12. Niebezpieczna gra
Ostatni dzień szkoły przed przerwą świąteczną zawsze napawał optymizmem. Wszyscy chodzili z głowami w chmurach mając w głowie świąteczny klimat. Szkoła była niemalże pusta. Większość uczniów zwykle robiła sobie tego dnia wagary. Została tylko grupka tych ,którzy nie mieli co ze sobą zrobić.
Czyli ja.
I kilku nauczycieli ,którzy wyjątkowo nie wzięli sobie kilku dni wolnego na ogarnięcie przedświątecznego szaleństwa.
Dziś nikomu nie chciało się robić kompletnie nic. Na pierwszej lekcji nauczyciel fizyki uznał ,że dziś nasze myśli są i tak gdzieś indziej i są dalekie od skupienia na jego przedmiocie więc dał nam godzinę wolną. Siedziałem na parapecie odmrażając sobie tyłek przez godzinę i czytając jakąś nudną lekturę ,którą poleciła mi bibliotekarka. Kolejna lekcja opierała się na swobodnym piciu kawy i strojeniu choinki na holu przy wejściu.
Po trzech godzinach nic nie robienia byłem wynudzony jak mops. Snułem się po szkole jak ostatni śmieć licząc na to ,że spotkam Aidena. Nie zastałem go dziś na masce samochodu z papierosem w dłoni. Nad ranem Hazel poinformowała mnie ,że Margot dała jej znać ,że sama podrzuci Aidena do szkoły. Może potrzebowali porozmawiać , może Margot chciała przeprosić go za wczorajszą sytuację. Rano śmignął mi pod nosem i od wtedy rozpłynął się w powietrzu. Nie napisał żadnej wiadomości prostującej dlaczego przerywa naszą codzienną rutynę spotkań przy samochodzie ,porannej sprzeczki pobudzającej lepiej niż kawa... To irracjonalne ale brakowało mi jego docinek.
Idiotyczne było to ,że czekałem na jakiekolwiek sprostowanie. Kim byłem żeby poświęcił te trzydzieści sekund na napisanie do mnie wiadomości?
Musiałem mocno uderzyć się w głowę. Nie widziałem Aidena od kilku godzin a w mojej głowie zapanowała jedna wielka papka. Czułem się cholernie niepewnie. Musiałem z nim porozmawiać o tym co zaszło wczoraj. Matka kazała mi się nie mieszać ,ale nie potrafiłem. Aiden zawsze był zbuntowanym wolnym duchem ,ale ta awantura... To nie dawało mi spokoju.
Kilkanaście minut później znalazłem się na boisku sportowym. Mimo ,że było całe zaśnieżone Aiden biegał w czarnej termoaktywnej bluzce i spodenkach jakby ma dworze wcale nie było mrozu. Jego nos był czerwony a wzrok wbity w ziemię. Nie zauważył mnie gdy patrzyłem jak biegnie kolejne kółko. Gdy zadzwonił dzwonek wbiegł do szatni a ja ruszyłem za nim. Przecisnąłem się przez grupę chłopaków ,którzy właśnie skończyli grać w kosza. Im bliżej szatni byłem tym bardziej śmierdziało tu potem i stęchlizną. Ale czego mogłem oczekiwać. To nie biblioteka żeby pachniało tu nowiutkim pergaminem.
Zaczekałem aż z szatni wyszło dwoje chłopaków ,którzy przyjrzeli mi się dokładnie. Jakby pierwszy raz widzieli w tym miejscu kujona. Skarciłem ich wzrokiem i uchyliłem drzwi. Aiden akurat zrzucił bluzkę , a ja jak ostatni zboczeniec wpatrywałem się w jego mięśnie zapominając po co w ogóle tu przyszedłem, . Powiodłem wzrokiem po jego muskularnych szerokich ramionach ,po idealnie wyrzeźbionym boskim brzuchu i po mięśniom zanikającym gdzieś pod gumą od spodenek. Na moim policzku buchnąłby rumieniec gdyby nie fakt tego co dostrzegłem przyglądając się bliżej.
