8. Bezpieczne miejsce

Tak jak każdego dnia o siódmej trzydzieści wyszedłem przed dom. Mimo ,że było jeszcze ciemno ,a wszystko wokół mocno zaśnieżone ,to nie sprawiło mi trudności rozpoznanie Aidena na masce samochodu po rozżarzonej pomarańczowej końcówce papierosa ,z której unosił się dym. Kolorowe lampki odbijały swoje światło od białego śniegu ,ale Aiden zdawał się nie zwracać na to uwagi. Właśnie gasił papierosa rzucając ostatnie spojrzenie na swój dom ,po czym jego miodowo-zielony wzrok padł na mnie.

-Cześć.- rzucił tylko bez żadnego dodatku typu "idioto, kretynie , chujozo" co wprawiło mnie w drobny entuzjazm. Czyli to co mówił nad stawem było prawdą. Zmienił się ,a to oznaczało koniec mojej udręki. Lepiej późno niż wcale. Może kiedyś nawet uznam ,że Aiden jest całkiem znośny.

-Cześć.- odpowiedziałem z uśmiechem od ucha do ucha. Mimo ,że było cholernie zimno ,a ja dygotałem jak przemarznięty szczeniak to uśmiech nie schodził mi z twarzy gdy w głowie miałem setki zamienionych zeszłego wieczora smsów z Stevenem.

Rzuciłem szybkie spojrzenie na glany Aidena dzięki których górował nade mną jeszcze bardziej, na grubą kurtkę i zaróżowione policzki. Jego nos był czerwony ,a dłonie zdawały się być skostniałe. Zmarszczyłem czoło otwierając samochód.

-Jak długo tu stałeś?

-Niedługo.- powiedział zdawkowo wsiadając na miejsce kierowcy. Nasz układ nadal obowiązywał i ściśle się go trzymaliśmy. A mi było nawet miło kiedy z samego rana nie musiałem chwytać za zimną kierownicę tylko swobodnie grzać się na miejscu pasażera.

-Jesteś przemarznięty. -rzuciłem jakby interesowało mnie to jak wiele czasu spędził na dworze.

-No dobra, dość długo. -prychnął i nie do końca wiedziałem co o tym myśleć. Ruszyliśmy z podjazdu ,a za nami zniknął blask lampek zawieszonych na moim płocie. Aiden włączył długie światła ,a ja lustrowałem ośnieżone pobocza i gęsty las.

-Po co?

-Musiałem pomyśleć.- dodał od razu ,a ja już spodziewałem się jakiegoś głupiego tekstu. Ciężko było mi przywyknąć do tego ,że Aiden stał się przeciętnym kompanem do rozmów ,a nie chamem jakiego znosiłem przez dziewiętnaście lat.

-Co było tak ważnego do przemyślenia ,że wolałeś marznąć na dworze zamiast zostać w domu?

Aiden potarł twarz widocznie nad czym się zastanawiając.

-Chyba liczyłem ,że mnie zauważysz i zejdziesz do mnie szybciej.- zaśmiał się od niechcenia.- Lucia ze mną zerwała a ja chciałem komuś o tym powiedzieć. Chyba tylko tobie mogę.

Wybałuszyłem oczy nie kryjąc ,że cale mnie to nie zaskoczyło. Problemy w raju. Nic nowego. To najpewniej trzecie zerwanie w tym miesiącu.

Mimo to osłupiałem nie wiedząc co myśleć.

"Każdy ma swoje piekło ,niektórzy na próżno usiłują z niego uciekać." Czy Aiden przechodził przez własne piekło? Czy jego życie zaczynało sypać się na tyle ,że postanowił zawrzeć rozejm ze mną by został przy nim ktokolwiek gdy cała reszta odejdzie? Bez sensu i kompletnie nie w jego stylu.

-Ona z tobą czy ty z nią?

-Ona ze mną.

Zmarszczyłem brwi.

-Dlaczego? Przecież byliście idealną parą. Na Insta obserwowało was setki ludzi ,wyglądaliście na szczęśliwych ,a nawet w szkole nie było lepszej pary od was.

Aiden wyglądał jakby dostał w twarz.

-Wiesz ,że to co ukazuje się publicznie nie zawsze wygląda tak samo prywatnie? Ile ty masz lat ,że wierzysz w prawdziwość relacji na Insta? Stalkowałeś nas?

