4. Valerie

Przemarznięta pozwoliłam by mój chłopak podniósł mnie na nogi i zaniósł do swojego domu. Położył mnie na swoim łóżku, zdjął mi jeansy i bluzkę, ale za to dał mi swój za duży polar, który zasłaniał mi to co było trzeba. Przykrył mnie kołdrą i rozwiesił moje ubrania na kaloryferze.

-Czekałem aż przyjdziesz- przyznał szczerze wpatrując się we mnie- Chociaż zacząłem tracić nadzieję, że kiedykolwiek to zrobisz, mimo to czekałem na ciebie.

Zamknęłam oczy i postarałam się wziąć kilka porządnych wdechów powietrza, by jak najszybciej się uspokoić. Zauważyłam, że łzy mimowolnie dalej ciekły mi po policzkach i nie potrafiłam już nad tym zapanować.

-Nie ma twoich rodziców w domu?- zapytałam się Johna i dopiero teraz rozejrzałam się po całym pokoju.

Panował tutaj bałagan, którego nawet nie byłam w stanie opisać. Wszędzie porozrzucane były pudełka po jedzeniu, butelki po alkoholu, wypalone papierosy znajdujące się na podłodze. Na biurku za to leżały tylko dwie rzeczy- jedna mała zapachowa świeczka i zdjęcie z ubiegłego lata Johna i Patricka.

To przez Patricka poznałam mojego chłopaka. Przyjaźnili się tak naprawdę od dzieciństwa, więc znałam go bardzo długo, jednak to mój brat, gdy zauważył, że podoba mi się jego najlepszy przyjaciel, postanowił nas spiknąć.

-Wyjechali na trzy dni- wydukał i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie był do końca trzeźwy.

Pokiwałam głową i otarłam szybko łzy wierzchem dłoni.

John był wysokim mężczyzną rok starszym ode mnie. Miał brązowe włosy i przenikliwie niebieskie oczy, z których był on w stanie wyczytać wszystko. Dzisiaj miał na sobie brązową koszulkę oraz czarne jeansy. Nie miał przeciętnej urody- miał mocno zarysowaną szczękę oraz usta większe od niejednej dziewczyny, co sprawiało, że cieszył się dużą popularnością wśród kobiet.

-Podasz mi zapalniczkę?- zapytał po czym dodał- Praktycznie na niej siedzisz.

Wstałam z łóżka i rozejrzałam się dookoła. Gdy znalazłam przedmiot, podałam mu go, a ten od razu zapalił papierosa i bardzo mocno się nim zaciągnął.

-Nie wiedziałam, że palisz- przyznałam i ponownie weszłam do łóżka, ponieważ czułam, że dalej się trzęsę.

-To mnie uspokaja. Sprawia, że na chwilę odrywam się od tej zasranej rutyny, która mnie otacza. Boże brzmi to kurwa głupio-przyznał przewracając oczami- Nałóg mi w jakiś sposób pomaga.

Nie skomentowałam jego wypowiedzi po prostu zaczęłam bawić się skrawkiem materiału z poszewki. Nie wiedziałam dokładnie do powiedzieć ani co zrobić. Przytulić go? Powiedzieć, że wszystko się ułoży? Wypłakać w ramie? Miałam wrażenie, że dawno nie czułam się aż tak bezradna i skołowana jak teraz. Nie wiedziałam po co przyszłam.

Na szczęście John nie kazał mi podejmować decyzji- to on nagle położył się obok mnie, wtulił swoją głowę w moje włosy i zaczął płakać. Zauważyłam, że nie pachniał mydłem cytrusowym jak zawsze- tym razem można było wyczuć papierosy, alkohol i chyba marihuanę, co niekoniecznie mi się podobało. Wiedziałam jednak, że każdy inaczej przeżywa takie sytuacje. On się stoczył.  Ja mam depresje. Jak na razie nie ma co na to poradzić.

Po dwudziestu minutach milczenia, mój chłopak zasnął, znów zostawiając mnie samą z myślami. Delikatnie odgarnęłam jego głowę, w taki sposób bym mogła swobodnie wstać z łóżka. Postanowiłam tu trochę posprzątać. Przyniosłam z zaplecza worki na śmieci i włożyłam w nie wszystkie butelki po wódce, niedopałki oraz inne niepotrzebne już rzeczy. Następnie przebrałam się w ciuchy, w których przyszłam- były jeszcze trochę wilgotne, ale na ten moment mało mnie to obchodziło. 

Wyrwałam kartkę z zeszytu, który znalazłam gdzieś na podłodze oraz wzięłam długopis z piórnika. Szybko nabazgrałam przeprosiny, zgięłam kartkę w pół i zostawiłam na stole.

Wiedziałam, że gdy przeczyta to co mu napisałam, nie będzie zadowolony. Zwłaszcza jeśli zda sobie sprawę, że to pożegnanie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top