16. Margo


Po szkole, jak codziennie, poszłam do antykwariatu, w którym pracowałam. Babcia Jackie zgodziła się bym pomagała, ale nie pasował jej mój pomysł bym robiła to w ramach wolontariatu- postanowiła co miesiąc dawać mi wypłatę, która szczerze mówiąc, była bardzo uboga, jednak doceniałam każdy gest. Od razu, gdy weszłam do środka, zdjęłam kurtkę oraz plecak i schowałam je za ladę, po czym wzięłam się do roboty. Rano przyszła dostawa nowych książek i trzeba je było wszystkie zastempelkować, a następnie wprowadzić ich nazwy do systemu. Jackie siedziała obok mnie i mówiła, co dokładnie powinnam robić.

-Musisz wziąć nową książkę, otworzyć ją na pierwszej stronie i przybić stempelek w taki sposób, by logo naszego antykwariatu się nie rozmazało i było pionowo. Z tyłu, na okładce musisz przykleić naklejkę z kodem kreskowym, zeskanować go i wprowadzić do systemu. Tym sposobem, gdy ktoś będzie chciał wypożyczyć lub kupić książkę, zeskanujesz ją i w systemie pokaże ci się nazwa wraz z ceną.

Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, po czym na chwilę przestała pracować, by wziąć ogromny łyk herbaty. Miałam wrażenie, że dziewczyna była od niej uzależniona. Każdego dnia widziałam ją z kilkoma gigantycznymi kubkami, które była w stanie wypić w błyskawicznym tempie.

-Margo, jak podoba ci się to miasto?- zapytała się mnie dziewczyna z ciekawością słyszalną w głosie- Znalazłaś już sobie jakiś znajomych w nowej szkole? Może chcesz żebym oprowadziła cię trochę po okolicy?

Przełknęłam głośno ślinę i ze wszelkich sił starałam się, żeby nie było po mnie widać niezadowolenia.

-Jest piękne, czuje się tutaj jak w domu- wypowiedziałam to zdanie z zamkniętymi oczami. To kłamstwo było tak ogromne, że nie wiem, jak wyszło z mojego gardła. Jackie nie chodziła jednak do mojej szkoły- nie musiałam się na niej wyżywać. Była naprawdę bardzo miła i widać, że się starała- Jak będziesz miała kiedyś chwilkę wolnego, to na pewno skuszę się na mały spacer.

Brunetka pisnęła zadowolona i ponownie upiła trochę herbaty.

-Co powiesz na weekend? W każdą sobotę, trochę za miastem, organizują kino samochodowe, które jest całkiem niezłą frajdą. Może chciałabyś się ze mną wybrać?

Westchnęłam i popatrzyłam się na nią przepraszającym wzrokiem.

-W każdy weekend spotykam się ze swoim chłopakiem, który mieszka w mieście, z którego się przeprowadziłam.

-Masz chłopaka? CHŁOPAKA? I ja dopiero teraz się dowiaduje?- dziewczyna przerwała pracę i chwyciła mnie za rękę- Chce znać każdy szczegół. K A Ż D Y.

-Powtarzasz się- nie mogłam opanować śmiechu, a Jackie zrobiła nadąsaną minę- W sumie, może pójdziemy w trójkę? Po co opowiadać, skoro mogłabyś sama go poznać?

-No to jesteśmy umówione, koleżanko.

...

-Wróciłam!- krzyknęłam gdy przekroczyłam próg domu. Od razu przybiegła do mnie mama, która mocno mnie przytuliła, ale wyrwałam się jej nie ukrywając odrazy. Minął prawie miesiąc od śmierci Patricka i bardzo powoli zaczęłam dochodzić do siebie, jednak nie miałam zamiaru odbudowywać relacji z rodzicami. Nie rozumiałam ich i idealnie zdawałam sobie sprawę, że nic nie usprawiedliwiało ich zachowania.

-Spóźniłaś się. Zrobiłam obiad, możesz go sobie odgrzać- kobieta nie chciała odpuścić- Jak zjesz, musisz wziąć tabletki.

-Nie potrzebuje ich- warknęłam gdy weszłam do salonu i usiadłam przy stole- Mówiłam ci, że nie chce ich brać, czego w tym nie rozumiesz?!

-Kochanie, twój psychiatra wszystko mi wytłumaczył. Wiem, że każdego dnia cierpisz, ale nie chcesz tego pokazywać. Mówił mi też, że za pewnie masz momenty, kiedy naprawdę jesteś szczęśliwa, ale starasz się je ograniczać, ponieważ chcesz zranić sama siebie. Nie chcesz wyjść z żałoby.

Nie potrafiłam odpowiedzieć, ponieważ w jej wypowiedzi znajdowała się sama prawda.

-Baaaardzo długo z nim rozmawiałam, kotku. Powiedział, że te tabletki sprawią, że poczujesz się lepiej.

Starałam się opanować gniew, który przeszył moje ciało. Raz na jakiś czas miałam coś w rodzaju ataku paniki, który przejawiał się w różnych formach. Byłam w stanie krzyczeć i nie hamować się z językiem, płakać, stracić przytomność, trząść się ze strachu i tak dalej.

-Matko- wzięłam głęboki wdech zanim w moim głosie można było usłyszeć zimno- Dlaczego nie możesz zrozumieć, że wraz śmiercią Patricka, umarłam ja? Nie musisz się starać, bo i tak nic to nie wskóra. Wiesz co najchętniej bym zrobiła? Dołączyła do mojego brata w niebie! Ale jesteście pierdolonymi egoistami i nie chcecie mi na to pozwolić!

Czułam jak panika przejmuje kontrolę nad moim ciałem. Wrzeszczałam na całe gardło i nie potrafiłam się opanować. Wstałam i stanęłam naprzeciwko kobiety, która spoglądała na mnie z przerażeniem zaczynając się cofać w kierunku ściany. Zbliżałam się jednak co raz bardziej i wiedziałam, że czuła się jak w pułapce.

-Kochanie, błagam cię, daj sobie pomóc. Przejdziemy przez to razem. Pamiętaj, że zawsze możesz znaleźć we mnie wsparcie- po policzku mamy poleciała samotna łza. Byłam szczerze zadziwiona jej nagłą oznaką czułości, ale nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia.

Nie miałam siły już z nią rozmawiać, dlatego odwróciłam się na pięcie i poszłam do swojego pokoju. Chciałam zamknąć drzwi na klucz, ale zabrali mi go, po mojej pierwszej próbie samobójczej. Chcieli mieć mnie cały czas pod kontrolą w razie gdyby się coś działo.

Na samym początku było mi ich szczerze żal- musieliby przeżywać śmierć dwójki dzieci w tak krótkim czasie, jednak ból, który sama przeżywałam, był nie do zniesienia. Czułam go przy każdej możliwej czynności, którą normalnie wykonywałabym razem z bratem. Nie mogłam pozwolić sobie na to, by wyjść z tej żałoby i iść dalej, ponieważ w mojej głowie Patrick dalej istniał, a ja nie chciałam stracić go na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top