21. Jak z filmu

 Mimo nieprzespanej nocy zarwałem się  z łóżka najszybciej jak mogłem. Nie zjadłem śniadania ,a jedynie wypiłem w pośpiechu herbatę i wybiegłem na zewnątrz. Aiden nie czekał na mnie przy masce samochodu witając mnie jakimś swoim wyszukanym tekstem. Droga minęła mi w samotności. Łapałem się na tym ,że co pięć minut sprawdzałem telefon odświeżając wiadomości. Znów zachorował? A może to znów jego matka załatwiła go tak ,że nie był w stanie pokazać się w szkole? A może został w domu przez ten cholerny kaszel palacza ,który nieudolnie próbował kryć tak by nikt nie zauważył ,że nałóg niszczy mu zdrowie?

 Nie. Zauważyłem go przy hali sportowej. Musieliśmy porozmawiać. On jednak spojrzał na mnie obojętnie i odszedł razem z Dawsonem w stronę szatni.

 Pogodzili się?

 Siedziałem jak na szpilkach wyczekując literatury. Aiden zajął miejsce przede mną ,ale nie odezwał się ani słowem. Jakbym nie istniał. Nawet się nie odwrócił gdy trąciłem go podeszwą w plecy. 

 Wariowałem. W moich myślach gościła paplanina durnych myśli ,które co rusz dobijały mnie coraz bardziej wpędzając w szaleństwo. 

 Zaczepiłem go na przerwie na lunch ,ale on... ominął mnie jak omijał mnie jeszcze kilka tygodni temu. Jak śmiecia ,który nic go nie obchodził. Nie rozumiałem dlaczego zachowywał się w ten sposób kiedy jeszcze wczoraj rano w samochodzie zachowywał się całkiem inaczej. Chciał być moim chłopakiem. Jakkolwiek dziecinnie to brzmiało takich słów nie rzuca się na wiatr. 

 Cały mój świat runął dopiero przed ostatnią lekcją. Stałem jak wryty patrząc na roześmianą Lu w towarzystwie Aidena. I wtedy to zrozumiałem. To wszystko było ukartowane ,te wszystkie słowa spojrzenia... To wszystko było żartem ,być może jakimś kolejnym głupim zakładem ,który był w stylu Aidena ,Lu i Dawsona. Być może właśnie naśmiewali się z mojej naiwności i łatwowierności. Wpuściłem Aidena do swojego życia zbyt łatwo. Tylko o to mu chodziło, by zamiast niszczyć mnie dzień po dniu dostać się do mojego serca i w najgorszy z możliwych sposobów zrujnować mnie raz i porządnie. Czułem jak moje nogi stają się watą ,która ledwie mnie trzyma ,a serce pęka na miliard kawałków i eksploduje. Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa gdy stałem na środku korytarza patrząc się na nich tak zajętych sobą ,że nawet mnie nie zauważyli. Skostniałem gdy Lu ucałowała go w policzek i podała mu jakiś zeszyt. Prawdopodobnie zrobiła mu pracę domową.

 Jakie to wielkoduszne. 

 Jakaś część mnie krzyczała "to nie tak jak myślisz ,wygląda fatalnie ,ale w głębi duszy wiesz ,że Aiden nigdy nie zrobiłby ci krzywdy". Znaczna część mnie wiedziała ,że Aiden nie bez powodu zapoznał mnie z ojcem. Nie bez powodu pozwolił wejść na najwyższy szczebel intymności ingerując w jego życie ,dzieląc się tajemnicami ,które rozdzierały mu duszę przez lata. Mimo to odzywał się instynkt samozachowawczy ,który kazał przyjmować wszystko takim jakim było.

 Zbyt łatwo dałem mu się omotać. Aiden doskonale wiedział jak działa na ludzi i wykorzystał to. Może to ,że matka go bije też było ukartowanym kłamstwem by wzbudzić moją litość i sprawić ,że będę jeszcze bardziej podatny na jego zbliżenie się do mnie? To wszystko było tak okrutne ,że jeszcze nie docierało do mnie w jak podłym człowieku się... zakochałem. 

