31. Frytki z marmoladą

  Siedziałem w samochodzie przez resztę czasu gdy towarzystwo opróżniało kolejne butelki z piwem i wódką. Nie miałem zamiaru tam wracać. Widząc kolejną wiadomość od Aidena z zapytaniem gdzie jestem wyłączyłem telefon wsłuchując się w ciche odgłosy radia.

  Powinienem był rozumieć dlaczego Aiden zachował się w ten sposób, powinienem przestać ledwie powstrzymywać  łzy wiedząc ,że to tylko gra aktorska by nikt nie domyślił się tego co jest między nami. Bo co miał zrobić? Pocałować mnie z pasją i wyznać ,że mnie kocha po czym ogłosić całemu towarzystwu ,że jesteśmy razem? Ukrywanie się niosło za sobą dużą cenę, szczególnie ukrywanie się z chłopakiem ,któremu wszyscy patrzyli na ręce. Powinienem więc zrozumieć dlaczego obmacywał tamtą dziewczynę ,dlaczego pozwolił ludziom mnie wyśmiewać i ignorował przez cały wieczór. 

 By jak najbardziej odeprzeć od siebie podejrzenia, że jest bi ,a tym bardziej odeprzeć podejrzenia ,że łączy nas coś więcej. 

 Dlaczego w ogóle tu przychodziłem? Przecież oczywiste było ,że Aiden mnie oleje i potraktuje jak śmiecia kiedy tylko będzie musiał to zrobić. Mimo wszystko... łza poleciała po moim policzku. To wszystko było okrutne. Wszystkie przeciwności losu spadały akurat na nas. Nie potrafiłem wziąć na chłodno tego jak zostałem potraktowany. Chłód jego spojrzenia przywoływał dawne wspomnienia kiedy Aiden był jeszcze Aidenem ,którego tak nienawidziłem ,a który pastwił się nade mną. Tak miało to wyglądać jeszcze przez dwa miesiące? Kiedy nikt nie patrzy wielka miłość ,ale wśród znajomych śmieć? 

 Pozornie uspokoiłem się gdy Aiden w otoczce całej grupy wyłonił się zza linii drzew. Wszyscy go wyściskali ,wycałowali i wymacali i po kilkunastu minutach wreszcie wszedł do samochodu rozbawiony i rozanielony. Odetchnął odpalając silnik.

-Myślałem ,że nigdy mnie nie wypuszczą.- zaśmiał się wyjeżdżając na główną drogę. -Dlaczego tak nagle zniknąłeś?

 Nagle zniknąłem ?Nagle? Zniknąłem kiedy Aiden pocałował mnie jak ostatniego obrzydliwego śmiecia po czym wyśmiał! Darowałem sobie jednak taką odpowiedź. Zrobił to co musiał. To jak się poczułem było nieważne. 

-Gorzej się poczułem.- odparłem beznamiętnie.

-Picie w twoim stanie to niezbyt dobry pomysł.

-Doprawdy?- wypaliłem gdy się we mnie zagotowało.

-Co z tobą?- zmarszczył nos patrząc na mnie jak na kretyna.

-Nic.- westchnąłem.

Niewiele się odzywałem gdy chłopak próbował rozluźnić atmosferę opowiadając co działo się gdy zniknąłem. Nie obchodziło mnie to. Aiden bawił się wybornie w towarzystwie swoich przygłupich kolegów i ich dziewczyn. 

-Lucia przegięła. -powiedział w końcu kiedy zauważył moje milczenie.

-To mogłeś tego nie ciągnąć. Ale oczywiście Aiden nie byłby Aidenem gdyby nie pokazał ,że jest lepszy ,no nie? 

 Przewrócił oczami.

-A więc o to ci chodzi?

-Wiesz o co mi chodzi? O to ,że do cholery ,gdyby nie twoje wybujałe ego i poczucie udowodnienia sobie lepszości od całej reszty nie byłoby tej głupiej sytuacji ,tego beznadziejnego pocałunku i nikt nie rzucałby we mnie zużytymi kubeczkami skandując "kujon!" na cały las!  Wiesz co ci powiem, kretynie? Jeśli chcesz ukrywać to ,że ze mną jesteś, w porządku ,ale nie pakuj się w sytuacje gdzie jesteśmy wystawiani na próbę ,bo to ja później obrywam!

-Nie chciałem żeby tak wyszło.- zgasił silnik gdy wjechaliśmy na podjazd. Patrzył mi w oczy.- Nie zraniłbym cię celowo ,przecież wiesz...

