10.Przed nosem
Obudziłem się gdzieś gdzie jeszcze nie byłem, albo być może i byłem ale nie poznawałem tego miejsca na tyle by poczuć się tu chociaż odrobinę swobodnie. Kojarzyłem pokój lecz nie wiedziałem skąd. Leżałem na średniej wielkości drewnianym łóżku ustawionym pod ścianą ,na której wisiał czarno biały obraz przedstawiający martwą naturę. Okno było zasłonięte szarymi zasłonami ,a balkon uchylony by chłodne powietrze wpadało do środka. W rogu stała spora biała szafa ,a obok niej komoda , na której rozrzucone były niedbale książki. Na biurku tuż przy oknie leżał laptop ,na krześle stos ubrań, a na regale zamiast książek gościły bibeloty ,które pamiętały jeszcze lata dziewięćdziesiąte. Wokół cuchnęło papierosami i wodą po goleniu. Pokój był przeciętny ,nie wzbudzający żadnych rozmyślań na temat właściciela oprócz tego ,że był estetą ale zarazem syfiarzem.
Ktoś lubił palić papierosy, a ja dobrze znałem kogoś takiego.
Aiden wszedł białymi drzwiami do środka z stertą odprasowanych ubrań. Jego arogancka i obojętna postawa mówiła sama za siebie.
-Właśnie miałem cię budzić. To, że wczoraj zachlałeś nie upoważnia cię do dnia wolnego. Obiecałem twojej mamie ,że zabiorę cię do szkoły wiec zrywaj swoje cztery litery ,ubieraj się i wychodzimy.
Położył obok mnie mój szkolny mundurek ,który ewidentnie prasował sam.
A mi zrobiło się wstyd kiedy dotarło do mnie ,że nie mam na sobie spodni ani bluzki. A nie przypominało mi się bym się rozbierał.
Aiden stanął przy lustrze poprawiając swoją koszulę i wsuwając czarny zegarek na rękę.
Oczy szczypały mnie jakby ktoś nasypał mi do nich soli. Marzyłem by zdrzemnąć się chociaż jeszcze kilka godzin. A ten ból głowy... rozsadzał mi mózgownicę.
-Na co się patrzysz?-zapytał unosząc brew.- Kac? Tak myślałem.
Podszedł do biurka i do szklanki z wodą wrzucił musującą pastylkę.
-Co... to?- zapytałem ,a moje gardło było zachrypnięte jakbym od lat nie wypowiedział nawet słowa. Zmrużyłem oczy gdy odsłonił okno.
-Elektrolity. Byłeś wczoraj pijany jak świnia. Wyzerowałeś prawie pół butelki whisky na raz. Nawet ja nie zniósłbym dobrze takiego wyczynu ,a jestem miłośnikiem takich durnych zabaw.
Chwiejnym krokiem zszedłem z łóżka i wsunąłem na swoje biodra beżowe spodnie ,a na ramiona koszulę. Guziki mieniły mi się w oczach.
Aiden westchnął i stanął przede mną. Górował nade mną o półtorej głowy ,a jego nadzwyczaj spokojne dłonie ujęły guzik ,który przełożyły. Nim się obejrzałem zapiął moją koszulę i narzucił mi krawat na ramię.
-Nie wyobrażaj sobie ,że wciągnę ci ją w spodnie. -usiadł arogancko na krześle przy biurku.- Co jeszcze mam dla ciebie zrobić ,co?
Wyzerowałem szklankę napoju ,który spłynął mi do żołądka. Skrzywiłem się czując chłód opanowujący mnie od środka.
-Chyba zrobiłeś już wystarczająco wiele.
-W takim razie należą mi się wyjaśnienia. Co ci odbiło?
Spojrzałem na zegarek. Była prawie wpół ósma. Mieliśmy jeszcze trochę czasu.
-No, mów. Powiedz mi co było powodem tego ,że w twoim pokoju znalazłem książki ,które były w cholerę podarte i zmuszony byłem je posprzątać w środku nocy przed przyjazdem twoich rodziców? -zachował grobową minę i lustrował każdy mój ruch aż usiadłem na skraju łóżka chowając twarz w dłoniach.- Nie martw się. Whisky odłożyłem na miejsce , drzwi zakluczyłem ,zabrałem twoje rzeczy ,które czekają w samochodzie i przez jakieś dwie godziny w mrozie zdejmowałem skrawki kabli, które pozrywałeś z płotu i krzaków. A później grzecznie cię rozebrałem i położyłem spać. Ale możemy milczeć. -wzruszył ramionami.- Przecież to nic wielkiego. Ty możesz odwalać krzywe akcje ,a ja będę po tobie sprzątał.
