8.

Tydzień później obaj panowie znajdowali się w sali wraz z weteranami wojennymi, którzy dyskutowali na temat zapobiegania codziennych koszmarów. Bucky'emu przyszło usiąść obok dziewczyny Sama, która niezbyt dyskretnie posyłała mu słodkie uśmieszki. Wilson próbował zachowywać się poważnie i profesjonalnie, jednak nie wychodziło mu to najlepiej. Choć Barnes zauważył ich dziwne zachowanie dopiero pięć minut temu, miał już serdecznie dość i przeniósł swoją uwagę na dwóch mężczyzn siedzących przed nim. Ów dżentelmeni ignorowali wszystkie osoby wokół i rozmawiali o swoich doświadczeniach z nocnymi torturami. Buck miał ochotę do nich dołączyć, ponieważ jako jedyni wyglądali na najmniej skatowanych życiem. 

Spotkanie dłużyło się brunetowi o wiele bardziej niż poprzednio, kiedy sam wyszedł na wodzireja tej schadzki. Patrząc na zegarek, uświadomił sobie, iż Wilson tak bardzo dał się ponieść zabawie, że nie zauważył kolejnej upływającej godziny, która powinna zakończyć wydarzenie. Wiedział, że znów wyjdzie na gbura, ale puknął Suzan kolanem i szepnął, aby przypomniała Samowi, że czas minął. Kobieta na szczęście go nie zignorowała. Pokazała palcem na nadgarstek, sygnalizując ukochanemu, że już pora kończyć. Ten jakby się obudził i przemówił do wszystkich, kończąc rozmowę i żegnając się.  

Wrócili do domu we trójkę, co stało się już tradycją przez ten tydzień. Bucky zawsze szedł z tyłu w ciszy, słuchając ich przesłodzonych rozmówek lub planów na następny dzień, który i tak będzie wyglądał podobnie. Brunet nie czuł się odtrącony ani ignorowany. Rozumiał, że skoro jego kolega znalazł sobie partnerkę, jest podekscytowany i chce spędzać z nią cały swój wolny czas. Suzan także mu nie przeszkadzała. Choć czasem robiła z siebie słodką idiotkę, posiadała swój urok osobisty, który sprawiał, że wybaczało jej się takie zachowanie. Sam także był wyrozumiały i kiedy chciał spędzić noc z dziewczyną, wybierali się do niej, aby współlokator miał spokój. Dzięki temu Barnesa częściej odwiedzał Steve, który zawsze przynosił wiele informacji z pracy. 

Tym razem blondynka wyszła od nich szybciej, usprawiedliwiając się zamianą godzin pracy z koleżanką. Krótko po jej wyjściu zadzwonił telefon Sama. Bucky siedział w kuchni, jedząc lunch i nasłuchując.

— Dobrze, nie ma problemu — mówił Wilson — i tak wspominałaś mi o tym wcześniej... Tak, kiedy i na ile chcesz... Nie będzie się nudzić, masz to zagwarantowane. To do soboty. 

Falcon rozłączył się i wszedł do kuchni z uśmiechem na ustach. Kiedy zobaczył zobojętniałą minę Bucky'ego, zwątpił, czy informacja, którą teraz usłyszy, go ucieszy. Sądził, że nie, ale miał nadzieję, że nie będzie najgorzej. 

— Muszę ci coś powiedzieć — zaczął.

— Co?

— Wspominałem ci niedawno, że moja siostra ma córkę. Mówiłem też, że ma do mnie wpaść, bo Sarah chce jechać z mężem na urlop. Pamiętasz?

— To dziecko tu będzie? — Barnes spojrzał na niego z przerażeniem.

— To fajna dziewczynka, nie masz się czego obawiać. 

— Na ile?

— Dwa tygodnie.

— Dwa tygodnie z dzieckiem pod jednym dachem?

— Tak. Nie podoba ci się to?

— Nie wiem, czy ty pamiętasz, ale mówiłem ci, że niezbyt dobrze dogaduję się z dziećmi.

— A kiedy niby ostatnio miałeś styczność z jakimś dzieckiem? — zapytał Sam.

Bucky chciał coś powiedzieć, jednak po chwili zrezygnował.

— No właśnie. Nie obawiaj się. Pewnie będzie tak samo nieśmiała przy obcym jak ty, więc nie będzie ci wchodzić w drogę — rzekł czarnoskóry.

— Twoja siostra w ogóle wie, że mieszkam u ciebie?

Tym razem Sam zrezygnował z odpowiedzi.

— No właśnie. Jak mnie zobaczy, to pewnie od razu zabierze dziewczynkę.

