32. Po wieczność
Wyglądałem jak idiota w białej koszuli i spodniach od garnituru zaciągniętych na gips. Pokuśtykałem w stronę ogromnej restauracji ,najdroższej w okolicy.
Margot miała rozmach. W końcu czterdzieści lat kończyło się tylko raz. Zaprosiła chyba całe miasto, całą świtę swoich koleżanek ,z którymi chlała całymi nocami gdy nie miała dyżuru i cały personel z przychodni i szpitala.
Zapowiadała się świetna impreza. Już na wejściu dobiegła nas głośna muzyka i światła. Odnalazłem wzrokiem Aidena ,który w ogromnej sali zastawionej okrągłymi stołami zdobionymi złotymi sztućcami i talerzami ,zabawiał gości siedzących przy stole. Rozejrzałem się po sali ,po stertach kiczowatych piór w dzbankach ,pękach czerwonych kwiatów ,balonów i całym tym przepychu. Typowy gust Margot- im więcej tym lepiej. Wielkie okna przykryte były białymi długimi od sufitu do podłogi zasłonami, a ogromne złote żyrandole ocieplały wnętrze.
Gdyby nie moja nienawiść do Margot nawet podobałoby mi się i byłbym w stanie dobrze się bawić.
O wilku mowa. Czarnowłosa w krótkiej czerwonej sukience podbiegła do nas z szerokim uśmiechem.
-Nareszcie. Bez was nie możemy zacząć.- ucałowała moją matkę w policzek i przywitała się z moim ojcem. -Aiden zabawia gości jak może ale nie możemy czekać dłużej.
-Wybacz , na mieście są straszne korki.
-Nic nie szkodzi, no już ,chodźcie!
Zapędziła nas do środka pokazując miejsca jakie mamy zająć. Pokuśtykałem na swoje miejsce wiedząc ,że prawdopodobnie przesiedzę na nim cały wieczór. Rodzice zasiedli obok mnie ,a po mojej lewej zauważyłem karteczkę z napisem "Aiden Deroven". Byłem przekonany ,że jego miejsce obok mnie nie było przypadkowe.
Uśmiechnął się do mnie z drugiego końca sali zawzięcie rozmawiając z jakąś starszą kobietą.
Patrzyłem na podłą kobietę wygłaszającą właśnie mowę na drewnianym podwyższeniu ciesząc się oklaskami. Udawałem ,że świetnie się bawię ,choć miałem ochotę stąd uciec. Świętowanie urodzin kobiety ,która tłukła mojego chłopaka było okropne. Wymuszałem uśmiechy rozmawiając z wspólnymi znajomymi rodziców ,którzy oglądali mnie jak okaz w muzeum zarzucając pytaniami.
-Nie wierzę ,że to ten Quinn.- powiedziała blondynka w średnim wieku siedząca obok mojej matki i pijąca prosseco. -Pamiętam go jako małego chłopca ,którego przyprowadzałaś do pracy kiedy nie miał się nim kto zająć. Pamiętam jak Victoria zabawiała go w kawiarence żeby nie panoszył się po szpitalu sam. Ile to już lat?
-Dziewiętnaście ,proszę pani.
Klasnęła w dłonie.
-Koniecznie muszę poznać cię z moją córką! Niedawno skończyła siedemnaście...
-Witam.- odezwał się głęboki męski głos za moimi plecami. Musnął dyskretnie mój bark ,ale nie usiadł na swoim miejscu. Podniosłem wzrok patrząc na jego idealnie odprasowaną koszulę na spinki z podwiniętymi rękawami. Granatowe spodnie zwieńczył brązowym paskiem ,który pasował kolorystycznie do butów. Wyglądał jak nie on, ale wiedziałem ,że to tylko gra pozorów. Margot zaprosiła całe miasto i chciała pochwalić się synem jak szczeniakiem. Stąd na krótko przystrzyżone ułożone włosy ,drogie perfumy ,idealnie gładki wygolony zarost na twarzy , namalowany sztuczny uśmiech i pozór chłopca ,który uwielbia zabawiać towarzystwo. Samo przebywanie w towarzystwie znajomych rodziców było w porządku ,ale gdy do stołu dosiadała się co chwila Margot robiło mi się niedobrze ,a musiałem zachowywać się jakby nigdy nic się nie stało. Nie byłem tak dobrym aktorem jak Aiden.