 Zakochałem się w nim ,a on mnie skrzywdził. Czułem się przy nim bezpiecznie ,swobodnie , a on to podeptał. Czego innego mogłem się spodziewać? Sam byłem sobie winny. Powinienem być czujniejszy. Znałem Aidena doskonale ,a takie akcje był w jego stylu.

 Zakochałem się w nim. Tak bardzo się w nim zakochałem... w idiocie, który nawet mnie nie lubił. Zabawił się mną. 

"Aiden nie jest potworem. Nie wymyśliłby tego!"- krzyczało moje serce ,ale intuicja szeptała coś zgoła odwrotnego. 

 Postanowiłem pierdolić to wszystko ,odwróciłem się na pięcie i poszedłem na lekcje. 


 ***

 Nie mogłem zostawić tego bez słowa. Nie chciałem od niego wyjaśnień. Wszystko rozumiałem. Jedyne czego pragnąłem to spojrzeć w jego zakłamaną twarz i zapytać się jak mógł. Miałem gdzieś to ,że mnie wyśmieje i najpewniej wyrzuci ze swojego życia raz na zawsze. Miałem gdzieś to ,że nasze matki prędzej czy później o wszystkim się dowiedzą.

 Przeskoczyłem nad furtką ,która się nie otwierała i szarpnąłem za klamkę dziękując bogu ,że Margot nie było w domu. Wbiegłem po schodach na górę i bez pukania wparowałem do jego pokoju.

 Zmarłem. Czułem jak wszelka nadzieja znika gdy zauważyłem cycatą szczupłą blondynkę siedzącą w skąpej mini na skraju jego łóżka. Aiden arogancko opierał się o biurko naprzeciwko patrząc na dziewczynę. Westchnął gdy zauważyłem ,że właśnie przerwałem im tę jakże miłą rozmowę ,albo być może grę wstępną.

 Jak mógł ją zaprosić do siebie? Dlaczego? Po co? Zbyt wiele pytań rodziło się w mojej głowie.

 Zazdrość była jak kwas ,który musiałem przełknąć patrząc jak ta kobieta siedzi na łóżku ,na którym Aiden tak czule mnie całował ,na łóżku na którym spędzaliśmy ostatnio zbyt wiele czasu ,na łóżku gdzie padło tak wiele słów i obietnic.

-Czego tutaj chcesz ,kwiatuszku?- zapytała swoim przesłodzonym głosem ,a ja czułem jak zanurzam się w ciemności. 

-Zamknij się. Co ona tu robi?- zapytałem ostro. Aiden skrzyżował ramiona na piersi i wbił swoje puste spojrzenie w regał z książkami. 

-Quinn, wyjdź stąd. -powiedział tylko.

 Uniosłem wysoko brew tłumiąc gulę narastającą w gardle. 

-Aiden kochanie ,powiedz swojemu koledze że nam przeszkadza.- wstała i podeszła do niego gładząc jego tors. Musnęła różowym paznokciem jego podbródek. Aiden wstrzymał powietrze ,a ja stałem jak sparaliżowany. Nie. To nie mogła być prawda. 

-Wyjaśnij mi co tu się dzieje.- wydusiłem czując jakby ciężar zalegał mi na klace piersiowej. Nie mogłem złapać oddechu. 

-Proszę cię po raz ostatni żebyś stąd wyszedł.- wbił we mnie błagalne spojrzenie.- Quinn ,odejdź. 

 Lucia uśmiechnęła się szeroko wtulając się w chłopaka. 

-Żebyś kurwa wiedział ,że odejdę. -wycedziłem. Wbrew wszystkiemu Lu nie mogła dowiedzieć się o co chodziło. Ostatnie czego chciałem to by te wieści dotarły do Margot. 

A może powinny do niej dotrzeć żeby zamknęła Aidena w czterech ścianach i... Nie, nie mogłem mu tego zrobić. Nie byłem tak podły jak on. Mimo okrutności losu nigdy nikogo nie chciałem krzywdzić.

 Łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu gdy chwyciłem za klamkę wiedząc ,że wszystko co uznawałem jeszcze przed chwilą za prawdę i spełnienie marzeń skończy się na dobre. Skończą się wspólne wieczory, zasypianie u jego boku, droczenie się ,dąsanie ,potajemne pocałunki w szkole i w domu ,wspólne wielogodzinne rozmowy ,bieganie po śniegu z Nyxem i spacery wokół zamarzniętego jeziora. Wróci moje nudne życie pozbawione sensu ,które okupione będzie miesiącami ubolewania nad swoim beznadziejnym jestestwem ,obwiniania się i po raz kolejny moja samoocena dosięgnie rynsztoka. 

 Podszedłem bliżej chłopaka i spojrzałem mu w oczy gdy łza jak groch popłynęła po moim zaróżowionym policzku.

-Jak mogłem aż tak się co do ciebie pomylić. 

-Nie pomyliłeś się.- powiedział gdy Lucia macała go jak swoją przytulankę.- Zawsze byłem bezdusznym dupkiem. W to nigdy nie powinieneś wątpić. 

 To był jedyny moment w którym faktycznie nie kłamał. 

 Miłem ochotę z całej siły uderzy go w twarz ,ale mimo tego jak łamało mi się serce nie chciałem mu tego robić. Mimo ,że on krzywdził mnie z czystym sumieniem ja byłem zbyt słaby by skrzywdzić jego. Chciałem napluć mu w twarz ,wybuchnąć płaczem ,zwinąć się u jego stóp i błagać by mnie nie zostawiał, zaśmiał się i powiedział ,że to żart ,ale byłem na to zbyt słaby. Moje serce krwawiło do tego stopnia ,że nie byłem w stanie zrobić niczego. Czułem jakby ktoś w serce wbijał mi miliony noży ,a mimo to nie chciałem krzyczeć ,obrażać, wyzywać i traktować go tak jak on traktował mnie. Krwawiłem nie chcąc go skrzywdzić. Byłem żałosny. On skrzywdziłby mnie bez zastanowienia. 

 Odwróciłem się na pięcie. Zbyt wiele razy się kompromitowałem. Widząc rozbawione spojrzenie Lucii na sobie uznałem ,że to wszystko... bez sensu. Gdy byłem w progu usłyszałem głos Aidena.

-Może od razu weźmiesz książkę ,którą u mnie zostawiłeś? 

 Skrzywiłem się ocierając łzę. Obróciłem się w ich stronę.

-Nie zostawiłem u ciebie żadnej książki. -odparłem poniżony i ledwie powstrzymując żal ,który we mnie narastał z każdą sekundą. Pociągnąłem nosem gdy Aiden podszedł do regału lustrując książki.

-Doprawdy? 

 Wysunął z pomiędzy kilku egzemplarzy książek ,które czytał tylko po to by mieć ze mną jakikolwiek wspólny temat, książkę z znajomą okładką. To ją czytałem mu wieczorami gdy się nudziliśmy. 

 Tylko ,że to nie był mój egzemplarz. Zmrużyłem oczy. 

 Wręczył mi książkę , ja ja spojrzałem w jego miodowo-zielone oczy. Charakterystycznie uniósł brew ,a kącik jego ust drgnął.

-No już ,znikaj, gówniarzu. 

 Zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Poczułem się jak śmieć, jak ostatni kretyn ,który stał pod drzwiami jeszcze dwie minuty zanim zrozumiał ,że trzyma w dłoniach jakąś durna książkę o elfach i zaklętym księciu. 

 Łzy strumieniem popłynęły mi po policzku ,a ja zbiegłem po schodach w dół mając ochotę zapaść się pod ziemię. 

 Przebiegłem przez ulicę i zatrzymałem się przed furtką prowadzącą na ganek mojego domu.

