18. Na całe życie

-Okej. Więc co dalej? -zapytała dziewczyna popijając zimnym piwem gdy siedzieliśmy na spróchniałym pomoście nad jeziorem za miastem.

-Nie wiem.

 Jeśli Palmer była na mnie wściekła ,jeśli miała jakiekolwiek spostrzeżenia zachowała je dla siebie nie chcąc jeszcze bardziej mnie dołować choć miała do tego prawo. 

 Uwielbiała moich rodziców ,kochała każdy dzień spędzony w ich domu ,w tym otoczeniu ,a ja jak zwykle wszystko zniszczyłem nie zamierzając wracać tam już nigdy. Złożyłem sobie w głowie obietnicę ,że moja noga już nigdy nie postanie w domu rodzinnym. Moja przyjaciółka utknęła między młotem a kowadłem choć nie chciała tego przyznać. 

-Nie mamy domu.- stwierdziła fakt wymachując stopami milimetry nad spokojną wodą.

-Nie chcę teraz o tym myśleć. 

 Patrzyłem w spokojną taflę wody w której mieniły się gwiazdy i księżyc. 

-Możemy zostać tutaj. Mamy auto a jedzenie będziemy kraść turystom.-zażartowała ,lecz ja się nie uśmiechnąłem.- Nie sądziłam ,że Jamie będzie w stanie cię uderzyć.

 Machnąłem ręką zbywając temat.

-Był wściekły. Zraniłem ich.

-Ale oni ciebie bardziej. Nie przypuszczałam ,że to będzie takie popieprzone. -pociągnęła kolejny łyk piwa. -Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Twoi rodzice to anioły. Tak przynajmniej sądziłam. Nie przypuszczałabym...

 Spojrzałem na telefon i wyciszyłem go w cholerę.

-Hazel nie daje ci spokoju?

-Wydzwania bez przerwy. -wbiłem z powrotem wzrok w wodę ,która w jakiś sposób mnie uspokajała. 

-Będzie chciała to wszystko wyjaśnić. Dasz jej szansę?

-Nie wiem. Ja... chcę już tylko wracać do domu. Wiedziałem ,że przyjazd tu będzie katastrofą. 

-W porządku. Więc przekimamy się dziś w aucie a jutro wrócimy do miasta i poszukamy... zarobku i dachu nad głową. Tyle razy zawsze jakoś nam się udawało, uda się i teraz. 

 Podała mi piwo ,które trzymałem lecz nie byłem w  stanie przełknąć nawet łyka. 

-A co z Aidenem? -dopytywała kiedy ja marzyłem tylko o tym by milczeć.

 Lecz miała prawo zadawać pytania i znać na nie odpowiedzi. Nieświadomie wciągnąłem ją za sobą do tego bagna. 

-Z nim wszystko gra ,jak zawsze. 

 Odwróciłem się na dźwięk znajomego głosu. Ciemnowłosy mężczyzna w niedopiętej koszuli wciśniętej niedbale w spodnie usiadł obok Palmer a pomost zaskrzypiał. 

-Co tutaj robisz?- zapytałem od niechcenia.

 Poważnie? On? Tutaj? Skala nieszczęść sięgnęła zenitu.

-Słyszałem co się stało. 

-Niby skąd?

 Łypnął na Palmer a ona wzruszyła ramieniem. 

-Wybacz ,dopytywał. 

-I musiałaś powiedzieć mu gdzie jesteśmy? Poważnie?

-Tego akurat mu nie mówiłam.

-Mówiłem ci już ,że jesteś przewidywalny? Oboje znamy dobrze to miejsce, czyż nie?

 Przewróciłem oczami. Aiden był ostatnim czego w tym momencie potrzebowałem. Odpaliłem papierosa zaciągając się ciężkim dymem. Wystawiłem paczkę ku Palmer i Aidenowi ,ale nikt się nie poczęstował. Chłopak zamiast tego ignorując całkowicie dzielącą nas kobietę ujął moją twarz i musnął palcem rozciętą wargę.

-Ładnie. Do twarzy ci.

 Palmer odtrąciła jego dłoń.

-Zabieraj od niego te lubieżne łapy. 

-Wiele opanowania kosztowało mnie by nie odpłacić Jamiemu pięknym za nadobne. 

-Rozmawiałeś z nimi?

 Wyszczerzył zęby w podłym uśmiechu.

-Ciężko było nazwać to rozmową. Dowiedziałem się tylko ,że oczarowałem cię dzikim pieprzeniem się ,nie mam ci niczego do zaoferowania a każdy siniak najzwyczajniej w świecie mi się należał. Wtedy twoja mama sprzedała Jamiemu taką listwę ,że nie musiałem poprawiać. W dodatku Margot narobiła afery, Hudson był wściekły bo odezwały się w niej dawne demony przed samym ślubem ,więc jestem. Chyba zostawiliśmy po sobie niezłe pobojowisko. 

-Jak zawsze gdy gdzieś się pojawiamy.- odparłem wrzucając niedopałek do jeziora. 