-Aiden ,słońce!- krzyknęła upojona prosseco blondynka.- Już myślałam że nigdy do nas nie podejdziesz.
Moja matka uśmiechnęła się pod nosem.
-Margot życzyła sobie żeby zbawiał gości ,a jak widzisz jest nas tu cała sala. Chłopak ma dużo na głowie.
-W rzeczy samej.- uśmiechał się elegancko.
-To szlachetne ,że zabawia gości by impreza Margot była udana. Moim zdaniem chłopak zbyt szybko został głową rodziny. -cmoknęła ustami ,ale Aiden zignorował tą uwagę.
To nie jego wina ,że musiał zostać głową rodziny gdy ojciec ich zostawił. Nigdy mu tego nie powiedziałem ,ale byłem dumny z tego jak sobie w życiu radził. Gdy życie rzucało mu kłody pod nogi on je po prostu przeskakiwał.
-Przepraszam ,ale przyszedłem tylko po Quinna.
Poczułem motylki w brzuchu.
-Hej ,daj spokój, usiądź chwilę!- rzucił mój ojciec świetnie się bawiąc wpychając w siebie maślane bułeczki.
Póki pod dostatkiem było alkoholu i jedzenia mógłby tu siedzieć nawet tydzień.
-Jeszcze będzie okazja żeby się wspólnie napić ,Jamie.- zbył grzecznie mojego ojca i podał mi rękę by pomóc mi wstać. Chwyciłem kule.
-Ich przyjaźń jest rozczulająca.
-W zasadzie dopiero ostatnio się zżyli i...
Przestałem słyszeć głos mojej matki gdy przeciskaliśmy się przez tłum na parkiecie. Minęliśmy rozbawioną Margot ,która bezwstydnie flirtowała z doktorem Marcem i Aiden poprowadził mnie wzdłuż korytarza.
-Dokąd idziemy?
-Gdzieś gdzie jest spokojniej. Ile można zabawiać starsze panie.
Parsknąłem śmiechem gdy złapał mnie za rękę wyprowadzając na spory balkon z przepięknym widokiem na ciągnący się las ,który przecinała rzeka ,w której mieniło się światło księżyca. Patrzyłem na ogromny ogród różany u stóp balkonu oświetlony zdobnymi latarenkami.
-Myślałem ,że to lubisz.
-Lubię ,ale bardziej lubię spędzać czas z tobą niż słuchać jak to wyrosłem.
Nim nacieszyłem się widokiem Aiden złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. W tle dobiegała nas muzyka z sali ,a on podsadził mnie sprawiając ,że moje stopy stały na jego nowiusieńkich skórzanych butach.
-Szkoda butów.- mruknąłem rozbawiony wiedząc co chce zrobić.
-Szkoda ,ale jeszcze bardziej szkoda nie zatańczyć w tak piękny wieczór.
Poruszał się powoli splatając nasze palce. Tańczyliśmy. Prowadził mnie jak dziecko ,które ledwie mogło się poruszać przez uciążliwy gips. Patrzyłem na jego twarz nad którą ciągnęły się gwiazdy mieniące się w jego oczach.
-Szkoda ,że okazja nie jest piękna.
-Co za różnica jaka jest okazja? Trzeba zawsze wyciskać maksimum pozytywów. Na przykład to pierwszy raz kiedy z kimkolwiek tańczę. Nienawidzę tego robić.
Zaśmiałem się pod nosem.
-Dobrze ci idzie jak na prawiczka w tańcu.
