-(••÷[Epilog]÷••)-
Heather oddychała ciężko, gdy Hermiona wciągnęła ją za kamienie, za którymi ukrywali się pozostali członkowie Gwardii. Nie zwracała uwagi na Remusa, który krzyczał w jej stronę. Jej przerażone, czarne oczy uważnie śledziły Syriusza, odbijającego zaklęcia Lucjusza. Serce drżało za każdym razem, gdy wiązki światła zbliżały się do jednego z nich.
Była wściekła i rozgoryczona słowami, które skierował do niej Lucjusz. Zadawała sobie pytanie, dlaczego właściwie zabrał ją kilka lat temu do domu? Mógł przecież podrzucić ją na schody przypadkowego sierocińca. Miałaby zapewniony dach nad głową, jedzenie, ubrania, a Malfoy'owie nie musieliby martwić się nie swoim dzieckiem.
Czarnowłosa wstrzymała oddech, gdy Lucjusz przeleciał przez kamienną sale, odrzucony zaklęciem Syriusza. Przymknęła oczy z bólem, zagryzając jednocześnie wargę.
Zostaw go.
Powtarzał dziwny głos w jej głowie. Wzrokiem wróciła więc do Blacka, który zdołał przytulić Pottera, aby po chwili znów przystąpić do walki, tym razem z Bellatriks Lestrange.
Heather pamiętała historię Narcyzy na temat słodkiej, lokowatej Belli, która ciętym językiem powalała na głowy. Pamiętała iskierki radości, krążące w oczach pani Malfoy, gdy opowiadała o swojej drogiej siostrze. Czarnooka nie tak sobie ją wyobrażała. Zastanawiała się, czy to możliwe by pod powłoką tej szalonej, owładniętej szałem i nienawiścią kobiety, kryła się drobna, filigranowa Bella, o przenikliwym spojrzeniu i uśmiechu, wywołującym ciepło w sercu.
— Muszę mu pomóc.. — zwróciła się do równie przerażonej Hermiony. Mugolaczka zmierzyła dziewczynę zdziwionym spojrzeniem. Nie zamierzała pozwolić, by Heather opuściła ich potencjalne schronienie, rzucając się w wir walki.
— Nigdzie nie idziesz — syknęła, zaciskając dłoń na nadgarstku Malfoy. Wiedziała, że Syriusz nie wybaczyłby ani sobie, ani im, gdyby Heather coś się stało.
— Hermiona, proszę... — Czarnooka spojrzała błagalnie na przyjaciółkę. Serce Granger na moment zmiękło. Westchnęła ciężko, luzując uścisk. Nie miała zamiaru puścić Heather samej.
— Dobrze, idę z tobą.
Gryfonki, trzymając się za ręce, na kuckach przemknęły bliżej pola walki. Kolejne zaklęcia śmigały im nad głowami, a czarna mgła na przemian mieszała się z białą.
— Musimy odciągnąć Lestrange od taty... — wyszeptała Heather, puszczając dłoń Hermiony. Sięgnęła po różdżkę, jednak nie wyciągnęła jej, czując mocne szarpnięcie. Oniemiała upadła na ziemię , kierując wzrok na sprawcę tego ruchu.
Lucjusz Malfoy klęczał przed dziewczyną, wbijając w nią zimne spojrzenie. Czarnowłosa już zamierzała na niego krzyczeć, jednak powstrzymała się, gdy poczuła jak mężczyzna szybkim ruchem przyciąga ją do siebie.
— Uciekaj — wyszeptał.
Wiele słów cisnęło się na usta dziewczyny, lecz jeszcze więcej łez. To nie był słowa, których się spodziewała. Nie po tym, co Lucjusz wykrzyczał jej w twarz kilka minut wcześniej.
Zanim Heather zdążyła cokolwiek powiedzieć, poczuła muśnięcie zimnych warg na policzku.
— Tato... — szepnęła, otwierając oczy i usiłując złapać drżącą dłonią mgłę, w której rozpłynął się Lucjusz. Zdezorientowana rozejrzała się, po czym ujrzała nad sobą Hermionę.
— On się zajmie Zakonem, Heather chodź! — Granger coraz mniej podobał się pomysł przyjaciółki.
Dziewczyna pomogła wstać czarnowłosej.
Heather nieprzytomnie pokiwała głową, choć nie miała zamiaru jej słuchać. Odwróciła się w stronę łuku, przy którym przed chwilą stał Syriusz. Ujrzała Lucjusza, który stał w odległości kilku kroków od Blacka. Oboje mieli wyciągnięte różdżki, jednak Heather zauważyła coś, czego oni nie byli w stanie. Bellatriks, chwilę wcześniej oszołomiona zaklęciem, sięgała po różdżkę.
Serce Heather zatrzymało się na moment, oczy powiększyły się gwałtownie, gdy zrozumiała, że Lestrange celuje w Blacka, który stał do niej tyłem.
— TATO!!! — Jeden, krótki, urwany krzyk, który przebił się przez zgiełk, panujący w kamiennej sali. Trwał ułamek sekundy, a sprawił, że czas zatrzymał się na chwilę.
Lucjusz i Syriusz spojrzeli przerażeni w stronę Heather, rozpoznając jej głos. Wzrokiem powędrowali za jej wyciągniętą w stronę Belli, ręką.
Syriusz, stojący tyłem do kobiety nie zdążył odwrócić się twarzą do Lestrange. Nie miał szans uniknąć promienia, który wydobywał się z różdżki jego kuzynki.
Lucjusz natomiast w jednej sekundzie zrozumiał, dlaczego tak przeraźliwy krzyk wydobył się z ust szesnastolatki. W tamtej chwili słowo, które wykrzyczała Heather złamało lód, który tkwił w jego sercu.
Tato.
Ujrzał w jej czarnych oczach desperackie błaganie. Wiedział, że zawiódł ją już tyle razy. Tamten dzień był niewątpliwie ich pożegnaniem. Nie mógł pozwolić, by jego dziecko cierpiało jeszcze bardziej.
Wrócił spojrzeniem do Blacka, rażonego Drętwotą. Syriusz stracił władzę nad swoim ciałem, które runęłoby wprost w Zasłonę Śmierci, gdyby nie dłoń Lucjusza. Malfoy użył całej swojej siły, by pociągnąć Blacka w swoją stronę. Oboje przewrócili się i potoczyli w dół, po ostrych kamieniach.
•••
TA DAAAA!
No błagam, chyba nie myśleliście, że zabiję naszego Syriuszka! Umówmy się, Rowling zabiła dość ukochanych postaci.
Tak oto kończymy dwójeczkę i tych, którzy mają ochotę tkwić w tym ff zapraszam na trójeczkę, która niedługo się pojawi :D
Korzystając z okazji chcę baaardzo podziękować wszystkim wytrwałym, którzy mi towarzyszą! Jesteście niesamowici i mam nadzieję do zobaczenia w kolejnej części <3333
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top