Just Do It! - czyli (nie)poradnik #1

Jak wiadomo, od przeszło dwóch i pół miesiąca mamy rok 2017.
Część z nas balowało w sylwestra ze znajomymi, część z rodziną, a część spędziło ten czas - chcąc nie chcąc - samotnie.

Ewentualnie z kotem.
- Psem.
- Dwójką.
- Polsatem.
- Kurczakiem w lodówce.
- Czekoladą, chusteczkami i "Tytanikiem" (nie żebym przepadała za tym filmem. Wolę oglądać Jackie Chana).

I oprócz szampana, petard i odliczania tuż przed północą, co jest charakterystyczne dla kończącego się każdego roku?

POSTANOWIENIA NOWOROCZNE

Jak to my nie będziemy chodzić na siłownię, uczyć się, pomagać, angażować, naprawiać, doskonalić się, biegać, chudnąć, sprzątać, spać, stać, srać i chuj wie co jeszcze.

Tyle sobie obiecujemy, co to my robić nie będziemy.
Aż w pewnym momencie...

- Nick, ty dupku! Znowu rzuciłeś Brooke dla tej lafiryndy! - Krzyknęła rzucając popcornem w telewizor i plując na dywan oranżadą. Oburzona wstała i zaczęła iść w stronę kuchni, żeby następnie się wywalić o jakąś torbę.
Torbę z rzeczami na siłownię.
JEJ torbę z rzeczami na siłownię.
NA SIŁOWNIĘ.
Z której właśnie wypływa śmierdzące coś, co kiedyś było sosem z jej sałatki.
Spojrzała na kalendarz.
- O cholera... Nie byłam dzisiaj na siłowni.
Myśli.
- O cholera i wczoraj też!
Spogląda na kalendarz.
- O kuźwa to już dwa tygodnie! - krzyknęła, przypominając sobie o całym planie byciu Fit, wege, chodzeniu na crossfit i *tu wstaw kolejne trudne słowo*.

Tak o to zwykle wygląda "nowy rok, nowa ja" po dwóch tygodniach, czy też miesiącach świeżo rozpoczętego roku.

Dlatego poruszam ten temat teraz, bo zwykle koło lutego zapominamy dawno o postanowieniach, a koło marca planujemy wielkie detoksy i ćwiczenia, bo wakacje za 4 miesiące.

I to dotyczy praktycznie każdego z nas.

Są osoby, którym faktycznie się udaje nie zrezygnować tak szybko, a nawet wcale nie rezygnują i osiągają swoje cele.

Ale to nie mogą być ludzie xD

Większość z nas "wysiada" już po krótkim czasie.

No chyba, że masz przed sobą długą podróż, a autostrada ma pobocze "użytkowe" co 200km.

Wtedy tak szybko nie wysiądziesz. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
*śmiech rozbawionego tłumu.mp3*

No ale wracając do tematu.

Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje?

A no, poza przypadkami losowymi (i osobami, które stwierdziły, że "to jednak nie to"), które całkowicie uniemożliwiają realizację naszych planów (poważne wypadki na przykład - chociaż i tacy ludzie, jak chcą, to potrafią) zwykle nam się po prostu już NIE CHCE.

Albo postanowiliśmy (jak zwykle) zmieniać całe swoje życie na raz i ogrom "prac" spowodował u nas mentalną impotencję.

W rezultacie entuzjazm zgasł szybko jak zapałka.

Albo pożądanie u faceta, gdy się go kopnie między (hehe) "oczy" (hehe).
*śmiech rozbawionego tłumu - wersja instrumentalna.flac*

Znajdujemy sobie ciekawsze zajęcia, którymi zwykle są stare nawyki, tak silne, że w sumie dochodzimy (hehe) do wniosku, że po co robić coś innego i coś zmieniać, jak dobrze było tak, jak było?

Co złego jest przecież w siedzeniu na fb, Twitterze, Pudelku, Onecie, cha-wie co jeszcze, Pintereście?

A w memach?
,,Przecież memy takie śmieszne są, no weź''.

Albo w filmikach na yt o makijażu, paznokciach (śmiesznych sytuacjach, dramach na yt - heh, nawet już oglądamy filmiki o tym, jak to się ludzie w necie kłócą o wymyślone problemy)?

I co z tego, że po tych godzinach oglądania nawet nie kupisz zmywacza, żeby pozbyć się starego lakieru?