 Minęła dłuższa chwila gdy wsłuchiwaliśmy się w śpiew świerszczy. Trójka zniszczonych jak cholera dzieciaków patrzyła w gwiazdy marząc by wreszcie ich życie było lepsze.

-I co dalej?

 Wzruszyłem ramieniem.

-Koniec przedstawienia. Możesz wracać do córki i żony. A my...

-A my wrócimy donikąd. -dokończyła kobieta.- Nie mamy mieszkania ,właściciel wyrzucił nas na zbity pysk bo od miesięcy mu nie płaciliśmy ,ja rzuciłam pracę z której i tak już mieli mnie wyrzucić a Quinn dorabiał na czarno w niezbyt przyjemnych miejscach. Więc wracamy do rzeczywistości. -przejęła ode mnie piwo zerując je całe.  

 Już miałem dać jej niezłą burę za tak nagły przypływ szczerości w obecności osoby najmniej powołanej do tego by wiedzieć w jak wielkim gównie toniemy.

-Zawsze tak szybko się poddajecie? 

-Nie wyobrażam sobie wrócić do rodziców i udawać ,że bawię się świetnie na tej karuzeli.- warknąłem. 

-Zamierzacie więc tu spać?

-A widzisz jakieś lepsze wyjście? -wycedziła moja przyjaciółka.

-Wydawało mi się ,że słyszałem niedźwiedzia. Palmer ,pójdziesz sprawdzić?- zapytał Aiden ze słodkim uśmieszkiem mówiącym ,że ma spadać. 

 Zrozumiała aluzję.

-Co? Och... Oczywiście. 

 Bez dyskusji poderwała się na równe nogi i zniknęła gdzieś za samochodem. Aiden przysunął się bliżej.

-Posłuchaj ,wiem jak beznadziejnie to wszystko wygląda ,ale uważam ,że nie powinieneś uciekać nie domykając swoich spraw z rodzicami do końca. Wbrew wszystkiemu kochają cię ,jesteś ich jedynym dzieckiem i złamiesz im serce po porostu odchodząc. Medal zawsze ma dwie strony.

 Prześwidrowałem go wzrokiem.

-Nie ten. Nie chcę z nimi gadać.

-Ale wiesz ,że powinieneś.

-Wiem.- mruknąłem pod nosem.

-Oni też wiedzą ,że spieprzyli. Jeśli jeszcze do nich to nie dotarło to dotrze. Nie ma sensu tak podle porzucać rodziny przez jakieś głupie incydenty z przeszłości. Masz prawo do bycia wściekłym ,ale przemyśl to i pomów z nimi gdy ogień się wypali. -nie odezwałem się przetwarzając jego radę. -Zamierzacie spać pod mostem w tym całym Waszyngtonie?

-Te pytania mają jakąś puentę? 

 Wzruszył ramieniem.

-Zdaje się ,że i ja nie chcę wracać do rodzinnego domu wiedząc ,że naprzeciwko nie ma ciebie. I chwilowo sam mam bagażnik pełen swoich gratów. Wiem ,że jestem powodem tego całego syfu i wyrządziłem ci wiele krzywdy więc pozwól sobie pomóc.

-Jak?

-Znajdziemy jakiś hotel ,przekimamy kilka nocy, pomogę wam znaleźć jakiś kąt w Waszyngtonie i rozejrzycie się za ofertami pracy żeby nie wracać by spać pod mostem. Ułożycie sobie to wszystko ,pomówisz jeszcze z rodzicami i wtedy wrócicie. 

 Podkuliłem nogi by oprzeć podbródek na kolanach.

-Nie chcę twojej pomocy.

-Unosisz się honorem czy głupotą? Nie masz niczego dokąd miałbyś wracać. Poważnie chcesz żeby Palmer udawała szczęśliwą śpiąc na ławce w parku albo patrząc jak wykańczasz się zmywając zarzyganą podłogę w jakimś klubie? Ten jedyny raz -musnął kciukiem moje udo. Odsunąłem się.- daj sobie pomóc.

 Nasze spojrzenia się skrzyżowały.

-Nie jesteś mi niczego winien. 

-Mylisz się. Jestem ci winien aż nazbyt wiele niż byłbym w stanie dać. 

-Przestań.- odwróciłem wzrok wpatrując się w otaczający nas iglasty las.- Z jednym rodzice mieli rację ,gdzie się nie pojawiasz mącisz i niszczysz. Ubierasz brzydkie czyny w ładne słowa i serwujesz mi na tacy to na co akurat mam ochotę przez co jesteś jeszcze bardziej niebezpieczny. 

 Aiden westchnął wbijając wzrok w oślepiający księżyc nowiu. 

 Nie rozumiałem po co tu był. Przecież miał dokąd wracać ,miał rodzinę ,która na niego czekała a był tu ze mną i Palmer -z dwójką gówniarzy ,którzy nigdy nie dorośli i nie mieli niczego. Aiden powinien stąd wiać i się nie oglądać za siebie. A jeśli wrócił tu tylko po to by się wytłumaczyć targany wyrzutami sumienia które zaczęły go żreć gdy mnie zostawił to powinien tym bardziej spieprzać. 