Siniaki. Jeden obok drugiego. Jeden mniejszy ,drugi większy. Każdy coraz ciemniejszy od drugiego. Poniektóre przypominały ogromne krwiaki.
Zamarłem. Kto mógł go tak skrzywdzić? Kto na tak idealnym ciele mógł zrobić coś tak okropnego? To było jak doszczętne zniszczenie arcydzieła Picasso. W moim gardle narosła gula. Dlatego od dłuższego czasu nosił wyłącznie długi rękaw, dlatego unikał przebierania się przy kimś. Dlatego był taki przygnębiony i smutny? To dlatego przestał podwijać rękawy koszul i zawsze zapinał je na ostatni guzik? Nie rozumiałem niczego. Moje myśli stały się paplaniną przypuszczeń.
-Kto ci to zrobił?- zapytałem bezwstydnie wchodząc do środka nie odrywając wzroku od poranionych pleców ,ramion i brzucha Aidena.
Miałem gdzieś co sobie pomyśli. Podszedłem na tyle blisko by mu się przyjrzeć a on odskoczył ode mnie. Pospiesznie narzucił na siebie czarna grubą bluzę z kapturem,
-Podglądasz mnie?- odpowiedział pytaniem ,choć brzmiało to bardziej jak oskarżenie.
Spojrzałem w jego miodowe wystraszone oczy.
-Kto ci to zrobił?- powtórzyłem.
Aiden uniósł wysoko brew.
-Grałem ostatnio z chłopakami w kosza. To logiczne że trochę się poobijaliśmy. W łasce swojej wyjdź stąd. Chcę się przebrać.- powiedział ze spokojem, choć dostrzegłem na jego twarzy rozdrażnienie. Wyglądał jak nastolatek którego przyłapano na oglądaniu pornosów.
Nie było mi do śmiechu. Aiden nigdy nie pozwalał robić z siebie worka treningowego. Zawsze to on był doręczycielem. Nigdy odwrotnie.
-To nie są siniaki od piłki.- powiedziałem ściszonym głosem. Chwyciłem go za nadgarstek dostrzegając na nim odciśnięte palce. Syknął i zabrał rękę.- Lucia nasłała kogoś na ciebie.
-Przestań...
-Czy to Dawson? On ci to zrobił? Za Lucię, tak?- paplałem nie wiedząc jak daleko w swoich podejrzeniach mogę zajść. Aiden patrzył na mnie... No właśnie, jak? Nie byłem pewien co te spojrzenie mówi ,ale dostrzegłem jak zaciska żeby.
-Przeginasz. Ona nigdy by tego nie zrobiła.- obruszył się.- Spadaj stąd! To nie twoja sprawa!- krzyknął i trącił mnie barkiem otwierając mi na oścież drzwi.
-Jak długo to trwa? Czy ktoś... cię dręczy? -brnąłem dalej.- Aiden...
-Nie chcę twojej litości. Spieprzaj stąd.
Pchnął mnie w stronę drzwi jak ostatniego śmiecia.
-Widzę, że coś się dzieje.- dodałem spokojnym tonem gdy ten był czerwony z wściekłości. Nie poddawałem się. Ani na moment nie śniło mi się ustąpić, nie teraz kiedy zobaczyłem coś tak niepokojącego.
-Gówno widzisz. Wyjdź stąd i przestań uważać się za mojego przyjaciela, który szuka we mnie kogoś kto da mu uwagę ,której nigdy nie dostawał. -chwycił za klamkę.- Zajmij się swoim życiem o ile je masz.
I trzasnął mi drzwiami przed nosem.
***
Nie byłem w stanie jeść mimo ,że Hazel przygotowała mój ulubiony makaron w sosie serowym. Wypiłem jedynie kilka łyków wody i wbiegłem do pokoju na górę nim matka zdążyła prześwidrować mnie wzrokiem. Często dostrzegała zbyt wiele a ja nie chciałem o tym rozmawiać.
Sam nie wiedziałem co myśleć kiedy rzuciłem się na łóżko zatapiając w poduszce. Gapiłem się beznamiętnie w sufit gdy moje myśli wędrowały do szatni świdrując posiniaczone ciało Aidena.
