
Zatrzymałem się w połowie korytarza słysząc jakiś głos.
-Przestań, to nie twoja sprawa.
Noah tu był? W takim razie nie zamierzałem im przeszkadzać. Zresztą i tak nie miałem czasu na pogaduchy z chłopakiem. Złapałem za klamkę sypialni lecz jakiś pierwotny instynkt podłego podsłuchiwacza kazał mi słuchać ,szczególnie gdy usłyszałem głos Palmer.
-Wiem ,dlatego się w to nie wpieprzam. To ich sprawy.
Usłyszałem szczęk sprężyn materaca co oznaczało ,że dwójka leżała w łóżku po czym stuknęli się kieliszkami wina.
Otworzyłem drzwi do sypialni mojej i Aidena ,przeklinając swoją wścibskość, gdy zamarłem słysząc moje imię.
-Quinn się załamie gdy pozna prawdę.
Zmarszczyłem czoło. Na palcach kierując się w stronę dużego salonu skryłem się za ścianą czując się podle podsłuchując.
-Jest szczęśliwy. Nie pozna prawdy.
-Masz moje słowo ,że nic nie pisnę ,ale to nie fair.
-Aiden błagał mnie o milczenie więc milczę ,nie poprzez lojalność jemu a Quinnowi. Zrozum, dopiero teraz widzę ,że żyje ,że jest realnie szczęśliwy. On uwielbia Snow. Pasuje mu takie życie. Nie chcę tego niszczyć.
-Więc pozwolisz mu wierzyć ,że Aiden go kocha?
-Kocha go.-odparła bez przekonania.
Moje serce zaczęło walić szybko. O czym oni do cholery mówili?
-Nie ma czegoś takiego jak kłamstwo w dobrzej wierze ,skarbie. Wiem jak bardzo będzie cię to męczyć i wyżerać. Quinn jest dla ciebie jak brat i wiem ,że nigdy sobie nie wybaczysz ,że to przed nim ukryłaś.
-Nie pozwolę by znów cierpiał. Aiden już raz go skrzywdził ,to wystarczyło.
-Więc ma żyć w związku ,który jest ułudą? Powiedz mu zanim to wszystko zajdzie za daleko.-pouczał ją mężczyzna.
-Już zaszło! Już zaszło, Noah!- uniosła głos a mi brakowało tchu.- Quinn jest zakochany w Aidenie ,nie przestał kochać go nawet na moment! Robił okropne rzeczy by go odnaleźć i zasługuje na to by mieć przy sobie ukochanego. Zasługuje na to nawet jeśli Aiden ma go za nic. Jeśli przestanie wierzyć w ten związek...- głos jej się załamał.- Jaką byłabym przyjaciółką gdybym to zniszczyła? Gdybym powiedziała mu ,że jego ukochany wrócił tu tylko po to by znaleźć zastępczego ojca dla Snow gdy ten znów będzie musiał uciekać ,gdy choroba nawróci? Nie mogłabym spojrzeć w lustro gdybym powiedziała mu ,że jego ukochany chce mu się oświadczyć na dzisiejszej randce tylko po to by wziąć z nim ślub by stał się rodziną Snow. Quinn to romantyk i wbrew wszystkiemu ma miękkie serce. Ta wiedza zniszczyłaby go. Fakt ,że Aiden wrócił nie z miłości do niego a do Snow...
Świat się pode mną ugiął.
-O czym ty mówisz?- zapytałem wychodząc z ukrycia.
Noah siedział na skraju łóżka z kieliszkiem wina w dłoni ,a Palmer chodziła nerwowo w skąpej piżamie skrytej pod czarnym jedwabnym szlafrokiem. Zamarła gdy mnie zobaczyła.
-Quinn...
-O czym ty do jasnej cholery mówisz?-warknąłem a ona skinęła do Noah dając do zrozumienia ,że ma zostawić nas samych. Zniknął na balkonie.
