17. Na koniec świata

-Quinn!-krzyknął ktoś a ja wyrwałem się ze snu jak dziki.- Quinn, jesteś u siebie?!

Głos Hazel wybudził mnie na tyle ,że wyskoczyłem z łóżka pospiesznie i zamknąłem drzwi ma klucz niemal rozbijając się o biurko nim z ojcem zdążyli wparować mi do pokoju, szczególnie ,że w moim łóżku właśnie przeciągał się półnagi Aiden odziany tylko w splamione krwią jeansy.

-Kto to?-wymamrotał cicho.

-Rodzice. Która godzina?- zapytałem a serce mi waliło jak młotem.

Ciemnowłosy spojrzał na telefon przewracając się na brzuch i napinając przy tym wszystkie swoje cholerne mięśnie.

-Jedenasta.

Przeklinałem w myślach samego siebie. Usłyszałem jak matka z ojcem wchodzą po schodach na górę. Ja pierdolę. Moje zmysły właśnie tracił zmysły ,a komórki myślowe uciekły nie chcąc wrócić na swoje miejsce.

Planowałem obudzić się nad ranem ,ogarnąć siebie i Aidena na tyle żebyśmy wyglądali jak ludzie i żebyśmy upozorowali przyjście Aidena. Jak zareagują kiedy zobaczą go wychodzącego ode mnie z pokoju?

-Quinn, śpisz?!-wrzasnął ojciec.- Czas na noworoczne życzenia!

Cholera ,cholera ,cholera!

-Zaraz do was zejdę!-krzyknąłem przez drzwi.

-Daj spokój ,wpuść nas! -Hazel szarpnęła za klamkę.- Kluczysz się? Od kiedy?

Gestem kazałem Aidenowi się zamknąć gdy na jego durnej twarzy malował się szeroki uśmiech.

-Przebieram się!

Słyszałem jak ojciec wzdycha.

-Jesteś sam?-zapytała a ja przewróciłem oczami na widok Aidena ,który ledwie powstrzymywał śmiech.

-Mamo idź stad ,błagam, zobaczymy się zaraz na śniadaniu.

Stała jeszcze chwilę przed drzwiami kiedy zawiedzionym i zdezorientowanym głosem mruknęła:

-Niech będzie.

 Odetchnąłem z ulgą i zacząłem wyrzucać z szafy ubrania szukając czegokolwiek w czym niemal dwumetrowy Aiden nie wyglądałby głupio.

-O mały włos a mielibyśmy przesrane.- powiedział z spokojem. Brzmiał dokładnie jak Aiden ,który miał serdecznie w dupie ,że leżał w moim łóżku ,poobijany ,ranny ,zakrwawiony i półnagi. 

 Przecież to nic takiego ,no nie? 

 Próbowałem zachowywać się tak jakby nic się między nami nie zmieniło. 

-Lepiej żeby moi rodzice nie żywili wobec nas dwuznacznych myśli ,szczególnie ,że mamy żyć jak pierdolone papużki nierozłączki.- rzuciłem czarną koszulką prosto w jego twarz. 

-Nie denerwuj się ,bo pójdzie ci krew z nosa. Mam już dość krwi. 

 Wybałuszyłem oczy.

-No co ty kurwa nie powiesz! -rzuciłem w jego stronę szare dresy ,które miałem nadzieję ,że będą w porządku. -Ubieraj się i doprowadź do porządku.

 Mój uzurpator przewrócił oczami.

-Miałem ochotę jeszcze poleżeć w łóżku.

-Aiden ,powiem to najgrzeczniej jak potrafię.- pochyliłem się nad nim z rozkosznym uśmiechem pełnym fałszu.- Moi rodzice właśnie wołają nas na pierdolone życzenia noworoczne ,jeśli nie zjawię się na dolę za pięć minut nie omieszkają wywarzyć mi drzwi a ostatnim czego potrzebuję to jakiś durnych domysłów na temat tego co Deroven robi półnagi w moim łóżku wyglądając przy tym jakby potrąciła go ciężarówka. Więc s p i e r d a l a j z mojego łóżka. 

 Ten uśmiechnął się tylko swoim firmowym uśmieszkiem łajdaka i pogładził swoją posiniaczoną pierś. 

-Myślisz ,że mielibyśmy spore kłopoty gdyby ktokolwiek widział ,że to ty półnagi nade mną dominujesz?

 Gdy dotarło do mnie ,że bacznie przygląda się rumieńcom ,które zakradają się na moje policzki gdy dociera do mnie ,że istotnie niemal na nim siedzę usiłowałem z niego zejść ,ale Aiden był szybszy. Jednym zgrabnym ruchem pochwycił moje uda i sprawił ,że moje plecy pocałowały materac ,a on sam zyskał nade mną przewagę. Mój oddech przyspieszył gdy kciuk Aidena powiódł po moich ustach. Słowa ugrzęzły mi w gardle ,a ja sam zapomniałem jak się oddycha.

 "To bez znaczenia ,bez cholernego znaczenia"- pouczałem się w myślach. 

-Nikomu ani słowa o tym co się wczoraj wydarzyło. 

 Pokiwałem tylko głową ,a on zsunął się ze mnie i narzucił na siebie przygotowane przeze mnie ubrania. Zajęło mi dłuższą chwilę wstanie z łóżka i doprowadzenie się jako tako do porządku by nie wyglądało to dwuznacznie.

 Aiden chwycił za klamkę.

