Zawsze znajdę do ciebie drogę...
Rogers wszedł do swojego pogrążonego w ciemności i ciszy mieszkania. Rzucił tarczę obok miękkiej kanapy, siadając na fotelu. Odchylił głowę do tyłu, zamykając niebieskie oczy. Poszukiwanie Zimowego Żołnierza nie przynosiło żadnych skutków. Bucky ciągle był krok przed nimi, wymykał się gdy tylko znajdowali się blisko niego. Cały czas zmieniał miejsce swojego pobytu. Jakby...jakby też czegoś szukał. Takie wrażenie odnosił Kapitan. Znał w końcu swojego przyjaciela, a to ciągle był on tylko w nieco innej postaci.
-Łatwo cię podejść.- usłyszał znajomy głos gdzieś niedaleko. Otworzył szeroko oczy i spojrzał w ciemność. Dopiero po chwili dostrzegł postać opartą o ścianę. Odruchowo sięgnął po tarczę, dotykając ją opuszkami palców. Wiedział jak niestabilny jest jego przyjaciel. Lepiej było zachować ostrożność.
-Szukałem cię.- odpowiedział jedynie, nie mogąc oderwać wzroku od mężczyzny. James zbliżył się do niego, po drodze zapalając światło. Ubrany w czarny strój, w pełni uzbrojony wyglądał jak zabójca, którym przecież był. Jednak Steve widział w jego oczach coś znajomego, coś co bardziej utożsamiał z Buckym niż Zimowym Żołnierzem.
-Wiem.-stwierdził, stając tuż przed nim. Rogers podniósł się z kanapy, patrząc ciągle w jego oczy. Widział w nich tyle wątpliwości i zagubienia. Barnes wyciągnął w jego stronę metalową rękę, obejmując go w pasie. Blondyn pozwolił mu na to, zaraz wtulając się w najlepszego przyjaciela jakiego kiedykolwiek miał.
-Pamiętam cię, Steve. Pamiętam wszystko.-Bucky szepnął mu do ucha, nie mając zamiaru go puszczać. Już nigdy nie chciał ponownie tracić swojego Stevena, tego który nadal był dla niego najważniejszy. Zrozumienie przyszło wraz z pamięcią. Nie był w stanie dokończyć misji, której celem było zlikwidowanie Kapitana. Rozumiał już czemu.
-Przepraszam, Bucky. Przepraszam. Powinienem był cię złapać.- w niebieskich oczach błysnęły łzy. Gdyby tylko go złapał, James nie przeszedłby tego całego piekła w laboratorium Hydry.
-To nie była twoja wina. Wszystko teraz się ułoży.-Barnes mocniej go objął w pasie, tuląc do siebie jak wtedy gdy byli dziećmi. Wszystko musiało już być dobrze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top