29. Skala desperacji

 Powrót do domu był jak powrót po latach nieobecności. Ojciec i Aiden pomogli mi wejść po schodach na górę. Ciało nadal bolało mnie przy większości ruchów ,ale jak się okazało całkiem szybko się regenerowałem. Tydzień w szpitalu mocno postawił mnie na nogi. Co prawda na twarzy pozostanie blizna ,ale byłem szczęśliwy ,że większość siniaków zdążyła się wchłonąć,  a pęknięta warga zagoić. Jedyne co sprawiało mi problem to ciągnięcie za sobą ciężkiego gipsu u nogi ,który swoje ważył. Nie przeszkadzało mi to jednak ,bo moje samopoczucie było wspaniałe.

 Wyszedłem ze szpitala ,wreszcie zjadłem porządną kolację a nie szpitalne żarcie i na górze czekał na mnie Aiden. Co prawda od matki udało mi się uwolnić dopiero późnym wieczorem kiedy skończyła swój wykład pt. "co ci wolno a co nie" oraz mój ulubiony gdzie wymieniała mi całą tablicę Mendelejewa ,którą powinienem połykać żeby szybko stanąć na nogi. Nie pierwszy raz wylądowałem w gipsie (pierwszy raz nie była to wina Aidena) więc radziłem sobie stosunkowo sprawnie a moje kości był zahartowane do w miarę szybkiej regeneracji. 

 Po nieudolnie wziętym prysznicu ,gdy wreszcie rodzice oddalili się do swoich łóżek przestając traktować mnie jak dziecko ,położyłem się we własnym łóżku. Westchnąłem głęboko zadowolony pomimo bólu głowy wiedząc ,że tej nocy ból prawdopodobnie nie da mi zasnąć, tak jak nie pozwalał mi zasypiać w szpitalu. Wciąż czułem tępe dudnienie, które rozsadzało mi czaszkę. Ponoć straciłem dużo krwi ,a upadek było tyle szczęśliwy ,że wystarczyło uderzyć nieco mocniej a roztrzaskałbym sobie potylicę.  Aiden spędził ze mną cały tydzień. Przyjeżdżał rano przed szkołą , później niechętnie jechał na zajęcia cały czas wysyłając mi durnowate memy żeby poprawić mu humor ,a po szkole przyjeżdżał tutaj i opuszczał mnie dopiero gdy ordynator i pielęgniarka wyganiali go ,czasami stosując siłę przy pomocy ochroniarzy. I tak każdego dnia. 

 Spojrzałem na telefon widząc kolejna wiadomość od Lu. 

"Jak się czujesz? Wróciłeś już do domu?" 

 Szybko odpisałem:

"Czuję się tak samo jak pięć minut temu ,Lu. Jest w porządku. Jest ze mną Aiden."

 Wybaczyłem jej. Przegadałem z Aidenem wiele godzin co pozwoliło mi poznać tą dziewczynę głębiej. Sama zresztą starała się bardziej niż oczekiwałem. Miałem sobie za złe ,że uważałem ją za pustą blondynkę ,która jedyne co potrafi to świecić tyłkiem. Okazała się być całkiem... dobrym rozmówcą kiedy Aiden był w szkole. 

 Wszyscy zawaliliśmy. Wyżerało mnie sumienie na myśl co ta dziewczyna musiała przeze mnie przechodzić. Poniekąd byliśmy kwita. Co prawda momentami była natarczywa ,wręcz irytująca ,ale doceniałem jej starania. Sam oszalałbym gdyby to mnie wydarzyło się coś podobnego. Pozwalałem jej więc czuć się potrzebną wysyłając ją po jakieś durnowate rzeczy ,typu ciepła kawa z kawiarni na końcu miasta. To wredne ,ale czasami dobrze było mieć ją pod ręką. 

 Przez ostatni tydzień utkwiliśmy w chorym trójkącie ,w którym Aiden patrzył Lu na ręce ,Lu robiła wszystko co tylko zechciałem wchodząc mi w tyłek ,a ja przyglądałem się wszystkiemu jedząc popcorn. Poziom niezręczności wyjebało w kosmos. 