Przełknąłem głośno ślinę.

-Po prostu nie da się przejść obojętnie gdy widzi się wasze zdjęcia.

Parsknął.

-Jasne.

-Czemu... czemu mi o tym mówisz? To pewnie kolejne zerwanie ,po którym raz dwa się zejdziecie.

-Dawson nie chce ze mną gadać, a w zasadzie to ja z nim, a reszta... Reszta to tylko chorągiewki. Chyba oczekuję od ciebie jakiejś chorej rady ,albo ,że podbudujesz moje sumienie ,które ani kurwa trochę nie żałuje tego rozstania. Gdyby nie było na poważnie myślisz ,że powiedziałbym ci o tym?

Gapiłem się na niego jak wryty. Spędził z nią tak wiele lat, byli razem od podstawówki, od przedszkola się przyjaźnili, byli nierozłączni do tego stopnia, że zawsze tam gdzie była ona, był też on. Co prawda często się kłócili ,ale zawsze do siebie wracali, zawsze byli szczęśliwi i zadowoleni gdy byli razem. Matka Aidena nawet wyobrażała sobie ich na ślubnym kobiercu gdy tylko skończą szkołę ,a oczami wyobraźni już widziała gromadę wnuków. Nawet odbyło się kilka rodzinnych spotkań ,on poznał jej rodziców... A Aiden nie żałował rozstania? Tak po prostu nie żałował zmarnowanych tak wielu lat? Co musiało się wydarzyć żeby...

-Nie mogę was osądzać póki nie znam powodu.-wypaliłem nie oczekując ,że na to odpowie.

Zacisnął zęby jakby zmuszając się do opuszczenia na moment bariery i wpuszczenia mnie do swojego życia. Chciał ze mną rozmawiać ,ale nie był do tego przyzwyczajony do tego stopnia ,że nie wiedział jak zacząć.

-To bolesne dla Lucii. Okropnie złamałem jej serce. Uznała ,że -skupił się na drodze.- moja miłość do niej była tylko przykrywką do tego kogo kocham naprawdę.

Przetworzyłem te słowa kilka razy w głowie.

-A to prawda?

Spodziewałem się zaprzeczenia typu "nie ,ona oszalała ,uroiła sobie coś ,nigdy bym czegoś takiego paskudnego nie zrobił!". A tymczasem dostałem znacznie inną odpowiedź.

-Tak, to prawda. Ale ją też kochałem, w nieco inny sposób ,ale kochałem. Zawsze była dla mnie miła...

-To brzmi cholernie płytko. Mówisz o dziewczynie ,którą kochałeś całą cholerną młodość.

Mimo ,że nigdy jej nie lubiłem to postanowiłem wziąć to na chłodno zachowując przy tym logiczne myślenie i nie dając się emocjom.

Zaśmiał się.

-Wierzysz w idealną miłość, co?

Nie zaprzeczyłem.

-Nasza taka była. Na początku. Z czasem chyba zrozumieliśmy ,że ta miłość nas ogranicza. Nie widziałem wspólnej przyszłości. Gdy dotarło do mnie ,że nie ma między nami miłości ,a ja zakochałem się w kimś innym... Ostatnie lata z nią były okropne. Oboje się męczyliśmy. Ona wiedziała ,że moje serce należy do kogoś innego ,nie sypialiśmy razem ,a w szkole udawaliśmy idealną parę bo tego od nas oczekiwano. Nie chcieliśmy budzić sensacji ,a i ja i ona baliśmy się definitywnie zerwać ,bo byliśmy od siebie uzależnieni. Kiedy ostatnio Margot kazała mi jechać wybierać pierścionek zaręczynowy...- westchnął głośno.- pękłem.

Wyjechaliśmy z lasu do miasta ,a ja miałem mentlik w głowie.

-Jeśli faktycznie od lat kochasz inną ,a w związku z Lucią byłeś tylko dlatego ,że bałeś się zmian...

-Nie bałem się zmian.- oburzył się.- Bałem się... przyznać przed sobą do innej miłości ,która niezbyt jest mi pisana.