-Czekaj. 

 Zatrzymał się i spojrzał na mnie pytająco.

-Co?

-Jaka jest oficjalna wersja... no wiesz. 

 Wzruszył ramieniem rozglądając się po pokoju.

-Ufasz mi? -zapytał.

-Oczywiście, że nie.

-Więc będziesz musiał się tego nauczyć. 

 Pozostawił mnie bez konkretnej odpowiedzi i otworzył drzwi. Musiałem więc zaufać złotoustemu Aidenowi ,który doskonale potrafił manipulować ludźmi ,prawdą i postrzeganiem świata. Tylko on jeden potrafił wszystkim wokół wmówić ,że niebo wcale nie jest błękitne. 

 Każdy krok stawiany na schodach ,każdy stopień prowadzący w dół był jak tortura. Poziom mojego stresu rósł jakbym zrobił coś zakazanego.  Może właśnie cos takiego zrobiłem? Zamierzałem kryć Aidena ,kryć prawdę o nim, kryć prawdę o najlepszej przyjaciółce matki, o chorej psychopatce ,która znęcała się nad własnym dzieckiem. W dodatku spałem w jednym łóżku z Aidenem. Nigdy... nie spałem z nikim w jednym łóżku tak... po prostu. Moje nijakie życie miłosne opierało się głównie o szybki numerek z ex w samochodzie i drobny epizod na imprezie. Dziwnym ,choć przyjemnym, uczuciem było dzielenie z kimś łóżka. Mogłem wypierać to z myśli ile chciałem ,ale to było dużo bardziej intymne niż sądziłem. Miałem wrażenie ,że między mną i Aidenem w jeden wieczór zmieniło się więcej niż przez całe życie.

Zbiegł pewny siebie na dół do jadalni a ja modliłem się żeby nikt nie pomyślał że my...

-Ciociu Hazel, wujku Jamie!- zakrzyknął z przesadzonym entuzjazmem. -Miło was widzieć.- mówił podając rękę mojemu ojcu i dając całusa matce w policzek.

Stanąłem w przejściu mając gdzieś ,że rodzice walili jakby napadli na gorzelnię. 

-Aiden?- skrzywiła się matka mrużąc oczy jakby z powodu wypitego alkoholu u Harisonów nawet światło ją drażniło.- co ty tu robisz? Nie żeby nie cieszył nas twój widok.

 Dzięki bogu ,że nie byli w pełni trzeźwi.

-To długa historia. Miało mnie tutaj nie być ,ale... -wskazał na swoją twarz- z Dawsonem mocno się pokłóciliśmy i oberwałem.

 Rodzice podbiegli do niego w nanosekundę. 

-Mój boże! -zakrzyknęła Hazel oglądając jego twarz, którą badawczo naciskała w wielu miejscach bo oszacować obrażenia.- Na szczęście to nie kwalifikuje się do szycia. Myślę ,że chłodne okłady pomogą zniwelować krwiaki.

 Hazel jakby wyczuwając co mogło kryć się niżej podciągnęła jego bluzę z grobową miną dotykając żeber. Ojciec dokładnie obejrzał jego plecy.

-Żebra są całe ,ale wolałabym żebyś jutro przyjechał do przychodni na prześwietlenie. Tak dla bezpieczeństwa. O co poszło ,że oberwałeś aż tak?!

 Aiden opadł na krzesło przy kuchennej wyspie. Rodzice przyglądali mu się jakby zaraz miał zemdleć. 

-O Lu. Ale to już przeszłość. 

 A więc tak miało to wyglądać- łapaliśmy się każdej wymówki byle tylko każdy nam wierzył. Gdybym nie znał prawdy widząc jego smutną minę i przekonujący ton... sam bym mu uwierzył.

 Brunetka delikatnie go przytuliła ,a ten mimo to jęknął. Zarobiłem złowrogie spojrzenie matki.

-A ty czemu do nas nie zadzwoniłeś?! Byśmy przyjechali i się nim należycie zajęli!

 Przeszedłem do kuchni krzyżując swoje spojrzenie z czarnowłosym.

-Quinn zajął się mną bardzo dobrze. Zasnąłem u niego w łóżku . Nie miał serca mnie budzić. Przepraszam jeśli to kłopot. Wiem ,że nowy rok zawsze spędzacie rodzinnie. 

 Och ,jakież urocze granie na uczuciach ,jakże w jego stylu i jakże skuteczne.

-To żaden kłopot. -odezwał się ojciec i poklepał mnie po ramieniu.- Dobrze ,że pozwoliłeś mu tu zostać ,synu. Lepiej żeby ktoś go obserwował.

 W mojej głowie zrodziła się pewna myśl.

-Może zostać u nas na noc i dziś? -zapytałem ,a wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.- Zostanie u nas , będę spał na materacu na podłodze i będę go doglądał ,a jutro zabiorę go na prześwietlenie do przychodni. Jeśli wszystko będzie w porządku wróci do domu. Przecież nie może prowadzić samochodu w takim stanie ,a kiedy natknie znów się na Dawsona...

 Widziałem jak Aiden uśmiecha się półgębkiem. 

-Och ,jasne ,ale chłopcy...  Ostatni raz kiedy u siebie spaliście miał miejsce jakieś dziesięć lat temu kiedy Margot wyjechała a Aiden został u nas na weekend. Macie już po dziewiętnaście lat i...

