2. Kotwica
Gdy Palmer obudziła mnie na krótko przed dziewiątą zebrała się i wyszła na zakupy. Ja zgodnie z obietnicą niechętnie ,na miękkich nogach czując dalej nieco procentów we krwi, wgramoliłem się pod prysznic. Zimna woda prędko postawiła mnie na nogi. Nie spieszyłem się by zmyć z siebie brudy poprzedniego dnia, ale szorowałem się mocniej czując na sobie smród potu mojego wczorajszego ex. Nadal czułem na sobie jego niedelikatne ręce ,szorstki dotyk i beznadziejny pocałunek pozbawiony pasji i miłości. Palmer miała rację. Dlaczego tak łatwo pozwoliłem sobie upaść rujnując się do tego stopnia ,że byłem w stanie szukać Aidena nawet w jakiś obrzydliwych typach?
Ale koniec z tym. Koniec z tym wszystkim. Musiałem się zmienić póki nie było za późno ,otrząsnąć się i iść dalej.
Postanawiałem to jednak przynajmniej raz w tygodniu i moje postanowienia zawsze trafiał szlag po pierwszym drinku.
Gdy moje ciało wypłukało się z cytrynowego żelu pod prysznic zawinąłem ręcznik na biodrach ,a drugim otarłem swój nagi tors i mokre włosy.
Przez ostatnie pięć lat niewiele się zmieniłem. Patrzyłem w lustrze na swoje włosy ,które nieco przyciemniały ,na rząd kolczyków w uszach ,szare duże oczy i wory pod nimi, na zmarnowaną zmęczoną twarz, która zapadała się na tyle ,że można było swobodnie dotknąć moich kości policzkowych. Może i ostatnio nawet nieco zmężniałem. W końcu nie byłem już głupim nastolatkiem ,mimo ,że wciąż się nim czułem. Moje ramiona stały się szersze ,a mięśnie na nich jak i brzuchu czy torsie wreszcie doczekały się dnia kiedy się uwypukliły. Nie ,nie ćwiczyłem. Zwyczajnie się fizycznie przepracowywałem w tym cholernym zapyziałym barze ,w którym niejednokrotnie właściciel kazał zostawać mi po godzinach i nosić ciężkie skrzynki z alkoholem. Przez pierwsze miesiące zakwasy nie dawały mi żyć ,teraz były do zniesienia.
Tępy ból obezwładniał moją głowę uniemożliwiając logiczne myślenie. Ubrałem się w pierwsze co wpadło mi w ręce- czarną wygniecioną bluzę ,która od niepamiętnych czasów zalegała na pralce- i wytarte niebieskie jeansy. Nie miałem pojęcia jak długo przesiedziałem w łazience, ale byłem w niej na tyle długo, że gdy wyszedłem Palmer kończyła robić jajecznicę.
Jedliśmy to codziennie.
Czasami czułem się nierealnie. Siadałem na lodowatej podłodze przy pralce i tonąłem we własnej podświadomości pozwalając wszystkim demonom karmić się swoją duszą. Czasami miałem wrażenie, że moje życie to koszmar, z którego zaraz się obudzę a gdy otworzę oczy ujrzę pełne miłości lisie oczy w kolorze płynnego złota i zieleni. Za często zamykałem oczy by wyobrazić sobie tamtą zimę i przedwiośnie. Za często pozwalałem sobie wracać do tych chwil ,a gdy otwierałem oczy uświadamiając sobie ,że to wszystko nie jest cholernym koszmarem w moich płucach brakło tchu.
Zrezygnowany opadłem na kanapę pozwalając mrokowi spowijać moją duszę. Czarnowłosa podsunęła mi pod nos śniadanie które zjadłem bez słowa. Tak zwykle u nas bywało, że gdy jedno miało kaca drugie milczało. Nie byłem w stanie zliczyć jak wiele razy to ja byłem tym który trzymał dziewczynie włosy gdy rzygała po imprezie ani ile razy ona podsuwała mi pod nos elektrolity kiedy po kilkudniowym maratonie chlania ledwo słaniałem się na nogach. Uzupełnialiśmy się. Byliśmy jak rodzeństwo ,swoje bratnie dusze ,które nie były w stanie bez siebie żyć.