-Mimo to zachowałeś się chujowo ,ale jeśli bez Lucii ci lepiej to przywyknij do tego ,że gdy tylko wieść rozejdzie się po szkole nie odpędzisz się od dziewczyn a z drugiej strony ludzie cię znienawidzą bo to ty wyjdziesz na potwora. To tak jakby... zdrada tylko ,że psychiczna. Pamiętasz co mi powiedziałeś nad stawem? Dobrym jest ten kto opowiada historię ,a Lu najpewniej swoją już opowiedziała.

Aiden łypnął na mnie jak na kretyna.

-I tyle? Żadnego oceniania ,osądzania i tłumaczenia jak wszystko spieprzyłem i ,że powinienem błagać Lu o wybaczenie?

-Czy ja ci wyglądam na twoją matkę? Zerwaliście ,okej. Nie żałujesz, spoko. A skoro czujesz ,że jest ci lepiej bez niej to cieszę się ,że zrobiłeś coś dla siebie i polepszyłeś swoje życie. Oddaj się teraz tej swojej drugiej miłości i bądź szczęśliwy. Tyle.

-Wow.

-Co takiego?

-Nie wiedziałem ,że ktoś tak wierzący w miłość idealną ,który naczytał się tylu romansów będzie w stanie myśleć tak prostolinijnie. Bardziej spodziewałem się motywacyjnych gadek typu ,,wracaj do niej frajerze i walcz o tą miłość".

Wzruszyłem ramionami.

-A chciałbyś takich gadek?

-Nie.

-Nie ukrywam ,że osobiście Lucię uważam za wyniosłą panienkę zadufaną w sobie. Nie pasowalibyście do siebie na dłuższą metę. Chyba ,że zarabiałbyś w milionach ,a ona w międzyczasie malowałaby paznokcie i układała włosy na wyjścia z koleżankami.

Zaśmiał się gardłowo.

-Chyba każdy chciałby takiego życia.

-Och ,oczywiście ,że tak. Ale są ważniejsze sprawy niż pieniądze.

Aiden zaparkował tuż przed szkołą gdy na zewnątrz robiło się już coraz jaśniej.

-Jakie? Jakie życie ty sobie wyobrażasz?

Jego pytanie kompletnie zbiło mnie z tropu. Złapałem się na tym ,że spojrzałem mu w oczy ,ale pospiesznie odwróciłem wzrok wbijając go w hamulec ręczny.

-Spokojne. Takie ,żeby nie martwić się o jutro, zawsze mieć co włożyć do garnka ,zwiedzić chociaż kawałek świata i móc bez stresu usiąść się w fotelu i czytać.

-To niezbyt wielkie wymagania.

-Nie wymagam wiele.- wzruszyłem ramionami.- Ale spokojne życie jest wyzwaniem. Mało kogo stać na to by mieć własny spokojny kąt i święty spokój.

-Racja. -zwiesił wzrok ,a ja ocknąłem się i obejrzałem jak ludzie wchodzą do szkoły. Wysiadłem z samochodu niemal równocześnie z Aidenem ,a ten rzucił mi kluczyki.

Miałem na dziś jednak trochę inny plan niż iść na lekcje. Wsiadłem n miejsce kierowcy ,a ciemnowłosy obrócił się na pięcie i spojrzał na mnie krzywo.

-A ty dokąd?

Serce zabiło mi szybciej gdy chwycił za klamkę i nie chciał puścić wbijając we mnie swój wzrok ,który przeszywał mnie do samych kości. Skłamać czy powiedzieć prawdę? Przekleństwem było to ,że ten chłopak znał mnie na tyle dobrze ,że wiedział dokładnie kiedy kłamałem.

-Mam sprawy na mieście.

Otaksował mnie jak wyrocznia ,która dokładnie wiedziała ,że właśnie kłamię.

-I dla tych spraw wylałeś na siebie całą półkę perfum ojca ,uczesałeś włosy i dokładnie odprasowałeś spodnie?

Cholera ,dobry był.

-Brzmisz jakbym nie robił tego codziennie.

-Oczywiście ,że robisz, ale nie z taką intensywnością. Musisz mieć dobry powód żeby iść na wagary.

-Nie idę ja żadne wagary.-zaprzeczyłem ostro.- Po prostu...

-Po prostu kłamiesz.-zaśmiał się szczerząc do mnie zęby. Obszedł samochód na około i usiadł na miejscu pasażera.

-Co ty robisz?- zapytałem gdy ten przeciągnął się na fotelu.

