14. Po prostu Aiden

Z wigilijnej nocy niezbyt wiele pamiętałem. Zasnąłem dopiero nad ranem próbując jakoś uspokoić swoje buzujące hormony i uciążliwe myśli. W końcu udało mi się pozbyć wszystkich fantazji z Aidenem z głowy ,a nawet wyparłem jego imię ,przekląłem je na sto sposobów ,pomodliłem się o wybaczenie i świąteczny poranek spędziłem zaspany ,ale z grobową miną i grobowymi zakopanymi gdzieś kotłującymi się emocjami minionego wieczoru. Wyszedłem na długi spacer wokół zamarzniętego jeziora za domem i wróciłem na tyle zmarznięty i obolały przez siarczysty mróz ,że nie miałem sił na myślenie. Siedziałem na kanapie pod kocem co jakiś czas doglądając jak matka przygotowuje obiad. Gdy Derovenowie do nas zawitali starałem się nie zwracać na Aidena większej uwagi co było niemalże niemożliwe ,bo ten jak zwykle był gwiazdą całego zgromadzenia. Zachowywał się jakby nic się nie stało ,a ja nie chciałem być gorszy. Przecież nie mogłem dać po sobie poznać ,że to co robiliśmy wczoraj w jakiś sposób mi się podobało.

Bawiłem się kawałkami mięsa udając ,że bardzo interesuje mnie konsystencja sosu pieczeniowego.

Chwilę po obiedzie cała nasza piątka wyszła na krótki spacer fascynując się Nyxem ,który biegał jak dziecko w śniegu ,a Aiden gonił go jak idiota. Gdy wróciliśmy do domu już dawno był wieczór. Aiden zniknął z mojego pola widzenia tylko na chwilę gdy podszedł przebrać swoje przemoczone ubrania i wrócił w luźnym dresie.

Po deserze wszyscy zasiedliśmy na sporej narożnej kanapie przy kominku i akurat w telewizji leciał jakiś stary świąteczny film. Jadłem ciastka popijając szklanką coli udając ,że nic nie zaszło. Wychodziło mi całkiem dobrze , na tyle dobrze ,że skutecznie odpierałem wzrokowe ataki Aidena ,który najwyraźniej tylko czekał aż zaproszę go na górę. Obawiałem się ,że zaraz on wpadnie na genialny pomysł zaproponowania tego ,ale na szczęście siedział cicho obok mojego ojca pijąc mocnego drinka z whisky i soku.

Film skończył się grubo po dwudziestej trzeciej ,ale rodzice upojeni winem włączyli sobie w Internecie jakieś nudne koncerty świąteczne. Szybko znalazłem pretekst żeby oddalić się... gdziekolwiek żeby ochłonąć. Chyba z pół godziny spędziłem w garażu szukając odpowiednich kawałków drewna do kominka, z dwadzieścia minut rozpalałem na nowo ogień ,a Margot i Aiden zdawali się świetnie bawić śpiewając piosenki ,które znali już na pamięć.

Cudnie, te święto nie skończy się tak szybko. Ta niezręczność mnie zabijała. Odliczałem minuty do odejścia Derovenów co rusz proponując Margot więcej wina by upiła się na tyle szybko by wrócili do domu.

Na chwilę usiadłem na drugim końcu kanapy jak najdalej Aidena ,który zagadywał wszystkich wokół. Zaproponowałem żeby posprzątać po kolacji na co wszyscy jednogłośnie się zgodzili. Powoli zgarniałem talerze ze stołu nigdzie się nie spiesząc. Otworzyłem zmywarkę i załadowałem naczynia.

I poczułem ,że ktoś mnie obserwuje. Aiden opierał się o futrynę z poważną miną taksując jak dobrze idzie mi sprzątanie.

-Czego?- warknąłem.

Byłem wściekły! Ale nie do końca wiedziałem na kogo. Jak mogliśmy być tak bezmyślni! Jeden krok dalej a wylądowaliśmy w łóżku a to kolosalnie zmieniłoby naszą relację!

A może to kolejny jakże okrutny żart Aidena? Może celowo chciał mnie uwieść żeby później naśmiewać się ze mnie? Nie ,nawet on niebyły do tego zdolny. To w jaki sposób mnie dotykał, jak patrzył... tak nie dotyka się byle kogo kogo chce się wykorzystać. Miałem w głowie mentlik a moje myśli zmieniały się jak w kalejdoskopie.