Może miał rację ,że podczas ostrych treningów kosza mocno się poobijał. Na własne oczy wielokrotnie widziałem ,że chłopcy z naszej szkoły nie są zbyt ...delikatni w sporcie. Sam wiele razy byłem świadkiem meczów i siniaki, a nawet połamane kości, były prawdopodobne.
Ale dlaczego tak się zdenerwował? Może miał rację ,że powinienem zająć się swoim życiem?
Nie, swojego życia już dawno nie miałem. Tak po prostu miałem zacząć czytać jakiś nudny romans porzucając myśli o tym ,co zastałem w szatni?
Byłem niemalże pewien ,że ta podła gnida kogoś na niego nasłała. Widziałem z jaka odrazą na niego patrzyła, czułem wręcz jak bije od niej nienawiść gdy tylko Aiden przechodził obok niej. Jej serce było połamane a zraniona kobieta była zdolna do wszystkiego.
A może posprzeczał się z Dawsonem? Albo pobił się z kimś o tą swoją całą nową miłość? Gdyby tak było najpewniej by mi o tym powiedział. Aiden nigdy nie stronił od konfliktów ,a naparzanie się z kimś było jego drugim żywiołem ,wręcz rozrywką.
Mogłem snuć przypuszczenia w nieskończoność. W życiu Aidena działo się sporo. Często i ja za tym nie nadążałem.
Usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Niechętnie dokopałem telefon spod poduszki i zmarszczyłem brwi.
„Przepraszam."
Aiden mnie przepraszał? Powinienem był zapisać tą wiekopomną datę.
Ale tym razem nie musiał mnie przepraszać. Nie miał za co. Po części rozumiałem jego nerwy. To co zrobił... musiało mieć jakieś uzasadnienie. Jeszcze kilka miesięcy temu wyśmianym go ,ale teraz sytuacja była inna. Miałem wrażenie ,że i my byliśmy inni od kiedy zawarliśmy rozejm.
„Musimy o tym pogadać."-wyskrobałem ,a odpowiedz nadeszła szybko.
„Tak, musimy ,ale nie dziś."
Przeczytałem ta wiadomość kilka razy. Czyli jednak wymówka w szatki z grą w kosza była jednie historyjką wymyśloną na poczekaniu żebym się odwalił.
„Kiedy się zobaczymy?"-zapytałem i tym razem dość długo zmuszony byłem gapić się w sufit nim nadeszła odpowiedz.
„W święta."
Zaraz po tym przyszła kolejna wiadomość:
„Nie powinienem był cię szarpać."
Uśmiechnąłem się do telefonu jak idiota.
„Czasem mi się należy. Jesteśmy kwita."
Już sądziłem ,że nic nie odpisze więc położyłem telefon na poduszce nie kontrolując swojego głupiego uśmiechu gdy przyszła kolejna wiadomość:
"Nie ,wisisz mi coś więcej niż tylko możliwość szarpania cię jak szmacianą lalkę."
Znów motylki w moim brzuchu dały o sobie znać ,a ja nijak mogłem je powstrzymać. Okryłem się kocem po samą szyję kuląc nogi. Może zrozumiałem tą wiadomość zbyt... dosłownie. Ale od kiedy zawarliśmy rozejm motylki w brzuchu nie ustępowały nawet na moment kiedy chłopak tylko otwierał usta ,kiedy tylko podświetlał mi się ekran gdy pisał jakąś durną wiadomość, kiedy pakując śniadanie do torby rano dostrzegałem jego sylwetkę na masce samochodu. Czy to możliwe żeby nasza relacja z braterskiej nienawiści zmieniła się na coś znacznie ,znacznie swobodniejszego?
Nie byłem w stanie dopuścić do siebie tej myśli ,że od rozmowy z matką podczas świątecznych zakupów dotarło do mnie ,że w istocie nie byliśmy już dziećmi, a w moim sercu kotłowały się bardzo ,bardzo niebezpieczne uczucia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top