-Przygotowałem się.- odparł ,a ja spojrzałem na niego pytająco.- Poważnie od kiedy zgodziłeś się ze mną tu przyjść oglądałem na YouTube kursy tańca ,bo wiem ,że ty kochasz tańczyć. A ja jestem w tym kompletnym drewnem.-zmarszczył nos.
Jego słowa rozpaliły mi serce. Pogładziłem jego policzek. Nie mogłem wymarzyć sobie lepszego wieczoru. Tańczyliśmy pod gołym niebem do jakiejś wolnej piosenki, pod nami ciągnął się ogród róż ,których zapach nas dosięgał i byliśmy tu tylko my, jakby reszta świata nie istniała.
-Ostatnio jesteś inny.- odezwałem się poruszając się w rytm.- Lepszy, spokojniejszy.
-Dałeś mi do myślenia. Po prostu staram się być bardziej sobą. Od kiedy powiedzieliśmy o nas chłopakom czuję się pewniej. Wbrew wszystkiemu tymi ostatnimi miesiącami czułem się jakbym robił coś złego. Potrzebowałem takiego kopniaka żeby iść do przodu.
Objąłem rękoma jego szyję ,a on chwycił mnie mocno w talii.
-Nie sądziłem ,że stać cię na romantyczne gesty.- powiedziałem flirciarsko. Wyszczerzył zęby zwieszając swoje czarne gęste brwi.
-Bo nie stać. Zabrałem cię tu tylko po to by uwolnić się ze szponów gości matki.
-Jaaasne.-przeciągnąłem rozbawiony.
-A tak w ogóle to nienawidzę spędzać z tobą czasu i ani trochę nie mam w tym interesu.
Uniosłem brew gdy piosenka zmieniła się na nieco szybszą popową nutę.
-Nie byłbyś sobą gdybyś nie miał w tym interesu.
-Widziałem jak bardzo nudzisz się słuchając od znajomych naszych rodziców o tym jaki to przystojny z ciebie chłopiec ,jak wyrosłeś i nawet chcieli oddawać ci swoje córki. -parsknął i sięgnął po coś do kieszeni.- Zarąbałem matce kluczyki do auta. Jest tak pijana ,że nie zauważy jak zniknie na kilka godzin.
Margot jest pijana co oznaczało ,że dziś znów Aiden śpi u mnie. Ostatnio noce gdy byliśmy osobno były rzadkością. Wymówka z tym ,że czuję się fatalnie po wypadku i potrzebuję pomocy w poruszaniu się zdawała egzamin na piątkę.
Ciepły kwietniowy wiatr owiał moją twarz gdy pomachał mi kluczykiem przed twarzą.
-Kiedy zdejmują ci gips?- zapytał nieoczekiwanie.
-W następnym tygodniu.
Bąknął coś pod nosem.
-No cóż, trudno. Gips nie powinien przeszkadzać.
-W czym?- zapytałem bezmyślnie.
-Mógłbym sterczeć tu z tobą całą noc ,gapić się w gwiazdy i słuchać muzyki po czym wrócić na salę i udawać zgodnych przyjaciół ,ale mam lepszy plan. W zasadzie to coś co powinienem zrobić już dawno temu.
Zszedłem z jego stóp ,a on podał mi kule.
-Napisz mamie wiadomość ,że wyszliśmy na dłuższy spacer.
-Raczej nie zauważy mojego zniknięcia. Prosecco uderzyło jej do głowy już po pierwszym toaście.
-W takim razie więcej czasu dla nas.- ucałował mnie w usta i chwycił za rękę. Przemknęliśmy w przeciwną stronę od sali i wyszliśmy na zewnątrz wyjściem ewakuacyjnym. Odnalezienie wypasionego Audi Margot zajęło nam kilka minut. Wsiadłem do samochodu wyłożonego brązową skórzaną tapicerką. Silnik zaryczał głośno ,a przede mną odpaliły się dotykowe monitory pokazujące obroty i prędkość.
-Od kiedy twoją matkę stać na takie auto?
-Ojciec je kupił. Teoretycznie jest moje, praktycznie to głupi przed-prezent na zakończenie szkoły.