-Niczego od ciebie nie chcę ,Quinn.

-A ja od ciebie.- rzuciłem niemal od razu.

-Chcę tylko pomóc. 

-Już wiele razy za b a r d z o mi pomogłeś. Pomożesz, wszystko popieprzysz i znikniesz. Jak zwykle.

 Odnalazłem drobny kamień i rzuciłem go do wody naruszając gładką taflę.

-Potraktuj to jako przyjacielską pomoc. Przecież wiem ,że nie macie kasy na hotel.

-Wiesz ,może byśmy mieli gdybym mógł godnie pracować aniżeli skupiać ostatnie pięć lat na odnalezieniu jakiegoś podłego dupka. -odgryzłem się.

 Wiele razy o tym myślałem. O tym czy gdybym mógł cofnąłbym czas by nie tracić tych wszystkich lat i iść do przodu. Lecz ja nigdy bym go nie cofnął ,nawet jeśli byłem teraz na samym dnie. Nigdy bym sobie nie wybaczył gdybym go nie szukał. Lecz o tym nie musiał wiedzieć.

-Myślę ,że warto byłoby to wszystko przemyśleć w wygodnym łóżku w warunkach nieco lepszych niż fotele auta. 

 Nieoczekiwanie dłoń Palmer spoczęła na moim ramieniu. Dziewczyna objęła mnie przytulając się do moich pleców. 

-Zrób to co podpowiada ci serce.- wyszeptała mi na ucho ,a Aiden delikatnie się uśmiechał.

-Wbrew wszelkiemu złu jakie ci uczyniłem nigdy nie zrobiłem niczego przeciw tobie. Po prostu mi zaufaj. Możesz mnie nienawidzić ,ale to nie zmieni faktu ,że wciąż jesteśmy kumplami ,dokładnie takimi jakimi byliśmy zanim zniszczyłem ci życie. 

 Oczywiście ,że Deroven lepiej od wszystkich wiedział czego potrzebuję. Teraz jednak patrzyłem na niego i to co widziałem... 

-Zgoda. Ale tylko kilka nocy. 

-W porządku. -poderwał się z pomostu na równe nogi.- Dajcie mi działać. Zadzwonię w kilka miejsc i znajdę jakieś odpowiednie miejsce. 

 Chłopak zniknął w głębi polnej drogi ,a Palmer wyłoniła się zza mojego ramienia łypiąc na mnie znacząco.

-Mamy przesrane?- zapytała.

-Oj tak.- odparłem z nieobecną miną.

-Tylko się w nim nie zakochaj ,młotku. -roztrzepała moje włosy ,a ja parsknąłem śmiechem.

-Wzajemnie ,zdziro. 

-Mi to nie grozi. -rzuciła za sobą biegnąc do auta podskakując z radości na myśl ,że nie będzie musiała w nim spać.

-Mi też.- powiedziałem sam do siebie.

 Odpaliłem kolejnego papierosa. Spokoju nie dawała spokoju mantra ,którą mój mózg powtarzał mi w kółko: wpadliśmy z deszczu pod rynnę jeszcze nie do końca zdając sobie z tego sprawę.


***

 Aiden kazał nam jechać za sobą. Zmęczony płaczem i intensywnymi emocjami próbowałem nie zasnąć za kierownicą gdy wreszcie zaparkowaliśmy na podziemnym parkingu w dużym mieście oddalonym od domu rodziców o jakieś czterdzieści minut. Niewiele się odzywałem gdy Aiden prowadził nas go głównego holu. Kazał nam usiąść w poczekalni na niebywale wygodnych czerwonych kanapach i czekać kiedy sam rozmawiał z długonogą blondynką pracującą w recepcji.

 Palmer wyciągnęła telefon robiąc zdjęcia szklanym żyrandolom i rzeźbom w tylu starożytnym gustownie ustawionym pod ścianą zdobioną drewnem. Rozpoczęła wykład o pomieszanych stylach w wykończeniu tego wnętrza ,a gdy skończyła i przyszedł po nas Aiden równie zmęczony co ja ,zawinęła pod pachę trzy butelki z wodą gazowaną. 

-Przynajmniej sprawiaj pozory ,świnko.- rzucił Aiden gdy wjeżdżaliśmy windą na ostatnie piętro.

 Palmer pokazała mu spiczasty błękitny paznokieć zdobiący środkowy palec. 

 Szliśmy wzdłuż długiego krętego korytarza gdy Aiden przystawił kartę do drzwi i otworzył przed nami miejsce ,w którym spędzić mieliśmy kolejne kilka nocy.

 Oniemiałem. 

 Cóż ,spodziewałem się czegoś podobnego do ciasnego pokoju hotelowego z jednym oknem ,małą łazienką ,trzema małymi łóżkami i lodówką. Tymczasem przed nami malował się ogromny przestronny loft. Światło zapaliło się na czujnik ,a ja z wybałuszonymi oczami spojrzałem na przyjaciółkę.

-Czuję się jak Julia Roberts w Pretty Woman.

