11. Słodkie pragnienie
Dylan całował zachłannie jakby chcąc posmakować każdy cal mojego ciała- dokładnie tak jak całowali mnie wszyscy inni ,którzy pijani oczekiwali tylko jednego. Dziś ja również oczekiwałem tylko jednego fizycznego uniesienia. Kilka drinków ,szybki seks i cholerne wyrzuty sumienia nie pozwalające zasnąć były czymś czego potrzebowałem by zająć głowę choć na chwilę. Popadając w skrajność wmawiałem sobie po raz kolejny ,że to pomoże. Moje prymitywne ja kierowało mną gdy zatapiałem język w gardle dawnego przyjaciela Aidena. Może odezwał się we mnie kolejny akt desperacji ,zemsty. A może dotarło do mnie ,że moje życie było gównem i jedynym co przynosiło choć odrobinę uciechy był ten szybki seks gdzieś na uboczu klubu.
Wszystko było mi jedno. Czarna dziura w sercu pochłaniała mnie do reszty. Poczucie beznadziejności pożerało ,a świadomość ,że uleciało ze mnie wszelkie szczęście i nadzieja sprawiała ,że miałem ochotę zniknąć ,sprowadzić swoje życie na dno i na tym dnie już pozostać. Teraz jednak nie miałem skrupułów. Aiden chciał ze mną oficjalnie zerwać? Proszę bardzo. Uważał mnie za głupiego dzieciaka? Proszę bardzo ,oto nim byłem. Jeśli miałem o nim zapomnieć... tylko to pomagało , szybkie ulotne chwile ,które wynosiły mnie do nieba by później efektowanie rozbić mnie o ziemię w zderzeniu z rzeczywistością.
Palmer mnie zabije. Matka mnie zabije bo gdzieś w tłumie zgubiłem ojca.
Odsunąłem od siebie Dylana ,który stał tak blisko ,że byliśmy niemal jednością
-Zaczekaj. -wydyszałem.
-Na co? -mamrotał wsuwając dłoń pod moją bluzę.- Przestań. Nie mamy wiele czasu.
Sprawdziłem telefon. Cholera ,było już grubo po dwudziestej trzeciej. Głowa moja i ojca zostanie nabita na pal jeśli zaraz nie wrócimy.
-Muszę wracać. -wybełkotałem gdy świat wirował.
-Daj spokój, Quinn.
Jego usta znów zetknęły się z moimi ,a ja jak ostatni kretyn odwzajemniłem to. Wtem poczułem jak Dylan przerywa zbliżenie i odskakuje w bok. Mimo ,że obraz mazał mi się jak cholera a w głowie gościł tylko szum i ciężkie basy, dostrzegłem jak z jego nosa tryska krew a ten przeklina siarczyście. Wytężyłem wzrok i pijackim krokiem ruszyłem w stronę bójki.
-Co ty kurwa robisz ,stary?!- wrzasnął Dylan ,który oberwał po raz kolejny uderzając o pień pobliskiego drzewa.
Krople czerwonej krwi rozmazanej na wybrukowanym parkingu mieniły się w mojej głowie.
-Po co to robisz, co?!- wrzeszczał znajomy głos.
Aiden trzymał Dylana przytwierdzonego do drzewa.
-Zawsze ci się podobał i nie waż się kurwa zaprzeczać. Zawsze chciałeś go przelecieć ,a kiedy dowiedziałeś się ,że jest ze mną chciałeś mi go zabrać!
Kolejny cios.
-Aiden ,zostaw go.- mamrotałem szarpiąc chłopaka za ramię ,ale ten ani drgnął, najpewniej dlatego ,że byłem całkowicie pozbawiony jakiekolwiek siły ledwie słaniając się na nogach.
Wściekłość bijąca z jego spojrzenia była wręcz namacalna. Aiden wpadł w cholerny szał ,a ja byłem na tyle nawalony ,że nie nadążałem rejestrować jego ruchów. Ze wstydu powinienem zapaść się pod ziemię.
Dylan coś mówił ,ale ja słyszałem tylko wrzask Derovena
-Masz się do niego nie zbliżać! Jak jeszcze raz cię przy nim zobaczę -dyszał ciężko.- przysięgam ,że nie ręczę za siebie i rozwalony nos będzie twoim najmniejszym problemem.