-Wiesz co wiem? To ,że zrobisz wszystko żeby tylko dobrze się bawić i sycić swoje paskudne męskie ego ,które nie może pogodzić się z tym ,że czasem lepiej jest się zamknąć niż powiedzieć za dużo. Wiem też to ,że z własnej głupoty narażasz mnie na krytykę i cierpienie tylko przez to ,że twoja gęba jest niewyparzona. Mówisz mi ,że chcesz mnie chronić ,ale narażasz mnie ,a później uciekasz obmacywać panienki żeby nikt nie mógł ci zarzucić ,że ze mną jesteś. A ja zostaję sam. Ty super się bawisz ,a ja obrywam. 

 Uderzyło go jak policzek w twarz. W jego lisich oczach dostrzegłem ból i desperację. 

-Myślisz ,że pozwalałem tym dziewczynom się dotykać? Gdybyś został dłużej zobaczyłbyś ,że grzecznie prosiłem żeby mnie zostawiły i te na ogół wykonywały moją prośbę. Myślisz ,że miło było mi wymuszać jakieś durne flirciarskie gadki byle tylko tworzyć pozory bycia sobą?

 Zmrużyłem oczy oburzony.

-Czy ty siebie słyszysz? Mogłeś po prostu odejść i darować sobie tą szopkę! Nie wyglądałeś na niezadowolonego.

-Quinn, czy ty jesteś zazdrosny o jakieś dwie pierwsze lepsze laski?

 Miałem ochotę zapaść się pod ziemię ,ale zarazem wybuchnąć gniewem. Wybrałem tą drugą opcję. 

-Może to być ktokolwiek! Olałeś mnie ,skazałeś na pośmiewisko i uciekłeś! Po tym co powiedziałeś...

-Przecież dobrze wiesz ,że nie mówiłem szczerze.

-A kto to wie? Można spodziewać się po tobie wszystkiego!

 Wyszarpałem kule z tylnego siedzenia i wyszedłem z samochodu .Aiden wyskoczył za mną.

-Naprawdę uważasz ,że jestem tak beznadziejny?

-Uważam ,że jesteś cholernie niedojrzały i zadufany w sobie. -odparłem ostro i spojrzałem na dom Derovenów. W salonie świeciło się światło a więc Margot była w domu. Mimo ,że byłem na niego wściekły nie mogłem oddelegować go do domu ,bo to naraziłoby go na niebezpieczeństwo. O tej godzinie Margot była już najpewniej pod wpływem.-Zdecyduj się wreszcie jak zamierzasz mnie traktować ,czy jak dobrą zabawę czy jak kogoś dla kogo nie rzucałeś słów na wiatr. A teraz wynocha na górę.

 Aiden spuścił wzrok. Było mu wstyd. I dobrze ,miało być. Pierwszy raz nie miałem wyrzutów sumienia przez ostre słowa jakich użyłem.

-No, nie gap się tak tylko zabieraj manatki i do łóżka.

-Chcesz mnie u siebie w łóżku?

-Ja w przeciwieństwie do ciebie myślę o tobie poważnie i nie mam zamiaru rezygnować z ciebie tylko dlatego ,że jesteś pieprzonym idiotą, a w dojrzałym związku błędy się naprawia a nie wyrzuca za drzwi.-wycedziłem i ruszyłem w stronę domu.

 Aiden nie odezwał się do mnie już ani słowem. W łóżku objął mnie ramieniem ,ale po chwili odwrócił się do mnie plecami i zasnął. Nie musiałem mieć doktoratu z domysłów by wiedzieć jaką wojnę z samym sobą toczył w swojej głowie.


***

-Dokąd mnie ciągniesz?- zapytałem gdy bez słowa po śniadaniu wyciągnął mnie z domu i zaciągnął do samochodu. Nie odzywał się przez całą drogę ,a jego mina była skostniała ,nie wyrażała żadnych emocji oprócz rozdrażnienia.

-Zaraz się dowiesz.

-Aiden...

-Cicho bądź. Masz czego chciałeś. -wycedził przez zęby i wręcz wykopał mnie z samochodu. Chwycił mnie za rękę i zaprowadził do opustoszałej kawiarni na końcu miasta gdzie przy stole siedział skacowany Dawson, Dylan i Peter. Wszyscy patrzyli na nas jak na idiotów.

-Po jaką cholerę ciągnąłeś nas tutaj tak wcześnie?- wymamrotał Peter ,który leżał na ramieniu swojego przyjaciela ledwie przytomny.-Mam kaca miesiąca.

-Chyba tygodnia. Codziennie masz kaca.- zestrofował go przyjaciel ,ale Aiden to zignorował.

-Wczoraj doszło do nieporozumienia ,a wam ,wy podłe gnojki ufam ,w jakiś sposób. 

-Nie rozumiem co tutaj robimy.- wymamrotałem siadając między Peterem a Aidenem.