Albo scrollowaniu i przypinaniu pinów z pomysłami, których nigdy nie zrealizujemy?

No co w tym złego?
No to, że właściwie nie wnoszą te rzeczy do naszego życia nic, jeżeli nic z nimi nie robimy.

Od samego patrzenia na filmiki nie nauczymy się robić kreski eyelinerem, więc równie dobrze można nie oglądać.

Gotować też się nie nauczysz od patrzenia.

To samo tyczy się różnych "męskich" zajęć i hobby.

Nie nauczysz się tricków z piłką nożną, jak nie ruszysz dupy i nie wyjdziesz chociaż przed blok.

I cóż można na to poradzić?

Jak sprawić, żebyśmy chociaż trochę zbliżyli się do swojego celu?

A no. Przyjrzyjmy się popularnym metodom.

Jeden Rabin powie: "myśl pozytywnie!"

Owszem. Trzeba myśleć pozytywnie. Trzeba też w ogóle myśleć. Ale czy to wystarczy?

Faktycznie, bez chęci ani rusz, bo ciężko coś zmieniać, jeśli tego się nie chce, ale... No. Jeśli myślenie miałoby wystarczać, to gdzie w takim razie moja kariera dubstepowej tancerki?
Albo czarny pas karate?

W moim przypadku to myślenie, czy też wizualizacje celu, które się nam śmiertelnikom radzi, niezbyt się sprawdzają, bo powodują, że tracę motywację, bo wizje zaspokają (hehe, orgia normalnie) mnie w zupełności.

To tak samo, jak z wąchaniem potraw.

Gdy się gotuje, to człowiek tak potrafi się przesycić zapachami, że nie jest potem głodny, gdy przychodzi pora posiłku.

Drugi Rabin powie: "Zrób plan i go realizuj, zaplanuj sobie dzień, tydzień, życie swoje, swojego psa, sąsiada, bla, bla, bla."

Co jest bardziej skuteczne, ale to, wypowiedziane tak ogólnikowo, bez wskazówek JAK to zrobić, jak rozplanować sobie pracę, jest nadal tylko myśleniem z gadaniem.

No i nic ci po tym wszystkim, jak się nie ruszysz.

Ani pozytywne myślenie, ani planowanie, nie da połowy tego co daje ruszenie tyłka z kanapy, czy fotela.

Czyli trzeci sposób o nazwie:
"Po prostu zrób to!"

Sposób, który, moim zdaniem, jest najskuteczniejszy.

Działa tak, jak ruszenie czegokolwiek w kosmosie. Ciało raz wprawione w ruch będzie się poruszało w nieskończoność, póki nie trafi na przeszkodę, która nie zmieni kierunku lub pędu ciała (czy jakoś tak - wybaczcie humaniści).

Zastanawiasz się, czy zapakować zmywarkę?
Wstań i to zrób!

Chcesz posprzątać pokój, ale jest przed tobą dużo roboty?
Wstań, chwyć pierwszą lepszą rzecz i odłóż na miejsce (albo do prania, jeżeli to brudny ciuch)!
Nie myśl o reszcie rzeczy znajdujących się dookoła, póki nie uporasz się z tym jednym elementem!
Gdy go odłożysz na miejsce, zapomnij o nim i weź drugą rzecz i odłóż na miejsce.
A potem zapomnij o niej i weź kolejną itd.

Wszystko bez zbędnego wybiegania w przyszłość.

Po co trwonić siły na wymyślanie planów tam, gdzie to jest zbędne?

Żeby to odwlec?

No... Nie tędy droga.

Trzeba działać.

Przetestowałam na sobie.
Działa xD

I motywuje, bo jak coś zrobisz, to się cieszysz, że zrobiłeś ten krok ku swojemu celowi, a jak się cieszysz, to chcesz robić kolejny krok.
I kolejny, itd., itd.

Bo wiecie:

Bez sensu?
Nic bardziej mylnego!

Możesz coś teraz robić. Nawet może Ci to specjalnie nie wychodzić, ale na dłuższą metę (lub heroinę) to przyniesie plusy i się opłaci.

Za jakiś czas zobaczysz, że te nieudolne próby będą doświadczeniem z przeszłości, które będą się składać na twój przyszły (a wtedy obecny) sukces.

Po prostu rób to.

