Rozdział 3
Rosemary POV
Przed chwilą przeżyłam najbardziej krępującą chwilę mojego życia - pocałowałam Michaela Barkley'a! Powiedzenie "Tak" z uśmiechem na ustach przyszło mi nadzwyczaj łatwo, ale całowanie wykraczało poza moją strefę komfortu! Z całej siły powstrzymywałam się, żeby nie przetrzeć ust albo nie zacząć się krzywić.
Zmierzałam nawą główną do wyjścia szczerząc się u boku mojego chwilowego męża. Michael wydawał się bardzo spięty, więc zaczynałam się bać czy nie uznał któregoś z moich zachowań za dziwne lub podejrzane. Moja podświadomość szeptała mi, że się domyślił i jestem w niebezpieczeństwie.
Ale ta sama podświadomość wielokrotnie namawiała mnie do zjedzenia większej ilości bułeczek, bo przecież się zmarnują... Dlatego postanowiłam ją zignorować.
Tłum na zewnątrz wiwatował. Byłam zaskoczona ilością zebranych ludzi. Morze głów ciągnęło się aż po horyzont. Usiadłam w powozie naprzeciwko Michaela. Oboje z uśmiechem na ustach machaliśmy gawiedzi dopóki biedota nie zniknęła nam z oczu. Potem siedzieliśmy w milczeniu w drodze do mojego domu, w którym miał się odbyć początek wesela. Potem zabawa miała zostać przeniesiona do Barkley'ów i tam trwać do późnego wieczora, kiedy to udamy się do sypialni "skonsumować związek małżeński". Musiałam więc dość szybko znaleźć moment na wymknięcie się, żeby uniknąć tej nieporządanej konfrontacji.
***
Po przywitaniu się z każdym możliwym krewnym, powitaniu rodziców i zjedzeniu każdej potrawy po kęsie przyszedł czas na działanie. Lada chwila Michael miał mnie uroczyście przewieść do swojej posiadłości, gdzie tańce i uczta miały potrwać kolejne kilka godzin.
Wstałam od stołu, gdy ogłoszono czas na taniec młodej pary. Michael ukłonił się lekko i ująwszy moją dłoń zapytał:
-Zechcesz ze mną zatańczyć, piękna Rosemary?
-Oczywiście, mój mężu - odparłam siląc się na słaby uśmiech.
Ustawiliśmy się w linię wraz z czterema innymi parami. Uniosłam prawą dłoń do góry i przystawiłam ją do ręki Michaela. Rozbrzmiały pierwsze, wolne takty muzyki. Zaczęliśmy iść w prawą stronę robiąc dwa kółka. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na piękne, piwne oczy z ognistymi obramówkami, którymi mój partner obserwował mnie czujnie od samego początku. Zaczęliśmy kręcić się w lewą stronę, wciąż spoglądając sobie głęboko w oczy. Muzyka przyspieszyła. Oddalaliśmy się i przybliżaliśmy do siebie zataczając coraz większe okręgi. W końcu puściliśmy nasze ręce i zerwaliśmy kontakt wzrokowy. Stanęliśmy naprzeciwko siebie tworząc z resztą tancerzy dwa rzędy. Złapałam za rąbek mojej sukni i ukłoniłam się. Obruciłam się w prawo, w lewo i znów w prawo po czym podeszłam do Michaela. Złapał moją dłoń. Obruciłam się wokół własnej osi i spróbowałam znów spojrzeć w te jego cudowne, hipnotyzujące oczy. Odwrócił jednak wzrok i z zainteresowaniem wpatrywał się w czubek mojej głowy. Ten gest przywołał mnie do porządku i przypomniał, że przecież mam zamiar go dziś zostawić.
Jezu, Rose! Jesteś niemoralna! Nie możesz myśleć, że on jest piękny i wspaniały, gdy zamierzasz go opuścić! Jesteś zapłatą. Zapłatą! Nie zapominaj.
Zbeształam się w duchu.
Muzyka ucichła. Spojrzałam na mojego ojca rozmawiającego z ojcem Barkley'a i stwierdziłam, że to już najwyższy czas...
Panie i Panowie, przedstawienie czas zacząć!
***
Miałam nagły przypływ weny, więc powstało to co właśnie przeczytaliście.
I nie, to nie jest Michael z Rose w mediach, po prostu nie było nic lepszego :)
Do następnego ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top