Złapałem się za głowę.
-Przepraszam ,że przysporzyłem ci tyle kłopotu.- speszyłem się widząc jego minę. Zrobiłem się czerwony jak burak gdy dotarło do mnie co właściwie zrobiłem i z jakich pobudek.
-Nie oczekuję przeprosin.- zaczesał w tył swoje kruczoczarne włosy.- Nie jestem wściekły dlatego ,że zachowałeś się jak dzieciak. Każdy ma swoje demony. Sam robiłem głupsze rzeczy po alkoholu ,ale ty przecież taki nie jesteś. Nie pijesz ,tym bardziej tak dużo, nie krzyczysz „pierdol się Liam" na cały głos. Nie robisz nieprzemyślanych i impulsywnych rzeczy. To co widziałem wczoraj to nie byłeś ty.
Zawiesiłem wzrok.
-Boję się samotności.- rzuciłem beznamiętnie.- Tak po prostu. Nie chcę być sam ale każdy dzień daje mi do zrozumienia ,że życie jest tylko pasmem porażek i nie jest dla mnie. Kogo bym nie spotkał to nigdy nie będzie miał wobec mnie dobrych zamiarów. Ty miałeś Lu, przyjaciół, Dawsona, wszyscy w szkole cię kochają. A mnie? Nawet nie mam do kogo się odezwać. To wyżera mnie dzień po dniu ,wżerając mi się w serce i doprowadzając do obłędu. Tak bardzo nie chce być sam, a tak bardzo chcę spokoju. Kiedy Liam chciał mnie tylko do jednego coś we mnie pękło. Spotykałem się z tyloma ludźmi i nic. Nikt nie był w stanie oddać mi tego co byłem gotów oddać ja.
Aiden zamiast mnie wyśmiać gapił się na mnie ze zrozumieniem.
-Może chcesz zbyt szybko dać zbyt wiele. Ty dajesz serce na dłoni a inni wbijają ci w nie nóż. Nie boisz się samotności. Ty boisz się bólu.
-Być może.-wymamrotałem.-Kiedy masz wokół siebie rzeszę osób nie rozpaczasz tak gdy stracisz jedną z nich. Gdy jesteś sam i marzysz o kimkolwiek kto byłby przy tobie ,gdy go tracisz... tracisz siebie.-westchnąłem wpatrując się w podłogę.- A ty? Dlaczego mi pomogłeś?- wstałem z miejsca rozglądając się po pokoju.- Mogłeś zostawić mnie w śniegu. Byłoby całkiem zabawnie.
Zabawnie dla niego. Najpewniej jadłby popcorn przyglądając się jak dostaję szlaban do końca życia.
Mój wzrok utkwił w stercie ubrań ,która przysypała stertę książek ,które... doskonale znałem. Aiden czytał? W dodatku to samo co ja? Na stercie dostrzegłem nawet książkę ,którą pokazywałem mu w samochodzie. Dlaczego? Jakim cudem on w ogóle potrafił czytać? A może to pozostałości po Lu?
-Wierz mi ,że nie pomogłem ci z troski a z iście egoistycznych powodów.
-Wcale mnie to nie dziwi. Co nie zmienia faktu ,że mi wstyd.
-To zostanie między nami. Obiecuję.-dodał ,a w moim sercu coś fiknęło gdy patrząc w jego złote oczy dostrzegłem szczerość. Zebrałem z podłogi torbę i po cichu zeszliśmy po schodach na dół by nie obudzić Margot. Pospiesznie ruszyliśmy z podjazdu by matka nie była w stanie z daleka dostrzec worów pod moimi oczami i poczuć woni alkoholu.
Głowa bolała mnie na tyle ,że nie byłem w stanie myśleć ,a co dopiero ubarwiać nudną podróż rozmową. Musiałem jak najszybciej dojść do siebie. Aiden odezwał się dopiero kiedy byliśmy już w mieście.
-A może zrobiłem to dlatego, że i mnie przeraża samotność.
Zmarszczyłem czoło.