-Dlaczego głupi?
-Po co mi takie drogie auto?- zapytał wyjeżdżając z parkingu.- Prawda jest taka ,że ojciec nie wiedział co mi kupić bo za gorsz mnie nie zna więc kupił mi coś tak uniwersalnego jak auto. Wolał wydać kupę kasy zamiast włożyć trochę starania i dowiedzieć się czym się interesuję. Wolałbym dostać nową piłkę do kosza. Niby wie o mojej zajawce ,ale jak widać nie silił się nawet by połączyć fakty i kierować prezent w inną stronę niż auto.
Ułożyłem dłoń na jego udzie ,a on podniósł ją i ucałował. Tylko Aiden potrafił tak bez emocji wypowiadać się o czymś co tak bardzo zniszczyło go jako człowieka. Cała jego katorga zaczęła się od odejścia ojca ,którego kochał nad życie. A tymczasem jego ojciec nawet dobrze nie wiedział kiedy jego syn kończy szkołę. Współczułem mu, tak szczerze i z całego serca mając nadzieję ,że moja obecność chociaż trochę rekompensuje mu uczucie pustki w swoim sercu.
-Sprzedasz samochód i kupisz sobie setki piłek.
-Nie w tym rzecz.- posłał mi szybki uśmiech.- A w geście. Prezenty od serca mają największą wartość.
-Od kiedy jesteś tak sentymentalny?
-Zawsze byłem.- odparł wjeżdżając do lasu ,który prowadził do naszych domów. Co on najlepszego kombinował? Skoro wolał leżeć w łóżku i czytać ze mną książki to jego wybór ,jednak ja wolałem tańczyć na opustoszałym balkonie z widokiem na nieziemski krajobraz.
Zachowałem tą uwagę dla siebie. Wsłuchiwałem się w skoczną piosenkę ,a kiedy Aiden dodał gazu wbiło mnie w fotel.
-Wow ,gdzie ci się tak spieszy?- zapytałem w szoku jak szybko przemykaliśmy przez las. Modliłem się żeby nic nie jechało z naprzeciwka.
Wyszczerzył zęby.
-Wszystkiego dowiesz się na miejscu.
Trasa ,którą zazwyczaj pokonywałem w minimum piętnaście minut teraz została pokonana w jedną trzecią tego czasu. Chłopak zaparkował na podwórzu przed swoim domem i otworzył mi drzwi pomagając wysiąść.
Otworzył przede mną drzwi swojego domu ,który był idealnie wysprzątany. A więc to robił gdy głowiłem się czym zajmuje się od rana nie mając nawet czasu na szybkie spotkanie przy koszu na śmieci.
-Zaczekaj tu chwilę.- polecił ,rzucił swoją marynarkę na komodę i wbiegł prędko po schodach. Słyszałem jak zamyka się na moment w swoim pokoju po czym wybiegł z niego i podbiegł do mnie jak szczęśliwy szczeniak. Nim się obejrzałem byłem już w powietrzu. Przerzucił mnie sobie przez ramię jak worek ziemniaków. Gdy szliśmy po schodach podrzucał mną. Robił to specjalnie.
-Dupek.- wymamrotałem i poczułem mocne uderzenie w swoje pośladki. -I zboczeniec.
Odstawił mnie dopiero w swoim pokoju ,a ja wybałuszyłem oczy na widok dziesiątek świec ,które tliły się na komodzie ,biurku i regale ,niektóre nawet na podłodze. Opadła mi szczęka gdy atmosfera w pokoju pod wpływem różanego zapachu świec i ognia stała się tak ciepła i przytulna ,że nawet tańczenie na balkonie nie było tak przyjemne jak przebywanie tutaj. Co rusz do moich nozdrzy dobijały najróżniejsze zapachy ,a ciepło świec sprawiało ,że się rozpływałem.
-Jak długo to przygotowywałeś?- wydusiłem z siebie oszołomiony.