— Oj tam. Wcale nie musi się dowiedzieć, że tu jesteś. Siedź w pokoju, kiedy przyjedzie i tyle. Mia nic nie wygada.

— Wierzysz w to, że mała dziewczynka będzie trzymać język za zębami i tym bardziej nic nie powie swojej mamie? — spytał Barnes.

— Nie, nie wierzę...

— No właśnie.

— Ale! Poczekaj. Ta mała chytruska uwielbia zakłady i różnego rodzaju rywalizacje. Zaoferuje jej torbę słodyczy i po sprawie. 

— Jesteś pewien?

— Przez dwa miesiące jadła wszystkie warzywa na obiad, bo założyłem się z nią, że za to dostanie nowy rower na święta. Myślę, że w tym wypadku rower jest ważniejszy niż ty, więc to będzie pikuś. 

— Dzięki za podwyższenie samooceny, kolego. Jeżeli wygada, to i tak będzie twoja wina, bo ja nie zamierzam wysłuchiwać skarg obcej kobiety. 

— Tak, wiem. To ja ponoszę odpowiedzialność — przytaknął Sam.

— Dobrze, że jesteś tego świadomy. Nie zamierzam też jakoś specjalnie darzyć tego dziecka sympatią, więc nie spodziewaj się aktów miłosierdzia z mojej strony. 

— Przecież nic ci nie zrobiła. Mógłbyś się zmusić chociaż do rysowania z nią.

— O tym będziemy rozmawiać, jak już będzie w tym domu. Tymczasem ja idę do siebie.

— Nie da się z tobą normalnie dogadać. — Westchnął Wilson.

Bucky odszedł do swojego pokoju, a Sam pozostał w kuchni, myśląc o wizycie Mii. Nie przejmował się za bardzo niechęcią Barnesa. Już wcześniej obiecał siostrze opiekę nad jej córką, więc nie mógł zrezygnować z tego zadania, tylko dlatego że jego współlokator nie lubi dzieci. Miał taką cichą nadzieję, że może Mia choć trochę go do siebie przekona i się zaprzyjaźnią. Spędzanie czasu z małą dziewczynką zajęłoby go na tyle, że nie przejmowałby się innymi problemami oraz nie rozmyślał w samotności o przeszłości.

Rogers został powiadomiony przez Barnesa o planowanym przybyciu siostrzenicy Sama do domu. Buck wiedział, że jego przyjaciel lubi dzieci, więc nie przejmie się tym tak bardzo jak on. Steve od razu napisał, że cieszy się z tego powodu i też będzie chciał poznać dziewczynkę. Pocieszył bruneta, mówiąc, że to nic takiego, a mała na pewno nie będzie sprawiała problemów, jeżeli Wilson tak go zapewniał. Zimowy Żołnierz oczywiście polemizowałby, ale nie chciał spierać się z blondynem. Powiedział jedynie, że po sobocie ma nadzieję na spotkanie i opowie mu pierwsze wrażenia. 

Tak długo wyczekiwany dzień nadszedł bardzo szybko. Już przed południem zjawiła się rodzina Sama. Bucky siedział w swoim pokoju i obserwował wszystkich przez okno. Widział, jak Wilson wyszedł na zewnątrz, aby ich powitać. Mała dziewczynka z burzą loków na głowie błyskawicznie wyskoczyła z samochodu i przytuliła się do wujka, który uniósł ją na ręce. Następnie z auta wyszli jej mama i tata. Sarah ucałowała brata w policzek, a jej mąż uścisnął mu dłoń. Rozmawiali o czymś chwilę, aż Mia zeszła z rąk Sama i podeszła do bagażnika, z którego chciała wziąć swoje rzeczy. 

— Nie trzeba jej zmieniać pieluch jak kiedyś, więc pewnie będziesz zadowolony — zaśmiała się kobieta.

— Nawet nie wiesz jak.

— Ja wezmę swoje rzeczy! — Dziewczynka złapała za walizkę i próbowała ją wyciągnąć.

— Tata i ja zaniesiemy twoje rzeczy, odsuń się. Weź swoją torebkę z tylnego siedzenia.

— Dobra. — Przewróciła oczami.

— Ja wezmę tę walizkę i zaniosę — powiedział Sam.

— Daj spokój. — Ojciec Mii wyprzedził go i wszedł do domu ze średniej wielkości różową walizką. — Do pokoju gościnnego?

— Tak — potwierdził Sam. 

Bucky wybałuszył oczy i zaczął spanikowany rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu kryjówki. W końcu on przebywał w pokoju gościnnym przez cały czas. 