Jakbym za mało przeżył zawodu w życiu. Jakbym zbyt mało razy utwierdził się w tym ,że ludzie bywali bezwzględni. Może i w Aidenie krył się potwór który chciał mnie tylko przelecieć i wyśmiewać do końca życia? Niedawno zerwał z Lu z powodu swojej nowej miłości ,ja niedawno przeżyłem cholerny zawód spowodowany dupkiem ,który chciał mnie tylko przelecieć. A teraz nagle Aiden zbliża się do mnie. Niby po co? W jego oczach zawsze byłem gównem. Może i teraz byłem marnym zapychaczem czasu ,chwilowym wytchnieniem kiedy wszyscy się od niego odwrócili? Może po prostu potrzebował seksu a ja byłem idealnym zdesperowanym kandydatem by nie oponować?

-Teraz to "czego", ta?

Uniosłem brew, a kącik jest ust drgnął.

-Pomogę ci. -dodał.

-Nie potrzebuję pomocy.-zaprzeczyłem ostro.

-Myślę ,że potrzebujesz. -chwycił za dwa półmiski z sałatką i schował je do lodówki. -Przestań zachowywać się jak dzieciak.- ściszył głos.

-Lubisz stawiać na swoim ,co?

Wzruszył ramieniem.

-Muszę przyznać ,że twoja sztuczka z upiciem mojej matki żeby się nas pozbyć była ciekawa. Szkoda ,że nie zastosowałeś tego triku co do mnie.- zmienił temat.

-Gdybym chciał cię upić na tyle żebyś wrócił do domu ,nie starczyłoby alkoholu.

Wymamrotał pod nosem coś podobnego do przytaknięcia.

A ja się obruszyłem gdy ponowne ciepło wybuchło we mnie gdy tylko obok mnie przeszedł.

Głupi ,głupi Quinn!

-O mało się nie bzykaliśmy.- stwierdziłem fakt gdy ten chował kolejny półmisek do lodówki ,którą delikatnie zamknął.

-"O mało" dużo się różni od faktu dokonanego.

-Ciebie to bawi?- skrzyżowałem ramiona na piersi gdy ten się uśmiechał jak idiota opierając o front lodówki.

-Twoja mina zawsze będzie mnie bawić. To jedna z tych których u ciebie nigdy nie widziałem, cnotko.

Parsknąłem śmiechem. Flirtował ze mną? Ten wieczór nie mógł być już dziwniejszy.

-Ciszej bądź bo rodzice usłyszą.

-Są pijani.- stanął milimetry ode mnie i wsunął kolano między moje nogi. Ujął moje uda i posadził mnie na blacie.- I oglądają te durnowate koncerty. Nic nie odwróci ich uwagi.

-Aiden. Puszczaj mnie.- poleciłem rozbawiony a ten uszczypnął mnie w udo. Droczył się?

W rzeczywistości znów zapłonęło we mnie coś co krzyczało "nie puszczaj, nie rób tego pod żadnym pozorem, chcę więcej."

-Bo co?

-Bo to niewłaściwe.

Mówiłem o tym co niewłaściwe a właśnie moja dłoń wędrowała po jego torsie. Jeszcze moment a wyjdzie na jaw jak wielkim desperatem jestem.

-Niewłaściwe to małe słowo, ale widzę ,że tego chcesz.

Typowy Aiden ,przesadnie pewny siebie i nie dbający o to jakie słowa wypowie ,bo one zawsze brzmiały dobrze.

-Zaraz zobaczą nas rodzice i będziesz miał przesrane.- wyszczerzyłem się próbując go odepchnąć.

"Odepchnąć", jasne. Był to tylko pretekst żeby macać go jak maskotkę.

-Och, myślę że oboje będziemy mieli.- mruknął kokieteryjnie patrząc mi na usta.

-Idź lepiej czaruj ich swoimi zawadiackimi gadkami. Na mnie nie działają.

Uniósł brew rozbawiony.

-Doprawdy?

-Mhm.- wymamrotałem gdy jego dłoń delikatnie musnęła moje udo od wewnątrz, a ja się wzdrygnąłem.

-Podły kłamca. A to ponoć ja jestem oszustem i manipulatorem.

-Właśnie chyba dlatego nie uznaję tego co robisz za prawdziwe.

Ten jedynie zaśmiał się tuż przy moim uchu i odsunął się na odległość dwóch stóp.

-Pogadamy jutro? -zapytał nieoczekiwanie mimo, że spodziewałem się kolejnej kąśliwej odpowiedzi.

-Nie.

-Pojutrze?

-Absolutnie nie.

Widząc rozbawienie na mojej twarzy zrozumiał aluzję. Pomógł mi zejść z blatu i cmoknął w czoło co było... urocze na tyle ,że moje serce prawie eksplodowało. Poczułem jak niezręczność... nieoczekiwanie znika.

-Pogadamy. O wszystkim. Obiecuję. Bez rozpraszania.-dodał i pokierował się w stronę wyjścia z kuchni.

-Aiden?- krzyknąłem za nim.

-Czego? -odwrócił się na pięcie w moją stronę arogancko krzyżując ramiona na piersi.