-I co? Kiedyś często u siebie nocowaliśmy ,a sytuacja jest nadzwyczajna. 

 Aiden pokręcił głową.

-Dokładnie. Bezpieczniej będę się czuł w obecności mojego przyjaciela.- zaakcentował ostatnie słowo, a ja miałem ochotę zaśmiać się w głos.- Pogramy na konsoli ,napijemy się piwa i pogadamy o cyckach. Tych damskich i męskich. 

 Okej, nie byłem w stanie się powstrzymać i parsknąłem mimo opłakanej sytuacji.

 Gdyby rodzice tylko wiedzieli kto go tak skrzywdził...

-Cóż... Prawdziwy męski wieczór.- klasnął w dłonie ojciec. 

-Pójdziemy więc do góry ,weźmiemy prysznic...

-A ja przygotuję wam śniadanie!- pisnęła zadowolona matka.- I dam znać Margot ,że jesteś u nas. Opowiem jej o tym co się stało.

 Na dźwięk imienia Margot moje flaki zatańczyły kankana. 

-Okej ,zaraz do was zejdziemy.

 Byliśmy już na schodach gdy z dołu matka krzyknęła rozbawiona:

-Chyba nie zamierzacie kąpać się razem?- zażartowała.- Quinn ,idź umyj się w naszej łazience ,a Aiden niech pójdzie do tej ogólnej i umyje się w wannie żeby się nie przewrócił. Tylko przygotuj mu ręczniki! 

 Zanim otworzyłem usta Aiden obolały ,ale z jakże dopisującym humorem krzyknął:

-A co jeśli zasłabnę? Tak bardzo -westchnął teatralnie.- źle się czuję. Mocno oberwałem w  głowę.

 Gdyby nie to jaki jest pobity przywaliłbym mu z całej siły w brzuch. Matka przez chwilę się nie odzywała. Dopiero po chwili rzuciła:

-Quinn ,on ma rację. Idź z nim, Od ciepła może zrobić mu się słabo.

 Weszliśmy do mojego pokoju ,a ten zaśmiał się głęboko.

-To się nazywa sztuka negocjacji ,co?

 Wyciągnąłem z szafy dwa czyste ręczniki i rzuciłem nimi w niego zachowując zimną krew. Nie wiem jakim cudem ten kretyn mimo tego jak wyglądało jego życie wciąż zachowywał humor. Jakim cudem wciąż był sobą i potrafił się cieszyć? Mimo jego uśmiechu i przygłupich żartów w jego wnętrzu czaił się mrok większy niż mogłem przypuszczać.

-Łazienka jest na końcu korytarza. Duży z ciebie chłopiec ,poradzisz sobie. 

 Wydął wargę.

-A jeśli zasłabnę?

-To się utopisz więc lepiej tego nie rób.

 Poderwał się na równe nogi i stanął milimetry ode mnie. Mimowolnie moja dłoń spoczęła na obitych żebrach chłopaka ,który wbrew pozorom nie odsunął się ani nie odtrącił mojej dłoni. 

-Napiszę wiadomość do twojej matki. Powiem jej ,że wiem ,że to Dawson i ,że wszystko już się wyjaśniło. Nie będzie się niczego domyślać.

-Dobrze.- mruknął w odpowiedzi. Odsunął się i chwycił ręczniki. Wyjrzał przez okno ,które dawało obraz na jego dom. -Gdyby nie ty pewnie już dawno by mnie tutaj nie było. 

 Zmrużyłem oczy.

-Aiden ,przestań...

-Nie.- przerwał mi.-Tylko twoja obecność, świadomość tego ,że muszę cię chronić trzymała mnie przy zdrowych zmysłach. Mam samochód. Mogłem sam jeździć do szkoły ,ale wtedy już wcale nie chciałbyś ze mną spędzać czasu. 

 Domyślałem się od dłuższego czasu ,że blefuje w kwestii auta tylko nie byłem w stanie zrozumieć dlaczego. Teraz kiedy mi o tym mówił nie byłem w stanie uwierzyć ,że to wszystko... to wszystko ze względu na mnie. 

-To dlaczego przez tak wiele lat traktowałeś mnie jak śmiecia?

-Żeby być przy tobie ,ale zarazem by nie być na tyle blisko byś nie zauważył jak wygląda moje życie. 

 Westchnąłem i usiadłem na skraju łóżka. Najwyraźniej oboje mieliśmy na dziś już dość ciężkich tematów. A może wiedzieliśmy ,że w najbliższym czasie spędzimy ze sobą całe pół roku a wówczas przyjdzie czas by wszystko przegadać. 

-Spierdalaj już się kąpać ,bo śmierdzisz samą krwią i potem.  -zbyłem go skinieniem dłoni.

-A ty przygotuj sobie posłanie na podłodze. Przecież nie będziemy spać w jednym łóżku.

 Wyszczerzyłem zęby. 

-Kto chciałby spać z takim wieprzem jak ty? Chrapiesz i pocisz się jak...

-Jak facet?- uniósł wysoko brew.

 Lepiej. Jak Aiden ,ten jedyny w swoim rodzaju ,który otwierał szeroko usta gdy spał, przez niemal całą noc spał z zaciągniętym ramieniem za głowę i mówił przez sen. Ale to postanowiłem zachować dla siebie.

-Wiadomość z ostatniej chwili, każdy facet się poci i większość chrapie. Jesteś gejem. Powinieneś to lubić. -wypalił ,a ja zmarszczyłem czoło.