— Nie! Chwila! — krzyknął Wilson.

— Co? 

— Zostaw rzeczy w salonie. Ja jeszcze muszę tam posprzątać. 

— No dobrze.

Barnes słyszał kroki obok pokoju, które oddaliły się w głąb korytarza i zatrzymały w salonie. Mężczyzna stał pod drzwiami i nasłuchiwał dalej. Czekając tak, uświadomił sobie, jakie to było głupie nie mówić nic o dodatkowym domowniku. No cóż, nie mógł teraz wyjść i się przedstawić, bo byłoby to trochę nie na miejscu. Przynajmniej tak mu się wydawało.

— Jedziecie od razu? — spytał Sam.

— Tak. Samolot mamy za godzinę — odpowiedziała Sarah.

— Mam nową poduszkę z Żółwiami Ninja, wiesz? Będę na niej spała. Chcesz zobaczyć? — Mia złapała wujka za rękę i zaczęła się na niej wieszać. 

— Pokażesz mi wieczorem — powiedział Wilson, zastanawiając się, gdzie kto będzie spał. 

Jak mogłem zapomnieć, że Bucky zajmuje pokój Mii? — pomyślał. Spojrzał na okno od wspomnianego pokoju, mając nadzieję, że Barnes jeszcze tam nie umarł. 

Tymczasem długowłosy chował się za otwartymi drzwiami jak mysz. Szwagier Sama stał w progu, zaglądając do pokoju. Widząc nieułożoną pościel, kilka ubrań i rzeczy na szafkach, zmarszczył brwi i zamknął drzwi. Wrócił do rodziny rozmawiającej w ogrodzie.

— Ktoś chyba u ciebie niedawno był i nawet zapomniał zabrać rzeczy, co? — spytał Wilsona.

— Sam, masz kogoś? — Jego siostra znacząco się uśmiechnęła.

— Nie, ja nie...

— Uuuu, wujek Sammy ma dziewczynę — zaśmiała się Mia.

— Znaczy... Kolega u mnie nocował. Resztę rzeczy weźmie później.

— Yhym... Kolega... — mruknęła Sarah.

— Nie żebym was poganiał, ale nie musicie już jechać? 

— Ech, faktycznie. Chyba ktoś musi się pożegnać z mamą. — Kobieta spojrzała na dziewczynkę.

— Już? — zapytała niezadowolona i podeszła do matki. 

— Bądź grzeczna i pomagaj wujkowi. Będę dzwonić, więc się wszystkiego dowiem.

— Wiem, wiem. — Przewróciła oczami. — Mam jeść warzywa i owoce, a słodyczy mniej.

— Dokładnie. 

— Będę tęsknić. — Przytuliła się mocno do Sarah. — I za tobą też. — Podeszła do taty, który ją objął.

— My też będziemy — powiedzieli oboje. 

— A wujek Sam niech jej nie rozpieszcza za bardzo. — Sarah spojrzała na brata. 

— Zobaczymy. — Wzruszył ramionami.

— Dobra. Nie lubimy ckliwych pożegnań. Jedziemy — powiedział ojciec Mii.

— Do zobaczenia za dwa tygodnie.

— Pa! — Dziewczynka pomachała do rodziców.

Kiedy odjechali, Sam i Mia weszli do domu. 

— I co? Gdzie ta twoja dziewczyna? — dziecko roześmiało się i pobiegło do pokoju gościnnego. 

— Mia, poczekaj! — Falcon pognał za nią.

Dziewczynka wbiegła do pomieszczenia podekscytowana, jakby za chwilę miała odkryć jakąś wielką tajemnicę lub zobaczyć Mikołaja z prezentami. Kiedy przekroczyła próg i zobaczyła wysokiego, długowłosego mężczyznę z metalowym ramieniem, stanęła jak słup soli i otworzyła buzię ze zdziwienia. 

Sam pojawił się w pokoju sekundę po niej. Bucky i Mia nie odzywali się, patrząc na siebie zaskoczeni. 

— Mia, poznaj mojego współlokatora Bucky'ego — powiedział mężczyzna.

— Cześć, współlokatorze Bucky — przywitała się cicho, machając do bruneta.

— Cześć — rzekł jeszcze ciszej Barnes.

— A co to jest współlokator? — Dziewczynka spojrzała na wujka.

— Taki ktoś, kto dzieli z tobą dom.

— Czyli on jest twoją dziewczyną? Znaczy chłopakiem.

— Nie! — Sam szybko spojrzał na mężczyznę, który był nieco zmieszany. — Boże, nie, Mia. Bucky to mój kolega.