-Niestety ,jesteś tylko woman.- powiedział Aiden ,który mimo zmęczenia wciąż zachowywał dobry nastrój.

 Zarobił od Palmer cios łokciem w żebra na co jęknął. 

 Wszedłem w głąb pomieszczenia ignorując ich zaciętą wymianę zdań. Na lewo malował się pokój, jak przypuszczałem sypialnia zamknięta za czarnymi drzwiami. Po prawej uchylone drzwi dawały widok na łazienkę z ogromną wanną na środku. Lecz gdy wszedłem dalej odebrało mi mowę.

 Nawet gdybym pracował całe życie w kolejnych trzech wcieleniach nigdy nie byłoby mnie stać na mieszkanie podobne chociaż w połowie do tego. Po lewej stronie rozciągał się rząd szaf i regałów zapełnionych książkami. Wszystko wieńczyło ogromne okno ukazujące widok na spowite nocą miasto. Kuchnia wraz z wyspą w kolorze bieli i szarości rozciągała się prostopadle do przeszklonej ściany ,w której szklane drzwi prowadziły na balkon. Na środku pomieszczenia usadowiony był stół dla dwunastu osób  a na nim świeże piwonie. Lecz gdy spojrzałem na prawo i zobaczyłem te pokaźne łóżko na podwyższeniu niemal poczułem błogość na myśl ,że zaraz się położę i zasnę. Naprzeciwko łóżka ,na które jak dziecko rzuciła się Palmer, znajdowała się plazma ,a obok niej cała witryna z różnorakimi filmami. 

 Tylko czekałem na pełne zachwytu komentarze mojej przyjaciółki ,która opisałaby styl wykończenia mieszkania jako nowoczesność połączoną z klasyką, czy coś w tym stylu. 

-Ja pieprzę ,te łóżko jest jak chmurka! -pisnęła zatapiając się w pościeli.

-Niestety był tylko pokój czteroosobowy z dwoma łóżkami. Więc wybieraj z kim chcesz spać. 

 Palmer patrzyła po nas maślanym wzrokiem. Wysnucie jakiejkolwiek odpowiedzi zajmowało jej zbyt wiele czasu. 

-Ty się poważnie kurwa zastanawiasz?- zapytałem zdziwiony i rozbawiony jej miną.

-Kocham cię Quinnie ,ale czasami jestem próżną zdzirą. Mówiłam ci już, że masz niezły gust do chłopców? Nie bierz tego za komplement, Deroven.- syknęła na niego.- Mówię o twojej aparycji. Charakteru nie da się znieść.

 Rzuciłem swoją torbę w stronę łóżka Palmer nie dając Aidenowi pola do popisu. Ani mi się kurwa śniło żeby ta dwójka znalazła się tak blisko siebie w jednym miejscu. Obawiałbym się wówczas ,że znajdę jedno z nich rano z rozpłatanym gardłem.

-No cóż, szkoda. -wymamrotał sprawdzając coś w telefonie. -Drzwi mojej sypialni zostawię otwarte w razie gdyby któreś z was miało zły sen albo miało ochotę się ślinić na moją poduszkę.

 Przewróciłem oczami. A więc wygórowane mniemanie o sobie nadal pozostało na swoim miejscu.

-Przyznaj szczerze ,że chciałbyś dołączyć do naszej zajebistej paczki ,ale nie jesteś na tyle fajny i czekasz na zaproszenie.

-Pacierza i tego trójkąta nigdy nie odmówię. 

 Puścił Palmer oczko a ja powstrzymałem ciary żenady.

-Jestem założycielem naszej paczki zajebistych atomówek więc nie możecie mnie z niej wykluczyć.- zrobił słodkie oczka.- Przecież się przyjaźnimy. 

 Kobieta spojrzała na mnie ,a ja na nią.

-Ja mam mu powiedzieć czy ty chcesz to zrobić? 

-Ja to zrobię. -uśmiechnąłem się ironicznie zwracając się ku mężczyźnie.- Jeśli byś mógł to spierdalaj na momencik. 

 Uniósł wysoko łukowatą brew.

-A co z piżamaparty?

 Na litość...

-Przypominam ci ,że mamy po dwadzieścia pięć lat. 

-Ja mam dwadzieścia trzy i jestem chętna na piżamaparty. -oznajmiła za co zarobiła moje spojrzenie mówiące ,że ma trzymać swoje zdzirowate "ja" na miejscu i nie ślinić się na tors mojego ex.

 Nie wiem co było gorsze- Palmer śliniąca się na Aidena czy Aiden i jego dwuznaczne aluzje ,którymi najwyraźniej próbował rozładować atmosferę. 

-Co za problem? -pokierował ku mnie pytanie.- Zamiast jedzenia ciastek i oglądania filmu moglibyśmy...

-Nie waż się kończyć tej myśli.

-Może skończyć.- wtrąciła się Palmer za co zarobiła moje ostre spojrzenie po raz drugi w ciągu minuty.- No co? Jestem ciekawa.

-Wynocha do swojego pokoju zanim moja przyjaciółka zaślini nam całe łóżko. -wskazałem na sypialnię.-W podskokach.

