-(••÷[80]÷••)-
— Syriuszu, to może być głupi żart... — szepnął Remus, odkładając list na stół.
Lupin nie wierzył w to, co właśnie przeczytał. Annabeth nie żyła. Nie żyła od tylu lat. Zdołał pogodzić się z jej śmiercią, a teraz, tak po prostu miał uwierzyć, że jednak nie ona zginęła podczas wojny?
Spojrzał na Blacka. Czarnowłosy siedział cicho, włosy przysłoniły mu twarz. Nie wiedział, co o tym myśleć. Liścik był krótki, treściwy, bez podpisu.
"Nie wszystko jest takim, jakim się wydaje. Annabeth Black nie zginęła tamtej nocy."
— Kto normalny żartuje z takich rzeczy? — zapytał, po chwili ciszy.
Remus pokręcił głową. Nie znał odpowiedzi na pytanie przyjaciela.
Syriusz Black nigdy nie pogodził się ze śmiercią Annabeth. Wciąż był szaleńczo zakochany w tej do bólu upierdliwej Ślizgonce, która za cel wzięła sobie ratowanie tego ohydnego, pogrążonego w nienawiści świata. Często wyobrażał sobie, że jest tuż obok. Zamykał oczy i tym sposobem mógł znaleźć się w innym świecie. W świecie, gdzie mieszka spokojnie ze swoją rodziną, niedaleko Potterów. Mały Harry często przychodzi bawić się z Heather.
Uśmiechnął się delikatnie.
Wiedział, że przywołuje Annabeth, bo nie jest w stanie pogodzić się z tym, że jej nie ma. Robił tym sobie wielką krzywdę, ale nie mógł przestać zwłaszcza, gdy był więźniem. Był to jedyny sposób by zaznał choć trochę złudnej radości.
— Syriusz, nie możemy tak po prostu...
— Remi... — przerwał Black, kręcąc głową. Przetarł zmęczone oczy. Gadanina Lupina nic nie da, bo on już zdecydował. — Jeśli istnieje cień szansy, że Ann żyje, odnajdę ją, rozumiesz?
— Syriuszu, nawet nie wiesz, gdzie szukać!
— Znam kogoś, kto jest w stanie nam pomóc...
Lupin westchnął ciężko, wstając. Zaczął nerwowo dreptać po kuchni. Nie podobał mu się pomysł Syriusza. Był cholernie nieodpowiedzialny.
— Remus... — powiedział cicho Syriusz, stając naprzeciwko przyjaciela.
Miał świadomość tego, że Lupin może mieć rację, a liścik to głupi żart. Nie mógł jednak tak po prostu go zignorować.
— Jeśli osoba, która napisała list ma rację i Annabeth w jakiś dziwny, niezrozumiały sposób przeżyła... muszę spróbować ją odnaleźć. Może potrzebuje mojej pomocy? Trzynaście lat mnie nie było...
— Pamiętasz o aurorach? — westchnął Remus. Już wiedział, że jest na straconej pozycji. Syriusz będzie szukał Annabeth nawet, jeśli miałby przebyć całą Anglię pieszo.
— Remi, ale ja mam asa w rękawie — uśmiechnął się Syriusz, gdy zrozumiał, że Lupin nie będzie dłużej odwodzić go od pomysłu.
— Jakiego asa?
— Ciebie.
— Och?
— Futerkowego przyjaciela z nieposzlakowaną opinią.
— Nieważne jak się postarasz, likantropia i nieposzlakowana opinia nie idą w parze.
— Nie zrzędź, tylko łap się za eliksir wielosokowy.
— Co?
— Niewyraźnie mówię?
•••
— HERMIONA JESTEM PRZERAŻONA. — Heather podbiegła do Granger, gdy dostrzegła ją pod salą Transmutacji. Pięć minut temu Malfoy wyszła z Zaklęć z wewnętrznym niepokojem i przekonaniem, że obleje SUM-y. — Te cholerne egzaminy są już za chwilę, a ja nawet nie...
— Heather, SUM-y są za kilka miesięcy, uspokój się.
— A jak ja sobie nie poradzę...
Hermiona zmarszczyła brwi. To ona była tutaj tą wiecznie obawiającą się egzaminów i sprawdzianów.