-Ciebie? Wszyscy cię uwielbiają i będą uwielbiać, nieważne co zrobisz i co powiesz. Nawet jeśli teraz krzywo na ciebie patrzy cała szkoła ,a Lu i jej świta cię nienawidzą, to nadal masz zaskarbioną przyjaźń innych. Wszyscy zawsze ci przyklaskują i jak trusie czekają na twoją uwagę. Gwarantuję ci ,że na lunchu nigdy nie będziesz siedział sam.
Czarnowłosy zaśmiał się parkując na nierównym miejscu pod szkołą.
-Wszyscy nie są tobą, a może właśnie ty jesteś przeciwieństwem samotności ,które wyrosło mi przed nosem.
Rzucił w moją stronę kluczyki ,które ledwo udało mi się złapać. Odpalił papierosa i odszedł w stronę szkoły ginąc gdzieś w tłumie.
***
Od dłuższego czasu nie pomyliłem się tak bardzo. Ostatnią lekcję ,literaturę , mieliśmy razem. Patrzyłem w plecy Aidena z ogromną intensywnością.
Nie tylko ja. Od kiedy tylko weszliśmy do szkoły wszyscy gapili się na niego jakby chcieli urwać mu łeb. Sądziłem ,że ludzie staną po jego stronie ,jednak było inaczej. Najpewniej spodziewał się tego ,że Lucia zrobi z niego najgorszego chuja bez serca w oczach innych, a wszyscy zawsze stawali po stronie tego kogo wersje usłyszeli szybciej. Wystarczyło dodać trochę łez, ostrych słów i wyolbrzymionych sytuacji i voila. Od rana usłyszałem chyba z trzy wersje tego jaki to Aiden jest okropny ,jak to rzekomo zdradzał Lu, nie szanował i jaki jest beznadziejny w łóżku. Co osoba to inny powód ich rozstania. A jak było naprawdę? Aiden zwyczajnie pokochał inną. I tyle. Miłość jego i Lu wygasła. Aiden był człowiekiem i naturalne było ,że nie nad wszystkimi uczuciami mógł panować. Miał dopiero dziewiętnaście lat ,a wszyscy wokół bombardowali go wizją rodziny i dzieci z Lu ,nadchodzącego ślubu ,a ta presja sprawiła ,że miał ochotę uciec. I słusznie. Pakowanie się w związek do końca życia z kimś kogo nie było się pewnym było głupie. Związek na zasadzie "bądźmy ze sobą tylko dlatego ,że jesteśmy ze sobą od dziecka" też był głupi. Miałem ochotę urwać łby tym ,którzy uważali go za złego.
Chociaż może i był tym złym. Zostawił kobietę ,z która miał spędzić resztę życia ,doczekać się dzieci i spokojnej starości, na rzecz miłości...
No właśnie, gdzie ta jego wielka miłość? Nie uczyła się w tej szkole, nie była stąd? Jeśli nie stąd to skąd? Najbliższe miasto było daleko. Gdzie ją poznał? Kiedy? Nie widziałem by Aiden wisiał na telefonie pisząc do niej sprośne smsy albo stosował ten swój bezwstydny flirt.
Gapiłem się w jego plecy i burzę czarnych świeżo ostrzyżonych na krótko włosów. To dziwne ,ale wręcz promieniał. Mimo ,że cała klasa taksowała go wzrokiem seryjnych zabójców to ten uśmiechał się półgębkiem i posłusznie notował coś w zeszycie. Moje spojrzenie padło na Lu siedzącą na drugim końcu klasy tuż pod oknem jakby chciała się ukryć. Nie dziwiłem się temu. Jej oczy były spuchnięte. Musiała przepłakać ostatnie kilka dni. Niewykluczone ,że nieustannie próbowała walczyć o Aidena gdyż żałowała rozstania. Jej mina nie zdradzała wiele.
Trąciłem kałczukową podeszwą plecy Aidena zwalczając cały czas towarzyszący ból głowy.
-Czego?- wyszeptał gdy nauczycielka tłumaczyła genezę jakieś nudnej jak flaki z olejem lektury.
-Rozejrzyj się. Ludzie gapią się na ciebie jakby chcieli cię zabić.
-Dziękuję za informację. Jakbym sam tego nie zauważył. Ale co z tego?
Skwasiłem się.
-Co z tego? Cała szkoła aż huczy od plotek jaki jesteś beznadziejny w łóżku i jaka zdradliwa z ciebie dziwka!
Kilka osób spojrzało na mnie krzywo. Powinienem być ciszej.
Czarnowłosy przede mną parsknął pod nosem i odwrócił się do mnie bawiąc się długopisem.