-Nieważne. -odparł flirciarsko.- Ważne ,że twoja mina mówi sama za siebie.
Miał rację ,moja mina musiała być jednoznaczna gdy jak idiota przez kilka minut rozglądałem się po pokoju próbując znaleźć odpowiednie słowa.
-Należą ci się przeprosiny za moje idiotyczne zachowanie w ostatnim czasie.- stanął przede mną i zza pleców wyciągnął średniej wielkości bukiet piwonii. - Te kwiaty to tylko zielsko ,ale ponoć...
-Skąd wiedziałeś?
-Co?- skwasił się.
-To moje ulubione kwiaty.
Odetchnął.
-Przeczucie ,Quinnie. -wręczył mi je ,a ja odstawiłem je na komodę. Przyciągnąłem chłopaka do siebie i pocałowałem delikatnie lecz dosadnie dziękując mu za to co po raz kolejny dla mnie robił. Oparł czoło na moim.
-Kocham cię. -powiedział.- Kocham cię jak cholera, tak bardzo ,że pojechałbym po te świece i kwiaty na koniec świata żeby jeszcze raz zobaczyć twoją minę na ich widok. Kocham cię tak bardzo ,że przeczytałbym dla ciebie każdą książkę świata ,nauczył się tańczyć żebyś nigdy nie musiał tańczyć sam, poprawiłbym oceny żeby chociaż trochę ci dorównać, ściągnąłbym gwiazdy z nieba tylko po to byś mógł patrzeć na nie z bliska. Tak bardzo, że przyjąłbym na siebie każdy cios i krwawił szczęśliwy ,że wyszedłeś z tego cało. Niezbyt to wyszukane wyznanie ,ale nie potrafię skleić przy tobie spójnego zdania ,nie kiedy patrzysz na mnie w ten sposób, w sposób taki ,że wiem ,że zrobiłbyś dla mnie to samo. To piękne. Po prostu. Przy tobie wreszcie mogę być słaby ,bo jedno twoje spojrzenie pozbawia mnie wszystkich masek i burzy wszystkie mury ,które budowałem latami.
Pogładziłem jego policzek. Te słowa kosztowały go bardzo wiele ,ale były szczere. Najpiękniejsze jakie kiedykolwiek usłyszałem.
-Kocham cię po wieczność. -wymamrotałem płonąc w środku. -I będę kochał póki starczy mi sił ,a kiedy wreszcie stąd odejdziemy ,a będzie istniało jakież życie poza tym i wówczas będę cię kochał.
Pocałował mnie z bólem przekazując mi tym pocałunkiem ogromną wagę tych słów, które zdecydowanie nie zostały rzucone na wiatr.
Byłem w tanie obiecać mu wszystko- swoją miłość ,wierność, serce ,duszę , wieczność ,co tylko zechciał by każdego dnia móc budzić się u jego boku ,zaczynać dzień od kawy i rozmów tak idiotycznych ,że aż wstyd , sprośnych wiadomości popołudniami , wieczorów pełnych namiętności ,filmów i kłótni. Chciałem z nim wszystkiego -życia i śmierci ,kłótni i szczęśliwych dni, wojny i spokoju, prozy życia i rutyny. Tylko z nim to wszystko miało jakikolwiek sens. Nasze serca i dusze połączyły się na dobre ,na zawsze. To nie była tylko miłość ,a znacznie silniejsze uczucie wręcz niemożliwe do osiągnięcia.
Nie przerywałem pocałunku nawet na moment rozkoszując się jego słodkim zapachem męskich perfum i wody kolońskiej.
Wieczność z nim. Mógłbym za nią oddać wszystko ,a za te dwa słowa skoczyłbym w ogień.
Chłopak pchnął mnie na swoje biurko ,a moje pośladki pocałowały blat. Zgrabnym ruchem odpiąłem pasek u jego spodni i odrzuciłem go w kąt. Aiden zacisnął dłonie na moich pośladkach i nieoczekiwanie odsunął się ode mnie. Dyszałem ciężko gdy ten uśmiechnął się w ten sposób ,że wszystkie moje zmysły zapłonęły żywym ogniem.
