26. Margo
W domu było już tylko gorzej.
Kiedy tylko zamknęłam drzwi od pokoju, osunęłam się po nich jak szmaciana lalka i schowałam twarz w dłoniach. Wybuchłam niepohamowanym płaczem, starając się zapanować nad drżeniem ramion. Tak długo nie pozwalałam sobie na choć trochę zwykłej i zdrowej żałoby, że teraz miałam wrażenie, iż łzy mi się nie kończyły, wręcz płynęły strumieniami. Dotknęłam policzków, ale przejechałam po nich tylko rękami, przypominając sobie jak pieszczotliwie głaskał mnie mój chłopak, gdy pierwszy raz leżeliśmy obok siebie. Dotknęłam ramion, na których zawsze opierał się mój brat, ponieważ był wyższy i chciał mi dokuczyć. Dotknęłam ud i momentalnie wyczułam mięsnie, na które tak długo pracowałam pod wodą. Spojrzałam na dłonie, którymi starałam się uratować Patricka.
Moje ciało było wspomnieniami momentów, które chciałam zapomnieć. I jak ja miałam normalnie żyć, kiedy w lustrze widziałam wszystkie osoby, które zawiodłam? Których z a b i ł a m?
Wstałam z podłogi i położyłam się na łóżku, by chwilę potem wstać by zapanować nad własnym ciałem.
Łamałam się. Widziałam o tym. Nie wiedziałam co robić, czułam się taka zagubiona. Stałam między depresją, a kompletnie inną wersją siebie. Nie chciałam być inna, nie chciałam być smutna. Bycie sobą było jednak najbardziej skomplikowaną opcją-nie wiedziałam już kim jestem. Czułam się jakby Valerie uciekła z mojego ciała i pozostawiła kogoś, kto sobie autentycznie nie radzi. Dlatego tak bardzo zależało mi, by każdy mówił do mnie Margo. Przynajmniej do momentu, kiedy Valerie wróci. O ile wróci.
W końcu zgasiłam światło i położyłam się do łóżka gdzie przykryłam się kilkoma kocami, chociaż wcale nie było mi zimno.
W myślach prosiłam o pomoc.
W myślach płakałam.
W myślach
KRZYCZAŁAM
BARDZO
DŁUGO
XXX
mam nadzieje ze spedziliscie/spedzicie cudowne ferie <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top