-(••÷[82]÷••)-
Przez następne dni Heather udawało się unikać zarówno Olivera, jak i Pameli. Chciała wykorzystać wolny czas do nauki. SUMy zbliżały się wielkimi krokami. Malfoy była wściekła na samą siebie, gdy zdała sobie sprawę, jak dużo miała nauki, a jak mało czasu. Powinna była więcej się uczyć, mniej zajmować głupotami, choćby wyjaśnianiem spraw z Woodem.
Mimo, że na kolanach miała książkę z Eliksirów, a przed sobą Historię Magii, nie mogła się skupić. Co chwila jej myśli podążały w kierunku Olivera. Od ostatniej kłótni minęło sporo czasu, a jej złość wciąż czaiła się gdzieś w jej sercu. Powoli zdawała sobie sprawę z tego, że chyba faktycznie była zazdrosna.
Ale dlaczego?
Za każdym razem, gdy widziała Gryfona z Pamelą, czuła niemiłe ukłucie w sercu. Po prostu.
Podskoczyła, gdy Krzywołap wskoczył na krzesło obok. Wywróciła oczami. Nie lubiła tego kocura. W ogóle nie lubiła kotów.
— Jak idzie nauka? — zapytała Hermiona, stając nad dziewczyną. Zerknęła jej przez ramię, wprost na otwartą książkę.
— Dennie — prychnęła Heather, podpierając brodę na dłoni. — I jeszcze ten śmierdziel...
— Oj, naprawdę mogłabyś zakopać topór wojenny z Ronaldem — odpowiedziała Granger. Zdjęła kota z krzesła i zajęła jego miejsce.
Heather natomiast roześmiała się szeroko.
— Miałam na myśli Krzywołapa. — Wskazała kota.
Hermiona pokręciła nosem. Heather sama przyzwyczaiła ją do tego, że zdecydowaną większość obelg kierowała w stronę Weasley'a.
Granger wyprostowała się na krześle i wskazała książkę, leżącą na stole.
— Nie dziwię się, że ci nie idzie, skoro masz to do góry nogami...
Heather zerknęła na przedmiot.
Kretynka.
Czarnowłosa zamierzała odwrócić książkę, jednak powstrzymała ją dłoń Hermiony, spoczywająca dokładnie na środku egzemplarza.
— Chodzi o Olivera, prawda?
Heather wywróciła oczami. Dlaczego temat Wooda musiał przewijać się w kółko?
— Może porozmawiajmy o Viktorze — zaproponowała, uśmiechając się z przekąsem.
Hermiona jednak nie wydawała się dotknięta tymi słowami. Mogła swobodnie rozmawiać o Krumie, bo był jej dobrym kolegą. Tylko tyle. Nic więcej ich nie łączyło, ponadto Granger była pewna, że podobnie sytuacja wygląda ze strony Bułgara.
— Heather, chcę ci pomóc... — szepnęła Granger, zrzucając Krzywołapa ze swoich kolan. Uśmiechnęła się pokrzepiająco do przyjaciółki, gładząc delikatnie jej dłoń. — Widzę przecież, że gubisz się w tym, co czujesz. Cała sytuacja z Malfoy'ami i Syriuszem nie pomaga... To wszystko powoduje, że jesteś sfrustrowana i... — Hermiona przerwała, uciekając spojrzeniem na karty książki.
— I co?
— I... — Granger westchnęła. Zabrnęła za daleko, by się wycofać. Poza tym, skoro aktualnie ona była najbliżej z Heather, powinna jej pomóc. — Wydaje mi się, że dlatego odtrącasz Olivera. Bo nie możesz odnaleźć się w uczuciach między swoją rodziną, a Syriuszem...
— Oni nie są moją rodziną — syknęła. — Są obcy. Okłamywali mnie przez całe życie...
— Heather, to nieważne, jak bardzo chcesz ich nienawidzić, nie potrafisz! I to tak bardzo cię dołuje! Nie znienawidzisz nagle osób, które były ci bliskie... A Oliver... jego nie dopuszczasz do siebie, bo boisz się, że do niego też się przywiążesz...
Heather pokręciła głową. Nie bała się. Niczego się nie bała. Całe życie uczono ją, że jest niezniszczalna, najlepsza. Pewna siebie. Odważna. Lepsza.
Zdusiła w sobie łzy, które napłynęły jej do oczu.
— Heather, możesz zaufać Oliverowi... odwagi...