Gdyby nie Palmer pozwoliłbym sobie zdechnąć z głodu, zaćpać się albo przedawkować alkohol i leki przeciwbólowe. Ta kobieta była aniołem, którego zesłano mi w najgorszym życiowym momencie.
Poprawka ,była diabłem w skórze anioła. Wyglądała rozkosznie ,mówiła jak anioł ale to ona uwielbiała bić się na imprezach ,prowokować, kusić i ćpać. Z tym ,że ona znała umiar potrafiąc następnego dnia się otrząsnąć ,zebrać w sobie ,pięknie ubrać ,pomalować ,ogarnąć swoje otoczenie i zrobić obiad. Ja nie potrafiłem. Byłem przy niej jak raczkujące dziecko ,które bez przerwy wymagało pomocy i opieki. Byłem żałosny.
Gdy wyszliśmy z mieszkania na niezbyt świeże powietrze mimowolnie ująłem dłoń Palmer, a ona mocno zacisnęła dłoń na mojej. Pozornie prosty gest ,ale wiedziałem jak bardzo dla niej ważny. Nie byliśmy parą ,ale chciała byśmy na nią wyglądali więc zawsze gdy wychodziliśmy gdzieś razem trzymałem ją za rękę i nie puszczałem aż sama tego nie chciała. Miało to związek z swoistą traumą wywołaną wydarzeniami sprzed niespełna dwóch lat gdy wracała późnym wieczorem z uczelni. Uczepił się jej jeden typ ,któremu wcześniej dała kosza. Był cholernym psychopatą ,który zaatakował ją w parku, zaciągnął nad rzekę i groził ,że jeśli nie będzie jego to ją zabije. Przystawił jej nóż do gardła ,ale wtedy jakimś cudem pojawili się przypadkowi studenci ,którzy wracali z imprezy. Próbowali jej pomóc i cudem im się udało. Po tym spotkaniu na jej obojczyku została blizna ,a facet już dawno siedział za kratkami ,lecz od wtedy mało kiedy wychodziła sama. Zawsze wolała mieć przy sobie mnie i trzymać mnie za rękę. Jeśli ten drobny gest pomagał jej w tym ,że czuła się bezpieczna nie miałem ku niemu nic przeciwko.
A przy okazji nie zagadywali do niej na każdym spacerze ci napaleni idioci ,których spławiała jednego po drugim. Palmer należała do atrakcyjnych i miała w sobie taki blask ,że niemal od razu skupiała na sobie uwagę. Jej aura była przyciągająca , biło z niej czyste dobro.
Gdy weszliśmy już do znajomego parku przy głównej drodze wyciągnąłem z kieszeni telefon i przewróciłem oczami.
"Bądź dziś na dziewiętnastą. "
Palmer nie musiała wiedzieć skąd wywodziła się wiadomość by westchnąć niepocieszona.
-Nie powinieneś iść. I tak ci nie zapłacą.
-Jak nie pójdę to się nie dowiem.- odparłem gdy spacerowaliśmy powoli brukowaną ścieżką.
-Przestań ,twój durny szef nie zapłacił ci za ostatnie trzy miesiące. Nie licz ,że zapłaci ci i za ten miesiąc. Pracujesz tam na czarno. Tacy jak twój szef tylko czekają na zdesperowanych głupków ,którzy za darmo będą chętnie harować.
Westchnąłem głęboko.
-Cały czas poszukuję czegoś lepszego, ale jak widać dla takich jak ja nie ma pracy ,nawet w głupich barach mają komplet. A jeśli poszukują to na końcu miasta. Nie mamy kasy na komunikację miejską.
Wsunąłem telefon do kieszeni ignorując wiadomość od szefa. Może faktycznie powinienem to olać?
-Ostatnio... nie mamy kasy na nic.
-A może pogadasz ze swoim szefem? Może znajdzie się coś dla mnie? Cokolwiek?
-Żartujesz?- prychnęła.- Hotel jest na skraju bankructwa. Już teraz okroili mi etat ,bo nie ma gości. Zwolnili już kilka dziewczyn. Wiem ,że zwolnią i mnie.
-Czyli jesteśmy w dupie.
-W czarnej dupie. -mruknęła w odpowiedzi. -Właściciel mieszkania jest wściekły. Od czterech miesięcy mu nie płacimy.