-Usiądź.- poleciła ,ale ja stałem jak sparaliżowany.
-Skąd o tym wiesz? -zapytałem gdy łzy mimowolnie napływały mi do oczu.- Mów!
Kobieta wzdrygnęła się i sama opadła na brzeg łóżka chowając twarz w dłoniach.
-Kiedyś wróciłam szybciej od Noah, byłeś na zakupach. Słyszałam jak rozmawiał z Elaną. Usłyszałam tylko kilka zdań wyrwanych z kontekstu ,ale przyszpiliłam go i wyznał całą prawdę.
-Kiedy... kiedy to było?
-Jakieś cztery dni po tym jak się tu znaleźliśmy.
Zapadła cisza. Kiedy myślałem ,że mój świat został odbudowany ten runął jak domek z kart. Spadałem w ciemność.
-Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć?
-Wczoraj. Zaprosiłam cię na to spotkanie by ci o wszystkim powiedzieć. Od dawna ta wiedza wyżera mnie jak żrący kwas. - spojrzała na mnie błagalnie.- Ale ty zacząłeś mówić ,że jesteś tak szczęśliwy ,ze Aiden i Snow są dla ciebie wszystkim i uznałam...
-Uznałaś ,że lepiej będzie milczeć? Myślałaś ,że nigdy się nie dowiem?
-Zrozum, to była ciężka decyzja.-łkała błagalnie.- Nawet jeśli Aiden by odszedł a ty zostałbyś ojcem Snow wiem ,że byłbyś szczęśliwy. Sam powiedziałeś ,że uwielbiasz tą rolę! Że nie wyobrażasz sobie innego życia!
Złapałem się za głowę.
Ja pierdolę.
-Powiedziałem tak ,bo myślałem ,że mam rodzinę! Myślałem ,że Aiden też jest jej częścią!
-Bo jest! On jest jej częścią ,Quinn! On cię kocha jak cholera!
-Kocha? -prychnąłem.- On mnie kocha? I z tej miłości chce żebym został jego mężem żeby zająć się jego córką gdy nawróci choroba? To egoizm ,nie miłość!
-Zrozum nas wszystkich. Aiden cię kocha ,ale obawia się ,że gdy wróci choroba Snow zostanie bez rodziny, że znów straci ciebie.
-Czy ty się do jasnej cholery słyszysz? Czy ja wyglądam na zabawkę ,z którą można grać jak się chce? Jeśli by mnie kochał powiedziałby mi o tym a wówczas razem znaleźlibyśmy rozwiązanie. Gdyby powiedział mi prawdę... -kilka gorzkich łez popłynęło mi po policzku.- Wrócił tu nie dla mnie. Gdyby nie Snow nie wróciłby po mnie nigdy. -prawda opuszczała moje usta tnąc moje serce na pół.
-Quinn...- wyjąkała Palmer wstając z łóżka ,ale ja odsunąłem się nie pozwalając jej się do siebie zbliżyć.
-Gdyby powiedział mi prawdę od razu nie zawahałbym się i wyszedł za niego choćby jutro jeśli to miałoby dać lepszą przyszłość Snow. Zrobiłbym to by móc z nim być do końca nawet jeśli nie zostałoby nam wiele. Ale on mnie oszukał. Uwikłał w swoją gierkę ,zakpił z mojego uczucia ,ze mnie. -pociągnąłem nosem uderzając plecami o ścianę. Wziąłem głęboki wdech by do reszty się nie rozkleić.- On nigdy mnie nie kochał ,Pal. Gdyby kochał ,gdyby mi ufał, nie musiałby knuć ,wrabiać mnie w coś takiego. Chciałaś darować mi cierpienia ,ale czy wyobrażasz sobie mój ból gdybym został jego mężem a ten opuściłby mnie z dnia na dzień zostawiając z dzieckiem? Wyobrażasz sobie jakie piekło bym przeszedł gdyby on znów zniknął? On chciał ode mnie tylko jednego- uczynić mnie rodziną Snow i zniknąć z czystym sumieniem wiedząc ,że jego córka ma opiekę. Sama przyznaj ,że się nie mylę. O tym samym mówił Elanie ,czyż nie?