-Aha, nadal nie rozumiem co z tego.
Jeszcze bardziej się skrzywiłem.
-Twoja reputacja idzie się pierdolić.
Uśmiechnął się.
-Obawiasz się ze skończę jak ty bez znajomych ,samotny i z złamanym sercem bo jakaś Julia z pierwszej B plotkuje ,że jestem beznadziejny?
Przewróciłem oczami.
-Nie, zwyczajnie dziwi mnie fakt- ściszyłem głos.- że pozwalasz na takie oszczerstwa. Przecież nie zrobiłeś nic złego.
-Wyglądam na kogoś kogo ta krytyka dotyka? Jestem szczęśliwy, jak widać. I nic nie zniszczy humoru. Wreszcie jestem wolny. Może być lepiej?
-Panowie.- zabrała głos nauczycielka.- Przeszkadzam wam?
-Nie, skądże.-odparł pewny siebie, ale mimo to gdy starsza kobieta odwróciła się do tablicy by coś na niej zapisać wyszeptał:- Dawson i jego banda wykluczyli mnie z imprezy sylwestrowej.
Uniosłem wysoko brew.
-Przecież to ty co rok byłeś głównym organizatorem tej imprezy.
-Ta impreza to tylko jedno wielkie siedlisko palenia zielska i wlewania w siebie taniej wódki.- rozejrzał się po klasie. -Cieszę się ,że wreszcie spędzę nowy rok nie umierając na rozstrój żołądka.
Uśmiechnąłem się półgębkiem.
-Obawiam się ,że staniesz się tak nudny jak ja. Widziałem te książki na biurku. Wieje nudą.
Kąciki ust Aidena drgnęły i zgryzł wargę. Zachował pozorną pewność siebie ,ale po jego twarzy czmychnął wyraz wstydu ,a nawet mogłem przysiąc ,że jego policzki stały się jakby czerwieńsze. Naśmiewał się ze mnie ,a sam czytał taką tandetę? Hipokryta.
-Aż tak źle nigdy ze mną nie będzie. -odparł zbywając aluzję o książkach.
-Chłopcy!-krzyknęła nauczycielka ,a ja ze skruchą przeprosiłem gdy Aiden odwrócił się w stronę tablicy.
Nie spodziewałem się po nim tak kolosalnych zmian. Zawsze uważałem go za gwiazdę. Tak samego siebie kreował. Wiedziałem o tym ,że czasami potrzebował samotności i wyciszenia. Jak każdy. Ale uwielbiał uwodzicielskie spojrzenia dziewczyn na przerwach, alkoholowe schadzki z Dawsonem i resztą bandy idiotów, uwielbiał budzić w ludziach poczucie ,że on jest ponad wszystkimi. Uwielbiał poklask. Czemu teraz nagle z tego rezygnował? Lucia burzyła całą jego reputację, którą budował latami, a on tak po prostu na to przyzwalał? Być może jego nowa miłość całkowicie zmieniła jego światopogląd i priorytety? Jeśli tak to była pozytywna zmiana. Nie był dla mnie wredny ,rozmawiał ze mną po przyjacielsku odgryzając jedynie w jakiś zabawny sposób ,stał się bardziej otwarty ,przestał być zadufanym w sobie gnojkiem (bynajmniej pozornie) i zburzył mur wokół swojego serca.
A ja wreszcie poczułem się dobrze w jego towarzystwie. Życie było bardziej kolorowe. Jeśli to zasługa tej dziewczyny musiałem jej podziękować.
Patrzyłem w jego plecy i co rusz wyłapywałem spojrzenia gdy rozglądał się po klasie. Mimo ,że uważał ,że jest szczęśliwy jego spojrzenie mówiło coś całkiem innego. Skąd wiedziałem? Znałem go dziewiętnaście lat. Nie był w stanie ukryć tego ,że jego miodowe oczy wręcz krzyczały o pomoc. Był zagubiony, a z tego zagubienia stał się obojętny. Tonął we własnych czynach. Czuł ,że stąpa w zła stronę. Wyglądał jakby jego serce i dusze zawładnęła niewiadoma.
Był cholernie smutny. Ale dlaczego? Z jednym miał rację- ludzie byli jak księżyc ,każdy miał swoją jasną i ciemną stronę.
"Wszyscy nie są tobą, a może właśnie ty jesteś przeciwieństwem samotności ,które wyrosło mi przed nosem." Te słowa cały dzień siedziały mi w głowie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top