Skupianie się na przyszłości, czy przeszłości nie ma sensu.

Przyszłość się tworzy z tego tego, co teraz.
A przeszłość to "teraz", które już minęło.

Nie można zapominać o teraźniejszości.

Trzeba się skupić na tym, co się dzieje teraz, i co możesz zrobić teraz.

Uwaga! Trudna sentencja mojego autorstwa.

Nasza przyszłość - to nasza przyszła teraźniejszość i przeszłość.
Nasza przeszłość - to dawna teraźniejszość i przyszłość.
A nasza teraźniejszość - to dawna przyszłość i jutrzejsza przeszłość.
~Severitaulo Coelho
23.02.2017r.

A teraz to samo, tylko łopatologicznie:

Dzisiaj robisz zadanie nr 1 z matmy, które sprawi, że jutro będziesz potrafiła zrobić trudniejsze zadanie nr 2.

Czyli robisz coś teraz (teraźniejszość), co pomoże ci jutro (bliska przyszłość).

I idziesz spać.
Albo i nie.
Nieważne.

Masz kolejny dzień i robisz trudniejsze zadanie nr 2 i ci nawet wychodzi.
Dlaczego? bo zrobiłaś wczoraj zadanie nr 1.
Gdybyś nie zrobiła wczorajszego zadania, to dzisiaj nawet byś nie umiała tej połowy, którą zrobiłaś.

Czyli to, co zrobiłaś wczoraj (przeszłość), pomogło ci dzisiaj (nowa teraźniejszość).

Twoim marzeniem jest np. zdać maturę z matmy. Powiedzmy - na 70%, bo tyle potrzebujesz na uczelnię o nazwie: "Tu wstaw nazwę wymarzonej uczelni".

Myślisz sobie, jakby to było fajnie zdać i pójść na studia, które dadzą Ci szansę na lepsze zarobki (tak jest jakiś procent ludzi, którzy znajdują pracę po studiach, w swojej specjalizacji, za dobre pieniądze) potem na lepsze życie, w którym nie będziesz musiała (czy też musiał. Maciej Musiał. Hehe) chociażby zbierać trzy miesiące (lub więcej) na nowe okulary (bo szkła i oprawki trochę kosztują) i szukać takich, co jednocześnie w miarę pasują i ładnie wyglądają, tylko kupisz sobie takie, jakie chcesz, bez jednoczesnego myślenia, z czego musisz zrezygnować w tym miesiącu.

Albo w trzech kolejnych.

Czy też, zamiast kupować buty w CCC, czy Dajśku i modlić się, by wytrzymały jeden sezon, sprawić sobie porządne skórzane obuwie.

Albo, żeby móc jeść świątek-piątek kurczaka od gospodarza z farmy (nie fermy, wy ofermy huehue), bo go lubisz (kurczaka, nie gospodarza. Znaczy. Gospodarza też możesz lubić, ale jeść to kurczaka, nie gospodarza), zamiast kurczaka z Tesco.

No chyba, że nie przeszkadza Ci, jak się coś (lub ktoś, w tym przypadku ty) świeci w nocy i śpisz sobie smacznie (hehe - smacznie - hehe - czaicie - smacznie, kurczak, jedzenie - hehe).
To wtedy jedz sobie kurczaki z Tesco.

Tylko nie krzycz, że się potem o ciebie ćmy obijają.

Itp. przykłady.
Chujowe, jak te wyżej, ale chyba chwytacie, o co mi chodzi.

Zakupy i życie na poziomie. Bez tej presji liczenia pieniędzy, co do złotówki.

Bez żadnego szpanu.

Tu chodzi o komfort psychiczny.
Spokój wewnętrzny.
Często też zdrowie.
Szczęście rodzinne.

Sprawdziłam mnóstwo rzeczy i jednak od pewnej ceny, wykonanie wielu przedmiotów/tekstyliów naprawdę jest zdecydowanie lepsze, materiały, z których są one wykonane, są lepsze i taka rzecz faktycznie służy dłużej.

Ale wróćmy do tematu.

Zobacz jak takie niepozorne zadanie z matmy, robione raz dziennie, może spowodować, że w przyszłości zdasz maturę, która jeszcze później będzie miała wpływ na twoją karierę, potem na zarobki, na życie itd.

Widzisz efekt domino?

I co spowoduje to, że może będziesz np. siedzieć i przerzucać papierki za - powiedzmy - 5 tysięcy złotych netto, co miesiąc?