 Czy to przypadkiem nie on ostatnimi czasy oznajmiał ,że są pewne granice ,których nie zamierza ruszać? Czy zmieniło się aż tka wiele byśmy łamali jedną granicę po drugiej? 

-Ty też jesteś gejem.

 Złapał się teatralnie za serce.

-Och ,miło że zauważyłeś po pięciu jebanych latach ,moim zerwaniu z Lu i po tym jak o mało cię nie przeleciałem w wigilię. Gratuluję spostrzegawczości. Chcesz medal czy bombonierkę?

 Pokazałem mu środkowy palec.

-Nienawidzę cię.

-Ja ciebie mocniej.-wyznał i zarzucił ręcznik na ramię. Zatrzymał się w pólkroku.- Nie jestem gejem ,Quinn. 

-A więc kim?

 Wzruszył ramieniem.

-Och ,rozumiem. Poszukujesz siebie i tak dalej, czaję.- rzuciłem z pozorną obojętnością mimo tego ,że cholernie zabolało mnie serce. 

 Aiden oparł się o futrynę krzyżując ramiona na piersi.

-Poważnie nie mam już siły na ukrywanie prawdy ,nawet tej niewygodnej. Gdybym nie był zdecydowany nie traciłbym twojego czasu. Odnalazłem siebie pięć lat temu ,ale nie rozgłaszałem tego na lewo i prawo. Znasz moją matkę. Zabiłaby mnie gdyby tylko się dowiedziała. Dodajże wreszcie dwa do dwóch.-zmarszczył czoło.- Myślisz ,że przez tyle lat sypiałbym z Lu woląc tylko mężczyzn? 

 Rozdziawiłem szeroko usta nie mogąc wydusić z siebie słowa z oszołomienia. Przez tyle lat myślałem że znam Aidena lepiej niż ktokolwiek ,a ten mężczyzna właśnie otwierał przede mną furtki do własnej duszy ,która była bardziej zaskakująca niż mógłbym przypuszczać. Spędziłem z nim dziewiętnaście lat ,ale nie znałem prawdziwego Aidena.

-Zachowaj to dla siebie. Jeśli dotrze to do Margot...-wskazał na swoją pokiereszowaną twarz.

-Masz moje słowo.- odparłem ,a ten opuścił mój pokój udając się do łazienki i skraść z mojego życia kolejny dzień i noc.


 ***

 Dzień z Aidenem był jednym z tych dni ,kiedy czułem się zarazem niezręcznie ,ale i dobrze. Nie sadziłem ,że kiedykolwiek moja codzienna rutyna zostanie zaburzona przez Derovena ,a tym bardziej nie przypuszczałem ,że będę się cieszył jak dzieciak gdy ktoś wreszcie zniszczy rutynę ,która dobijała mnie ze zdwojoną siłą. Pierwszy raz w życiu miałem kogoś u swojego boku- co prawda ironicznego ,do cna wkurwiającego ,ale kogoś przy kim było swobodnie. Przez dziewiętnaście lat przywykłem do intensywnej ,może nie aż tak intensywnej ,lecz wciąż uciążliwej obecności Aidena w moim życiu by nie krępować się i powiedzieć mu jasno ,ze ma spierdalać gdy grał mi na nerwach ,a on sam czasami kazał mi się zamknąć gdy miał ochotę po prostu pomilczeć i obejrzeć w telefonie mecz koszykówki. Bywały momenty ,że rozmawialiśmy -jak ludzie -o przypadkowych głupotach. Aiden uznał ,że skoro już mamy spędzać ze sobą więcej czasu dobrze byłoby się poznać na nieco innej płaszczyźnie niż wcześniej (wcześniej o sobie nawzajem dowiadywaliśmy się z ust naszych matek i ich cowieczornych plotek). Przedstawił mi podstawowe zasady gry w kosza żebym ogarniał chociażby minimum kiedy odpalał laptopa i oglądał mecz. Zdarzało się ,że nadawał o Peterze ,który kiedyś narzygał do kosza w bibliotece kiedy Dawson nasikał mu do napoju izotonicznego po meczu, mówił o swoich przygłupich kolegach ,kontuzjach ,o Nyxie ,który dołączył do nas niemal od razu jak Aiden tylko dyskretnie pobiegł do własnego domu po jakieś ubrania. Ja zaś słuchałem go nie mając kurwa pojęcia ,że jego życie było tak głupio zabawne. Momentami mogłem nawet przyznać ,że i on słuchał mnie, lecz robił to prawdopodobnie z czystej nudy a nie własnej chęci.

 Podczas śniadania rodzice opowiedzieli nam o sylwestrze u Harrisonów i o tym jak przegrali pięćset dolarów grając w pokera ,w którego grali pierwszy raz w życiu. Po śniadaniu obejrzeliśmy serial ,który Aiden zaczął oglądać kilka miesiąc temu ,ale nie miał okazji go dokończyć. Wbrew pozorom bawiłem się całkiem dobrze. Później matka przywiozła nam zapas piwa i chrupek co było urocze. Cieszyła się jak dziecko ,że jej dwóch ulubieńców zrobi sobie "męskie nocowanie". Całe szczęście niczego się nie domyślali. Przygotowałem prowizoryczne łóżko na podłodze by rodzice niczego się nie domyślili.

