13. Kayden


Byłem pewien, że zaraz zwymiotuje.

Ręce trzęsły mi się z nerwów.

A jego dalej nie było.

Stałem przy umówionej uliczce w norze pomiędzy dwoma źle wyglądającymi blokami i zaciągałem się tytoniem z papierosów. Zdążyłem wypalić całe moje zapasy papierosów, które znajdowały się w kurtce, w ciągu tych trzydziestu minut. Czułem, jak żołądek podchodził mi do gardła, nie mogąc już dłużej nad tym panować, zwymiotowałem obok siebie, czując jak moje ciało walczy by nie zemdleć. Wiedziałem jednak, że nie mogłem teraz odejść- musiałem do tego wrócić, by zebrać potrzebne pieniądze na adwokata, nowe mieszkanie czy szkołę mojej siostry, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Obiecałem jej, że wydostanę ją z tego okropnego miasta jak najszybciej i zamierzałem dotrzymać umowy.

Odetchnąłem z ulgą gdy ujrzałem idącego w moją stronę zakapturzonego mężczyznę. Od razu wiedziałem, że to był Nicholas, szedł bowiem bardzo specyficznym chodem. Za wszelką cenę chciał pozostać niezauważony i właśnie to sprawiało, że zwracał na siebie uwagę.

Włożyłem ręce do kieszeni i skinąłem mu lekko głową. Najchętniej naplułbym mu na twarz, ale wiedziałem, że jego pieniądze są moją ostatnią nadzieją, dlatego gdy podał mi kilka małych paczuszek, przyjąłem je bez słowa.

-Zasady się nie zmieniły, kolego. Masz trzy dni żeby to wszystko sprzedać, inaczej wykładasz ze swoich, albo masz u nas dług. A chyba nie chcesz mieć u nas długu, prawda?- zapytał się podchodząc bliżej, wyjmując ze swojej kieszeni nóż i przyłożył mi go do boku.

Patrząc mu w oczy pokiwałem przeciwnie głową. Wiedziałem jak wiele ryzykuje, ale nie pakowałem się w rzecz, którą robiłem pierwszy raz. To był mój teren. Miałem klientów, którzy byli na takim głodzie narkotykowym, że byli w stanie solidnie przepłacić

-Grzeczny chłopiec- uśmiechnął się pokazując jednocześnie swoje okropne ubytki z brązowo-żółtych zębach i schował nóż- Współpraca z tobą to czysta przyjemność. Jak wszystko sprzedasz, wiesz gdzie mnie szukać. Wtedy dostaniesz wypłatę.

Szybkim i zdecydowanym ruchem włożył mi reszte towaru do kurtki, po czym odszedł.

Upewniłem się, że na pewno nie ma nikogo w pobliżu, po czym oparłem się o ścianę budynku. Tłumaczyłem sobie, że nie miałem wyboru, jednak było to najgorsze usprawiedliwienie świata. Sprzedając to gówno ludziom, trułem ich i zdawałem sobie z tego sprawę. Za każdym kolejnym razem gdy przychodzili do mnie ci sami ćpuni, próbowałem ignorować zachodzące zmiany w ich wyglądzie i zachowaniu, jednak im starszy byłem, tym ciężej było mi zachować obojętność.

Oprócz tego, gdyby ktoś przyłapałby mnie na sprzedawaniu narkotyków, byłbym w dupie. Nie pomógłbym mojej siostrze, pewnie nawet pogorszyłbym jej stan, ale to ryzyko było znikome. Naprawdę byłem w tym dobry.

Otarłem usta wierzchem kurtki i zacząłem kierować się do tych mniej bogatych dzielnic. Dzisiaj nie musiałem stawiać się w pracy w kawiarni, więc postanowiłem, że załatwię narkotyki najszybciej jak się da.

Minęły może dwie godziny, kiedy wyprzedałem cały towar i usiadłem na ławce w parku, bardzo blisko budynków, w których mieszkam. Uśmiechnąłem się pod nosem na myśl, jak łatwo mi to wszystko poszło. Zdałem sobie sprawę, że dzisiaj już jest za późno by odwiedzić Lily, dlatego postanowiłem, że zrobie to jutro, jeszcze przed pracą.

Kilka godzin później poszedłem do swojego domu, w którym mieszkałem sam. No, może nie do końca. Kobieta, która mnie adoptowała, była bardzo szanowaną biznesmenką, która wyjeżdżała na długie tygodnie do pracy i wracała raz w miesiącu na jeden weekend, dlatego właśnie mówiłem wszystkim, że mieszkam sam. Ruby była przekochaną panią po czterdziestce, która zawsze bardzo chciała zajść w ciąże, a nigdy nie mogła. Dziesięć lat temu, gdy wybrała się do domu dziecka i mnie zobaczyła, od razu wiedziała, że będę jej wymarzonym synem. I naprawdę starałem się ze wszystkich sił, by nigdy nie przestawała na mnie patrzeć, tak jak za pierwszym razem gdy mnie zobaczyła. Miałem bardzo dobre oceny, mimo tego, że moje zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Może i nie miałem znajomych, ale doskonale zdawałem sobie z tego, że jestem wyjątkowo mądry. Każdy wieczór spędzam wpatrując się w książki, a w weekendy, gdy mama nie przyjeżdża, wybieram się na wykłady. Na początku, gdy zaczynałem swoją pracę z narkotykami, zbierałem na swój pierwszy samochód, by jeździć nim na szalone wyprawy po okolicy. Chciałem być jak Indiana Jones, przeżywać przygody, dostrzegać rzeczy, których nikt inny nie widzi. I po jakimś czasie mi się udało- uzbierałem pieniądze i kupiłem sobie starego, używanego jeepa od jakiegoś gościa, który był zdesperowany by go sprzedać. Całym sercem pokochałem swojego grata i byłem dumny z siebie, że kupiłem go sam, bez pomocy Ruby, która nalegała, że się dołoży. Odrzuciłem jej propozycje. Naprawdę chciałem samodzielnie wydać pieniądze- dostać to, na co zasłużyłem.

XXX

Hejka! Przepraszam, że znowu jakiś czas nie było rozdziału. Miałam go już od dawna napisanego, ale nie miałam internetu, więc nie mogłam go dodać.

Zachęcam was do komentowania i gwiazdkowania <3 To mnie bardzo motywuje. Jeśli macie jakieś uwagi, proszę napiszcie je.

Miłego dnia!

Adrianna

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top