-Jeszcze jedna wiadomość i zacznę się czuć zazdrosny.- powiedział siedząc na parapecie i wyglądając przez okno na swój dom.

-O kogo? O mnie czy o nią? A może o to ,że zostaniesz wykluczony z trójkąta? -zaśmiałem się delikatnie. Nadal śmiech sprawiał ból przez obite żebra. 

-Nigdy nie byłem piątym kołem u wozu. 

-Może czas wreszcie zaznać tego smaku? A tak poważnie Lu pożyczyła nam dobrej nocy i zapytała czy potrzebuję czegoś na jutro do szkoły.

 -Jak chce to może odrobić mi matmę.- powiedział oschle. 

-To mi usługuje. 

-A ja będę zbyt zajęty usługiwaniem tobie by skupić się na matmie. Czy...

-Nawet kurwa nie próbuj pytać czy możesz cokolwiek dla mnie zrobić bo chuj mnie strzeli jak jeszcze raz usłyszę te pytanie. 

 -W porządku. -mruknął.

 Przesunąłem się nieco i oparłem się na łokciach patrząc na Aidena ,który wpatrywał się w okno ledwie mrugając. Nie był dziś sobą. 

-Co jest? -zapytałem widząc jego obojętny wyraz twarzy gdy na mnie spojrzał. Przeszły mnie ciarki i wróciły wspomnienia sprzed kilku miesięcy.

-Muszę wracać do domu. 

 Poderwał się z parapetu i chwycił swój telefon i portfel ,które zostawił na moim biurku.

-Zaczekaj.- zatrzymałem go i z ledwością usiadłem. -Możesz tu spać. Twoja matka ma nocny dyżur ,a moi rodzice zgodzili się żebyś ze mną został. 

 Mimo ,że w pokoju było ciemno ,a pomieszczenie oświetlało tylko światło księżyca widziałem wyraz jego twarzy. Coś go trapiło ,a ja nie rozumiałem co.

-Wiem ,ale muszę wracać. 

-Okej, w takim razie jest coś czego potrzebuję ,a potrzebuję żebyś tu został i pomógł mi się rano zgrzebać z łóżka. -uśmiechnąłem się ,ale on ani drgnął trzymając za klamkę.

-Zrozum ,do cholery ,że muszę iść Quinn. -uniósł głos.

-Co z tobą? -nieudolnie wstałem i pokuśtykałem do niego. Spojrzałem mu w oczy ,a on odwrócił wzrok.- Nie... Nie ,Aiden proszę powiedz ,że nie. 

-Pozwól mi wyjść. 

-Nie. -zaprzeczyłem ostro.- Zdejmij bluzkę. -poleciłem ,a on wstrzymał powietrze. Nie było w tym nic intymnego.- Zdejmij! Nie każ mi gonić cię z tym pieprzonym gipsem na nodze kiedy szanse nie są wyrównane.

 Niechętnie oddalił się od drzwi i zrzucił z siebie białą bluzkę ,która ukazała jego nagi tors z wyrzeźbionymi mięśniami kryjącymi się tuż pod nisko zawieszonymi spodniami. 

 Pokuśtykałem bliżej ,ale zatrzymał mnie.

-Nie podchodź. Ja podejdę. -podszedł chwytając mnie za rękę żebym nie stracił równowagi. Mimo ,że było ciemno ja zauważyłem coś co przyprawiło mnie o gęsią skórkę. 

 Łzy zebrały się w moich oczach gdy Aiden oparł czoło na moim.

-Przepraszam.- wydusił.- Przepraszam. 

-Dlaczego znów to zrobiła?-zadałem pytanie zachrypniętym głosem. Objąłem go w pasie mając nadzieję ,że nie przysporzę mu tym bólu. 

 Ogromny siniak w okolicy podbrzusza nie powstał w wyniku zwykłego uderzenia. Przełknąłem głośno ślinę ,a w moich żyłach popłynęła paląca złość.

-Widziała mnie i Lu w szpitalu razem. Znowu się nawaliła i zebrało jej się na wspomnienia. Kazała mi do niej wrócić ,zejść się i spełnić plan na życie jaki mi ułożyła. -przerwał na moment by zaczerpnąć powietrza.- Pokłóciliśmy się. 