 Czy czułem się okropnie okłamując ich? Owszem. Czy żałowałem? Nie żałowałem niczego.  Aiden był wkurwiający i momentami miałem ochotę go wykopać z własnego pokoju ,ale potrzebował mnie. Choćbym miał do końca życia oszukiwać rodziców i oddać mu swoje łóżko nie mogłem znów narazić go na niebezpieczeństwo. Wyrządziłem mu dostatecznie wiele szkód swoją ślepotą. 

 Następnego dnia ,późnym popołudniem gdy za oknem zaczął sypać śnieg ,a rodzice wyszli posprzątać garaż ,usiadłem z książką na skraju łóżka udając ,że wcale nie widzę Aidena na moim zwyczajowym miejscu na parapecie ,który przez uchylone okno właśnie dopalał papierosa. 

-Co czytasz?- zapytał zamykając oko i wyrzucając niedopałek w zaspę pod oknem. Rzucił się na łóżko i odpalił Instagram leniwie go przeglądając.

-Od miesiąca męczę to samo.- pokazałem mu okładkę ,która już raz rzuciła mu się w oczy gdy jechaliśmy do szkoły.

-Przeczytaj na głos. 

 Zdziwiła mnie jego prośba. Wsunąłem koc na swoje nogi, a on odłożył telefon na bok.

-Po co?

 Oparł się na łokciach.

-Po prostu. - powiedział , ja patrzyłem na niego z rozdziawionymi ustami.- Przeczytałem tą książkę. Od deski do deski. 

 Zamknąłem książkę a szczęka opadła mi jeszcze bardziej.

-Aiden Deroven przeczytał kiedykolwiek coś więcej niż elementarz w zerówce? 

-Nie rozumiałem co widzisz w tych książkach. Chciałem mieć z tobą jakiś wspólny temat, zabłysnąć czymś więcej niż tylko idiotyzmem i głupimi dogryzkami. Czasami przy tobie czułem się tępym osiłkiem.

-Nigdy nie chciałem żebyśmy mieli wspólne tematy i nigdy nie uważałem ,że jesteś głupi. Lubię cię ,bo jesteś sobą. 

 Przeciągnął się leniwie. 

-Zawsze przy tobie czułem się idiotą, a te twoje książki nie są takie złe.

 Uśmiechnąłem się.

-To... miłe ,ale nie przeginaj. 

 Zacząłem wiec czytać na głos. Czytałem mu tak długo słuchając jego durnych aluzji i śmiejąc się jak szalony ,aż do moich rodziców zawitała jego matka. Niby na kawę i ciasto ,ale wyczułem w tym inną intencję. Przyszła sprawdzić czy nikt niczego nie podejrzewa. Jak się okazało z Aidenem byliśmy znamienitymi aktorami. Nawet przy wszystkich posprzeczaliśmy się o to ,że powinien zgłosić pobicie przez Dawsona na policję i do dyrekcji szkoły żeby go wyrzucili.

 Wybacz, Dawson. 

Zaciskałem zęby jak mogłem by nie dać po sobie znać ,że wiem więcej niż powinienem. Choć miałem ochotę zabić Margot i wyszarpać za kudły to nadal zachowywałem się jakby była moją ulubioną ciotką. Wewnątrz jednak było mi niedobrze gdy tylko na nią spoglądałem. Raz gdy byłem już na granicy wybuchu gdy ta sadystka opowiadała o swoich "kłótniach" z Aidenem ,poczułem jak chłopak trąca mnie swoją ciepłą dłonią w udo. Pragnąłem na niego spojrzeć ,zatopić się w jego oczach ,w których ujrzałbym ,że wszystko jest w porządku ,lecz nie mogłem. Hazel od razu zauważyłaby ,że to spojrzenie wcale nie jest spojrzeniem przyjaciół. 

 Obawiałem się ,że stracę przy nim czujność. I straciłem ją gdy tylko Margot wyszła ,a my uciekliśmy na górę grzecznie odmawiając kolacji. Przekomarzaliśmy się prawie godzinę kiedy postanowiłem wziąć szybki prysznic. Było już późno więc narzuciłem na siebie luźne szorty i koszulkę w bakugany. Moje rude mokre włosy wydawały się być brązowe ,a gdy wytarłem je ręcznikiem stały się burzą rudobrązowych pasm. Przez chwilę patrzyłem w lustrze na swoje szare oczy ,piegowatą twarz i szczerzącą się gębę. Potrzebowałem żeby ktoś mnie uszczypnął. 

 Aiden ostatni raz w piżamie ,mokrych włosach i w gotowości do spania widział mnie... jak mieliśmy po jakieś osiem lat i nasze matki zmusiły nas do nocowania razem gdy opiekowała się nami niania ,a one wyszły na firmową imprezę. Tylko ,że wtedy mieliśmy osiem lat. Ja w piżamie z batmanem i misiem spałem u rodziców w sypialni ,a ten gnojek w moim pokoju. Zniszczył mi wtedy większość zabawek. 

 Teraz wszystko było inne. To nie była przyjaźń. A może była? Może popychały nas do siebie tylko jakieś durne zapędy? Nie miałem pojęcia co nas łączyło. Aiden sam nie określił czego chciał ,a ja... ja sam nie wiedziałem czego chcę. To było niezręczne ,lecz na ten moment potrzebowałem Aidena. Potrzebowałem mieć pewność ,że wszystko jest dobrze.

 Wszedłem więc do swojego pokoju i zamknąłem drzwi na klucz.