-Albo zabierasz mnie ze sobą albo jeszcze dziś twoja matka dowie się o wagarach, a jak ją znam tak wiem ,że nie będzie zadowolona.

Przewróciłem oczami.

-Nie zachowuj się jak dzieciak. Nawet nie wiesz dokąd jadę i z kim.

-Więc się dowiem.- mlasnął ustami.- Wolę jechać z tobą gdzieś w cholerę niż zarabiać w szkole podejrzliwe spojrzenia za to ,że Lu ze mną zerwała. Plotka z pewnością już krąży po szkole.

-Czyli chciałeś być dla mnie miły żebym panoszył się z tobą po szkole żebyś nie był skazany na samotne znoszenie krzywych spojrzeń? Ty pizdo! Nie rób sobie żartów.- trąciłem go w bark.-Spadaj stąd.

Jego skostniała z zimna dłoń ujęła moją. I wykręciła ją a ja pisnąłem z bólu.

-Zabierz mnie ze sobą. Proszę.

Proszę? Czy faktycznie tak bardzo bał się opinii publicznej? On? Człowiek ,który nie bał się niczego ,nawet własnego sumienia?

Jego "proszę" brzmiało mniej więcej tak jak "zabierz mnie ze sobą bo pożałujesz dnia w którym się urodziłeś".

-Jeśli obiecasz mi ,że będziesz siedział cicho.-odparłem niechętnie.

-Jak myszka.-obiecał ,a ja ruszyłem z parkingu wiedząc ,że i tak nie będzie cicho.

Jego bezsensowne gadanie zagłuszałem radiem i rozkoszowałem się spokojną jazdą po zatłoczonym mieście. Od świąt dzieliły nas zaledwie dwa tygodnie a ludzie już od rana spieszyli w poszukiwaniu prezentów, choinek i innych niezbędnych bibelotów. Miało to swój urok. I mimo ,że Aiden klął siarczyście widząc jak wielki korek się przed nami tworzy to ja nie traciłem entuzjazmu. Zbliżały się święta , jechałem na swoje pierwsze wagary zobaczyć się z Stevem ,a w domu czekał na mnie stos nowych książek. Nie mogło być lepiej. Nie wyobrażałem sobie lepszego dnia.

Coś jednak zaprzątało mi głowę z każdym razem gdy spoglądałem na Aidena. Rzeczywiście zerwanie z Lu nim nie wzruszyło. Oczekiwałem ,że będzie o tym gadał bez przerwy ,ale od czasu zakończenia tematu nawet o tym nie wspominał. Zakochał się w kimś innym? Ale w kim? Nigdy nie dostrzegłem żeby w szkole dawał komu innemu znaki ,że... Chyba ,że to ktoś spoza szkoły. To dla niej Aiden odkładał pieniądze żeby się wyprowadzić? A może zdradził Lu ,a ta to odkryła? Skoro właśnie ten chłopak zerwał z dziewczyną ,z którą miał być już do samej śmierci i nijak go to ruszyło musiał być ostro zakochany. Gdy na niego patrzyłem nie widziałem żadnych negatywnych emocji. Był szczęśliwy i nie wiem dlaczego sam uśmiechałem się jak idiota. Nie było mi szkoda ich utraconej relacji. Czasami już bywało tak ,że lepiej było się rozstać niż do końca życia być nieszczęśliwym albo zdradzać się po kryjomu. Sam poznałem gorzki smak zdrady ,który wciąż czułem na języku. Nawet najgorsze zerwanie było lepsze niż najmniejsza zdrada.

Najwyraźniej relacje między Aidenam a Lucią musiały być okropne skoro Aiden wręcz emanował szczęściem, a lepiej było to skończyć teraz niż kończyć za kilka lat długim i bolesnym rozwodem. A skro był szczęśliwy moje pocieszanie go nie miało sensu. Nie miałem też w zamiarach dołować go ,że najprawdopodobniej będzie teraz na językach całej szkoły i do końca semestru, a nawet roku, luzie nie dadzą mu żyć. Może należało mu się to, ta krytyka i krzywe spojrzenia ludzi. A może byłem po prostu okrutny. Aiden zmieniał swoje życie na lepsze, a ja zamiast doszukiwać się dla niego kary za to jak bardzo go nienawidzę ,powinienem był się cieszyć ,że wreszcie mój wróg stał się pozornym przyjacielem.