Musiałem uderzyć się w głowę albo zasnąć. To wszystko nie było prawdziwe. Będąc po tylu drinkach wzrastało prawdopodobieństwo ,że to wszystko było tylko ułudą.
-Wcale nie śpisz kretynie.- warknął Aiden zbliżając się do mnie niebezpiecznie blisko.
Mówiłem to na głos?
Pchnął mnie na ścianę klubu i znalazł się tak blisko ,że byłem w stanie zanurzyć palce w jego czarnych włosach.
-Co ci wpadło do głowy żeby przelecieć Dylana?
Świat wirował ,a ja słyszałem co drugie słowo. Aiden znów mną potrząsnął.
-Słyszysz mnie? Ja pierdolę ,jesteś pijany jak świnia. Dlatego wkładałeś mu język do gardła? Wiem ,to teraz jest najmniej ważne ,ale muszę wiedzieć.- paplał bez sensu.- Zrobiłeś to bo jesteś nawalony ,tak?
Zaśmiałem się. To musiał być cholerny sen. Byłem wdzięczny temu ,który dosypał mi jakieś prochy do drinka.
-A może -czknąłem.- chciałem się z nim przespać bo mi się podoba.
Mrużąc oczy jak ostatni kretyn widziałem jak wściekł Deroven łapie się za głowę.
-Dałeś mu się uwieźć jak dzieciak.
-Skąd pomysł ,że to on uwiódł mnie?
-Ciebie to kurwa bawi?- wycedził będąc już milimetry ode mnie.- Dylan zrobił to tylko po to żeby się na mnie odegrać!
- Mam w dupie wasze utarczki.- wybełkotałem.
Zaraz się porzygam.
-Odpieprzysz się jeśli powiem ci że nie mam szacunku do samego siebie i zależało mi tylko na jego penisie? -dodałem.
Aiden osłupiał. Jak nikt znałem to uczucie zawodu gdy osoba ,którą znało się tak długo nagle zmienia się w kogoś innego, w kogoś gorszego. Ja byłem gorszy. Nie byłem tamtym sobą ,którego Aiden pokochał. Byłem wstrętny ,odrażający i do reszty pozbawiony instynktu samozachowawczego. Byłem na dnie.
-Tak wyglądały twoje wszystkie wieczory w Waszyngtonie? Poleciałeś w wódę usprawiedliwiając to tym ,że to moja wina bo zniknąłem? O to ci kurwa chodziło?
Zakołysałem się chcąc... sam nie wiem co chciałem zrobić. To był ten moment w którym zasypiałem w jakimś obcym mieszkaniu na kanapie albo Palmer ciągnęła mnie do taksówki.
-Co cię tak śmieszy? -wrzasnął wściekły. -Zamierzałeś się z nim przespać? To odrażające!
Ten policzek w twarz nieco ocucił mój zapał.
-Ja jestem odrażający? Spójrz kurwa na siebie. Jesteśmy dorośli mój drogi.- chyba poklepałem go nieudolnie po ramieniu.- I istnieje coś takiego jak seks bez zobowiązań.
Chyba próbowałem go szarpnąć ale wyszło z tego tyle że wpadłem w jego ramiona ,bo czułem ,że moja twarz dotyka czegoś ciepłego.
-Myślisz że puszczanie się z pierwszym lepszym i upijanie się na imprezie ci pomoże? -jego ton złagodniał. -Odprowadzę cię do domu.
-Wolałbym być z Dylanem. On mnie chociaż przeleci.
Aiden parsknął głośno.
-Nie poznaję cię. Zawsze byłeś obłudnym dzieciakiem ,ale zwykle ograniczało się to tylko do mnie.
Przeszły mnie ciarki.
-Odpieprz się.- warknąłem.- Nie musisz udawać ,że się przejmujesz.
-Żartujesz sobie?- wycedził ostro stając przede mną.
Jego twarz rozmywała się ,a ja ledwo trzymałem się na nogach. Jutrzejszy kac moralny mnie zabije.
Ale przynajmniej dziś było fajnie.
-Jesteś nawalony, prawie przeleciałeś mojego starego kumpla a teraz ledwie się trzymasz na nogach.
Odtrąciłem jego dłoń gdy próbował mnie pochwycić.
-Odpieprz się! Nie masz prawa mnie oceniać!- udało mi się w miarę składnie wykrzyczeć.- Nie masz cholernego prawa.- bełkotałem.- Wracaj do żony i córki. Ja chcę...
