3. Potwór mode on.

Moje futro nasiąkło zapachem dzikiego, wilgotnego lasu. Nic dziwnego. Ja i moja zaufana grupka wilków spędziliśmy tu już dwa miesiące. Uniemożliwiamy dostawy żywności i krwi do wampirzego wojska. Jesteśmy jak boa, który powoli owija się i dusi swoją ofiarę. Głodne wampiry to nierozsądne wampiry, a nierozsądne wampiry to łatwiejsze zwycięstwo.

Ten pomysł wcieliłam w życie po tym jak oślepiono mnie na jedno oko dwa lata temu. Wymaga wielkiej ostrożności, zręczności, szybkości i skuteczności. Szybkie rozprawienie się z grupką wampirów jest niebywale ciężkie jednak przez te dwa lata udoskonaliliśmy je do perfekcji. Żadna pijawka nie ma z nami szans.

Przerzuciłam się na to ze spokojem, ponieważ Michael świetnie sprawdzał się jako dowódca. Jest rozsądny, wydaje przemyślane rozkazy. Jednak to ja mam kobiecą intuicję, do której mój młodszy braciszek się często odwołuje.

Ale co z moim starszym braciszkiem? Dwa lata temu prócz mojego połowicznego oślepnięcia stało się coś jeszcze. Młoda, czarnoskóra dziewczyna-lwica przybyła na teren naszego stada prosić o schronienie dla swojego niewielkiego stadka. Połowa to były dzieci, które chowały się za nią. Lesedi okazała się być mate mojego bliźniaka. Polubiłam ją. Była miła, łagodna i zabawna. Lubiła żartować z samej siebie, miała pole do popisu. No bo, była dziewczyną z Afryki zmieniającą się w lwicę. Czekoladowooka jednak potrafiła być też uparta, zacięta i wojownicza. Nadawałyśmy na tych samych falach.

Ale...

Minęły dwa lata, a Evan nawet jej nie oznaczył.

Czemu?

Rozmyślania przerwa mi wiadomość od jednego ze zwiadowców:

- Posiłki.

Kładę uszy po sobie, wydaję rozkazy i biegnę w stronę gruntowej drogi miękko uderzając łapami o leśne runo. Wiatr przynosi mi zapach tych przerośniętych komarów. Gdy upewniam się, że wszyscy są na swoich pozycjach zwalniam do skradania się. Jestem niemalże bezgłośna, ale nawet jakby moje ofiary wysiliły słuch do granic swych możliwości i tak słyszałyby jedynie szum liści, uderzenia kropel oraz nieśmiałe wokale ptaków.

Przyczajam się na wielkiej kupie skał i patrzę jak niewielka karawana wyjeżdża zza zakrętu. Słyszę ich rozmowy:

- Jesteś pewien? Opowieści o Rannej Bestii nie wydają się być jedynie bajką. Za dużo osób o niej mówi. Za dużo ją widziało.

- To durna legenda. Raz czy dwa jakiś wampir spotkał tu wilkołaka i spanikował. Poza tym ta "Ranna Bestia" podobno nie zostawia przy życiu nikogo, kto spojrzał jej w oko. Gdyby tak było to nic byśmy o niej nie słyszeli, bo kto niby miał o niej mówić?

- A ci wszyscy zaginieni? Konie wracające samotnie do wiosek, zbroczone wampirzą krwią? Rozszarpane auta zepchnięta na obrzeża miasteczek?

- Ty we wszystkie bajki wierzysz? Może jeszcze mi powiesz, że Baba Jaga istnieje!

Samozadowolenie to naprawdę przyjemne uczucie. "Ranna Bestia". Uwielbiam gdy mnie tak nazywają.

- NIC o niej nie słyszałeś? W ogóle wiesz, czemu tak się nazywa?

- A po cholerę miałbym wiedzieć?

- Od blizn, debilu. Od tak wielu i tak gęstych, że wydaje się jakby było ich więcej niż futra. Od ślepego oka, które przeraża swoim srebrnym blaskiem.

- Banialuki!

- Ty naprawdę nie wiesz kim jest Ava Moon...

- Moon? Jak ten zapchlony kundel?

- Ona jest potworem. Prawdziwą bestią. Koszmarem. Wiesz ile krwi przelała? Ile żyć zniszczyła?

- Córeczka kundla i suki! - wybucha śmiechem.