  Aiden zniknął w swoim pokoju.

-Drzwi są otwarte! Tak tylko przypominam!

 Palmer zachichotała ,a ja wyszczerzyłem zęby nie kryjąc rozbawienia słysząc jego krzyk. Robienie z siebie głupka w napiętych sytuacjach zawsze wychodziło mu bezbłędnie.

-Dzięki, zapamiętane. A teraz idź podziwiaj swoje odbicie w lustrze czy co tam zawsze robisz przed snem.

 Dobiegł nas głośny śmiech i trzasnął drzwiami. Usiadłem na skraju łóżka rozglądając się po lofcie.

-Jest nieźle ,co? 

-O ile w tej sytuacji może być coś dobrego to jest całkiem w porządku. Miło będzie budzić się w pieprzonym apartamencie jak dla królowej. Aiden musiał zapłacić krocie za noc, a co dopiero za kilka. 

 Palmer zrzuciła z siebie cienką koszulkę pozostając tylko w koronkowym biustonoszu. Na kolanach przeczołgała się przez pościele i chwyciła za rąbek mojej bluzy i odrzuciła ją na podłogę. Pogładziła mój nagi tors ,a ja się zaśmiałem muskając jej wytatuowaną skórę w okolicy żebra. 

-Uśmiechnij się ,Quinn. -poleciła nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. -Przecież nie jest tak źle! Wiem ,że nie chcesz być tu z nim...

-On nie ma nic do rzeczy. -ściszyłem głos w obawie ,że może podsłuchiwać.- Czuję się jak kretyn. Wyobrażasz sobie co musiał poczuć Aiden gdy dowiedział się ,że ukochana ciotka i wuj o wszystkim wiedzieli i nic nie zrobili ,a nawet uznali to za słuszne? Straciłem do nich zaufanie. Okłamywali nas oboje. 

 Położyłem się na plecach ,a Palmer ułożyła głowę na moim podbrzuszu.

-Mówiłeś dziś szczerze?

-Co takiego?- zapytałem wsuwając ręce za głowę. 

-No wiesz.- skinęła głową w stronę pokoju Aidena.- O nim. O uczuciach do niego. 

 Przełknąłem głośno ślinę. Zapanowała dłuższa chwila ciszy nim zdołałem otworzyć usta.

-Ja... Dziś wydarzyło się tak wiele rzeczy ,że sam nie wiem co jest jawą a co kłamstwem. Najpierw Dylan i te prochy, później dowiaduję się ,że rodzice wiedzieli o czymś co zrujnowało Aidena ,później znajduję się w hotelu jak z filmu ,a moja przyjaciółka ma ochotę na mojego ex. Może być dziwniej?

 Kobieta zaśmiała się głęboko.

-Nie lubisz się dzielić?

 Przewróciłem oczami rozbawiony.

-Kurwa ,dziewczyno ,to obrzydliwe. Przystopuj. 

-Dobra ,dobra. Przecież jesteśmy drużyną atomówek! Byłoby dziwnie gdyby ktoś wprowadził taką niezręczność w naszą świętą trójcę.

-Świętą jak jasna cholera.- mruknąłem pod nosem. -Chcę już zasnąć. Ten dzień...

 Kobieta ucałowała mój policzek wtulając się w mój bok.

-Będzie już tylko lepiej. Tylko w to uwierz. 

 Nie odpowiedziałem jej. Choć Palmer już dawno spała ja nie zmrużyłem oka. 


***

 Gdy się obudziłem potrzebowałem chwili by dotarło do mnie gdzie jestem. Nad kuchennymi blatami świeciły się ciepłe lampki utwierdzając mnie w tym ,że to nie był sen a ja wciąż znajdowałem się w lofcie. Palmer w samej bieliźnie spała u mojego boku. Była lodowata. Okryłem ją pościelą i zwróciłem wzrok ku poruszającym się białym zasłonom. Wyszedłem z łóżka mając na sobie tylko sportowe szorty i pokierowałem się w stronę balkonu. Aiden w narzuconym na głowę kapturze lustrował miasto.

 Dołączyłem do niego i odpaliwszy papierosa stanąłem obok niego opierając się o kamienną balustradę patrząc na mieniące się światła u naszych stóp.

 Milczenie było złotem. Mijały długie minuty gdy chłodny nocny wiatr owiewał mój tors. 

-Ciężki dzień ,co? -zapytał gdy odpaliłem kolejnego papierosa. Wystawił ku mnie dłoń. 

 Podałem mu białe zawiniątko ,a ten ugasił je o balustradę i wyrzucił. 

 Zamierzałem go dopalić. Rażące marnotrawstwo. 

-Fatalny.- mruknąłem.- Łeb mi pęka. To wszystko jest tak nierealne. Jeszcze niedawno nawet nie wiedziałem czy żyjesz ,sądziłem ,że nigdy więcej cię nie zobaczę ,żyłem nie zdając sobie sprawy z tego całego syfu, cierpiałem z wyrzutów sumienia mając w głowie to ,że porzuciłem rodziców ,a teraz...-od natłoku myśli nie byłem w stanie sklecić logicznego zdania. -To wszystko co działo się pięć lat temu jest tak nierealne...-pozwoliłem myślom płynąć.