Hermiona miała jak najlepsze intencje, z resztą jak zwykle. Zależało jej na Heather i usiłowała jakoś wyklarować całą sytuację. Nie podejrzewała, że jej słowa jeszcze bardziej namącą w głowie Malfoy.
Czarnowłosa wstała i ruszyła do wyjścia z pokoju, nie przejmując się zupełnie swoimi rzeczami. Przemierzała korytarze zupełnie nie zwracając uwagi na wołającą Hermionę. Nikt nie będzie zarzucał jej tchórzostwa. Była Gryfonką.
Już na pierwszych schodach wpadła na osobę, której poszukiwała. Zamierzała udowodnić Granger, że jest odważna.
Heather stanęła przed Oliverem. Wood wpatrywał się w dziewczynę nieodgadnionym wzrokiem.
Heather Malfoy nie potrafiła stwierdzić, co nią kierowało, gdy złapała chłopaka za szatę. Czy to ta duma Malfoy'ów, odwaga Gryfonów, a może jakieś geny, które odziedziczyła po Syriuszu?
Może po prostu głupota? Serce biło jej, jak oszalałe, nie do końca panowała nad swoimi ruchami. Zacisnęła dłonie nieco mocniej na kołnierzyku rubinowej szaty Olivera. Wzrok skierowała na jego usta.
Raz się żyje.
Przyciągnęła chłopaka do siebie i złożyła na jego ustach pełen emocji pocałunek. W pierwszej chwili Oliver nie wiedział, co się dzieje. Dopiero sekundę później jego serce zabiło mocniej i delikatnym ruchem warg oddał pocałunek. Nie wierzył w to, co się działo. Prawą dłonią odgarnął włosy z policzka Heather. Były tak miękkie, tak cudowne w dotyku, jak to sobie wyobrażał. Żadne z nich nie wiedziało, jak długo tak stali. Nikt nie miał odwagi przerwać tego, co się działo.
Heather w tamtej chwili czuła, jak emocje, które kłębiły się w jej sercu, zaczęły ulatywać. Wściekłość, żal, zazdrość... to wszystko jakby powoli z niej uchodziło, dzięki czemu odzyskiwała świadomość. Świadomość tego, co się działo.
— WOOD I MALFOY, SZLABAN! — Severus Snape nie lubił Gryfonów. Ogólnie nie lubił uczniów. Nie lubił także kapitana drużyny, która w zeszłym roku praktycznie zmiotła jego podopiecznych z planszy w trakcie rozgrywek Quidditcha. Poza tym nie lubił córki Blacka, która tak doskonale go przypominała. Gdy zsumował to wszystko i pomnożył przez nienawiść do publicznego okazywania uczuć, jego wściekłość znalazła się na maksymalnym poziomie.
Do uszu Heather dotarł znajomy, wyjątkowo nielubiany krzyk. Oprzytomniała w końcu, dzięki czemu oderwała się od Wooda. Wtedy właśnie zrozumiała, co zrobiła. Nie miała odwagi spojrzeć w oczy chłopaka. Szybko zlokalizowała postać Snape'a. Nauczyciel stał na schodach, które aktualnie zbliżały się do trzeciego piętra. Stamtąd już tylko kilka kolejnych kondygnacji. W minutę znajdzie się obok nich.
Dziewczyna zbiegła na dół i dosłownie w ostatniej chwili zeszła na stabilny grunt. Rzuciła się biegiem, wprost przed siebie. Zupełnie nie zważając na krzyczącego Severusa i zdziwionych uczniów.
Przemierzała korytarze Hogwartu, usiłując w międzyczasie opanować drżące, przerażone ciało.
Co ty zrobiłaś, idiotko?
Łzy płynęły po jej policzkach, jednak nie nadążała z ich ocieraniem. Krew szumiała jej w żyłach, a w głowie kłębiły się tysiące sprzecznych emocji. Znalazła się na końcu korytarza, prowadzącego do Izby Pamięci. Słysząc głosy gdzieś za sobą znów zaczęła biec.
Gdy przebyła połowę drogi, z Izby wyszedł ktoś, kogo zupełnie się nie spodziewała.
Nie mogła jednak zrobić nic innego, jak tylko biec szybciej. Wpadła wprost w ramiona zdezorientowanego Harry'ego, który zdążył jedynie wyrzucić na ziemię książkę, którą trzymał w dłoni. Heather naparła na niego z taką siłą, że ledwo zdołał złapać równowagę. Pozwolił jedna, by dziewczyna przycisnęła go mocno do siebie, a kiedy zorientował się, że szlocha, nie przestawał jej tulić.
