-(••÷[85]÷••)-
Heather wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w Olivera, który stał przed nią z uśmiechem. Błądziła wzrokiem od jego twarzy do talerza, wypełnionego jedzeniem. Po chwili namysłu zdołała połączyć fakty i domyślić się, że Pamela znów ją wrobiła. Tym razem skutecznie.
— Co za cholerna manipulantka — syknęła, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Oliver natomiast położył talerz po jednej stronie dziewczyny, sam usiadł po drugiej. Heather natychmiast się spięła, gdy wyczuła, że stykają się ramionami. Powinna wstać i jak najszybciej odejść. Ukryć się gdzieś, najlepiej na dnie jeziora. Tak, to bardzo dobry pomysł.
Szybko chwyciła torbę, jednak nie zdołała wstać, bo Wood złapał ją za nadgarstek i przytrzymał w miejscu. Zacisnęła wargi w wąską linię, modląc się, by to był tylko głupi żart. Może Mela wypiła eliksir wielosokowy, żeby z niej zażartować?
— Nie pozwolę ci już uciec — powiedział cicho Oliver, a Heather już wiedziała, że to z prawdziwym Woodem ma do czynienia. Cholera jasna. — Nie, póki nie pogadamy.
Malfoy naprawdę chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała, co. Przecież robiła wszystko, by uciec od tematu Wooda i miała nadzieję, że uda jej się to na dłużej niż pół dnia. Nawet niecałe pół dnia.
Wpatrywała się tępo przed siebie, jakby czekając na nagłe oświecenie, które w rzeczywistości nie miało nadejść. Albo coś zrobi, albo będzie tkwiła w tej beznadziejnej sytuacji. Kto by pomyślał, że zwykła rozmowa z kolegą przyprawi ją o taki paraliż?
Wciągnęła gwałtownie powietrze, ale wciąż nic nie powiedziała.
— Pewnie już wiesz o planie, na który wpadła Pamela...
Malfoy pokiwała głową. To jedyne, co mogła zrobić.
— Przepraszam cię za to. Domyślam się, że jesteś na mnie zła, bo... bo sam byłbym zły, gdybyś to ty na coś takiego wpadła... — wyjaśnił Oliver, drapiąc się po karku. — Powinienem był od razu powiedzieć ci, o co chodzi, a nie bawić się w podchody. Tutaj miałaś rację. Tak samo bal... głupio wyszło...
Zapadła cisza, podczas której Heather nie znalazła odwagi, by cokolwiek powiedzieć. Wolała słuchać wyjaśnień Olivera i żywić się złudną nadzieją, że nie będzie musiała nic mówić, ani tłumaczyć. Przez chwilę fajnie było żyć w takiej naiwności.
— A po tym, co się stało wczoraj... Nie szukałem cię, bo... chciałem dać ci trochę czasu... na decyzję... I... chyba... chyba bałem się, że usłyszę przeczącą odpowiedź... że to wszystko stało się pod wpływem emocji... przepraszam, Heather.
Dziewczyna spojrzała na swoje dłonie. Drżały.
Uśmiechnęła się smutno. Lucjusz zawsze powtarzał, że nie powinna się bać. Nie może się bać. Jest odważna, bystra i da sobie ze wszystkim radę. Kiedyś mu wierzyła. Kiedyś, gdy ufała, że w jej żyłach płynie jego krew. Potężnego Malfoy'a.
Dziś wiedziała, że to bujda.
W jej żyłach płynęła krew Syriusza i Annabeth Blacków. Kobiety, która będąc jeszcze nastolatką usiłowała wyrwać swojego przyjaciela z łap Voldemorta.
Była córką mężczyzny, który niesłusznie oskarżony zdołał uciec z legendarnego więzienia czarodziejów i przedostać się do domu. Odnaleźć przyjaciół, rodzinę. Mężczyzny, który wiedząc, że ścigają go aurorzy wybrał się na wycieczkę do lasu, by dać jej prezent na urodziny.
Cholerny szaleniec.
Heather otrząsnęła się dopiero, gdy pierwsza łza spadła na dłonie, którymi wciąż się bawiła.
Jej rodzice byli odważni. Ona też jest.
Podniosła ciemne oczy na Olivera. Chłopak wpatrywał się w nią, jak w obrazek czekając, aż cokolwiek z siebie wydusi. Spojrzała w jego brązowe oczy. Wood miał ładne tęczówki. Wydawały się takie ciepłe, przyjazne.
