Rozdział 40

Rozdział 40.

„Nigdy się nie powstrzymuj. Bądź pewna czego chcesz od życia, mów co czujesz i nigdy nie obawiaj się być sobą. Nie zważaj na to co myślą inni. Żyjesz dla siebie, nie dla nich."

— J. A. Redmerski

Lucy

Czy się boję? Jestem przerażona. Moje nogi trzęsą się jak galareta, a z każdym krokiem bliżej sali teatralnej czuję, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Idę znajomą, krętą klatką schodową i przez korytarze, które przemierzam codziennie. Znam tutaj każdy kąt i powinnam być całkowicie spokojna. Akademia Królewska była dla mnie w pewnym sensie drugim domem, a jednak chcę teraz brać nogi za pas i stąd uciec.

Mijam kilka znajomych mi twarzy. Uśmiechają się i życzą powodzenia. Kiwam im grzecznie i mówię „dziękuję", bo tak wypada. Ale idę jak przez próżnię. Mam wrażenie, że ciśnienie mojej krwi zaraz rozsadzi mi czaszkę.

A z drugiej strony...

Nienamacalna w żaden sposób siła pcha mnie do przodu — chcę pognać przed siebie i wejść na scenę, jakbym się tam urodziła! Raz, dwa, trzy... Wdycham i wydycham powietrze tak głęboko, jakbym oddychała po raz pierwszy. Dotykam złotej klamki... Nie myślę o jury, które siedzi za biurkiem i przez najbliższe pół godziny skoncentruje swoją uwagę tylko i wyłącznie na dźwiękach granych przeze mnie. Ostatecznie nie obchodzi mnie nawet to, co w ogóle pomyślą o moim występie. Ani to, czy dostanę to stypendium. Stawiam pewne kroki na czerwonym dywanie i mijam rzędy siedzeń tego samego koloru. Słyszę bicie swojego serca...

Zależy mi na mnie samej. Szalona myśl? Niedorzeczna? Może. Ale to nieważne. Chcę się tu dobrze bawić, to jest moje miejsce. Na tej scenie spędziłam najlepsze chwile życia i nikt nie może mi teraz przeszkodzić. Jeśli jury uzna, że byłam beznadziejna, to nic! Nie będę rozpaczać.

Wchodzę na scenę i robię dokładnie to, po co tutaj przyszłam. Jestem sobą, uderzając w klawisze instrumentu, który od dziecka zrósł się ze mną i nadal mnie zadziwia. Wygrywam nuta w nutę partie wybrane przez Daquin i choć nie są moje, czuję, jak elektryzują powietrze swoim idealnym, pięknym dźwiękiem. A kiedy gram utwór autorski, wiem, że już nic nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, że tu jestem i próbuję zawalczyć o swoje marzenia. Ja sama. Bez żadnej pomocy.

Gdy przesłuchanie się kończy, powoli wstaję od instrumentu i patrząc na tylne rzędy w sali koncertowej, kłaniam się nisko. Wygładzam sukienkę i pięknie dziękuję. Uśmiecham się do każdego zza biurka stojącego wprost pod sceną. Do mężczyzny o zoranej zmarszczkami twarzy i posępnych oczach, do młodej kobiety z blond koczkiem, która posyła mi życzliwe spojrzenie i do starszej pani w granatowej garsonce, która mruga do mnie, jakbyśmy miały wspólny sekret. A może mamy, tylko ja o tym nie wiem?

Zamykam drzwi sali i czuję, że jakiś rozdział mojego życia, który do tej pory stał przede mną otworem, zamyka się i macha mi na do widzenia. Wyobrażam sobie, że stoję z boku i patrzę na całokształt tego, co osiągnęłam. Żegnam się ze wszystkimi darami od życia dla mnie i idę w stronę wyjścia. A może raczej wejścia w nowiutki rozdział, napisany tylko dla mnie?

Dopóki nie spróbujesz dokonać tego, co wydawało ci się do tej pory niedorzeczne, nie będziesz wiedziała, jak bardzo tego chciałaś.

Pragnęłam tego dnia, a nawet o tym nie wiedziałam.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top