-Dobrze się czujesz?

Skąd to pytanie? Z oczywistego. Ewidentnie rozumiał o co mi chodzi,

-Nie.-prychnął. -Absolutnie nie.


***

Święta minęły dużo szybciej niż się spodziewałem. Drugie święto było spokojne. Ani śladu Derovenów. Hazel twierdziła ,że pojechali do dalekiej ciotki Aidena na drugi koniec miasta, bo nie mieli sumienia przesiadywać u nas kolejny dzień. Wbrew wszystkiemu Aidena widziałem tylko jak wynosił śmieci. Nie rozmawialiśmy od tamtego czasu. Żadnego smsa ,połączenia czy nawiązania kontaktu. Najwyraźniej czar wigilijnej nocy prysł i wcale mnie to nie dziwiło. Tak było lepiej. To wydarzenie to błąd. Rodzice by się załamali gdyby dowiedzieli się co wyprawiamy. Chcieli abyśmy się przyjaźnili ,a nie bzykali po kątach, szczególnie ,że Margot nie była tolerancyjna. Zresztą co ja rozważałem? Aiden ,jakbym go nie znał, robił sobie jaja. Jak zwykle. Uwielbiał pogrywać ze mną w każdy z możliwych sposobów, a zerwanie z Lu uznał za przyzwolenie do robienia sobie ze mnie jeszcze głupszych żartów.

Żarty czy nie... pragnąłem jego dotyku bardziej niż powietrza.

Dość ,jedyne co mnie obchodziło to kwestia jego siniaków ,o których nadal nie omieszkał mi opowiedzieć. A sytuacja była poważna.

Kiedy już rozliczyłem się z swoim durnym sumieniem wyszedłem z domu. Na schodach przywitały mnie torby z zakupami ,które przed wyjściem do pracy zostawiła Hazel. Zapiąłem czarną pikowaną kurtkę po samą szyję , narzuciłem czapkę i wymacałem w kieszeni kluczyki do samochodu. Kierowałem się na podjazd gdy usłyszałem jakieś odgłosy w garażu.

Ojciec w upaćkanej od smary koszulce otwierał właśnie maskę samochodu a towarzyszył mu przy tym... Aiden. Musieli siedzieć tu dość długo bo ich dłonie były odmrożone. Kto normalny majstrował przy samochodzie gdy na dworze było minus dwadzieścia?

-Cześć ,synu.

-Hej.- odparłem przystając w miejscu.

-Gdzie jedziesz?-zapytał Aiden a ja uniosłem brew dając mi do zrozumienia ze to nie jego jebana sprawa.

-Mam sprawy w mieście.- rzuciłem i ruszyłem w stronę furtki.

Nie zauważyłem ,że Aiden stanął w przejściu między garażem a wyjściem na podjazd.

-Jakie sprawy?

Uniosłem brew kiedy moje serce dobitnie dało mi znać ,że nadal znajduje się na swoim miejscu i bije jak oszalałe.

-Nie twój interes.- oparłem z przekąsem.

Skrzyżował ramiona na piersi.

-Nie zrób niczego głupiego. Znowu.

Doskonale wiedziałem o co mu chodziło. Sądził ,że po raz kolejny upoluję sobie trefnego towarzysza do rozmów i nie tylko, pokroju Stevena.

-Uważaj, na drogach jest ślisko!- krzyknął za mną ojciec a ja odpaliłem silnik.

Przejazd przez las był okropny. Nasypało tyle śniegu ,że wlekłem się trzydzieści na godzinę. Kiedy dojechałem do miasta zatrzymałem się kawiarni i kupiłem dwie kawy. Ruszyłem dalej i zaparkowałem przed przychodnią rodziców. Otrzepałem buty na wejściu.

-Quinn. Twoja matka jest zajęta.- rzuciła młoda dziewczyna z rejestracji.

-Nie przyszedłem do niej. Zastałem Margot?

Blondynka pokiwała głową.

-Jest w swoim gabinecie. Przychodnia dziś świeci pustkami więc znajdzie dla ciebie czas.

-Dzięki.- rzuciłem i ruszyłem w głąb długiego korytarza. Zapukałem w jedne z ostatnich drzwi i odpowiedział mi zachrypnięty ostry głos.

-Proszę.- otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Uśmiechnąłem się na widok nieco pulchnej kobiety piszącej coś na komputerze i zagryzającej pączkiem. Spojrzała na mnie znad klawiatury.- Quinn, słońce, co tu robisz?

-Przyniosłem ci kawę.- odparłem i ułożyłem żółty kubek na skraju biurka. Ciotka powąchała zawartość i pospiesznie spóła kilka łyków.

-Moja ulubiona. To bardzo miłe z twojej strony. Czy coś się stało?