 Co on znowu najlepszego wymyślił? Niewiele odzywał się od rana ,a ja nie potrafiłem go rozszyfrować. Moje słowa go uraziły? Czuł się bezkarny ,a może żałował? Powinniśmy o tym porozmawiać zanim wyszliśmy na spotkanie z świętą trójcą. 

 Sam wybór lokalu był nieprzypadkowy. Ciemnowłosy często spotykał się tu ze swoimi znajomymi. Skąd wiedziałem? W czasach kiedy niewiele rozmawialiśmy lubiłem przeglądać jego Instagram. Niemal na każdym zdjęciu i relacji oznaczał tą kawiarnię na odludziu, gdzie drinki były tanie a piwo dostatecznie zimne. Prosty drewniany wystrój i czerwone obite kanapy w niczym nie przeszkadzały jeśli przychodzili tu tylko napić się i pogadać. 

-Masz siedzieć ,słuchać i co najwyżej ładnie się uśmiechać.- powiedział mi ostro ,a ja wybałuszyłem oczy. 

 Długo nie widziałem Aidena... takim. 

-Co jest więc tak ważnego ,że ściągasz nas tu dzień po ostrej imprezie? Powinienem leżeć w łóżku i zgonować.

 Chłopak powalił Dawsona wzrokiem.

-Wszyscy macie siedzieć i ,do cholery słuchać, bo to ważne. Mogę na was liczyć?

-Jasne.- mruknęli wszyscy bez przekonania. W ich żyłach wciąż płynął czysty alkohol. 

-Jest pewna rzecz ,o której nie powiedziałem wam od kilku miesięcy. I wiem ,że powinienem zrobić to wcześniej ,bo jesteście moimi przyjaciółmi i zasługujecie na prawdę ,ale...

-Wysłów się ,stary. Będziemy milczeć nawet jeśli kogoś zabiłeś.

 Ewidentnie słowa Petera dodały mu otuchy.

-Na imprezie doszło do małego... zgrzytu między mną i Lu. Fakt ,rozstaliśmy się bo się zakochałem. Co do tego nie mam żadnych zastrzeżeń. Nigdy jednak nie powiedziałem żadnemu z was dla kogo ją zostawiłem. 

 Cała trójca spojrzała po sobie ,a mój żołądek się skurczył. 

-Chcesz nam przedstawić swoją nową laskę dla ,której zostawiłeś największą szprychę w szkole? Mogłeś chociaż dać znać idioto, chociaż wziąłbym prysznic i umył zęby. Wszyscy wyglądamy jakby coś nas zjadło i wysrało. 

-Racja ,dalej śmierdzę wódką.

-Uciszcie się ,kretyni bo nie będę się powtarzał. Zachowałem się wczoraj chujowo względem Quinna i miał rację ,że jestem zasranym tchórzem. Liczę ,że po tym wszystkim poczuje się swobodniej- odnalazł moją dłoń pod stołem i delikatnie ją ujął.-  i bezpieczniej w naszym towarzystwie. Ja i Quinn... jesteśmy razem. Liczę na to ,że zostanie to między nami z oczywistych względów. 

 Świdrował ich wzrokiem wpatrując się w ich blade niewyraźne miny z niecierpliwością wyczekując ich reakcji. 

 Zbierałem szczękę z podłogi. 

-I to wszystko? -zapytał Dylan ,który patrzył na mnie i Aidena z obojętnością.

-Co?- wypaliłem.- Żadnego lamentu, wyzwisk ,odwracania się plecami ,wyzywania od ciot...

-Przystopuj stary, nie żyjemy w średniowieczu. To zaskakujące ,bo myślę ,że żaden z nas się tego nie spodziewał ,ale Aiden to mój przyjaciel. On nigdy nie zaglądał mi do łóżka i nie wyzywał mnie tylko dlatego ,że nie podobało mu się to z kim chodzę.

-W zasadzie to ja się spodziewałem.- odezwał się Dawson i wyszczerzył swoją durną gębę.- Lu się wygadała ,ale postanowiłem milczeć nie rozsiewając durnych plotek.

 Z Aidenem siedzieliśmy jak wryci nie mogąc wydusić z siebie słowa. I to wszystko?

-To dlatego wprowadziłeś go do naszego towarzystwa.- skrzyżował ramiona na piersi brunet naprzeciwko mnie. Rozsiadł się arogancko gapiąc się na nas.- I to stąd ta wasza wielka przyjaźń. Nie jesteśmy tak głupi na jakich wyglądamy. Potrafimy dodać dwa do dwóch. Tylko powiedz mi kurwa Aiden ,jakim cudem wy razem? Wszystkich bym się spodziewał ,ale nie was. Jesteście jak frytki z marmoladą, nic do siebie nie pasuje. 