Chcę rzygać i oddać się histerycznemu płaczowi przeklinając przy tym Aidena na każdy z możliwych sposobów.
Aiden coś do mnie mówił ,coś co rozmywało się w mojej głowie jak bezsensowna paplanina. I ja mówiłem coś do niego, coś co nie miało całkowicie sensu, coś co wybrzmiewało prosto z mojej spowitej mrokiem duszy, coś okrutnego na tyle ,że gdy podszedłem do Aidena ten mnie odtrącił. Upadłem ,a cholerny ból rozszedł się po mojej twarzy. To ostatnie co zapamiętałem.
***
Całowałem jego szyję wodząc niżej gdy ten otumaniony rozkoszą opierał się o biurko w moim pokoju. Gryzłem ,zasysałem i lizałem jego jedwabną skórę zostawiając po sobie zaczerwienione ślady i delektując się jego miarowymi oddechami i zduszonymi jękami.
-Quinn, przestań. -powiedział lecz nie wyczułem w tym przekonania.
Wcale nie chciał bym przerywał.
-Nie. Pozwól mi ten jedyny raz. -wymruczałem cicho całując wnętrze jego ud.
W jednej chwili odziany był w czarne bokserki ,a w drugiej zniknęły gdzieś na końcu pokoju. Trąciłem językiem wrażliwe miejsce między jego nogami dając mu przedsmak tego co zamierzałem zrobić. Wyszczerzyłem zęby gdy pochylił głowę w tył napinając przy tym swoje mięśnie. Gdy wziąłem go do ust poruszając się powoli wodząc językiem po każdej krzywiźnie jego przyrodzenia jego oddech przyspieszył. Aiden stłumił warknięcie gdy przyjąłem go głębiej.
Nie byliśmy już nastolatkami a ja nie miałem ochoty na delikatny seks udając ,że wcale nie zamierzam poczuć go do szpiku kości zgrywając pruderyjnego. Dlatego poruszałem się szybciej doprowadzając go do obłędu gdy zaciskał dłonie na biurku subtelnie poruszając udami dając mi do zrozumienia ,że chce więcej. Poczułem jak zaciska dłoń na moich włosach zmuszając mnie do szybszych ruchów. Jęknąłem z podniecenia ledwie mogąc złapać oddech.
W ułamku sekundy posadził mnie na biurku i nie przerywając intensywności tego co robiliśmy wszedł we mnie a ja krzyknąłem. Wszystko we mnie pulsowało gdy czułem go w sobie całego nie mogąc się powstrzymać od zduszonych jęków.
-Myślisz ,że Dylan by cię przeleciał w ten sposób?- zapytał dumny z siebie gdy z rozkoszy mrużyłem oczy.
Ja pierdolę , na moment znalazłem się w innym świecie gdzie seks w klubie z przypadkowym chłopakiem nie dorastał do pięt temu co czułem, a czułem tak wiele ,że miałem ochotę wrzeszczeć by nie przestawał, by ta chwila trwała wiecznie.
-N- nie.- wyjąkałem wbijając palce w plecy Aidena.
Ten wyszczerzył kły poruszając się jeszcze szybciej. Przeorałem paznokciami jego skórę ,a ten zgryzł moją wargę. Biurko z hukiem uderzało o ścianę wybijając równy rytm.
-Sądziłeś ,że ktokolwiek zastąpi ci mnie?
-Nie! Nigdy!- odpowiadałem desperacko.
Byłem gotowy powiedzieć mu wszystko co tylko chciałby usłyszeć.
Jego klatka piersiowa ocierała się o moją podobnie jak języki splecione w łapczywych pocałunkach przerywanych przez zduszone dźwięki rozkoszy.
-A jednak pragnąłeś jego ,nie mnie.
Mężczyzna odsunął się ode mnie. Chyba śnił przerywać w takim momencie. Pchnąłem go na łóżko i dosiadłem sam narzucając rytm w jakim chciałem to skończyć.
Ale Aiden nigdy nie był typem ,który pozwalał wykonywać robotę za siebie. Zacisnął dłonie na moich pośladkach i pieprzył mnie tak ,że świat zawirował a ja zapomniałem własnego imienia.
Byłem w stanie błagać go na kolanach by nie przestawał.
-Tylko ciebie pragnę ,Aiden.- wyznałem łapiąc miarowe oddechy gdy fale rozkoszy nachodziły mnie jedna po drugiej.