 Zlustrowałem pokój od biurka po regał ,komodę zarzuconą ubraniami ,które nie należały do mnie i dostrzegłem postać ,która leżała na moim łóżku i przeglądała jedną z książek ,które zostawiłem na biurku z zakładką "do przeczytania później". Twarz Aidena oświetlały złote lampki uwieszone ma moim oknie. Patrzyłem na jego zmierzwione roztrzepane włosy , na idealne prosty nos , pełne usta ,gęste brwi i długie rzęsy które z każdym mrugnięciem muskały jego policzki. Zapragnąłem dotykać jego twarzy ,wodzić pocałunkami po wydatnych kościach policzkowych ,po szyi ,obojczykach... Dotarło do mnie ,że nigdy nie patrzyłem na niego w ten sposób. Zawsze przeklinałem jego idealny wygląd ,którego mu zazdrościłem. Teraz go uwielbiałem i chciałem wielbić jeszcze przez długi czas.

 "To wszystko nie ma znaczenia. Dla mnie ,a tym bardziej nie dla niego"- karciłem się w myślach. Dzięki bogu za to ,że potrafiłem przybrać grobowy wyraz twarzy ,a wszelkie emocje i zamiary skryć tak głęboko ,że Aiden nie miał prawa się domyślać jakie pierwotne i puste były moje myśli i czyny jakie właśnie przychodziły mi na myśl. 

 Dotarło do mnie również, że jego umięśniony tors był całkiem nagi ,a jego biodra zdobiły tylko luźne bokserki. Nie przypuszczałem nigdy ,że pod jego szerokimi bluzami kryły się takie mięśnie. Ćwiczył? 

 Oczywiście ,że ćwiczył baranie. Oprócz koszykówki potrafił spędzić cały dzień na bieganiu po lesie wokół jeziora.

 Wodziłem wzrokiem po sześciopaku i mięśniach ,które znikały gdzieś pod gumą bokserek. 

-Małe te twoje łóżko. -rzucił gapiąc się w książkę ,a ja zaśmiałem się widząc ,że jego nogi wystają poza brzeg łóżka. Był wysoki. Wyższy ode mnie o głowę. 

-To łóżko nie jest zaprojektowane dla takich patyczaków jak ty. 

 Trzasnął książką i odłożył ją na stolik nocny.

 I zamarł. W jego oczach śmignęło coś czego jeszcze nie widziałem. Gapił się na mnie jak jeszcze ja przed momentem na niego, jakby widział mnie po raz pierwszy w życiu tak prawdziwego. Na moich policzkach zagościł rumieniec.

-Niezły z ciebie aktor. -rzucił nie wiadomo skąd.- Potrafisz być przekonujący. 

 Nie mogłem być teraz tchórzem. Ominąłem posłanie na podłodze i usiadłem na skraju łóżka ,jak najdalej by nie nadszarpnąć granicy ,która trzymała mnie w ryzach przyzwoitości.

 Po chwili rozchylił jedno oko i uśmiechnął się jak idiota. 

-Masz zamiar tak się na mnie gapić? Z litością?

 Uniosłem brew nie dając się speszyć.

-Nie udawaj ,że nie potrzebujesz litości. 

-Litość jest dla słabych.

-Tutaj możesz być słaby. 

 Prychnął.

-Jak będę słaby pozwolę się złamać, zniszczyć. Słabi ludzie nie zasługują na miłość. To zawsze powtarzała mi matka gdy kuliłem się ze strachu w łazience. 

 Ile mógł mieć wtedy lat? Trzy? Cztery? 

 Kolejny cios zadany w moje serce. Co musiał wtedy czuć? Jak wiele razy w swoim życiu był przerażony do szpiku kiedy ja potrafiłem tylko go nienawidzić? Jego słowa godziły mnie w serce jak noże co mu nie umknęło. Już miał coś powiedzieć kiedy przerwał nam głos pod drzwiami:

-Chłopcy? Idziecie spać?- zapytała matka delikatnie pukając w drzwi. Ani drgnąłem nie spuszczając z Aidena wzroku.

-Tak. Aiden jest zmęczony. Nie będziemy hałasować.-rzuciłem leniwie.

-Dobrze. Dobrej nocy. 

 Gdy jej kroki ucichły ,a drzwi jej sypialni się zatrzasnęły Aiden ułożył głowę na swoim ramieniu przyglądając mi się badawczo gdy milczałem.

-Nie zamierzasz spać ,co?

-Nie. 

-Wiedziałem ,że to wszystko po tobie nie spłynie ,a zacznie wyżerać cię od środka.- odparł półszeptem. Ostatnie czego potrzebowaliśmy żeby rodzice usłyszeli naszą rozmowę. 

-Jakim cudem przez te wszystkie lata niczego nie zauważyłem?

-Nie masz prawa się obwiniać. Proszę nie rób mi tego i nie obwiniaj się za coś na co nie miałeś wpływu.

-Ale mogłem go mieć.

-Ale nie miałeś.- warknął dosadnie i władczo.- I ani się waż wracać do tego co mogłeś zrobić a co nie. Nie po to trzymałem cię od tego z daleka żeby teraz zabijało cię sumienie. 

-Czy wtedy kiedy dwa tygodnie siedziałeś w domu z zapaleniem płuc...