W końcu Potterowi udało się choć w pewnym stopniu uspokoić dziewczynę. Heather odsunęła się nieco od chłopaka i spojrzała w jego oczy.
Ujrzała w nich zagubienie. Nie mogła się dziwić. Sama była zagubiona i nie wiedziała co zrobić.
— Powiesz mi, co się stało? — zapytał cicho Harry.
Heather wzięła głęboki oddech, dopiero potem była w stanie odpowiedzieć.
— Harry, ja... pocałowałam Olivera.
•••
Barty Crouch nie żył. Ta wiadomość zdecydowanie zawężała listę Syriusza. Odkąd dowiedział się o tym, że Annabeth najprawdopodobniej żyje, sporządził skrzętne notatki. Pierwszym tropem były nazwiska. Nazwiska tych, którzy znaleźli się na miejscu zbrodni. Aurorów, którzy w tamtych latach pracowali w Ministerstwie.
— Może zacznijmy od tych, którzy wsadzili cię do Azkabanu — zaproponował Remus, uważnie czytając listę, którą sporządził Syriusz.
Eliksir Wielosokowy, który sporządził Lupin był pierwszym etapem w planie Syriusza. Black pod postacią psa dostał się do domu Marcusa Todda - charłaka, który pracował jako portier. Zdobył jego włosy i przez kilka dni podszywał się pod biednego Todda, odwiedzając archiwum, włamując się do gabinetów niczego nieświadomych sekretarek. W ten sposób udało mu się skompletować listę. Po drodze zebrał także kilka włosów, które w przyszłości mogły mu się przydać.
— Spójrz na te trzy listy — poprosił Black, wskazując przyjacielowi kolejne kawałki pergaminu. — Aurorzy badający śmierć El, aurorzy obecni na miejscu zbrodni, aurorzy, którzy wsadzili mnie do Azkabanu... Na tych listach powiela się jedno nazwisko...
— Lightwood. — Kiwnął głową Remus.
— Właśnie. Od niego powinniśmy zacząć.
— Jest dobry w swoim fachu — westchnął Lupin, siadając. Potarł czoło, wyraźnie zmęczony. Pełnia zbliżała się wielkimi krokami. — Ma już swoje lata, ale jest naprawdę świetny... jak chcesz zdobyć jego włosy?
— A kto powiedział, że będę się pod niego podszywał?
— A nie będziesz?
Syriusz uśmiechnął się, kręcąc głową.
— Nie.
— Nie rozumiem — przyznał Lupin, wpatrując się w przyjaciela zagubionym wzrokiem.
— A to bardzo proste, Luniaczku... — powiedział Black, uśmiechając się jeszcze szerzej. — Podszyję się pod ciebie.
— Mnie?
— Ciebie.
— Nie rozumiem...
— A widzisz... — westchnął Black, wracając pamięcią do lat, kiedy jeszcze był więźniem. — Lata temu Lightwood mnie odwiedził... wiesz, co mi powiedział? Nic nie jest takim, jak się wydaje. Dodał, że na pogrzebie Ann nie otwarto jej trumny. Wtedy sądziłem, że się ze mnie naigrywał, że... że to jego własny sposób na torturowanie mnie. Starałem się zapomnieć o jego słowach, żeby nie zwariować, wmawiając sobie, że może Annie przeżyła... Dopiero dzięki temu listowi zrozumiałem, że Lightwood chciał mi dać wskazówkę... On musi coś wiedzieć na temat Ann... Kto wie, może nawet on jest autorem tego listu...
Lupin milczał przez dłuższy czas. Nie wiedział, co myśleć. Obawiał się, że Syriusz karmi się głupią nadzieją. Dlaczego auror miałby mówić więźniowi takie rzeczy? Liczył się z tym, że kiedyś ucieknie i odnajdzie Annie? Przecież skazańcy nie mogli nawet pisać listów... Syriusz nie mógłby przekazać nikomu tej wiedzy.
— Łudzisz się, że ci pomoże? — zapytał cicho Remus, gdy już odzyskał głos.
— Remi, nadzieja jest jedynym, co mi pozostało...
— Syriuszu...
— A teraz dawaj te kudły — zażądał Black, wyrywając Lupinowi kilka włosów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top