-Tylko mnie?- zapytał z podłym uśmiechem jeszcze bardziej przyspieszając.
-Tylko i... wyłącznie.- mamrotałem gdy mój świat rozrywał się na kawałki po czym zlepiał w całość by ponownie się rozpaść. -Jesteś moim marzeniem.
Mężczyzna wyszczerzył zęby ,a ja krzyczałem w ekstazie modląc się by ta noc trwała wiecznie.
***
Wyrwałem się ze snu z rozsadzającym bólem głowy. Dotknąłem swój tors ,który wciąż łaknął dotyku lecz... Wymacałem miejsce obok siebie. To był sen. Cholernie dobry ,ale sen. Serce waliło mi jak dzikie ,a skóra wciąż mrowiła jakby wyśnione uniesienie wcale nie było tylko ułudą. Musiało minąć kilka minut nim mój wzrok na dobre się wyostrzył ,a ja dostrzegłem jedną postać siedzącą na skraju łóżka ,a drugą ze skrzyżowanymi ramionami opierającą się o drzwi.
-Nareszcie się obudził. -warknęła mama ,która przestąpiła z nogi na nogę.
Wściekła jak jasna cholera i nawet ta długa suknia w kwiaty nie łagodziła choć odrobinę złości jaka gościła na jej twarzy.
Zamrugałem kilka razy. Rutynowo sprawdziłem otoczenie. Byłem w moim pokoju ,w rogu stał mój regał ,leżałem w moim łóżku ,a telefon rzucony byle jak znajdował się u mojego boku. Czyli najważniejsze było na swoim miejscu.
Może oprócz godności.
-Coś ty sobie myślał? Mając na myśli zajęcie się z ojcem miałam na myśli jakieś prace w ogrodzie! Wróciliście pijani jak świnie!- krzyczała Hazel ,a Palmer czekała cierpliwie na swoją kolej by suszyć mi głowę.
-Ja... przepra...
-Ojciec śpi ledwie przytomny w sypialni.- kontynuowała.- A ty wróciłeś nie dość ,że pijany to w dodatku pobity! Kto cię tak załatwił? Ponoć to Aiden. Kiedy was przywiózł mówił ,że się posprzeczaliście ,ale żeby od razu się bić?! Wy i bójka?!
Dotknąłem swojego nosa i skrzywiłem się z bólu.
-To nie jego wina. Potknąłem się ,a on próbował mnie złapać.
Nie miałem pojęcia czy blefuję czy mówię prawdę. W zasadzie nie pamiętałem niczego co wydarzyło się po moim upadku gdy film kompletnie mi się urwał.
-Przestań go wreszcie bronić.- syknęła przyjaciółka.
-Nikogo nie bronię. Byłem nawalony ,potknąłem się i... i dalej nic nie pamiętam.
Potarłem swój nagi tors a mama przyłożyła mi dłoń do czoła.
-Nie masz gorączki. Opatrzyłam ci nos jak spałeś. Nie myśl ,że nie jestem na was wściekła! Jednak... jednak to było dość zabawne. Twój ojciec twierdził ,że długo tak dobrze się nie bawił.
Cokolwiek robił gdy ja ledwo kontaktowałem.
-Przepraszam ,mamo. Nie powinienem...
-Przestań, to on jest twoim ojcem nie ty jego. Miał swój rozum i mógł zaproponować coś innego.- zbyła mnie machnięciem ręki.- Ale nigdy więcej. Nigdy, Quinnlanie Kyle. Widzisz Palmer? Istny dom wariatów. -westchnęła zwracając się do brunetki z grobową miną.- Pieprzony dom wariatów!
Otworzyła drzwi i wyszła ,a ja zostałem z Palmer sam. Ta niemal od razu zwiesiła brwi patrząc na mnie w sposób tak ostry ,że brzytwy jej wzroku cięły boleśnie moje skacowane ego.
-Miałeś już więcej tego nie robić. -odwróciła ode mnie wzrok.- Dlaczego to zrobiłeś i co robił tam Aiden?
Usiadłem wyżej by zahamować pulsujący ból głowy.
-Ja... rozmawiałem wczoraj w nocy z Aidenem. Kiedy spałaś.
Nie potrafiłem przy niej kłamać ,nawet gdy wiedziałem ,że powinienem by uniknąć suszenia głowy mając cholernego kaca.