Nie odezwała się co było dostatecznym potwierdzeniem.
-Nawet jeśli cię nie kocha ,nawet jeśli zniknie...
-Nawet nie waż się kończyć tego zdania. Uważasz że na to zasługuję?!- podniosłem głos.- Uważasz ,że to w porządku? Że tak właśnie chciałbym żyć? Oszukiwany i niekochany?!
-Snow cię kocha, a ja wiem że ty kochasz ją. -jej głos złagodniał.
-Dlatego to tak boli! Pierwszy raz w życiu poczułem się tak potrzebny! Nie tracę już tylko Aidena ,ale i Snow! Tracę oboje osób które kocham ponad wszystko a ty uważasz ,że to takie proste?! Nie masz bladego kurwa pojęcia co czuję!- wrzeszczałem jakby ból gardła miał złagodzić ból w sercu.
-Uspokój się. To...
Łzy strumieniem opuszczały moje oczy. Dłonie się trzęsły ,a ja nie panowałem nad żalem ,który spowijał moją duszę.
-Taki był plan, co? Uwieźć mnie jak naiwnego dzieciaka ,symulować chorobę Elany i sprowadzić tu małą bym się do niej przyzwyczaił? To właśnie planował? Rozkochać mnie i zostawić z dzieckiem?
Zapadła cisza gdy czekałem na jej odpowiedź. Okrutność tej prawdy przyprawiała mnie o mdłości.
-Tak mi przykro. Nie chciałam by cię wykorzystał. Zniosłeś przez niego za dużo.
-Masz rację.- wycedziłem ostro.- Nie chcę go kurwa znać.
-Quinn, dokąd idziesz?!- wrzasnęła za mną gdy wbiegłem do sypialni po torbę pakując do niej najpotrzebniejsze rzeczy.
-Jak najdalej od niego.
Pochwyciła mnie za ramię szarpiąc w tył.
-Uspokój się! To nie skończy się w ten sposób!
Spojrzałem w jej oczy pełne dzikości. Noah najwyraźniej usłyszał krzyk ,bo w momencie znalazł się w przejściu do sypialni.
-Skończy się tak jak ja tego chcę ,a chcę by skończyło się już teraz.- powiedziałem spokojniejszym tonem widząc ,że Palmer dzieli cienka kreska od płaczu.- Przekaż Aidenowi ,że nie chcę go znać ,ale gdy jego stan się pogorszy i będzie zmuszony zostawić Snow samą zajmę się nią. Daj mu moje słowo ,że się nią zajmę.
-Sam.. sam mu to powiedz.- wyjąkała ,a ja ująłem jej dłoń.
-Nie. Nie chcę na niego patrzeć.
W myślach próbowałem się uspokoić trzymając na wodzy emocje ,które błagałby bym dał im upust. Wiedziałem jednak ,że gdy się rozkleję pociągnę w tą otchłań za sobą Palmer ,która mimo ,że mnie zraniła nie zasługiwała na to by znów przeze mnie cierpieć.
-Dokąd ty idziesz?- załkała gdy ją wyminąłem.
-Jeszcze nie wiem.- wzruszyłem ramieniem a w moim gardle narosła gula.- Nie wiem ,Pal. Chcę po prostu pobyć sam ,odpocząć od tego syfu.
-Pójdę z tobą.
-Nie...
-Weź mnie ze sobą! -wrzasnęła rozpaczliwie ,a ja spojrzałem na jej chłopaka ,który wciąż blokował mi przejście.
-Zostań z Noah. Wierzę ,że się tobą zaopiekuje. To dobry facet.
-Quinn...