Opuściliśmy samochód ,który zostawiłem na parkingu tuż przy zatłoczonym supermarkecie.

-Módl się żeby żaden nauczyciel nas nie zobaczył.- rzuciłem gdy przechodziliśmy przez pasy.

-Czasami mam wrażenie ,że mentalnie zatrzymałeś się w podstawówce.

-Bo obawiam się konsekwencji?

Uśmiechnął się pod nosem.

-Bo jesteś tak uroczo ostrożny ,że nie wierzę ,że sam wpadłeś na pomysł z wagarami. Ale jak przypuszczam ktoś cię do nich namówił. Tylko kto jest tak przekonywujący i wpływowy, że namówił cię do tak haniebnego czynu?- postukał się po brodzie. -Ach, wiem.

-Co niby wiesz?- zadałem pytanie zażenowany. Po jaką cholerę ja go tu w ogóle brałem? Mogłem znaleźć jakąś wymówkę, chociażby taką, że powiedziałbym ,że jadę na jakiś durny konkurs naukowy. Wtedy za żadne skarby nie chciałby jechać ze mną.

-Wiem co jest słabością każdego faceta.

Uniosłem wysoko brew oczekując jakiejś sprośnej i błyskotliwej odpowiedzi.

-Chyba wiem co masz na myśli.-wymamrotałem sam do siebie.

-Kogo planujesz przelecieć? Z chęcią go poznam. To ten od lampek? Ten który wymykał się ostatnio z waszego domu i ten ,o którym Hazel pieje od kilku dni?

Przystanąłem przy drzwiach kawiarni.

-Od tego progu obowiązuje zasada "nie odzywaj się kiedy nie będzie konieczności". Czaisz?

Zasalutował, a ja miałem ochotę zdzielić go łokciem prosto w żołądek by wyrzygał całe śniadanie i z wstydu uciekł do domu. Czułem się jak matka zabierająca ze sobą na spotkanie swoje nieudane ,upośledzone i chore psychicznie dziecko.

Wewnątrz pachniało cynamonem i pieczonymi bułeczkami. Ciepłe światło oświetlało niewielkie pomieszczenie gdzie znajdowała się garstka ludzi ,którzy kupowali drożdżówki ,a inni przystanęli na kawę. Wszędzie wokół wisiały zdjęcia wypieków ,a ja zrobiłem się głodny. Przypomniało mi się ,że z przejęcia nie tknąłem nawet śniadania. W rogu pomieszczenia siedział brunet z narzuconą na czarną koszulkę zieloną koszulą ,która podkreślała kolor jego oczu. Niebieskie jeansy wyglądały na zmoczone od śniegu przez jaki musiał się przeprawiać idąc tu z mieszkania babci.

Uśmiechnąłem się od ucha do ucha ,a mina Stevena stężała gdy dostrzegł chłopaka u mojego boku. Na twarzy Aidena mimowolnie pojawił się uśmiech ,ale nie ten mówiący "miło cię poznać" a ten "jeden fałszywy ruch a urwę ci jaja".

-Quinn.- rzucił Steve gdy podeszliśmy do stolika ,który nam zajął. Jego mina była nietęga ,wręcz zmartwiona.- Zamówiłem ci kawę ,ale nie wiedziałem ,że nie będziesz sam.

Aiden arogancko rozsiadł się na czerwonej narożnej kanapie i zrzucił z siebie grubą kurtkę. Przeczesał czarne włosy i patrzył jak siadam obok niego.

-Nie trzeba. Quinn chętnie się ze mną podzieli.

Przełknąłem głośno ślinę widząc wzrok Steva. Rozumiałem ,że chce wyjaśnień. Mimo to z ust nie schodził mu uśmiech. Dobra mina do złej gry.

-Aiden...

Co miałem powiedzieć? Że przyszedł ze mną dlatego ,że chciał na mnie donieść do moich rodziców? Wyszedłbym na kompletnego dzieciaka.

-Co? Ja się z tobą dzielę kawą.- powiedział specjalnie żeby wzbudzić w Stevie jakąś cholerną zazdrość.-Jestem w pakiecie z Quinnem i jeśli ci się to nie podoba...