-Co?!- wrzasnęła.
-Ciszej ,bo mama usłyszy. -skrzywiłem się.
-Czego on znowu od ciebie chciał? -ściszyła głos i usiadła bliżej by lepiej mnie słyszeć.
-Chyba chciał ze mną zerwać ,ale... nie jestem pewien. W zasadzie to ja mówiłem.
-Co mu powiedziałeś?- dopytywała z ciekawością.
-Że jest skurwysynem ,który zniszczył mi życie ,wyrzuciłem pierścionek w krzaki i sam z nim zerwałem. Jakby to robiło jakąś różnicę.- wzruszyłem ramieniem jakby to było takie nic.
-Dlaczego nie przyszedłeś wtedy do mnie? To było ciężkie, prawda?
Pokiwałem głową. Mimowolnie łzy napłynęły mi do oczu ale nie pozwoliłem by ta słabość znów nade mną zawładnęła.
-Cholernie ciężkie.
Palmer schowała twarz w dłoniach.
-Posłuchaj mnie uważnie. Jeśli jest ci gorzej masz przyjść do mnie. Picie nie jest rozwiązaniem ,a jeśli uważasz to za złoty środek to mamy pieprzony dwudziesty pierwszy wiek. Idź na terapię.
Przewróciłem oczami.
-Już raz byłem na terapii. Dobrze wiesz co mi wtedy powiedziano.
-Że jesteś dzieciakiem ,który nigdy nie miał nikogo bliskiego, przywiązał się a gdy stracił ukochaną osobę załamał się i poszedł w używki. Wiem.
-I powiedzieli ,że jeśli sam się nie będę chciał podnieść to zostanę na dnie.
-To po części prawda. Kiedy sam nie ruszysz przed siebie utoniesz w bagnie ,które cię wciąga.
-Jak mam iść do przodu kiedy on tu jest? Kiedy to wszystko wraca? To nie takie proste. Nie imprezuję bo to lubię. Ba, ja nawet nie lubię tych drinków ,ale to jedyny sposób by uciszyć tą część...
-Tą część ,która wciąż pragnie Aidena?
Pokiwałem głową nie przecząc. Zsunąłem z siebie pościel i rozłożyłem się na łóżku w samych bokserkach wgapiając się w biały sufit.
-Przepraszam ,że tak was wszystkich rozczarowuję. Mam cię chronić a sam zachowuję się jakbym potrzebował pomocy.
Dłoń Palmer powiodła po moim nagim bladym umięśnionym torsie obsypanym piegami.
-To nie wstyd prosić o pomoc. Nie powinieneś wstydzić się siebie ,swoich uczuć i emocji. One są ważne. -urwała na moment by odczytać wiadomość ,która wyświetliła jej się na telefonie.- Jeśli jest cokolwiek z czym sobie nie radzisz jestem tutaj i będę bez względu na wszystko. Aiden nie porzucił się ,bo nie byłeś idealny. Nie każdy będzie od ciebie odchodził kiedy nie dasz z siebie sto procent. Czasem możesz dać mi tylko dwadzieścia procent siebie ,a ja wciąż tu będę, bo cię kocham Quinn. I wiem ,że ty kochasz mnie. Póki mamy siebie nigdy nie będziemy sami i nigdy nie będzie już tak krytycznie jak dawniej.
Uśmiechnąłem się delikatnie przełykając narastającą gulę w gardle.
-Zdaje się ,że właśnie straciliśmy dach nad głową.- dodała.- Właściciel mieszkania napisał mi ,że dobrze ,że zabraliśmy swoje rzeczy bo właśnie wymienił zamki i nie mamy powrotu. Dodał też ,że byliśmy pasożytami i mamy spierdalać.
Parsknąłem śmiechem i przyciągnąłem ją do siebie. Jej policzki przylgnęły do mojej rozgrzanej klatki piersiowej.
-I co będzie dalej?- zapytałem a ta wzruszyła ramieniem.
-A kto to wie?
-Nie ma rzeczy ,z którą nie damy sobie rady. -pocieszyłem ją. -Jest lato więc nie zabije nas mróz a ławki w parku podobno są wygodniejsze niż można przypuszczać.
Trąciła mnie w brzuch.
-Ty zawsze wiesz co powiedzieć ,co?
Bawiłem się pasmem jej kręconych włosów nawijając je na palec.
-Znajdziemy coś. Zaufaj mi.