-Ty też mnie okłamałaś. Wszyscy wokół mnie zawiedliście ,potraktowaliście jak dzieciaka. Chcę zniknąć. -głos mi się załamał.
-Nie rób niczego głupiego ,błagam.
-Masz moje słowo.- uśmiechnąłem się od niechcenia.
-Gdzie mogę cię szukać?
-Nie szukaj. Sam wrócę gdy będzie odpowiedni moment. Póki co... -otarłem łzy z policzka.- Chcę być sam. Nie mam już niczego.
Niczego... Palmer choć mnie okłamała wciąż była moją przyjaciółką ,ale jej serce i dusza należały do Noah. A moja miłość... znów zawiodła. Znów zostałem sam na lodzie ,niekochany i wykorzystany przez tego dla którego zrobiłbym wszystko.
Palmer zszokowana gapiła się na Noah gdy wybiegłem z sypialni i trzasnąłem za sobą drzwiami słysząc tylko głośny płacz kobiety i donośny dźwięk łamanego na milion kawałków serca.
***
Wsiadłem do auta ,które skryte było w ciemności podziemnego parkingu. Oddałem się płaczowi ,który przerodził się w wrzask. Z całej sił uderzyłem w kierownicę najpierw raz ,a później kolejny aż ból dłoni choć na moment przysłonił sobą ból serca.
Wykorzystał mnie. Wrócił do mnie po pięciu latach by mnie wykorzystać jak dzieciaka ,zmusił Palmer do milczenia ,dał mi szczęście chociaż sam nie był szczęśliwy, pozwolił mi się kochać choć sam mnie nie kochał. Byłem dla niego tylko środkiem do celu. Pochłaniała mnie ciemność ,która szeptała mi do ucha mantrę o tym ,że jestem nikim.
Aiden. Mój Aiden ,którego kochałem czystą prawdziwą bezwarunkową miłością ,kochałem go mimo wad ,mimo choroby i mimo tego jak bardzo mnie zranił. Kochałem go nawet teraz.
Ale on nigdy nie kochał mnie. Dlatego nigdy nie szukał mnie wcześniej. Bo nie byłem mu potrzebny.
W mojej duszy powstała ogromna wyrwa. Cierpiałem tak bardzo ,że nie potrafiłem wziąć oddechu. Straciłem nie tylko jego ale i słodką Snow. A jeśli nie będzie mi dane kolejny raz jej utulić do snu? Jeśli już nigdy nie przeczytam jej książki? Powinienem był wysiąść z auta ,biec na górę i poczekać na Aidena ,błagać go by powiedział ,że to wszystko nie jest prawdą.
Ale znałem go i wiedziałem ,że stać go na tak okrutną prawdę.
Odpaliłem silnik. Wiedziałem dokąd jechać.
Powitać swoje dawne życie.
***
Palmer
Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Targała mną tak głęboka rozpacz ,która nie pozwalała mi nawet na moment spocząć. Noah bez przerwy do mnie mówił ,ale ja nie słuchałam.
Jasna cholera! Powinnam teraz z nim być ,nawet jeśli potrzebował samotności! Quinn nigdy nie lubił być sam. Zawsze gdy było źle potrzebował mnie obok choćby po to by milczeć.
Ilekroć zrywałam się do drzwi by biec za nim Noah mnie zatrzymywał. Szarpałam się ,wyrywałam ,ale on był silniejszy. A później targał mną płacz. Miałam wrażenie ,że wyrzygam żołądek. Moje gardło na dobre zachrypło.
Wszyscy tak bardzo skrzywdziliśmy osobę ,która nigdy nie zrobiła nam niczego złego. Byliśmy cholernymi potworami.
Napisałam do Quinna kolejną wiadomość z pytaniem gdzie jest i czy wszystko jest w porządku. Odczytał ,lecz nie odpisał. Dobre i to.
Moje serce przyspieszyło rytm gdy drzwi do mieszkania się otworzyły a w nich stanął Aiden. Jego wzrok skupił się na mnie. Nie potrzebował słów by zrozumieć.
