Tęsknica
Jestem samotny, niezrównoważony, tęsknię za twym widokiem,
A to wszystko potęguje się wraz z nadchodzącym zmrokiem.
Moje myśli ciemnieją niczym niebo, w które wbijam ślepia,
Znowu melancholia, pukając palcem w me ramię, mnie zaczepia.
Moją głowę zamieszkują potwory, tylko ty byłaś w stanie je uśpić,
Teraz ciebie nie ma, a ja by zagłuszyć ich krzyki, pragnę się utopić.
Cały czas zaciskają palce na mojej czaszce, boleśnie tworząc w niej dziury,
A ja tylko czekam, aż zmielą mój mózg na wióry.
Zrobiło się późno, patrzę w ciemne niebo, znów chcę się choćby pożegnać,
Bo tracić cię bez „cześć" to prawie, jak moje gardło podrzynać.
A potem to cofnąć i znów powtórzyć, następnie znów odwołać tą czynność,
I tak w kółko, a to sprawia, że wypełnia mnie bezsilność.
Jednakże potem sobie myślę, po co to całe pożegnanie, ostatnie słowa?
Przecież i tak nie zakończę tego rozdziału, wciąż będzie cię gościć moja głowa.
I mogę tak jak ty, na marne próbować z całych sił zostawić to za sobą,
Ale wiem, że moje życie jeszcze długo będzie przepełnione tobą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top