-To nie było zapalenie płuc. Wyglądałem niewiele lepiej niż teraz. Posłuchaj.- przysunął się nieoczekiwanie bliżej ściszając głos.- Wielokrotnie gdy byłem nieobecny to była jej wina. Albo leczyłem limo pod okiem albo odsypiałem w dzień całonocne awantury. Margot lubi popijać wieczorami gdy wraca od was już podpita winem. Ale teraz chyba wie ,że przesadziła. 

 Obruszyłem się.

-Żartujesz? Teraz może chwilowo się uspokoi ,ale przyjdzie taki moment ,że znów zadzwonią do niej ze szkoły ,że palisz ,że znów dostaniesz pałę albo że wagarowałeś. Znowu wpadnie w szał. Albo znów zacznie pić i rozpamiętywać ciebie i ojca. Moim zdaniem powinieneś to zgłosić. 

-I co mi to da? W najlepszym przypadku zabiorą mnie od niej do jakiegoś ośrodka dla trudnej młodzieży albo dadzą ojcu opiekę nade mną. Chcesz żebym wyniósł się do Norwegii tylko dlatego ,że moja matka jest psychopatką? To tylko pół roku. Skończymy szkołę i będziemy wolni.

-Gdyby nie pobiła cię tak wyraźnie ,gdybym nie zauważył tych siniaków w szatni i nie drążył tematu... nigdy byś mi nie powiedział ,prawda? Nigdy bym się nie dowiedział póki... 

 Póki by cię nie skatowała na śmierć - chciałem dokończyć lecz nie przeszło mi to przez usta.

 Westchnął.

-Znasz mnie. Nie lubię przyznawać się do porażki.

-To żadna porażka ,ani tym bardziej słabość. Twoja matka tak dobrze udawała ,że ukryła to nawet przed Hazel. 

 Wzruszył ramionami.

-Zawsze twojej mamie było szkoda Margot przez to ,że mój ojciec ją zostawił z małym dzieckiem i uciekł na koniec świata. Hazel zawsze widzi w ludziach tylko to co dobre, a w mojej matce widzi anioła poturbowanego przez życie i straumatyzowanego przez niedobrego męża. 

 Leżeliśmy tak bez słowa i mimo ,że Aiden zamknął oczy czułem ,że nie spał.

-Dlaczego dopiero teraz?-zapytałem.

 Odpowiedź nadeszła dopiero po chwili.

-Zabrzmi to cholernie źle i jeśli zechcesz możesz znienawidzić mnie jeszcze bardziej. Wiesz ,że o wiele łatwiej by było gdybyś wreszcie rozwiązał to równanie i doszedł do wszystkiego sam? Jesteś kujonem ,a jesteś tak głupi i ślepy ,że czasami mam ochotę ci przywalić. -przerwał na moment ,a ja przetwarzałem jego szept.- Było mi dobrze mieć cię blisko ,ale nie za blisko żeby nie sparzył się płomieniem z mojego piekła. Było mi dobrze udawać i grać skostniałego dupka ,którego wszyscy kochają a ty jedyny nienawidzisz ,bo wiedziałem ,że mimo tej nienawiści jesteś blisko ale zarazem daleko ode mnie i zawsze miałem pewność ,że zawsze zastanę cię rano przy samochodzie ,znajdę zawsze w tym samym pokoju robiąc to samo. Było mi dobrze z świadomością ,że gnojąc cię obrywasz znacznie mniej niż wtedy gdybym... gdybym wpuścił cię za blisko. Wszystko było tak jak powinno. A później pojawił się ten dupek Steven i dotarło do mnie ,że kiedy nie zrobię żadnego kroku ty w każdej chwili możesz odejść z kimś innym, z kimś kto będzie dla ciebie o wiele lepszy niż ja. Bo dlaczego miałoby zależeć ci choć w minimalnym stopniu na kimś ,kogo nawet nie lubisz? Nie przeżyłbym twojego odejścia, bo sam zawsze robiłem wszystko żeby być przy tobie. Posuwałem się do okropności ,niszczyłem swoje własne życie byle tylko być przy tobie.- głos mu się załamał.- Gdy Lucia chwilę przed naszym rozstaniem w dla jaj i durnego żartu nasłała na ciebie Stevena wiedziałem ,że możesz się w nim zakochać. A on może zakochać się w tobie i rzucić całe swoje życie w Orlando dla jednej nocy z tobą. Wiem...Jestem pewien ,że Steven dobrze wiedział ile jesteś wart i zrobiłby dla ciebie wszystko. Takich ludzi jak ty jest na świecie garstka ,tak oddanych i z tak czystą duszą i zamiarami. Widziałem jak na niego patrzyłeś gdy wieszaliście te cholerne lampki. Coś we mnie pękło. 

 Żal malował się na mojej twarzy. Jak przez te wszystkie lata mogłem być aż tak ślepy? Jak mogłem nawet nie przypuszczać ,że Aiden cokolwiek do mnie czuje ,że jest taki jak ja? Jak mogłem nie zauważyć jak jego życie wygląda w rzeczywistości? To ja byłem beznadziejny, nie on. 

-Chciałbym żebyś kiedykolwiek patrzył w ten sposób na mnie.- dodał a moje serce fiknęło koziołka. To musiał być cholerny sen albo wytworzyła to moja wyobraźnia z zmęczenia.- Byłem strasznym dupkiem. Byłem wręcz okrutny. Zawsze chciałem żebyś był moim przyjacielem.

 Przyjaciel- jedno słowo ,które było jak nóż posłany w klatkę piersiową uniemożliwiając wzięcie oddechu. 