-Pamiętasz jak przed piętnastymi urodzinami połamałem ci piszczel gdy graliśmy w piłkę? -zmienił temat wybijając mnie z rytmu.

-Ciężko o tym zapomnieć. Zrobiłeś to specjalnie. Rodzice byli zmuszeni odwołać całą imprezę. 

-Imprezę? Zaprosiłeś te dwie wkurzające laski z którymi robiłeś projekt na zajęcia z chemii i swojego dalekiego kuzyna ,który i tak by nie przyjechał.

 Kącik moich ust drgnął. 

-Mimo to miały to byś epickie urodziny. A przez ciebie spędziłem je w domu w książkach leżąc w gipsie bez możliwości wstania z łóżka. 

-Zrobiłem to bo ta jedna mała zdzira - chyba Bethany?- podkochiwała się w tobie i całej szkole rozpowiadała ,że tego dnia poprosi cię o chodzenie. 

 Uniosłem wysoko brew.

-Ty popierdolony psychopato ,wystarczyło mi powiedzieć ,a nie łamać mi nogę.

 Aiden zaśmiał się w głos pozwalając by jego śmiech rozniósł się echem po nocnym niebie. 

-Matka tak mnie wtedy zlała ,że zazdrościłem ci tego złamanego piszczela. Twoim rodzicom zaś sprzedała śpiewkę ,że spadłeś z drzewa. A ty to poparłeś. Miałem mieć wtedy dużą imprezę, zaprosiłem pół szkoły a Margot kazała mi iść do ciebie i siedzieć z tobą za karę. Wszyscy świetnie bawili się u mnie ,a ja siedziałem z tobą i miałem cię przepraszać.

-Ale nie przepraszałeś. Usiadłeś na drugim końcu łóżka z miską popcornu i rzucałeś we mnie wiedząc ,że nie mogę się ruszać i nie ucieknę. I nagrywałeś to i wysyłałeś do Dawsona. Puszczali to na rzutniku w twoim pokoju żeby każdy mógł zobaczyć jak się wściekam gdy obśliniony popcorn przykleja mi się do czoła.

 Zaśmiał się w głos. 

-Ale przyznaj ,że później było fajnie. Obejrzeliśmy dwa mecze NBA.

-Spałem wtedy jak zabity.

-Ale i tak bawiłeś się lepiej niż z tymi dwiema. 

-A to wszystko przez to ,że byłeś zazdrosnym niestabilnym emocjonalnie dupkiem z problemem wyrażania uczuć w słowach.

-Dalej nim jestem. -wyznał z szczerym uśmiechem patrząc w gwiazdy.- Dalej jestem toksycznie zazdrosny ,nienormalny i zrobiłbym wszystko ,nawet szedł po trupach do celu by...-urwał na moment.- A pamiętasz jak mieliśmy po siedemnaście lat i byłem zmuszony zabrać cię na swoją randkę z Lu bo nasi rodzice wpadli na genialny pomysł ,że skoro tak się kochamy i przyjaźnimy to warto byłoby razem gdzieś wyjść i zacieśniać więzi?

 Ten dzień jak na zawołanie zagościł w mojej głowie.

-Byliśmy na lodach a Lucia tak cię wkurwiała ,że wziąłeś całego świderka ,którego nawet nie polizałeś i rozmazałeś jej na czubku tych tlenionych blond włosów. 

 Oboje skrzywiliśmy się.

-Byliście wtedy na mnie tak wściekli.

-Żartujesz? Myślałem ,że pęknę ze śmiechu. Okej ,miałem ochotę dać ci w gębę ,ale nigdy nie widziałem jej takiej wściekłej.

 Okej ,Aiden celowo wspominał te przypadkowe dni wyciągając je losowo ze swojej pamięci by sprawić ,że moja głowa stanie się lekka. Udawało mu się.

-Wydrapałaby mi oczy gdyby nie te osy ,które się do niej zleciały. Po chwili wyglądała jak chomik.

-Bo spuchła ,ty kretynie. Miała alergię na pszczeli jad. Spędziła w szpitalu trzy dni.

 Roześmiałem się cicho by nie obudzić śpiącej Palmer.

-Okej ,też nie byłem najnormalniejszym dzieciakiem. 

-Nigdy nie byliśmy normalni dlatego nie spotykały nas normalne rzeczy. Nienormalni rodzice ,nienormalny przyjaciel z naprzeciwka ,nienormalna miłość i nienormalne serca ,które w całym tym bajzlu zawsze biły jednym rytmem.

 Zamilkłem nie znajdując żadnego odpowiedniego słowa gdy podkurczyłem palce u stóp. 

-A czy kiedykolwiek będzie normalnie?- wypaliłem z pytaniem ,które zdawało się ,że kompletnie zniszczy atmosferę.