-Zamknij się. -trąciłem go pod stolikiem.

-Nie, jest w porządku. -uśmiechnął się ,a ja dziękowałem bogu ,że nie miał nic przeciwko i nie wstał i nie wyszedł w cholerę. Niemniej niezręczność pozostała. Nie był w stanie sklecić słowa gdy obok nas siedział Aiden, który mimo ,że nic nie mówił to dokładnie notował sobie w głowie każde wypowiedziane przez chłopaka zdanie. Dopiero kilka niezręcznych zdań później gdy kelner przyniósł moją kawę Aiden zaczął przeglądać coś w telefonie i zdawało się ,że kompletnie nas nie słuchał. Chyba faktycznie wziął sobie do serca radę by nie odzywać się niepytanym. Minęło około godziny od kiedy rozmawialiśmy o nic nieznaczących rzeczach, planach na święta ,o szkole gdy Steve wreszcie zapytał:

-A wy? Skąd się znacie?

Aiden odpowiedział niemal od razu nie odrywając wzroku od telefonu.

-Jesteśmy sąsiadami. Wychowywaliśmy się razem. Nasze matki się przyjaźnią.

Zdanie pozornie zwyczajne ,ale z ust Aidena wypowiedziane jakby życzył mi i Stevowi rozwolnienia.

-Czyli to on mieszka w tym domu naprzeciwko. Nic nie wspominałeś ,że masz tak bliskiego przyjaciela.

-To nie przyjaciel.- zaprzeczyłem szybko.

Bardziej wrzód na dupie i fatum ,którego nie da się zdjąć. Miałem to na końcu języka.

-Bardziej prześladowca. -wymamrotał Aiden.- A jeśli taka odpowiedź cię nie satysfakcjonuje to usnuj sobie w głowie lepszą, a każda będzie prawidłowa.

-Okej...- przewrócił oczami brunet wyglądający na mocno zmieszanego.- Quinn wiele o tobie mówił. W zasadzie wspominał o tobie ,ale nie w kontekście przyjaźni.-powiedział od niechcenia nie pozwalając na niezręczną ciszę chcąc wieść prym w tej dziwacznej rozmowie, jednak kiedy do gry wkraczał Aiden nikt i nic nie było w stanie go zdetronizować. Ten facet miał w sobie tyle durnej pewności siebie i zawziętości ,że nieważne jaka była sytuacja on zawsze był górą. ZAWSZE.

Ta rozmowa była tak chłodna ,że miałem nadzieję ,że skończy się jak najszybciej.

-O tobie za to nic. Ciekawe dlaczego. -wreszcie łypnął znad telefonu na bruneta.- Powiedz mi ,jak się nazywasz?

Steve wyglądał jakby pobladł ,a to pytanie zabrzmiało jak wyzwanie w grze ,w której Aiden coś kombinował.

-Steven Latter. -ledwie wykrztusił siląc się tylko na taką odpowiedź.

Aiden wyszczerzył podle zęby ,a ja nie do końca rozumiałem o co chodzi.

-Masz ostatnią szansę. Jak się nazywasz?

-Nie rozumiem co to za przesłuchanie.- wtrąciłem się ,a Aiden delikatnie lecz stanowczo chwycił mnie za ramię.

-Usiądź, Quennie.

-Nazywam się Steven i nie wiem o co ci chodzi, człowieku.- oburzył się.

-Aiden co ty najlepszego...

-Ten facet to nie żaden jebany Steve.-przerwał mi.- Nie wierzysz? Sam spójrz.

Pokazał m wyświetlacz telefonu ,na którym pokazał się profil nijakiego Liama Hudsona. Kilka razy patrzyłem na chłopaka ,któremu zrobiło się wstyd ,a na mężczyznę na zdjęciu porównując ich podobieństwo. Choć znaczna część mnie chciała zaprzeczyć ,że to nieprawda ,że Steve nie kłamie ,tak ciężko było zaprzeczyć faktowi ,że na zdjęciach był on. Z innym chłopakiem. Być może w moim wieku. I nie były to zdjęcia przyjaciół.