— To ja nie rozumiem — jęknęła niezadowolona.

— Bucky będzie z nami przez cały czas tutaj, ale nie jest moim chłopakiem. 

— Będę dzielić pokój ze współlokatorem Buckym? — Mia zrobiła wielkie oczy.

— No właśnie nad tym musimy pomyśleć — powiedział Sam i spojrzał na Barnesa, który nie był zadowolony z takiego obrotu sytuacji.

— Zabiję cię, ptasi móżdżku — warknął Bucky przez zaciśnięte zęby.

— Buck, nie pomyślałem o tym. Wypadło mi z głowy.

— To cię nie usprawiedliwia.

— Niech się nikt nie zabija, bo muszę siusiu! — krzyknęła Mia i wybiegła z pokoju.

— Zaraz wszystko ustalimy — powiedział spokojnie Sam.

— Jej ojciec tu wszedł. Dobrze, że nie zaczął chodzić po pokoju, bo by mnie zobaczył.

— Wiem. Jak powiedział o rozwalonym łóżku, to mi się gorąco zrobiło.

— Jak teraz mamy tutaj funkcjonować?

— Najwyżej mała będzie ze mną spać — zaproponował Wilson.

— Ja chcę mieć pokój sama! — krzyknęła Mia z łazienki.

— Sikaj tam, a nie podsłuchujesz!

— Dobra. To będę spał na kanapie w salonie — powiedział Barnes. 

— Możesz spać ze mną, jeżeli nie chcesz tam.

— Z tobą? Nigdy. 

~***~

Wieczorem Bucky i Sam leżeli obok siebie pod jedną kołdrą. 

— Ta kanapa jest za mała, żebym spał tam całą noc — powiedział długowłosy.

Sam westchnął ciężko, nie odzywając się. Miał dość, odkąd zobaczył Barnesa w drzwiach. Mruknął ciche "dobranoc" i zamknął oczy w nadziei na spokojny sen.

— Możesz nie dotykać mojej nogi? — zapytał Buck, przerywając ciszę.

— Nie moja wina, że tak się rozwaliłeś — powiedział poddenerwowany Wilson.

Zimowy Żołnierz zacisnął szczękę i obrócił się plecami do Falcona, zabierając mu całe przykrycie. Sam złapał za nie i pociągnął do siebie.

— Jeszcze ci mało tej kołdry? 

— Zabrałeś mi całą — oburzył się brązowooki. 

Nie mając nic na swoje usprawiedliwienie, Bucky kopnął Sama w łydkę. Ten, nie wahając się, oddał napastnikowi. W ten sposób obaj dorośli mężczyźni zaczęli walczyć o łóżko. Kiedy Wilson wylądował na podłodze, Barnes odwrócił się, zawinął w kłębek i próbował zasnąć, uznając, że zwalając przeciwnika na ziemię – wygrał. Falcon poleżał chwilę, zbierając siły, aby wskoczyć na bruneta i udusić go poduszką. Nie czekając długo, podniósł się i zrobił, co zamierzał. Bucky'emu trudno było wydostać się z przykrycia, więc jego szanse na wygraną spadły. Zdołał wyłonić spod kołdry rękę, którą próbował powstrzymać Sama. 

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Mężczyźni przestali walkę i spojrzeli na Mię, która weszła do pokoju, trzymając w jednej ręce swoją poduszkę, o której mówiła wcześniej.

— Hej, mała. Co się stało? — spytał wujek.

— Nie będę tam spać. Boję się. 

— Ale mówiłaś, że chcesz oddzielny pokój.

— Już nie. Wolę spać z tobą.

— W takim razie idę tam. Złaź ze mnie, gołębiu — powiedział Bucky.

— Nienawidzę cię — oznajmiał Wilson, schodząc z niego.

Kiedy Barnes zamknął za sobą drzwi, Sam poprawił łóżko i od nowa je pościelił. Mia ułożyła się wygodnie obok niego i zasnęła szybko, tuląc się do wujka.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam po przerwie.

Na początku chciałam zaznaczyć, że nie wróciłam do systematycznego pisania, więc nie zdziwcie się, jeżeli następny rozdział znów pojawi się za pół roku. Z góry przepraszam.

Być może ktoś zauważył zmianę imienia siostry Sama. Mądra ja z przeszłości nie poczytała i nie ogarnęła, że Falcon mógł mieć rodzeństwo naprawdę. Miała ona dwoje dzieci, z czego dziewczynka została postacią bez imienia, więc pozwolę sobie pozostawić Mię.

OvercastDiamond

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top