-Dokąd tak ci się spieszy ,co?- wydyszał rozpalony.
Nie miałem zamiaru przerywać. Nie tym razem. Zgryzłem wargę odpinając leniwie guzik po guziku swojej koszuli. Bez skrępowania zrzuciłem ją z siebie ,a ona dołączyła do paska Aidena w kącie. Chłopak patrzył na mnie z dzikością ,lecz gdy próbował podejść zatrzymałem go. Odpiąłem guzik od swoich spodni i nie przerywając kontaktu wzrokowego zsunąłem je z siebie.
-Cholera, Quinn.- wymamrotał ,a ja rozłożyłem nogi pozostawiając na sobie tylko bokserki. Potraktował to jako zaproszenie.
I słusznie.
W nanosekundę znalazł sobie odpowiednie miejsce między moimi udami. Jego koszulę zrzuciłem z niego powoli wyrywając z niej dwa guziki.
Aiden chwycił mnie za biodra i mimo gipsu na nodze nie zachował się delikatnie wbijając mnie w materac. Nim się obejrzałem jego spodnie znalazły swoje miejsce na drugim końcu pokoju. Jak je zdjął nie przerywając pocałunku?
Wsunąłem dłoń w jego czarne bokserki wymacując tam coś nieziemsko twardego i gotowego do działania. Aiden jęknął gdy moje dłonie poruszały się powoli tylko po to by czuł to mocniej ,intensywniej, by każdy mój ruch był przez niego wyczekiwany.
Lucia miała rację. Aiden zdecydowanie miał się czym pochwalić.
-Quinnie.- wydyszał górując nade mną.- To niezbyt odpowiedni moment...
-Co jest tak ważnego ,co? -mówiłem płonąc żywym ogniem.
Ten wyciągnął moją dłoń ze swoich bokserek i ucałował mnie w szyję.
-Nigdy cię o to nie zapytałem.- schodził niżej.- To raczej skrajny moment żeby oficjalnie zapytać czy zostaniesz moim chłopakiem.
Parsknąłem śmiechem i wbiłem swoją głowę w poduszkę gdy zassał skórę tuż pod moją piersią.
-Myślałem ,że nigdy nie zapytasz.
-To jak?-zapytał kreśląc okręgi kciukiem u zwieńczenia moich bokserek. Z mojego gardła wydał się głośny jęk.
-Chłopakiem ,przyjacielem ,kumplem ,mężem... Kim tylko chcesz tylko kontynuuj.
Te słowa potraktował jako przyzwolenie na każde możliwe działanie.
-To duże słowa Quinnie. -wydyszał całując wewnętrzną stronę mojego uda.
-Mogę ci obiecać co tylko zechcesz.
Wbiłem dłonie w prześcieradło.
Nie kłamałem. Byłem w stanie dać mu wszystko czego chciał ,nawet siebie na wieczność, bo byłem w nim tak absolutnie bezbrzeżnie zakochany. Nigdy niczego w życiu nie pragnąłem bardziej niż zaznania życia u jego boku ,ale wszelkie poukładane myśli runęły jak wieża z klocków uciekając w tą niewłaściwą stronę pełną pożądania i dotyku. Płonął we mnie żywy ogień gdy całował moje uda zgryzając delikatnie skórę.
-Kiedyś często wyobrażałem sobie jaki byłby seks z tobą. -wymruczał kreśląc językiem okręgi na moim brzuchu zbliżając się tak niebezpiecznie do wrażliwego miejsca drażniąc się ze mną. -Zastanawiałem się jaki jesteś, co lubisz ,gdzie...Uważałem cię za spokojnego ułożonego chłopaka ,który nie ma szczególnych preferencji ,ale kiedy chciałeś zrobić mi loda w szatni po meczu ,kiedy byłeś tak rozpalony w wigilię ,zburzyłeś cały mój pogląd. Powiedz mi więc jaki jesteś, Quinn.
