15. Margo
DZIĘKUJĘ ZA 15 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ! JESTEŚCIE NAJLEPSZYMI CZYTELNIKAMI POD SŁOŃCEM <3
XXX
Nie chciałam się do niego uśmiechać, ale nie potrafiłam powtrzymać własnych ust, które mimowolne poszybowały w górę. Miałam dzisiaj zbyt idealny humor i nawet przez głowę nie przeszła mi myśl, że w tym momencie rujnuje swój plan. Weekend z moim chłopakiem znaczył dla mnie więcej niż sądziłam- zdecydowanie potrzebowałam przy sobie Johnego, ponieważ tylko on utrzymywał mnie przy normalności, nie pozwalał zatonąć we własnych myślach. Obiecaliśmy sobie, że będziemy do siebie codziennie dzwonić na videochacie i spotykać się w każdy weekend, choćby nie wiem co się działo. Raz ja miałam przyjeżdżać do niego, a raz on do mnie.
Odwróciłam się na pięcie od Kaydena i zaczęłam zmierzać w kierunku stołówki. Wcześniej ani razu tam nie byłam, ponieważ nie chciałam by ludzie uznali to za zachętę do rozmów- spotykała tam się bowiem cała szkoła, która przez tak krótki czas, jakim jest przerwa obiadowa, zgrywali się ze sobą przy wspólnych stolikach. Dzisiaj postanowiłam zaryzykować- wiedziałam, że nie miałam się nawet do kogo dosiąść, mimo to weszłam na stołówkę z wysoko podniesioną głową. Nagle poczułam na sobie wiele zaciekawionych spojrzeń moich rówieśników. Wiedziałam, że byłam dla nich tajemnicą, zagadką, której nie da się rozwiązać, ale mi jak najbardziej pasował taki układ.
Kupiłam sobie makaron z sosem pomidorowym i wodę, a następnie ponownie odwróciłam się w kierunku stolikow, tym razem szukając wolnego miejsca.
-Jeśli nie chcesz rozmawiać z dziewczynami na durne tematy typu „czy wpadł ci w oko jakiś chłopak", albo nie chcesz być świadkiem jak płeć brzydka z tobą flirtuje, odpuściłbym.
Wypuściłam głośno powietrze, gdy przede mną znowu pokazał się Kayden. Miałam wrażenie, jakby naprawdę czytał mi w myślach, co z jednej strony niesamowicie mnie przerażało, ale z drugiej... w jakiś chory sposób fascynowało. Ten dziwoląg chodził za mną krok w krok i gdy myślał, że tego nie widzę, wpatrywał się we mnie co najmniej jakby chciał zapamiętać każdy szczegół mojego ciała.
-To co proponujesz?- spojrzałam na niego, a ten tylko uśmiechnął się tajemniczo, a przez całe moje ciało przeszly ciarki.
-Chodź za mną-odpowiedział i gdy już miał wychodzić ze stołówki, chwyciłam go za rękę i odwróciłam w moją stronę.
-Chyba cię mocno walnęło w ten zasrany łeb- warknęłam przez zęby- Jeśli myślisz, ze polece na tak tani podryw, zaprowadzisz mnie do szatni i mnie przelecisz, to grubo się mylisz kochany. Nie jestem łatwa.
Czułam jak ze złości wbijałam sobie swoje długie paznokcie w dłoń. Miałam ochotę walnąć go porządnie w jajka, tak jak uczył mnie mój brat by gorzko pożałował, że w ogóle miał czelność cokolwiek proponować. Znałam chłopaków takich jak on, Johny mnie przed nimi przestrzegał.
-Słuchaj laska, chciałem być miły- zauważyłam, że na jego wiecznie pogodnej twarzy, pojawiła się złość. Zacisnął usta w wąską linie, wydawał się... zraniony?- Jak chcesz dalej udawać taką niedostępną zdzirę, proszę bardzo, droga wolna. Ja chciałem jedynie zaproponować ci obiad z dala od tych idiotów. Zresztą, po co się tłumacze?! Radź sobie sama.
Z jego oczu biła szczerość i dopiero po chwili zorientowałam się, że popełniłam błąd, sądząc że jego zamiary były nieczyste, dlatego gdy wyszedł z pomieszczenia, pomaszerowałam za nim. Przeszedł przez cały korytarz i zszedł do piwnicy, do której nikt nie miał wstępu, prócz nauczycieli, by następnie, szybkim krokiem, wejść po schodach do góry. W suficie można było dostrzec klapę, którą mocnym pociągnięciem otworzył. Wszedł na dach, a ja za nim.
Gdy ujrzałam panoramę miasta, zabrało mi dech w piersi. Może nie byłam jakoś szczególnie wysoko, jednak zdawałam sobie sprawę, że gdybym spadła, nic nie zostałoby z mojego ciała.
-Jednak mi zaufałaś- chłopak usiadł na krawędzi i poklepał miejsce obok siebie. Ze swojego plecaka wyjął kanapkę i zaczął ją jeść.
Powolnymi ruchami usiadłam obok Kaydena i otworzyłam pudełko z makaronem. Było mi strasznie głupio, że tak na niego naskoczyłam. Wiem, że taki był mój plan- odpychać od siebie każdego, ale poczułam, że naprawdę przesadziłam. Zresztą, jeden sprzymierzeniec to chyba nic złego?
-Przepraszam- cały czas wpatrywałam się w panoramę miasta, ponieważ nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy- Trochę nie radzę sobie ze złością i... innymi emocjami.
Pierwszy raz otworzyłam się przed kimkolwiek, nie licząc mojego chłopaka. Poczułam się bardzo dziwnie, jakby wypowiedzenie tych słów trochę mi pomogło.
-Luz, znam to uczucie- powiedział z pełnymi ustami i uśmiechnął się lekko- Rozmawiasz właśnie z chłopakiem niestabilnym emocjonalnie, kompletnie nic mnie nie zdziwi.
Panowała między nami cisza, dopóki Kayden znowu się nie zaśmiał. Starałam się przetrawić to co powiedział, zastanawiając się równocześnie, co sprawiło, że tak o sobie mówi.
-Co znowu?- mruknęłam przełykając jedzenie.
-Kontrolujesz to?- zapytał się śmiejąc się jeszcze głośniej. Gdy zauważył, że kompletnie nie wiem o co mu chodzi, wskazał palcem w miejsce powyżej moich oczu- Twoje brwi. Za każdym razem gdy się zastanawiasz, śmiesznie je marszczysz. To wygląda komicznie.
Przewróciłam oczami, nie będąc pewna czy nie powinnam potraktować tego jako obrazę. Chłopak (znowu!) jakby czytając mi w myślach, powiedział:
-Nie przejmuj się, pasują ci.
Mrugnął do mnie jednym okiem, a ja poczułam jak usta szybują mi do góry. Uśmiech ten pozostał na mojej buzi jeszcze długi czas.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top