-Nie. Nigdy nie będzie dostatecznie normalnie i spokojnie. Sam spójrz gdzie teraz jesteśmy. W jakimś hotelu ,pokłóceni z całym światem ,w twoim łóżku leży półnaga wredna przyjaciółka wytrzaśnięta chuj wie skąd. Nic nie jest tak jak powinno. 

-A my...

-A my znów jesteśmy kumplami. 

 Kumplami. Kumplami. Pieprzonymi kumplami. Choć wiedziałem ,że relacje między nami wróciły do bardzo pierwotnego stanu miałem wrażenie ,że gruchnąłem o ziemię zderzając się z rzeczywistością.

-Tyle lat się nie widzieliśmy ,a nadal jesteśmy zespołem. Zadziwiające. 

-Wspólne problemy nie czynią nas zespołem ani przyjaciółmi. Nie łączy nas nic oprócz tego ,że chwilowo jesteśmy pod jednym dachem. -oznajmiłem mu chłodnym pozbawionym emocji tonem gdy mój rozum wreszcie przezwyciężył niewłaściwe uczucia zabijając je. 

 Byliśmy przecież kumplami. 

-Miło ,że uczysz się na błędach, Quinnie. To przywilej ,że mogłem być jednym z nich.- zaśmiał się ,lecz wcale nie było mu do śmiechu.

-Aiden...

-Wiesz ,że kiedyś wysłałem ci walentynkę?- zmienił temat na bardziej luźny.

-Co?

-Poważnie. -łypnął na mnie z góry.- W pierwszej klasie liceum gdy byłeś po rozstaniu z tym swoim dupkiem. W podstawówce nigdy nie dostawałeś walentynek i zawsze byłeś przez to wyśmiewany. Gdy trafiliśmy do liceum nie chciałem żeby wytykali cię palcami. 

-Nie wierzę ,że to byłeś ty. Sądziłem ,że to ta dziwaczna zakompleksiona Martha, która siedziała ze mną na matmie. 

 Kąciki jego ust drgnęły delikatnie.

-Widzisz ,nawet jej się nie spodobałeś. Dostałeś wtedy tylko jedną walentynkę. 

 Wspomnienia zrodziły się w mojej głowie jak na zawołanie. Skrzywiłem się.

-Ty ostatni chuju ,darłeś wtedy ze mnie łacha przed całą klasą ,że mam cichego wielbiciela a sam mi to wysłałeś! Co prawda z litości ,ale...

-Nie prawda. Zawsze byłem twoim cichym wielbicielem a wysłanie tej kartki było spontaniczne. Miałem kupić w sklepie papierosy na swój fałszywy dowód ,ale wtedy zobaczyłem te kartki. Były zupełnie w twoim stylu, tak przesłodzone ,kiczowate i odrażające. -wzdrygnął się na samą myśl ,a ja zaśmiałem się w głos. -Wtedy pomyślałem ,że skoro tak bardzo lubisz tandetę...-wzruszył ramieniem.- Kupiłem dwie. Jedną dla ciebie ,drugą dla Lu. 

-Prawdziwy romantyk grający na dwa boki. -skwitowałem go rozbawiony.

-Ona swoją wyrzuciła razem z dziesiątkami innych. Ty zostawiłeś. Ucieszyła cię. 

-Pewnie dalej zalega gdzieś w pokoju wśród starych gratów.

-Oczywiście ,że zalega. Jestem zdziwiony ,że nie oprawiłeś jej w ramkę. 

-Gdybym wtedy wiedział ,że jest od ciebie prawdopodobnie bym ją spalił. Gdyby w szkole dowiedzieli się ,że...

-Że się w tobie podkochuję? Myślisz ,że dbałem o to co pomyślą ludzie w szkole? Przejmowałem się tylko tym ,że gdy ludzie puszczą plotki one dotrą do mojej matki a ta wtedy odetnie nas od siebie. Plotki w końcu dotarły. Dzięki losowi ,że dopiero teraz.

 Spoglądałem na niego kątem oka. Choć sytuacja nie była łatwa ten zachowywał spokój ,który udzielał się i mnie. Powinienem był mu podziękować i przeprosić. Byłem dla niego takim dupkiem gdy on mimo wszystko wciąż się o mnie troszczył ,nawet w tych małych gestach ,nawet podsuwając pod nos szklankę wody bym nie musiał odpowiadać na niewygodne pytania ,biorąc na siebie całą odpowiedzialność. Zawsze to on był tym ,który brał na swoje barki konsekwencje.

 Gdyby go tu nie było najpewniej pogrążyłbym się w czarnych myślach i nie zmrużył oka do rana nie wiedząc co dalej począć. Teraz jednak... uśmiechnąłem się.

-Jak w ogóle... no wiesz? Co się stało ,że Margot się domyśliła? 

-Nic znaczącego.- wzruszył obojętnie ramieniem.- Miałeś halucynacje ,pieprzyłeś od rzeczy i ubzdurało ci się ,że jesteś z jakimś swoim kochankiem. 

 Moje policzki zaczerwieniły się ze wstydu. Żałowałem ,że zapytałem.

-Mówiłem o jakimś konkretnym kochanku?