-Dlaczego chciałeś to przede mną ukryć?

-Bo dobrze wiem co sobie teraz myślisz. Obwiniasz się o to ,że zrobiła to gdy ciebie przy mnie nie było.

 Strzelił w samo sedno. 

-To nie może się powtórzyć.

-Nie powtórzy się. Zostały tylko trzy miesiące.

-Przestań.- podniosłem głos. -To nie może wyglądać w ten sposób. A co jeśli znów mnie przy tobie zabraknie?

 Odsunąłem się i usiadłem na łóżku czując przeszywający ból łydki ,której przetrącona kość zaczynała się zrastać. 

-Nic poważnego mi nie jest. Wytrzymamy te kilka miesięcy. 

-Skończ pieprzyć. Musimy powiedzieć rodzicom prawdę. Mam w dupie to ,że to zniszczy przyjaźń naszych matek. Lepiej teraz nim skatuje cię na śmierć. 

 Ciemnowłosy oparł się o biurko ,a jego wszystkie mięśnie się napięły.

-Nie. Zostało już tak niewiele. Jak ty sobie to wyobrażasz?

-Powiemy prawdę. Przeniesiesz się do mnie na jakiś czas aż wyjedziemy na studia.

 Uniósł brew.

-Tak po prostu?

-Tak.

-Queenie, to nie jest tak proste. Nie mogę z tobą zamieszkać. Twoi rodzice nie przyjmą mnie z otwartymi ramionami jako twojego chłopaka ,a tym bardziej nie pozwolą nam się spotykać. Znam ich podejście do mnie. Lubią mnie ,ale nigdy by mi cię nie oddali. Po drugie nie uwierzą, że Margot się nade mną znęca. 

-Niby dlaczego?-oburzyłem się. 

-Najpewniej dlatego ,że ona od lat syci ich opowieściami o tym jak wiele razy wracałem do domu pobity po ustawkach z kolegami. Myślisz ,że twoja matka uwierzy kiedy jej przyjaciółka wszystkiego się wyprze ze łzami w oczach? Znowu sprzeda jakąś ckliwą historię o tym jakim jestem kłamcą i jak sobie ze mną nie radzi. Przerabiałem to. Znowu skończy się tak ,że będę miał jeszcze bardziej przesrane. To nie jest tak prostolinijne jak ci się wydaje. Pozwól mi przetrwać te trzy miesiące ,a później uciec z tobą jak najdalej. Czy to nie jest tego warte?

 Owszem ,to było warte wszystkiego ,ale nie mogłem patrzeć na jego cierpienie. Męczył się ,a ja musiałem stać z boku i patrzeć, pozwalać na to by nasze serca pękały z żalu. 

-Potwierdzę przecież twoją wersję. 

-To nic nie da. Powie ,że jesteśmy w zmowie. 

-Aiden...

-Jak myślisz ,komu uwierzy twoja matka? Nieznaczącym kłamliwym gówniarzom czy przyjaciółce ,którą zna od lat ,która nigdy jej nie zawiodła i której ufa trzysta razy bardziej niż nam? Ostatnio tak wszystkich zawodziliśmy ,że za nic nam nie uwierzą.

 Głowa bolała mnie coraz bardziej.

-Tylko trzy miesiące. Damy radę. Odpocznij ,bo widzę ,że nie czujesz się najlepiej. Dlatego chciałem ci tego oszczędzić.

 Patrzyłem jak chwyta za klamkę.

-Zostań tutaj.- poleciłem układając głowę na poduszce. Aiden podszedł do mnie i ucałował mnie w czoło.

-Zostanę. Pójdę tylko do domu po kilka ubrań, wezmę prysznic i wrócę. Tylko odpoczywaj. 

 Skinąłem mu głową ,ale nie zasnąłem. Gapiłem się w sufit czekając czy wróci, czy znów nie zatrzyma go matka. Zamknąłem oczy dopiero gdy wszedł do pokoju wsuwając się na miejsce obok mnie. Okrył się kocem i wtulił we mnie tak desperacko i błagalnie. 

 Bał się. Oboje się baliśmy ,a ten strach wyżerał nad podświadomie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top