-To zależy- wydyszałem.- czy chcesz się kochać czy pieprzyć.
Jego dłoń powędrowała na moją szyję delikatnie się na niej zaciskając. Zbliżył twarz do moich ust badawczo lustrując moje oczy.
-A jeśli chcę tego i tego?
Nieoczekiwane pytanie zagościło w mojej głowie.
-A jesteś na to gotowy?
-Jestem gotowy na wszystko z tobą.
Próbowałem nieudolnie wgramolić się na niego ,lecz syknąłem z bólu obezwładniony.
-Cholerny gips.- zakląłem.- Zdaje się ,że mamy ograniczone możliwości.
Aiden za to zaśmiał się cicho.
-Dziś pozostaw to mnie. Odwdzięczysz się jak zdejmą ci te diabelstwo.
Niemal niesłyszalnie przytaknąłem oddając mu się w pełni. Z jednym Lucia miała rację -Aiden doskonale wiedział jak działać ,jak do cna sprawić przyjemność ,kiedy przestać ,a kiedy zacząć ,gdzie dotykać by uskrzydlić i co zrobić by sprowadzić mnie na ziemię. Tonąłem w jego pocałunkach ,które z leniwych i rozpalających przerodziły się w łapczywe zgryzanie swoich warg i wkładanie języka do gardła. Minęła ponad godzina gdy byłem na tyle rozpalony by pełzać u jego stóp i błagać żeby zrobił coś więcej. I wówczas zrobił. Gdy wchodził we mnie dziękowałem bogom ,że byliśmy w domu sami. Aiden doskonale przejął inicjatywę nie przynudzając mimo ograniczonych możliwości przez gips. Kochał się ze mną w łóżku ,a pieprzył przy biurku. Całował mnie ,gryzł, szeptał i krzyczał, był delikatny ,ale i na tyle dosadny ,że czułem jego dotyk aż do szpiku kości jęcząc jego imię i prosząc o więcej. Każdy jego ruch rozdzierał moją duszę na kawałki ,a ja sam upadałem coraz niżej oddając się swoim pierwotnym instynktom.
Kurwa, tak długo z nikim nie spałem ,a on robił to tak cholernie dobrze. Ten seks niczym nie przypominał tych szybkich byle jakich kilku numerków z ex.
Kończyliśmy tylko po to by znów zacząć od nowa ,by wyciągnąć z tego wieczoru jak najwięcej ,by nacieszyć się chociaż chwilowym poczuciem wolności.
Na dworze zaczynało już świtać gdy jego pokój wyglądał jak pobojowisko ,a my padliśmy na łóżko spoceni ,zmęczeni ,obolali do reszty i szczęśliwi jak cholera. Aiden oddychał ciężko kładąc się u mojego podbrzusza całując je.
-Zmęczony? -wymamrotałem.
-Jeszcze jak.
-Cienias.
Aiden łypnął na mnie z dołu gniewnie.
-Jeśli zechcesz sprawdzimy i twoją sprawność fizyczną jak zdejmą ci ten gips.
Zaśmiałem się w głos a on wspiął się na mnie co jakiś czas pokasłując.
-Gdybyś tyle nie palił...
-Gdybym tyle nie palił zamiast dojść cztery razy doszedłbyś osiem? Jeśli tak to od dziś rzucam palenie.
Pocałował mnie namiętnie nie pozwalając na zbędne gadanie.
-Zaczyna świtać.-łypnął na okno.- Ciekawe kiedy pijana Margot wróci do domu. Lepiej żeby nie zastała takiego obrazka.
-Myślę ,że będzie na tyle pijana ,że nawet nie zauważy ,że coś jest nie tak.
Aiden patrzył na mnie porozumiewawczo.
-Co powiesz na kolejną rundę?
-Zdążymy?
-Ty mi powiedz.
Oboje wyszczerzyliśmy zęby ,ale tym razem to ja posłałem Aidena na materac wsuwając się pod kołdrę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top