— Co cię napadło? Oczywiście, że sobie poradzisz... Poza tym, jeśli tak się martwisz, poucz się razem z Pamelą.
— Pamela lata za Woodem...
— Za Woodem mówisz... — Hermiona uniosła brew. Uśmiechnęła się ledwo zauważalnie, jednak Heather od razu zrozumiała, o co chodziło Granger. Za pewne ubzdurała sobie, że jest zazdrosna!
— Nie mów tego! — ostrzegła, wyciągając dłoń przed siebie.
Granger wzruszyła ramionami. Chciała tylko trochę podroczyć się z Heather. Przecież dobrze wiedziała, że jedynym chłopakiem, na którym Malfoy zależy w ten sposób, był Harry. Problem tylko w tym, że nic nie zamierzała z tym zrobić.
— Nic nie mówię — roześmiała się Hermiona. Utkwiła wzrok w postaci, która pojawiła się na końcu korytarza. Viktor Krum zmierzał dziarskim krokiem w stronę dwóch Gryfonek.
Granger natychmiast poczuła, jak na jej policzki wpełzają rumieńce. Heather już zamierzała zapytać brunetkę o jej szeroko otwarte oczy, jednak darowała sobie, gdy obok niej pojawił się uczeń Durmstrangu.
— Hermiona... i... He-ner... — Osiłek uśmiechnął się czarująco, jednak Malfoy nie powstrzymała się od wywrócenia oczami.
— Heather, ale nieważne... rozumiem, że mięśnie nie zawsze idą w parze z mózgiem — poprawiła chłopaka zanim Hermiona zdążyła ukradkiem wbić jej łokieć w żebra.
— Mogę porwać Hermionę? — zapytał niepewnie. Nie do końca zrozumiał słowa Malfoy.
— Za dodatkową opłatą i... auć! — zawołała, gdy tym razem Granger poharatała jej żebra.
Malfoy zdusiła w sobie chęć mordu i jedynie skłoniła się nieznacznie dając Krumowi znać, że Hermiona należy do niego. Oczywiście w sensie niedosłownym.
— Idźcie, i tak miałam poszukać Ceda...
Hermiona mruknęła coś niezrozumiale i szybko złapała Viktora pod ramię, zanim Malfoy zdążyła dodać jeszcze jakąś złośliwą uwagę.
Czarnowłosa patrzyła przez chwilę za oddalającą się dwójką, przeklinając w duchu swój los samotniczki. Westchnęła ciężko. Nie dane jej było jednak zbyt długo marudzić na swój żywot, bo zaraz obok niej pojawił się Draco.
Chłopak zmarszczył nos, przyglądając się siostrze spod przymrużonych powiek.
— Gdzie reszta twojego cyrku? — zapytał, poprawiając szatę.
— Szuka klaunów do składu, ale marnie idzie, bo twoich nic nie pobije.
— Poważnie pytam — powiedział. Posłał siostrze niewyraźny uśmiech, który jednak nie zmylił Heather. Coś było z nim nie tak. Draco nie uśmiechał się inaczej niż złośliwie. Chyba, że były święta, albo czegoś chciał. — Gdzie jest Granger?
— Polazła gdzieś z Krum... — Czarnowłosa zacięła się. Jak to w ogóle możliwe, że jej brat pyta o Gryfonkę, w dodatku mugolaczkę? Jaki mógł mieć do niej interes prócz zwyzywania i zmieszania z błotem? — A co cię to obchodzi, żabciu? — zapytała, podchodząc bliżej brata.
— Mam problem z jeszcze jednym tematem...
— Czyżby? — Dziewczyna uniosła brew. — A może po prostu jesteś debilem?
— To oznaczałoby, że jednak jesteśmy rodziną...
— Niemożliwe, płazie — prychnęła, robiąc krok w tył. Uwielbiała swoje krótkie sprzeczki z Draconem. Zdecydowanie poprawiały jej dzień. Oczywiście do momentu, w którym były to niewinne przepychanki, a nie poważne kłótnie, albo wyzywanie jej przyjaciół.
— To gdzie Granger? — ponowił pytanie Draco, wyraźnie zniecierpliwiony.
— Na spacerze z Krumem. — Wzruszyła ramionami Heather.
Draco otworzył buzię, jednak po chwili ją zamknął. Zrobił tak jeszcze dwa razy.