— Nie przepraszaj mnie — powiedziała, gdy w końcu odzyskała głos. — To ja powinnam cię przeprosić za to, co wczoraj zrobiłam i za to, że przeze mnie czułeś się... odrzucony. To... to dla mnie dziwne, że... właściwie tak nagle mam tylu przyjaciół. Zwykle byłam sama, czasami obok mnie była Pamela, a teraz wokół mnie jest tyle osób, na które mogę liczyć... nie chcę ranić nikogo z was i nie miałam pojęcia, że swoim zachowaniem cię odtrącam. Przepraszam, Oliver...
— Al...
Heather pokręciła gwałtownie głową, dzięki czemu chłopak zamlikł.
— Nie przerywaj mi, bo jestem pewna, że nigdy więcej nie będę tak szczera w sprawie moich uczuć... — Czarnowłosa odetchnęła głęboko i mówiła dalej, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z chłopaka. Przecież była odważna tak, jak jej rodzice. — To, co zrobiłam wczoraj... racja, to dlatego, że byłam pod wpływem emocji. Sama nie do końca wiem, co wtedy czułam, ale... było to tak silne... a gdy tylko cię zobaczyłam... stało się, Oliver... i... wierz mi, lub nie... te... ostatnie uczucia... wszystkie... są dla mnie nowe... nie potrafię powiedzieć, co jest czym. Jestem... — Malfoy otarła kilka kolejnych kropli łez. — Jestem kompletnie zagubiona i nie wiem, co czuję...
Mimo, że Heather w jakikolwiek sposób próbowała opanować łzy, wciąż kapały z jej policzków. Gdy poczuła, jak Wood delikatnie gładzi jej dłoń, zamarła. Skupiła się tylko na tym, aby nie zerwać z nim kontaktu wzrokowego.
Oliver natomiast wciąż uśmiechał się ciepło, a jego oczy migotały. Heather pierwszy raz widziała, aby czyjekolwiek tęczówki wyrażały tyle pozytywnych emocji.
Chłopak otarł delikatnie łzy Heather.
Malfoy zadrżała, gdy kciuk Wooda potarł jej policzek. Był to miły dreszcz.
— Pozwól mi pomóc ci się odnaleźć, Heather... spróbujmy... jeśli to nie będzie to, pozostaniemy po prostu przyjaciółmi.
Heather nie odpowiedziała. Zagryzła wargę nie chcąc wybuchnąć płaczem.
— Dobrze... — wydukała w końcu, z całej siły przytulając się do Wooda.
Syriusz zerknął nerwowo na zegarek. Trzydzieści minut. Cholerny Lightwood spóźniał się już trzydzieści minut. Black miał tylko nadzieję, że jest to spowodowane nagłym wypadkiem w Ministerstwie, pilnym wezwaniem, a nie tym, że auror po prostu się rozmyślił.
Black westchnął kolejny raz, a spojrzenie utkwił w pustym już kuflu od piwa.
Wczoraj, po powrocie od Lightwooda czuł się, jak nowonarodzony. Odzyskał wiarę, że odnajdzie Annie. Naturalnie, gdy wrócił do domu Remus wyzwał go od kompletnych imbecyli i niezrównoważonych psychicznie idiotów. Był wściekły, gdy dowiedział się, że Black użył samego siebie jako karty przetargowej. Dla Lupina cały ten pomysł był skrajnym szaleństwem.
Syriusz uśmiechnął się smutno.
Może i był zdeterminowanym szaleńcem, ale miał pewność, że działał w słusznej sprawie.
Krzesło naprzeciwko Blacka gwałtownie odsunięto. Syriusz uniósł ciemne oczy i odetchnął z ulgą. Jego Wysokość Auror najwidoczniej postanowił zaszczycić go swoją obecnością.
— Przepraszam, panie Lupin. Coś ważnego mnie zatrzymało...
Syriusz kiwnął głową, prostując się.
— Postanowiłem, że panu pomogę — Lightwood ściszył głos, a Black z kolei miał ochotę podskoczyć pod sam sufit. — Choć wciąż nie wierzę w pana moralne pobudki, ale to temat na inną dyskusję. Pozwoliłem sobie od razu przejść do działania...