-Nie. Żadnych konkretów. Usiadłeś mi na kolana i gdy Margot weszła i to zobaczyła to cóż... byłeś bez koszulki i dobierałeś się do mnie.

-Ja pierdolę. -mój żołądek wywrócił się do góry nogami i wykręcił w supeł.- Przepraszam. Znaczy... wiesz, nie chciałem. W sensie nie twierdzę ,że bym cię nie dotknął ,nie mówię też że chciałbym dotknąć ,ale... kurwa, rozumiesz co mam na myśli. 

-Czaję.- prychnął pod nosem.- Nie mam w zwyczaju obściskiwać się ze swoimi ex więc następnym razem nie funduj mi takich niezręczności i nie ćpaj.

 Auć. To jak bezlitośnie wrzucił mnie do jednego wora "wszystkich swoim ex" zabolało z potrójną siłą. Może wreszcie mógłbym zaprzyjaźnić się z Lucią? Oboje porzuceni przez wielkiego Aidena ,łamacza serc i ostatniego skurwysyna. Ona ofiarowała mu pół swojego życia ,ja całe okropne pięć lat a i tak skończyliśmy na tej samej pozycji. Może powinienem wysłać jej kartkę z zaproszeniem na spotkanie klubu byłych wielbicieli Derovena ,którzy skończyli w rynsztoku?

 Chociaż ona dawno poszła do przodu. Ja nie. 

-Następnym razem jako mój ex po prostu mi przywal i zrzuć ze swoich kolan. -syknąłem niby z rozbawieniem ,ale jednak ani kurwa trochę nie było mi do śmiechu. 

-Następnym razem masz jak w banku ,że jako TWÓJ EX nie będę ratował ci dupy gdy po raz kolejny wdepniesz w gówno. 

 Obruszyłem się słysząc przekąs w jego głosie.

-No i świetnie. Nie prosiłem cię o pomoc. 

 Zabrzmiałem jak dzieciak ,a ten zaśmiał się gardłowo udawanym śmiechem.

-Tak? Bo zauważyłem ,że nie jesteś w stanie przeżyć dnia bez mojej pomocy.

 Wybałuszyłem oczy.

-Ja nie jestem w stanie przetrwać? Przetrwałem bez ciebie pięć lat zasrany dupku!

-Zabawne.- pochylił się nade mną.- To ,że przetrwałeś to wiele powiedziane. Palmer ma długi niewyparzony jęzor i powiedziała mi ,że ginę w tłumie twoich byłych kochanków. 

-Zazdrosny? 

-Zachowujesz się jak dzieciak.- odparł a jego mina spoważniała. 

-Ale to ty wywlekasz tak nieznaczące sprawy. Robisz to celowo. Chcesz znać liczbę? Szczegóły? O co ci właściwie chodzi? Co się to w ogóle obchodzi? Sporządzić ci listę żebyś mógł założyć pieprzony fanklub dla osób ,z którymi się przelizałem? Czy mam ci sporządzić ranking z kim w łóżku było mi najlepiej? 

 Uniósł wysoko brew nie spodziewając się takiej wulgarności. 

-Była w Waszyngtonie chociaż jedna osoba ,z którą lizałeś się dwa razy czy każdy był na raz? 

 Parsknąłem. Co za bezczelny...

-Odpieprz się ,okej? Nazwij mnie dziwką, powiedz ,że się mną brzydzisz i daj mi już spokój. 

-Skąd pomysł ,że się tobą brzydzę?

-A dokąd indziej zmierzają te pytania? 

-Chcę tylko wiedzieć czy byłem znaczącym epizodem w twoim życiu czy też tylko kimś na chwilę. 

 Osłupiałem. Wmurowało mnie w posadzkę a język ugrzązł w gardle. Jak on mógł... jak mógł zadawać tak okrutne pytania po tym jak przez wiele lat poszukiwałem go by tylko móc na niego spojrzeć? Wreszcie zebrałem się na odwagę by zbliżyć się do niego i wycedzić mu prosto w twarz:

-Miałeś być na całe życie ,dlatego gdy zniknąłeś wszyscy inni byli tylko na chwilę. 

 Świdrowałem wzrokiem jego spojrzenie ,którego nie byłem w stanie rozszyfrować. Było mu przykro? Czy był wściekły? A może obojętny? 

 Miałem to w dupie. Odwróciłem się na pięcie gdy ten w ułamku sekundy pochwycił mój nadgarstek.

-Nie obwiniaj się za to kim okazali się twoi rodzice. Nie jesteś nimi. Oboje nie wiedzieliśmy ,że mają z tym coś wspólnego. Nam obojgu wydawali się aniołami ,okazali się tylko przebierańcami. Zawsze byłeś jedną osobą ,której ufałem i to się nie zmieniło. 

 Zdusiłem narastającą gulę w gardle. 

-Zanim kolejny raz zaczniesz dopytywać o moich byłych zachowując się przy tym jak ostatni gnój -cedziłem wściekły.- pamiętaj ,że ja przynajmniej nie zrobiłem sobie dziecka. 

 Pozbawiony skrupułów zostawiłem go z tą prawdą samego. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top