— Usiłujesz złapać muchę? Mówiłam, że masz coś z płazów...
— Co ona robi z Krumem? — zapytał blondyn, drapiąc się po głowie.
Malfoy słuchała chłopaka już tylko jednym uchem. Dostrzegła wychodzących z sali Puchonów, a między nimi Cedrica. Już w dzień drugiego zadania chciała mu pogratulować, ale oczywiście nie mieli nawet chwili, by się zobaczyć.
Szybko poprawiła torbę i pobiegła w stronę Puchona, który oddalał się od niej powolnym krokiem.
— Heather! — zawołał pretensjonalnie Draco, gdy siostra bezczelnie go wyminęła i pobiegła za przypadkowymi uczniami.
Dopiero po chwili Malfoy zorientował się, że dziewczyna wręcz rzuca się na szyję nie przypadkowemu Puchonowi, a Diggory'emu. Mlasnął zniesmaczony, gdy dostrzegł, jak siedemnastolatek szeroko się uśmiecha i obejmuje jego siostrę ramieniem.
Jednak jeszcze bardziej nie podobał mu się fakt, że Granger prowadza się z Krumem. Jakieś to dziwne.
•••
— Ekhm... — Pamela odchrząknęła, stając nad Gryfonami. Gdy cztery pary oczu zwróciły na nią uwagę, zamaszystym ruchem otworzyła egzemplarz Czarownicy. — Drodzy czytelnicy, pisze dla was uwielbiana, ukochana dziennikarka, rzetelne źródło wiedz...
— Czy ktokolwiek powiedział, ze chce słuchać tego chłamu? — mruknęła Heather.
— Zadaje sobie to pytanie za każdym razem, gdy otwierasz buzię — powiedział Ron, wpychając do buzi kolejnego cukierka. — Kontynuuj, Mela.
— Wesley, zobacz czy cię nie ma na dnie jeziora — poprosiła Malfoy, ale rudowłosy nie zareagował.
— Panna Granger, ambitna dziewczyna sławnego Harry'ego Pottera przyłapana na romantycznej schadzce z reprezentantem Durmstrangu...
— A to ciekawe — zauważyła Heather, zamykając książkę, którą aktualnie trzymała. Założyła nogę na nogę i utkwiła spojrzenie w Harrym, który siedział obok, wpatrując się w trzaskający ogień.
— Wiem jednak ze swoich źródeł, że pan Potter także nie pozostaje dłużny swojej wybrance. Świat czarodziejski obiega fotografia z drugiego zdania Turnieju Trójmagicznego, kiedy to Złoty Chłopiec wpada w ramiona znanej dotychczas z wybitnego pochodzenia Heather Malfoy...
Heather dostała napadu kaszlu. Tak obfitego, że Weasley już cieszył się, że za chwilę dziewczyna udławi się powietrzem i dołączy do sir Nicholasa jako duch wieży. Na marzeniach się skończyło. A wszystko przez Pottera, który poklepał czarnowłosą po plecach.
— Cholera, Potter... — mruknęła Malfoy, ocierając łzy, które pojawiły się w kącikach jej oczu. — Twoja zdrada doprowadzi mnie do grobu.
— Oby jak najszybciej... — uśmiechnął się sztucznie Ronald.
— Nie martw się Weasley, ciebie będę straszyć nawet po śmierci.
— Już teraz radzisz sobie świetnie. Każdego poranka przeżywam horror na nowo...
Heather i Ronald oddali się swojemu ulubionemu zajęciu - docinkom. Przez ostatni, głupi warunek Hermiony, byli zmuszeni być dla siebie mili. Naturalnie chcieli nadrobić stracony czas.
Hermiona, która dotychczas usiłowała pozbyć się rumieńców, które wpełzły na jej twarz pod wpływem wzmianki o Viktorze, spojrzała nieśmiało na Harry'ego. Chłopak wciąż wpatrywał się w płomienie. Z tym wyjątkiem, że teraz lekko się uśmiechnął.
Granger postanowiła wykorzystać okazję.
— Nie wydajesz się specjalnie zmartwiony sparowaniem z Heather... — szepnęła.
Harry wzruszył ramionami, usiłując powstrzymać jeszcze szerszy uśmiech. Nie uszedł on uwadze Granger.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top