-Znowu bierzesz wszystko na swoje barki. Wiesz o tym ,że nie musisz być silnym za nas oboje?
Wstałem z łóżka i wsunąłem na nogi luźne szorty.
-Do rozpoczęcia kolejnego roku akademickiego obiecuję, że będziesz miała swoje miejsce żeby rysować te... kopuły i inne głupoty.
Zaśmiała się owijając pościelą.
-Teraz cię to bawi ,ale nikt nie zaprojektuje ci lepszego domu niż ja!
-Zasmucę cię jeśli ci powiem ,że nie kręcą mnie kiczowate renesansowe wnętrza?
Przewróciła oczami.
-Jeśli kiedykolwiek zarobię jakieś godne pieniądze zabiorę cię na wycieczkę po Europie. Oprowadzę cię po tych wszystkich kościołach, muzeach ,placach i...
-Chcesz żebym umarł z nudy? -uśmiechnąłem się wyciągając koszulkę z szafy z logiem rockowego zespołu. Narzuciłem ją na ramiona gdy Palmer zamknęła oczy z uśmieszkiem wtulając się w moją poduszkę.
-Kiedy wreszcie nasze życie jakoś się ułoży chcę zawsze być przy tobie. Może nawet kiedyś będzie nas stać na jakieś małe mieszkanie. Może na Florydzie? Miami jest przereklamowane ,ale może Palm Bay? Albo jakieś miejsce gdzie nie mieszka nikt ,gdzie plaża jest niewydeptana ,palmy szumią od rana a nas budzi szum oceanu i chłodna bryza. Zero turystów tylko ty ,ja, nowa paczka papierosów ,ołówki i szkicownik.
Te plany były... W całym tym syfie zbyt rzadko myślałem o tak pięknych rzeczach. Już dawno straciłem nadzieję ,ale Palmer nigdy nie straciła nawet kawałka ,nawet w momencie gdy rodzice pozbyli się jej jak psa oskarżając o śmierć brata, nawet kiedy teraz nie było dla nas nadziei ,kiedy zostaliśmy bez dachu nad głową.
Jeśli miałem się pozbierać ona była powodem. Ona i nasz mały dom nad brzegiem oceanu gdzie mógłbym siedzieć rano z kawą i patrzeć jak rysuje ,jak się rozwija i spełnia. Skupiając się na swoich niepowodzeniach i tym co utracone zapominałem jak bardzo ją kochałem. Była moją rodziną. Siostrą. Przyjaciółką. Całym światem. Kobietą ,która wyciągała mnie z łóżka gdy nie dawałem rady, która pomagała mi brać prysznic i się ubrać gdy potrafiłem wpatrywać się tylko w jeden punkt , która przynosiła mi chińskie żarcie gdy nie byłem w stanie nic przełknąć wysyłając desperackie wiadomości do Aidena ,że cholernie tęsknię i chcę wiedzieć ,że żyje i ma się dobrze. Była przy mnie w każdym momencie ,kochała mnie takim jakim byłem. A ja kochałem ją.
-Zrobię wszystko by te plany nie były tylko marzeniami.
Nie kłamałem. Tylko przy niej nie potrafiłem kłamać. Dlatego tak kochałem jej towarzystwo- nieważne co bym zrobił czy powiedział ona nigdy nie miała dość. Przy niej prawda była wyzwalająca.
Palmer coś jeszcze mówiła ,lecz ja wyjrzałem przez okno wpatrując się w postać, która w nisko uwieszonych dresach i na nagim torsie stanęła przed domem naprzeciwko. Aiden ręce trzymał w kieszeni i lustrował teren biorąc głęboki oddech. Opanowałem motylki w brzuchu ,które budziły się do życia gdy w mojej głowie gościł obraz snu ,który musiałem czym prędzej zapomnieć.
Nie zauważyłem kiedy kobieta o brązowej cerze stanęła obok mnie wodząc za mną wzrokiem.
Aiden odpalił papierosa ,obrócił go w dłoni i... Wyrzucił po czym zaciągając się świeżym powietrzem wrócił do wnętrza domu.
-Myślałam ,że to on wpędził cię w nałóg palenia. Rzucił?
-Na to wygląda.- odparłem wciąż wpatrując się w miejsce gdzie zniknął.
W mojej głowie zaczęły układać się niespójne obrazy, w których nic mi się nie zgadzało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top