Coś we mnie pękało kawałek po kawałku, jakby rozpadała się góra lodowa ,jakby lawina ruszyła w głąb mojego serca tak boleśnie, że nie byłem w stanie złapać oddechu, przemyśleć swojej reakcji albo chociażby przyjąć do informacji tego co właśnie się dowiedziałem. Poznałem kiedyś podobne uczucie gdy chłopak ,którego pokochałem spotykał się z innym za moimi plecami. Najpierw natłok prawdy uderzał ogłuszając wszelkie zmysły tylko po to by runąć prosto do serca niszcząc je jak domek z kart.

-Quinn ja ci wszystko...

-Co chcesz mu tłumaczyć?- warknął Aiden w mojej obronie.- Poznałem tego kretyna u Lucii kilka dni temu. Od razu wydawał się mieć coś na sumieniu. Kiedy Dawson odmówił mu seksu zaczął szukać dalej i ot natknął się na takiego desperata jak ty.

Każde słowo bolało jak nóż wity w plecy. Nie byłem w stanie się poruszyć czy chociażby wydobyć z siebie słowa, Aiden kontynuował:

-Przyjechał tu na przerwę świąteczną. To daleki kuzyn Lucii ,który zwęszył okazję do tego żeby się rozerwać ,odpocząć od Zayna, który z utęsknieniem czeka na niego w domu. Szuka tylko przygodnego seksu. Najpewniej wykorzystałby cię i zostawił w cholerę. Pewnie taki był dziś jego zamiar. W końcu to Lu podsunęła ci na niego namiary ,powiedziała gdzie szukać, czyż nie?- zwrócił się do bruneta.

-Skąd... skąd o tym wiesz?- wymamrotałem. To nie było możliwe żeby tak szybko połączył te kropki.

-Widziałem jak wieszałeś z nim lampki ,później zauważyłem go u Luci ,podpytałem gdzie trzeba i ot ,mam odpowiedź.- powiedział ostro wbijając spojrzenie w Steva. A może w Liama? Nie wiedziałem w co mam wierzyć.

Mimo rozdzierającego się serca i burzącego się całego filaru jaki na temat Steva stworzyłem sobie w głowie , skrzywiłem się.

-Od kiedy tak bardzo nie masz co robić ,że szukasz w necie każdej osoby z jaką mnie zobaczysz?

Nie odpowiedział ,bo wtrącił się brunet.

-Nie słuchaj go. Zayn to tylko przyjaciel...

-Jeśli tak wygląda wasza przyjaźń to ja nie chcę brać w tym udziału.-wycedziłem i nie mogłem tu zostać ani minuty dłużej kiedy w moim sercu tworzyła się wyrwa. Kątem oka widziałem tylko jak Aiden popycha chłopaka na stół i nim się obejrzałem stał obok mnie. Nie chciałem wiedzieć czy go uderzył czy tylko popchnął. Miałem to gdzieś. Bez zbędnych pytań odpalił silnik. Nie pytałem dokąd mnie wiezie. Nie chciałem wiedzieć ,a on skutecznie domyślił się ,że nie mam ochoty o tym rozmawiać. Milczał. Jedynie radio przygrywało nam jakiś denny świąteczny kawałek gdy wyjechaliśmy za miasto w kierunku przeciwnym od naszych domów.

Jak mogłem być tak głupi! Mogłem się domyśleć ,że relacja ze Stevem przyszła zbyt łatwo i zbyt szybko się rozwija. Pojawił się znikąd ,idealny, czuły ,troskliwy ,czarujący... A w rzeczywistości był dla mnie dobry tylko dlatego ,że chciał jednego. Później przestałoby interesować go to co mam do powiedzenia. Zniknąłby i zapomniał jakbym nigdy nie istniał. Wróciłby do swojego chłopaka zostawiając mnie z mentlikiem w głowie. Czułbym się strasznie ,obwiniał. Krok dzielił mnie od tego by oddać się temu oszustowi w całości. Przełknąłem falę goryczy nie dając po sobie poznać co tliło się w mojej głowie. Tym sposobem dostarczyłem Aidenowi kontentu do wyśmiewania mnie na cały semestr.

Nie zważałem na to gdzie się udaliśmy. W mojej głowie roiło się zbyt wiele myśli by taksować otoczenie. Dopiero gdy silnik zgasł zrozumiałem ,że jesteśmy na wzgórzu daleko za miastem ,a domy z tej perspektywy wyglądały jak małe plamy. Wiedziałem dlaczego mnie tu zabrał. Panowała tu cisza i spokój, odpowiednie warunki do tego żeby pomilczeć i się uspokoić. Słychać było tylko szum drzew i samochodów przejeżdżających u podnóży wzgórza. Trzasnąłem za sobą drzwiami i stanąłem tuż przy barierce oddzielającej mnie od stromego żwirowego urwiska.