-Tak ,byłeś okrutny. Nawet okropny. Śniłeś mi się w koszmarach a wiele razy wolałem udawać chorobę niż jechać z tobą do szkoły ,ale jak miałeś być dobry kiedy wokół ciebie działo się tyle złego? Nie mogłeś być miły i szczęśliwy na mój widok kiedy kojarzyłem ci się tylko z naszymi rodzicami ,a oni z twoją matką ,która cię katuje. Traktowałeś mnie jak śmiecia ,bo ciebie nikt nigdy nie traktował lepiej. Widzę ,że -oparłem się na łokciu patrząc na jego zmęczoną poobijaną twarz.- masz ogromny problem z tym żeby być sobą ,otworzyć się. Matka zahartowała cię to tego żeby być chłodnym ,a gdy próbujesz znieść barierę obrywasz jeszcze bardziej. Boisz się ,że gdy zrobisz co chcesz ,a nie co powinieneś ona cię skatuje. Tak samo jest w naszym przypadku. Mimo ,że chciałeś dać mi chociaż mały znak to wolałeś być dupkiem ,bo tak było bezpieczniej. Nawet teraz mimo ,że śpisz w moim łóżku zastanawiasz się nie czy to co czujesz jest pewne ,a czy jest bezpieczne. 

 Otworzył oczy i wbił we mnie swój wzrok ,który był tak intensywny i onieśmielający ,że miałem ochotę schować się pod kołdrę. 

-A jaka jest prawda o tobie?- zapytał głębokim tonem.

-Zawsze czułem do ciebie przywiązanie wmawiając sobie nienawiść. Nienawidziłem cię bo byłeś lepszy, ale zawsze byłeś w moim życiu kimś ważnym. Wiele razy choć miałem cię dość to wolałem spędzać dzień na przepychankach z tobą niż sam w czterech ścianach. Uzależniłem się od ciebie do tego stopnia ,że gdy wyjechałeś na tydzień na ferie w Alpy rok temu czułem tak wyżerającą pustkę ,że cały tydzień nie wychodziłem z pokoju tęskniąc za twoją obecnością. Zawsze kiedy jesteś daleko brakuje mi twojej nieprzewidywalności ,która burzy moją rutynę. Nie wiem co czuję, ale ciągnie mnie do ciebie, Deroven. Kiedy byłem na ciebie wściekły ,przynajmniej raz dziennie, wyobrażałem sobie wówczas ,że nie istniejesz ,że naprzeciwko mieszka ktoś inny ,że jadę do szkoły sam i sam z niej wracam. I wiesz co? Wtedy zaczynałem tęsknić za świadomością ,że po prostu jesteś. Nadajesz sens zrywaniu się rano z łóżka.-wybełkotałem zmęczony.

-Sens?- zaśmiał się delikatnie sam ledwie nie dając się snu.

-Choćby taki ,że wbrew pozorom uwielbiam kiedy siedzisz na masce mojego samochodu i palisz fajki z rana, bo mogę wtedy bezkarnie wdać się z tobą w niekulturalną sprzeczkę ,która trwa do czasu aż rozejdziemy się na szkolnym korytarzu. 

 Szczerząc się zapytał:

-Quennie?

-No?-wymamrotałem ziewając.

-To wszystko jest popieprzone bardziej niż można sądzić. 

 Zamknąłem oczy czując jak spowija mnie sen. 

-Jestem niepoprawny ,zły ,jestem psychiczną kaleką.

 Z zamkniętymi oczami odnalazłem jego dużą szorstką dłoń tak bardzo wprawioną w przechwytywaniu piłki do kosza.

-Jesteś popierdolony- wyznałem.- ale wciąż wart więcej niż sądzisz i tej wartości nie odbierze ci żadna wada. W oczach właściwej osoby zawsze będziesz kimś więcej niż straumatyzowanym dzieciakiem. 

 Otworzyłem jedno oko wtulony w poduszkę widząc ,że Aiden gapi się na mnie intensywnie i z dzikością. 

-Dzięki bogu ,że jestem tak cholernie poobijany ,że ból uniemożliwia mi ruchy.

 Zmarszczyłem czoło pełen dezorientacji.

-O czym ty pieprzysz?

 Ten tylko się zaśmiał i zsunął na podłogę na swoje zwyczajowe miejsce gdzie okrywał się kocem i spał tak długo aż potykałem się o niego nad ranem biegnąc do łazienki.

-Tylko dzięki ograniczonym ruchom nie zrobiłem jeszcze niczego głupiego. Masz szczęście, dzieciaku.

 Prychnąłem pod nosem.

-Jeśli miałeś ochotę na bitwę na poduszki wystarczyłoby poprosić. 

 Zaśmiał się w poduszkę. 

-Chyba już czas spać.

 Wsunąłem kołdrę na nogi i ułożyłem się wygodnie wtulając się w koc. Patrzyłem na Aidena ,który położył się na brzuchu rozluźniając łopatki i imponujące mięśnie ramion. Gdyby nie siniaki byłby tak piękny... 

-Śpij spokojnie.- rzuciłem ,bo tylko na tak pusty tekst było mnie stać. 

-Do zobaczenia za kilka godzin. 

-Do zobaczenia.- odparłem szczerząc się jak dzieciak.

 Pierwszy raz tak realnie cieszyłem się ,że Aiden będzie pierwszą osobą jaką zobaczę po przebudzeniu. Ta myśl pozwoliła mi zasnąć spokojnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top