Ująłem mocniej jej dłoń i uśmiechnąłem się by ją uspokoić. Rzeczywiście byliśmy w czarnej dupie nie mając w kieszeni nawet kilku dolców na coś do jedzenia i paczkę papierosów. Żyliśmy tylko z tego co przesyłali mi rodzice ale to wszystko wystarczyło tylko na rachunki i coś do jedzenia. Było fatalnie. Gorzej niż źle, ale Pal musiała skończyć studia. Kochała je ,kochała ten kierunek ,te tworzenie godzinami rysunków i zakuwanie na kolosy tylko po to żeby pokazać rodzicom środkowy palec krzyczący "poradziłam sobie!" .Dlatego nie dałem jej po sobie poznać jak bardzo jest źle, jak wielkie jest ryzyko tego, że niedługo wylądujemy na bruku a cała wizja jej przyszłości na dobre zawiśnie na włosku.
-Coś wymyślimy.
Jej oczy ciemne jak gorzka czekolada przeżyły mnie na wskroś.
-Obiecujesz?
-Nigdy nie jest tak źle jak nam się wydaje.
Jeśli będzie fatalnie będę zmuszony odezwać się do rodziców. Odezwać się po pięciu pieprzonych latach i prosić ich o pomoc. Wolałbym zdechnąć z zimna śpiąc na ławce w parku niż przyznać im się co poczyniłem ze swoim życiem. Ale dla Palmer zrobiłbym wszystko ,nawet jeśli w grę wchodził ogromny zawód rodziców i wydziedziczenie.
Rozejrzałem się po tłumie czekającym w kolejce do tych paskudnych tłustych bajgli ,które sprzedawano tu od wczesnego ranka do późnego wieczora. I wówczas to zobaczyłem. Burza czarnych włosów śmignęła między tłumem. Zmrużyłem oczy przez ułamek sekundy dostrzegając tylko bladą cerę ,szeroką czarną bluzę ,sportowe szorty i papierosa w ustach.
Pociągnąłem Palmer za sobą a moje serce wygrywało nierówny rytm gdy prowadziłem nas przyspieszonym krokiem przez utwardzoną drogę będąc jak w transie.
-Gdzie ty mnie do ciężkiej cholery ciągniesz?- marudziła ,ale ja się nie zatrzymywałem podążając za wysokim czarnowłosym.
Który się zatrzymał i spojrzał na nas krzywo gdy zatrzymałem się zszokowany. To nie był on. Co ja sobie w ogóle myślałem? Serce waliło mi jak młotem a na policzki zakradł się rumieniec wstydu.
-Co ty... och.- westchnęła. -Chodźmy.- poleciła gdy chłopak podawał bajgla swojemu kumplowi ,który siedział na ławce.
Zawód po raz kolejny wbił szpon w moją duszę wbijając go głęboko i rozdzierając ją powoli.
-Quinn.- rozpoczęła gdy spoczęliśmy na ławce pod wysokim dębem chowając się w cieniu przed słońcem. Ułożyła dłoń na moim udzie i patrzyła na mnie z cholerną wyrozumiałością ,na którą nie zasługiwałem.
Narosła mi gula w gardle ,którą z trudem przełknąłem na granicy kompletnego rozklejenia się.
-Nie mówmy o tym.- rzuciłem krótko nie mając szczerej ochoty znów katować jej swoim fatalnym stanem psychicznym.
-To ważne. Posłuchaj ,to zabrzmi okrutnie...
-Rozmawialiśmy już o tym.
-Ale widzę ,że to nie podziałało. Wiem ,że nigdy nie przestaniesz go szukać ,ale to robi się chore. Rozumiesz? To c h o r e. On nie pojawi się nagle przed twoim nosem, nie wyrośnie z ziemi ,a nawet jeśli by wrócił to co? Zostawił cię samego ,Quinn. -ułożyła dłoń na moim ramieniu.-Zostawił i ani razu się nie odezwał. Nie uważasz tego za dostateczny powód by odpuścić raz na zawsze?
Moją duszę znów spowił mrok ,a oddech zwolnił. Miałem wrażenie ,że ulatuje ze mnie całe życie.
-Chcesz powiedzieć ,że gdyby mnie kochał wróciłby?
-Gdyby cię kochał tak jak ty kochałeś jego byłby tu ze względu na wszystko.