 Wzruszył ramionami.

-Znamy się od dzieciaka ,często spędzaliśmy ze sobą czas ,wiele godzin przegadaliśmy i tak...wyszło ,że Quinnie się zakochał.

 Trąciłem go z całej siły ramieniem w brzuch.

-Ja się zakochałem? Ja? To ty kombinowałeś jak tylko się do mnie dobrać. 

 Wszyscy parsknęli śmiechem.

-No dobra ,jest w tym trochę racji. -objął mnie ramieniem.- Lu o wszystkim wie stąd jej durnowate wyzwanie wczoraj. Nie mogę pozwolić na to żeby wśród moich przyjaciół skrywać taką tajemnicę przez co... znów możesz ucierpieć.- zwrócił się do mnie.- Przepraszam.

 Uśmiechnąłem się nieznacznie. Bycie parą wśród jego kolegów było zarówno niezręczne co cudowne ,jakby jakaś część duszącego ciężaru zsunęła się z mojej klatki piersiowej. Serce wariowało mi ze szczęścia. 

-Skoro już wiecie liczę na wasza dyskrecję. To bardzo ważne żeby nie opuściło to naszego kręgu. Ostatnie czego potrzebuję to szykanowanie nas w szkole i poza nią. -mówił tu o swojej matce.- Dużo ryzykuję dzieląc się z wami tym sekretem i liczę ,że uszanujecie to. Podobnie jak to ,że chce odejść z drużyny. 

-Co?!-wypalili chórem ,a ja razem z nimi. 

 Z wszystkich dziwactw dzisiejszego dnia to zaskoczyło nas najbardziej.

-Dlaczego?!-wrzasnął Peter ,który o mało nie rzucił się na Aidena.

-To oczywiste ,że będziecie teraz na mnie patrzeć inaczej, nie będziecie czuć się przy mnie komfortowo i...

-Możesz być kurwa gejem albo nawet związać się z kozą ,ale nie pozwolimy ci odejść z drużyny. Jesteś naszą kotwicą ,kapitanem. Chyba nikt z nas nie chce żeby kapitanem został Robin. To straszny snob i dupek i tylko czeka aż zrezygnujesz.

-Potrzebujesz dodatkowe punkty na studia ,a jako kapitan drużyny zyskasz ich sporo.- wtrąciłem się zszokowany ,że chłopak chce odejść z drużyn tylko ze względu na mnie. 

-Daj spokój, stary. -rzucił Dylan.- Nie wywracaj swojego życia do góry nogami tylko dlatego ,że ktoś będzie czuł się niezręcznie. Zresztą Peter i Dawson też mają za sobą kilka głupich akcji ,po których każdy z nas tu zebranych czułby się przy nich niezręcznie.

 Aiden uniósł brew.

-Zapomniałem ,że przyjaźnię się z dziwakami. 

-Więc.- klasnął w dłonie Dawson przerywając ciągnięcie tematu. Dziękowałem bogu za ucięcie tematu, bo nie chciałem wiedzieć co mają na sumieniu.- Jako nowa laska naszego kapitana i przyjaciela możesz na nas liczyć, stary. 

 Uśmiechnąłem się od ucha do ucha kiedy Aiden przyciągnął mnie do siebie i przytulił z całej siły całując w policzek. 

-Zero gnębienia ,wyzywania ,wyrzucania plecaka przez okno, rozlewania soków pod nogi, plucia...

-Hej ,robiliśmy to tylko dlatego ,że ten dupek nam kazał.- blondyn skinął na Aidena.-Aiden zawsze powtarzał ,że polubi cię jak piekło zamarznie. No to chyba zamarzło. Musimy to opić. 

-Zdecydowanie.- potwierdził chłopak u mojego boku ,który cmoknął mnie w czoło.

 Wziął sobie moje słowa do serca. Przedstawił mnie swoim kolegom ryzykując cholernie wiele tylko po to bym poczuł się bezpiecznie. Zaryzykował swoją przyjaźń ,miejsce w drużynie i szacunek wśród przyjaciół. Zrobił to dla mnie. To było idiotyczne ,ale cała krzywda wczorajszego dnia prysnęła jak bańka mydlana. Aiden popełniał wiele błędów ,ale nikt nie potrafił tak jak on ich naprawiać i wyciągać wniosków. Może nie był idealny ,ale starał się. Może i był chodzącą dysfunkcją i straumatyzowanym dzieciakiem ,ale jednego byłem pewien: kochał mnie bardziej niż była w stanie pojąć to moja głowa. A ja kochałem jego ,tak bezbrzeżnie i obezwładniająco. 

 Faktycznie ,piekło zamarzło.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top