 Nie chciałem tam wracać. Wszystko w moim pokoju kojarzyło mi się z tą gnidą. Nie mógłbym zasnąć w łóżku ,w którym jeszcze niedawno nie mogliśmy oderwać się od swoich ust. Nie mógłbym spojrzeć na regał z książkami ,który zawsze oglądał z zainteresowaniem. Nie mógłbym oddychać w pomieszczeniu ,w którym zrozumiałem jak bardzo go kocham. 

 Cieszyłem się ,że rodzice mieli dziś nocne zmiany w szpitalu. Ominąłem więc furtkę i zbiegłem w dół klifu. Usiadłem na nieośnieżonym konarze złamanego drzewa i patrzyłem na roztapiającą się taflę jeziora ,w którym odbijał się księżyc. Wyłączyłem telefon ,na którym nie było żadnej wiadomości ,żadnego połączenia. Wróciła szara rzeczywistość.

 Jeśli miłość miała tai smak nie chciałem jej. Nie chciałem czuć jej już nigdy więcej.

 Pociągnąłem nosem.

 Nikogo nie obchodziłem. Dla każdego byłem tylko czymś czym można się zabawić ,urozmaicić sobie kilka dni ,ale nie nadawałem się do niczego więcej. Byłem tylko półśrodkiem. 

 Zapłakałem cicho ,a łzy opuszczały moje napuchnięte oczy mimowolnie opadając na śnieg topiąc go. 

 Otworzyłem książkę gdzie kolorowymi zakreślaczami pozakreślał najbardziej interesujące momenty. 

 Poważnie tak robił? Aiden ledwie potrafił czytać ,a co dopiero skupić się na tekście i jeszcze w międzyczasie zaznaczać sobie najśmieszniejsze ,najsmutniejsze i najciekawsze momenty. Przeglądałem stronę po stronie ,a moje place zamarzały na mrozie, podobnie jak ja. Twarz szczypała mnie niemiłosiernie. Nie byłem pewien czy to od mrozu czy płaczu. 

 Zamknąłem książkę i otworzyłem ją ponownie na pierwszej stronie gdzie widniało tylko drobnym druczkiem imię i nazwisko autora i tytuł. Na środku niebieskim długopisem Aiden wyskrobał:

 "Zawsze czekaj na mnie z tą książką w łóżku."

 Narosła we mnie wściekłość. Po jaką cholerę mi to dał?!

-W dupie kurwa. -syknąłem i wydarłem jedną ,stronę ,drugą i kolejną aż zauważyłem ,że wyrwałem prawie wszystkie ,a niektóre strony porwał wiatr. Rozkleiłem się ledwie łapiąc oddech.- Pierdol się ,Aiden.- wyjąkałem ,wstałem na równe nogi ,wziąłem zamach i rzuciłem książkę na bardzo cienki lód ,który zapadł się a stos pergaminu wpadł do jeziora.

 Zawyłem opadając na kolana. Życie było niesprawiedliwe. Aiden zawsze dostawał wszystko czego chciał ,a ja nie mogłem mieć nawet jego. Tylko jego. Niczego nigdy więcej nie potrzebowałem. Aiden i nadzieja ,że mogę go kochać bez przeszkód... to było wszystko czego potrzebowałem. Z nim naprawdę poczułem prawdziwe niezmącone szczęście. 

 A on mnie oszukał. Wykorzystał, wodził za nos i zostawił ze złamanym sercem. Co z tego co mówił było prawdą a co tylko ułudą?

 Siedziałem w śniegu odmrażając sobie stopy ,pośladki ,nos i dłonie. Grzał mnie tylko płacz i niewidoczny krwotok z serca. Ból rozsadzał mnie tak bardzo ,że chciałem zniknąć ,przestać istnieć by wreszcie przestać czuć. Byłem tylko pośmiewiskiem ,nieśmiesznym żartem ,sierotą nad którą każdy się pastwił. 

 Spojrzałem na ścieżkę ,która prowadziła w górę klifu. Czego oczekiwałem? Że ten dupek przyjdzie tutaj i wyzna mi bezgraniczną miłość? 

 To nie był romans jak z filmów. Aiden nie przyszedł. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top