Sytuacja chujowa ,ale chociaż widoki ładne.

Oddychałem ciężko i schowałem ręce do kieszeni. Nie wiem czy było mi bardziej przykro czy wstyd przed Aidenem. Wyszedłem na desperata, który oddałby się za półdarmo każdemu kto dał mu odrobinę uwagi i zrozumienia. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię albo rozpłynąć się w powietrzu.

Aiden oparł się o maskę samochodu dyskretnie lustrując każdy mój ruch jakby chcąc rozszyfrować co właśnie działo się w mojej głowie.

-Przepraszam. Nie chciałem żeby tak wyszło.

Pierwsze przeprosiny z jego ust powinienem świętować z przytupem ,ale zamiast tego wpatrywałem się w miasteczko u podnóży z odrazą. Słyszałem jak odpala papierosa i wolnym krokiem zbliża się do mnie wraz ze smrodem wilgotnej tabaki.

-Wiedziałeś ,że jadę się z nim spotkać. Dlatego chciałeś pojechać ze mną, by to skonfrontować.- stwierdziłem fakt. Aiden nie zaprzeczył.

-Przepraszam...

-Nie przepraszaj. Dobrze ,że powiedziałeś mi od razu. Gdyby nie ty...

-...najpewniej zakochałbyś się w nim a on złamałby ci serce.

-Tak.- pokiwałem głową.

Nim się obejrzałem stał już obok mnie i wodził wzrokiem po drodze, która biegła u naszych stóp i lesie ,który ciągnął się wokół nas.

-Dlaczego nigdy nie mogę trafić na kogoś normalnego.- wypaliłem gdy łzy cisnęły mi się do oczu.- Od lat trafiam na samych kretynów, którzy nie wytrzymują ze mną dłużej niż rok. Co ze mną jest, do cholery, nie tak? Ja ...tylko nie chcę być sam.

Aiden przez dłuższą chwilę milczał. Zdecydowanie był najmniej odpowiednią osobą do takich zwierzeń ,ale miałem tylko jego.

-Za bardzo się starasz ,zbyt wiele wyobrażasz. Świat jest zimny więc bierz go na chłodno, bo nie żyjemy w bajce. Każdy ma swój interes, coś do stracenia albo zyskania. Mało kiedy znajduje się ktoś kto jest przy tobie bezinteresownie i bez żadnego zysku poświęca ci życie. Miłość to nie zawsze wielogodzinne rozmowy ,odrobina uwagi i randki. Czasami miłość to milczenie ,nienawiść i kłótnie ,ale lepiej jest nienawidzić się w miłości niż zmuszać się do kochania tam gdzie jej nie ma.

Miał cholerną rację.

-Przepraszam. Ty też masz dziś paskudny dzień, a ja ci dokładam swoje pięć centów.

Wzruszył ramionami i podał mi papierosa. Zaciągnąłem się gęstym dymem.

-Czasami miłość ciężko dostrzec ,nawet kiedy wyrasta ci tuż przed nosem. Ale ją znajdziesz, prędzej czy później, a kiedy będzie prawdziwa poczujesz to całym sobą. Odżałuj Liama , przemyśl sobie wszystko i otrząśnij się.

-Tak jak ty się otrząsnąłeś?

Moje pytanie było idiotyczne w obliczu tego ,że jego zostawiła dziewczyna ,z którą był całe swoje życie ,a mnie chłopak ,którego znałem zaledwie tydzień z haczykiem.

-Chyba wpadłem z deszczu pod rynnę.

-Bo zostawiłeś jedną wredną laskę dla drugiej?- zaśmiałem się pod nosem.

-Gorzej.- zabrał mi papierosa i ugasił w śniegu.- Dużo gorzej.

Poklepał mnie po ramieniu i odpalił silnik. Jeszcze przez moment gapiłem się w przepaść nim wsiadłem do samochodu.

Rozmowa z Aidenem poważnie poprawiła mi humor.

Tak ,było ze mną dużo gorzej niż myślałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top