-Gdzie on jest?- zapytał dosadnie.
-Nie wiem.
-Jak to kurwa nie wiesz?!- podbiegł do mnie chwytając mnie za ramiona. Noah go odepchnął.
-Nie wiemy! Wybiegł z domu i nie mówił dokąd jedzie!- wrzasnął na Aidena a ten pobladł.
-Musimy go znaleźć.
-Musimy? Quinn nie chce cię widzieć ,kretynie! -wycedziłam ostro w stronę mężczyzny na którego twarzy malował się niepokój i czyste szaleństwo.- Spieprzyłeś to koncertowo i to po raz kolejny! Nie zamierzam po raz kolejny ci ufać i pozwalać kolejnymi manipulacjami wracać do życia Quinna! Od początku powinnam była trzymać cię od niego z daleka!
Aiden odwrócił się pocierając twarz.
-Nie mówił dokąd jedzie?
-Nie ,ale nawet jeśli by powiedział nie zamierzam ci o tym mówić. Zrozum wreszcie to ,że potrafisz tylko go ranić. -wysyczałam i usiadłam na krzesło w jadalni. Noah stanął za mną ujmując moje ramię i dodając otuchy. Patrzyłam na Aidena ,który nerwowo chodzi po salonie.
-Co mu powiedziałaś?- pytał nader spokojnie jednak wiedziałam ,że ze spokojem nie miał niczego wspólnego.
-Prawdę. Że chciałeś go kurwa wykorzystać ,że zmanipulowałeś go ,uwiodłeś ,chciałeś wrzucić do swojej rodziny tylko po to żeby Snow miała ojca gdy ciebie zabraknie!
Aiden złapał się za głowę nieobecnym wzrokiem patrząc w marmurową podłogę.
Milczał. Deroven po raz pierwszy milczał.
-Jesteś dla niego nikim.- wycedziłam z łzami w oczach.- I nie masz do niego żadnego prawa. Jedynymi osobami ,które mają prawo go szukać jestem ja i Noah. Ty już nie istniejesz. Mógłbyś wreszcie się poddać i znaleźć sobie innego kretyna.
-Palmer...- Noah zacisnął dłoń na moim ramieniu ,ale ja nie zamierzałam przestać. Nie teraz.
-Bawiłeś się nim jak zabawką ,uwiodłeś i rozkochałeś by mieć pewniak ,do którego możesz wracać, ale sam nigdy go nie kochałeś. To jakieś pieprzone traumy z przeszłości kazały ci go do siebie przywiązać by nigdy nie czuć samotności ,ale te liny ,które go przy tobie trzymały zaczęły go ranić i raniły tak długo aż wreszcie pękły. Odszedł i zrób coś dla niego ten ostatni raz i daj mu spokój. Gdyby nie ty już dawno miałby życie o którym marzy.
Aiden spojrzał na mnie a po jego policzku popłynęła łza. I dobrze. Powinien cierpieć. Jednak jego łzy były... Przeszły mnie ciarki. Miałam go za twardziela ,który nigdy nie roni łez, szczególnie za kimś do kogo żywił fałszywe uczucia i nim manipulował.
-Quinn zawsze był dla ciebie za dobry. Nawet przez chwilę nie zasługiwałeś na jego miłość. Ten chłopak kochał cię na zabój ,a ty...- nie było mi w stanie przejść to przez gardło gdy w mych oczach tlił się żywy ogień chcący wypalić temu dupkowi dziurę w sercu.- Odpuść ,Deroven.
Jego grdyka drgnęła gdy przełykał głośno ślinę. Oparł dłonie na stole naprzeciwko mnie gromiąc mnie wściekłym wzrokiem po czym wycedził:
-Nigdy w życiu.
Po czym wybiegł nim Noah zdążył go złapać. Wystarczyło jedno spojrzenie na mojego ukochanego by wiedzieć co musimy zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top