Usiadłem na prześle naprzeciwko biurka i rozpiąłem kurtkę biorąc łyk swojej słodkiej kawy.

-Nie ,skądże.

-Jeśli chcesz zwołam Hazel.

-Nie trzeba. Przyszedłem do ciebie.

Ciotka przewróciła oczami.

-Co znowu zrobił Aiden?

-Nic! -zaprzeczyłem.- To nie problem jeśli zajmę ci chwilę?

-Skądże. Przychodnia w okresie między świętami a sylwestrem zawsze świeci pustkami ,a robota jest typowo papierkowa, ale tym postanowiła zająć się twoja matka. Otwieramy tylko dla zasady.

Rozsiadłem się wygodnie na krześle ,poprawiłem pasek u spodni i upiłem kilka łyków gorącej cieczy dla odwagi.

-To dość delikatna sprawa i wolałbym w niej nie grzebać, jednak muszę to z kimś przegadać a Aiden milczy jak grób.

A Margot była jedyną osobą która mogła mi cokolwiek na ten temat powiedzieć. Przecież doskonale znała Aidena ,wszystkie jego problemy i nieprzyjaciół. Tylko ona mogła rozwiać moje wątpliwości odnośnie sprawy która tak mnie trapiła.

-W czym rzecz?- zapytała i oderwała się od komputera. Poprawiła okulary na nosie i skupiła się na mnie.

-Ostatnio Lu porzuciła go ze względu na jego... nową miłość.

-Nie wiedziałam ,że Aiden się w kimś zakochał.

-To było dość nieoczekiwane, ale to nie jest najważniejsze. W szkole chodzi wiele plotek ,niezbyt przyjemnych, na temat Aidena ,i szerzy się nienawiść. On i Lu byli najbardziej rozchwytywaną parą w szkole.

-Nie ukrywam ,że sama oczekiwałam ,że ten związek zakończy się w nieco inny sposób. Przy grobowej desce.-ugryzła pączka a mi zrobiło się niedobrze.

Wszyscy oczekiwali od Aidena ,że będzie ślubował Lucii wierność do grobowej deski a tymczasem on.... Wolałem teraz o tym nie myśleć.

-Ostatnio na jego ciele dostrzegłem coś niepokojącego.

-Co takiego?-zapytała a ja czułem jak zaczyna walić jej serce.

-Siniaki. Ogromne ilości siniaków ,krwiaków. Wygląda na to ,że ktoś się na nim wyżywa. Być może to Lu, może Dawson karze go za to zerwanie.

-O mój boże.- złapała się za głowę.- Niczego takiego nie zauważyłam. Aiden jest...skryty.

Przez jej twarz przemknął wyraz strachu i dezorientacji.

-Uważam ,że... może zauważyłaś coś niepokojącego. Może ci o czymś wspominał.

Podkręciła głową.

-Nie... ja.... Nic nie wiem. Wiem tylko tyle ,że ostatnio uporczywie męczy go duszący kaszel od tych okropnych papierosów których mimo moich próśb, nie odstawił.- wymamrotała gapiąc się w kawę.- Aiden nic ci nie mówił na ten temat? Ostatnio mamy zły okres i... nie rozmawia ze mną o niczym. W zasadzie tylko się kłócimy.

-Nie. Milczy jak grób. Niepokoi mnie to bo... te siniaki wyglądają paskudnie. Jakby od dłuższego czasu ktoś go -ściszyłem głos.- katował.

Margot przez dłuższą chwilę milczała.

-Może to Lu. Kiedyś gdy się kłócili potrafiła go uderzyć. Rozmówię się z Aidenem. Mimo, że to jego była dziewczyna to nie może jej na to pozwalać. To moje dziecko.- ponownie złapała się za głowę.- Spróbuję jakoś na niego wpłynąć. Może powie mi coś więcej. Może mówił coś Hazel. Porozmawiam z nimi.

-Nie, nie mów mojej matce, nie chce żeby się przejmowała. Dobrze wiesz jaka ona jest.

-Tak, tak. -westchnęła głęboko.- Aiden jak zwykle przyciąga kłopoty. Dlaczego nie może być taki jak ty?

Wzruszyłem ramionami.

-Bo to Aiden. I chyba to jest w nim najpiękniejsze. Że jest po prostu Aidenem.- wyzerowałem kawę i wyrzuciłem kubek do kosza. -Dziękuję ci za rozmowę.

-Jeśli będziesz czegoś potrzebował bądź czegoś się dowiesz zadzwoń. Muszę przyznać, że mocno mnie zaniepokoiłeś.

Przytaknąłem.

-Bądźmy w kontakcie ,dobrze skarbie?

-Do zobaczenia.- rzuciłem na dowodzenia i wyszedłem z gabinetu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top