Twoja przeszłość.

Dawna teraźniejszość, dawna przyszłość.

Te pozornie głupie zadania z matmy. Potem twoje studia, a potem wynik ich ukończenia.

I to nie tylko się tyczy zadań z matmy. Tyczy się również innych rzeczy/przedmiotów.

Może to być trenowanie gry w nogę, ciosów karate milion razy (aż do porzygania), zabawa w C++, Javie, zabawa w pisanie na Wattpadzie (skończona wydaniem książki na przykład), "zabawa" w gotowanie.

No. Cokolwiek.

Dobry przykład - YouTube.
Ilu ludzi zrobiło kariery i zarabia na tym, że pokaże w swoim filmie puszkę coli chociażby?

Dużo.

Ale oni kiedyś w przeszłości po prostu zaczęli ROBIĆ.

Napierdalać.

Większość z nich zaczynała od kręcenia gównianych vlogów kalkulatorem (czy tam budzikiem).

To te nasze zadania z matmy nr 1 i 2.
Ten nasz krok pierwszy.

Czy tam kręcąc pranki, różne filmiki pokazujące "typowe" sytuację z życia, let's play'e, gdzie ludzie grają i komentują to, co się dzieje w grze.

Początki zawsze są trudne.

Sukces to jest zwykle systematyczna praca.
Lżejsza lub cięższa, ale praca.
Robienie.
Jak nie zaczniesz - tak po prostu robić - to nic nie osiągniesz.

Sporo rzeczy, które robią ci ludzie na YT jest głupich i niezrozumiałych dla mnie, ale ci ludzie, czegokolwiek by nie robili, po prostu to robią.

I to też nie jest tak, że musisz coś robić do końca życia, czy też jak poświęciłeś sporo czasu, aby czegoś się nauczyć, ale potem stwierdzasz, że to nie do końca cię kręci, to musisz to dalej robić.

Ty nie masz obowiązku tego dalej kontynuować.

A tym bardziej nie możesz żałować, tego, czego się nauczyłeś, bo nigdy nie wiesz, kiedy może Ci się ta wiedza przydać, a ja wierzę, że nic nie jest przypadkowe, co oznacza, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że ta wiedza ci się przyda.
Więc to nie jest tak, że zmarnowałaś swój czas.

To ci się kiedyś przyda.

A tu taki przykład zasady: "Po prostu zrób to":

Wyżej widziany pan nazywa się Krzysztof Gonciarz. Zaczynał od kręcenia filmików o grach, na stronie (o grach xD).
Około roku 2007 bodajże zaczął coś wrzucać na YouTube'a, gdy ten jeszcze "raczkował" i nie wiedział, jak wpłynie na losy świata (hehe, zupełnie jak Adolf H.). W tym czasie już interesował się trochę montażem filmów i próby przeprowadzał na swoich produkcjach. Na nich się uczył i zdobywał doświadczenie. Niedługo później stworzył kanał komediowy.

I wtedy jeszcze na pewno nie podejrzewał, że założy firmę tworzącą reklamowe wideo dla firm.
Wyjedzie do Japonii na kilka lat.
Rozkręci tam biznes.
Otworzy kanał, gdzie będą vlogi o Japonii oczami obcokrajowca, gdzie będzie przybliżał kulturę i obyczaje tego kraju.
Zacznie ćwiczyć.
I schudnie.
Zacznie kręcić vlogi dotyczące jego życia.
Nawiąże współpracę z Intelem.
Stanie się sławny i tysiące osób z Polski, przy pierwszej okazji, jaka się nadarzy, będzie chciało go zobaczyć osobiście i zrobić z nim zdjęcie.

No kurcze, tyle człowiek osiągnął, dzięki temu, że robił swoje!

Na tym, że po prostu robił.

I nadal robi.

Nie snuł żadnych dalekosiężnych planów. Nie przypuszczał, że jego życie przybierze taki obrót.

Nie planował, dalej niż to konieczne, niż wymagała jego praca.

Po prostu robił.

Więc i ty weź, i zacznij coś robić.

Małymi kroczkami.

Z lepszym lub gorszym skutkiem.

Ale rób.

Teraz.

~Severitaserum

A tu film Krzysztofa pt. "Krok pierwszy".
Polecam. Zobaczcie. Warto.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top