Westchnąłem. Trzymaj się ,nie rozklejaj się, jesteś z pierdolonego kamienia ,nie pozwól by to tak cię niszczyło...
-W porządku.
-Serio?- skrzywiła się.
-Tak. Ja po prostu... Nie myśl o mnie źle.
-Nigdy nie myślałam o tobie w żaden negatywny sposób. Jesteś moim starszym bratem ,no nie? Miłość każdemu odbiera rozum. A to ,że zachowujesz się czasem jak psychopata nawet mi imponuje. -odparła z uśmiechem wślizgując się pod moje ramię. Przytuliłem ją mocno.
Moją kotwicę ,która trzymała mnie przy normalności.
Nasze telefonu zadźwięczały niemal w tym samym momencie. Odblokowaliśmy je równocześnie krzywiąc się niemiłosiernie.
-Kto to?- zapytałem.
-Brooke. Ten dupek z roku ,który ślini się na moje cycki i podrzuca mi te świńskie liściki do torby. Obrzydliwy typ. Chce się umówić na kawę. -powiedziała z odrazą.- A u ciebie?
-George. Chce wyjść na imprezę dziś wieczorem. On stawia.
Jedno znaczące spojrzenie na siebie wystarczyło byśmy równocześnie stwierdzili:
-Olać ich.
Wstaliśmy z ławki i trzymając się za ręce ruszyliśmy dalej przed siebie. Palmer rozkoszowała się słońcem ,a ja narzuciłem na głowę kaptur mając wrażenie ,że słońce parzy moją skacowaną mordę.
-Wyjdziemy dziś razem na imprezę. Sami
Było temu bliżej do rozkazu niż pytania.
-Nie mamy kasy.
-Ale ja mam zajebistą twarz a ty tyłek. -odparła dumnie.
Wyszczerzyłem zęby.
-Jesteś paskudna.
Trąciła mnie barkiem.
-Tylko się przebierz bo wyglądasz jak menel. Jeśli liczymy na darmowe drinki musisz być tą wersją Quinna ,którą uwielbiam najbardziej.
***
Ciężka muzyka dudniła mi w głowie rozsadzając bębenki. Pozwoliłem by ten stosunkowo przystojny dupek przytwierdził mnie do ściany wkładając mi język w gardło tak jakby nie robił tego od miesięcy. Całował mnie bez opamiętania ,a ja się temu oddałem. Nie miałem pojęcia jak znalazłem się na tym paskudnym zapleczu gdzie bas uderzał ze zdwojoną siłą. Pamiętałem tylko ,że nim tu przyszedłem widziałem Palmer w towarzystwie jakiś dziewczyn i faceta. Bawiła się tak dobrze ,że nawet nie zwracała na mnie uwagi.
Pamiętałem też kilka drinków ,które kupił mi ten przystojny szatyn ,kolejne kilka szotów wypitych w ramach jakiegoś durnego zakładu i... voilà. Szatyn wpychał mi język do gardła zaciskając swoje dłonie na moim tyłku.
Czysty alkohol płynął w moich żyłach odbierając rozum i samoopanowanie.
To nie jest Aiden. To nie Aiden. Nie zastąpisz go szybkim seksem. Nie znajdziesz go tutaj ,nie w nim ,nie teraz.
Ignorowałem narastający głos w mojej głowie ,który z cichego błagania zmieniał się w głośny wrzask panujący nad moimi wszelkimi myślami.
Nie rób tego ,uciekaj ,on nie chciałby dla ciebie takiego życia. To nie Aiden.
Zakląłem pod nosem i odepchnąłem od siebie chłopaka. Świat się kręcił na tyle ,że nie słyszałem jego przekleństw gdy wpadł w skrzynkę z piwem. Wyszedłem z zaplecza prosto w tłum roztańczonych studentów gotowych stawiać mi kolejne i kolejne drinki.
Przepychałem się przez tłum.
To nie Aiden. Jego nie ma. Jego już nie ma.
Odepchnąłem od Palmer faceta ,który zdawał się świetnie bawić w jej towarzystwie. Dziewczyna przylgnęła do mnie wijąc się jak żmija. Muzyka nas prowadziła. Prowadziła nas tak długo ,że oddaliśmy się jej w pełni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top