Black kiwnął głową, gwałtownie zaciskając dłonie. Emocje w tamtej chwili miały nad nim władzę i był pewien, że jeśli auror za chwilę nie wyjaśni mu, czego się dowiedział, to Syriusz wydrze to z niego mugolskimi torturami.
Kątem oka Syriusz dostrzegł, jak Lightwood wyciąga rożdżkę i szepcze kilka słów.
— Byłoby niedobrze, gdyby niepowołani nas usłyszeli — wyjaśnił auror, wyraźnie się rozluźniając. — Pan wybaczy. Zboczenie zawodowe...
— Konkrety? — ponaglił go Black.
— Ach tak... Przespacerowałem się do archiwum po akta niejakiej Annabeth Black i co się okazuje - nie było ich pod wskazaną datą... a naturalnie powinny chyba, że... są to akta szczególnie wrażliwe. Takie spoczywają w innym zbiorze, pod kluczem... ale to drobiazg, i tak udało mi się zrobić ich kopię. Chodzi o to, co w nich znalazłem, panie Lupin...
Mężczyzna sięgnął do swojej torby, z której wyciągnął szarą teczkę. Położył ją na stoliku i przesunął w stronę Syriusza. Black bez chwili wahania wziął ją i otworzył.
Jego oczom ukazało się zdjęcie siedemnastoletniej Annabeth. Uśmiechała się niepewnie do aparatu, ubrana w mundurek Slytherinu. Serce Blacka zadrżało z żalu. Zacisnął mocno szczękę, by tylko powstrzymać napływające do oczu łzy. Nie mógł się rozkleić, nie w obecności aurora. Od razu wyczułby, że Annabeth była dla niego kimś więcej, niż tylko przyjaciółką.
Pozwolił sobie przesunąć opuszkiem palca po fotografii.
Odetchnął głęboko i wydobył kolejne kartki. Opis śledztwa, dotyczącego śmierci Elenare.
Serce Syriusza zacisnęło się boleśnie, gdy przypomniał sobie biegającego radośnie chochlika - małą El. Tak uroczą, tak niewinną. Zamordowaną z zimną krwią.
Kolejny pergamin przedstawiał opis wizyt aurorów u Annie, gdy dziewczynę zamknięto w Azkabanie. Pierwsze objawy jej choroby, następnie przeniesienie do Munga i uniewinnienie.
Syriusz jeszcze raz, powoli przeszukał teczkę. Spojrzał zdziwiony na aurora, który pokiwał głową ze zrozumieniem.
— Zauważyłeś — westchnął, wskazując palcem teczkę. — Ani słowa o nocy, kiedy zginęła. Nie ma nawet zdjęcia jej ciała i opisu miejsca zbrodni, a wierz mi, że to podstawa. Obowiązkowy element akt każdej zbrodni...
— Gdzie więc...
— Na początku sądziłem, że zostały zagubione. Sprawdziłem kartę wypożyczeń. Czy niespodzianką będzie jeśli powiem, że nikt, ale to nigdy, nie wypożyczał tych akt?
Syriusz pokręcił głową.
— Może ktoś się włamał? Może...
— Wykluczone, mój drogi — odparł spokojnie Lightwood. — Widzisz, skarbnica nie jest strzeżona przez człowieka, nawet wrednego goblina. Zasada jest prosta. Zamek działa na... krew. Jest zaczarowany tak, że tylko pod wpływem kropli krwi pewnych, upoważnionych osób, się otwiera. Jest jeden mały mankament. Jeśli ktokolwiek otworzy zamek swoją krwią, jest automatycznie zapisywany na liście. Niemożliwe jest więc, by ktokolwiek wypożyczył akta, bez wcześniejszego otwarcia skrytki z nimi, rozumiesz?
Syriusz nie dał żadnego znaku, że rozumie. Po prostu siedział i wpatrywał się w Lightwooda nieodgadnionym spojrzeniem.
— Remusie, nikt przez te wszystkie lata nie wypożyczał akt. Ja jestem pierwszy. A to znaczy, że nikt nigdy nie sporządził opisu dotyczącego miejsca zbrodni, znalezienia ciała... albo sporządził, ale zostały zniszczone jeszcze przed tym, jak akta trafiły do skrytki...
— Kto prowadził tę sprawę?
— Barty Crouch. Nieoficjalnie dostęp do akt miał również jego syn i... i Lucjusz Malfoy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top