Uśmiecham się makabrycznie wilczymi wargami. Zaraz ci ten chichot uwięźnie w gardle. Ale spokojnie. Wygryzę go stamtąd.

Zeskakuję ze skał na drogę i prostuję się by ukazać swoją sylwetkę w pełnej okazałości.

Szóstka wampirów zamiera. Czuję w powietrzu ich absolutne przerażenie. Gdybym teraz otworzyła pysk poczułabym je na języku. Rzucam się na tego cholernego śmieszka i przyciskam go do gruntu. Moi towarzysze atakują resztę.

Wampir aż się posikał. Wlepia wzrok w moje ślepe oko. Wygląda, jakby miał umrzeć z samego strachu. Robal. Taki niby odważny, tak śmiało obraża, a jednak szcza w majtki gdy obiekt jego drwin staje nad nim. Nie. Nie zabiję go. Mam lepszy pomysł.

---------------------------------------------

Idę boso przez las w stronę obozowiska. Ciemna wampirza krew oblepia moje stopy, dłonie, buzię, szyję i dekolt. Sam patrzy na mnie z lekkim niepokojem. Wiem, że czasami go przerażam. Ale rzeczy, które widziałam, i których doświadczyłam ukształciły gdzieś na dnie mojej osoby prawdziwą Ranną Bestię. 

W gęstwinie zrobiliśmy sporo porządnych, wykończonych nieprzemakalnym materiałem szałasów. Nie musimy się obawiać pogody ni przyuważenia. 

- Ava! - odwracam się słysząc głos mojego znajomego. Niestety, nie pamiętam jak ma na imię. Nigdy nie miałam pamięci do imion.

- Co jest?

- Aż się przestraszyłem! Wyglądasz jak jakiś demon!

- Uznam to za komplement. Ktoś się kąpie w jeziorku?

- Na razie nikt. Możesz się śmiało wykąpać, stanę na czatach.

- Dzięki stokrotne - powstrzymałam się od uśmiechu. Ostatnie czego potrzebuję to szczerzyć się z krwią na zębach.

------------------------------------------------------

Caren nigdy nie należała do strachliwych, czy też przesądnych osób. Nie wierzyła w horoskopy, wróżby, legendy i inne wymysły. Ale Ranna Bestia nie była wymysłem. Była wilkołakiem z krwi, kości i nienawiści do jej rasy.

Rudowłosa wampirzyca wypiła resztę krwi z kielicha. Nie miała nawet sił delektować się jej smakiem. Na kark dyszała jej najpotworniejsza zmora każdego krwiopijcy. Król dał Pilby za zadanie mieć oko na pobliskie lasy i dopilnować by dostawy pożywienia oraz broni dotarły do stacjonujących niedaleko wampirzych wojsk. Nie spełniła drugiej, tej ważniejszej, powinności. Pierwsza też była pod znakiem zapytania. Czy patrole tuż przy linii drzew można określić wyrażeniem "mieć na nie oko"? Dalej przecież działo się wszystko. Jednak Caren nie miała zamiaru wysyłać swoich ludzi dalej. Każdy, który tam poszedł, nie wrócił.

Więc skąd wiedziała o Rannej Bestii?

Ava Moon może i była potworem, ale instynkt macierzyński posiadała jak każda suka. Wampirzątka, które zawędrowały do lasu by się pobawić wracały często nienaruszone, a czasami nawet szeroko uśmiechnięte opowiadając o wielkiej wilczycy, której ktoś zrobił wielkie kuku. W połączeniu z relacją naprawdę nielicznych, którzy przetrwali spotkanie z córką Alfy tylko ze względu na swój młody wiek powstał dość jasny obraz kto tak bestialsko morduje dostawców i żołnierzy.

W końcu król się wkurzy.

Pytanie tylko: Gdy zarzuci na siebie płaszcz z wilczego futra, to co zrobi z niekompetentną Caren Pilby?

**************

Wybaczcie. Dopadł mnie tzw kryzys twórczy. Postaram się ponownie wpaść w nurt szału pisania.

Ktoś z was oglądał anime bądź czytał mangę Kuroko no Basket? Bo planuję fanfika. Nie wiedziałam, że kocham sportówki ^^.

Coś tam.

Coś tam.

*miejsce na narzekanie na świat*

Do przeczytania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top