-(••÷[77]÷••)-
— Jak idzie nauka, Draco?
Blondyn podniósł głowę znad lektury. Doskonale znał osobę, która właśnie się do niego dosiadła, ale za żadne skarby nie był w stanie stwierdzić, jak znalazła się w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Czy to w ogóle legalne?
— Co ty tu robisz? — zdziwił się, zatrzaskując egzemplarz. Wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w siostrę, która po prostu jadła sobie żelka, siedząc obok.
— Jem. — Wzruszyła ramionami, dojadając słodycz. — Dobre są, kwaskowate. Chcesz?
Draco zmarszczył nos, po czym pokręcił głową.
Heather oczywiście rozumiała jego zdziwienie i cudem powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem.
— Przekupiłaś Crabbe'a ciastkami? — wypalił w końcu blondyn.
— Nie. I co to w ogóle za sugestia? Ja i przekupstwo? Nie ubliżaj mi, braciszku...
Draco wciąż milczał, więc czarnowłosa dała za wygraną. Zerknęła na siedzącą niedaleko Astorię Greengrass. Trzecioklasistka uniosła wzrok znad książki i uśmiechnęła się delikatnie, jej oczy błysnęły tajemniczo.
— Widzisz? Wystarczy być miłym.
— Ty nie umiesz być miła — prychnął Draco.
— Właśnie, że umiem. Przychodzę z gałązką oliwną, Truteńku... — Heather dokończyła żelka i rozsiadła się wygodniej na sofie. Była gotowa na negocjacje z Draconem. Pytanie, czy on także był gotowy?
— Mhm, rozumiem, że gałązka ma ukryty cierń?
— Nie, żabciu... — westchnęła, teatralnie wywracając oczami. Właśnie wtedy zwróciła uwagę na sklepienie lochu, po którym coś ciekło. — Fuj, to szlam? — zapytała, wskazując ciecz.
— Jesteśmy pod jeziorem, baranie.
— No tak. — Heather machnęła ręką.
— To po co tu jesteś?
— Mam interes, na którym skorzystasz.
— Zamieniam się w słuch.
¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸
Albus zapukał trzy razy i odsunął się nieco od drzwi. Rozejrzał się po okolicy. Spokojna, zwykła, niczym niewyróżniająca się uliczka. Dokładnie taka, jakiej potrzebowali. Był pewien, że po poprawkach Alastora, kryjówka będzie świetnym miejscem.
Odetchnął zimnym, wieczornym powietrzem. Stał na dworzu może z minutę, a jedyne o czym marzył to szklanka kremowego piwa. Może z dodatkiem czegoś mocniejszego?
— Ach, Remus! — Uśmiechnął się, rozkładając ręce. Były uczeń odsunął się, by wpuścić dyrektora do środka.
Lupin zakluczył drzwi i podążył za Dumbledore'em, który powoli dreptał wzdłuż korytarza. Nie podzielał jego dobrego humoru. Głównie dlatego, że wiedział, w jak kiepskim stanie jest Syriusz. Trochę obawiał się, że rozmowa nie obejdzie się bez ofiar zwłaszcza, że Black był bojowo nastawiony.
— Och, Syriuszu! Jak dobrze cię widzieć! — rozradował się Albus, gdy tylko Black pojawił się w progu pokoju.
Lupin zerknął nieśmiało na przyjaciela. Na jego twarzy można było dostrzec dużo emocji, przede wszystkim tych negatywnych. Złość, żal, wściekłość, bezradność.
Dłoń Remusa drgnęła, gdy dostrzegł, jak Syriusz zaciska ręce w pięści.
Nie dziwił mu się i naprawdę nie chciał go winić, ale wciąż bał się rezultatu tego spotkania. Syriusz wciąż był pewien żalu, i to słusznego żalu. Albus popełnił zbyt dużo błędów, pozwolił sobie zbyt ingerować w życie Blacka i jego córki. Robił rzeczy zupełnie odwrotne od tych, których chciałby ojciec Heather. I o ile Remus widział usprawiedliwienie dla dyrektora, gdy wszyscy sądzili, że Łapa jest zdrajcą, to nie był w stanie znaleźć wyjaśnienia jego zachowania, gdy prawda wyszła na jaw.
— Bez wzajemności — odparł w końcu Syriusz, nie zmieniając swojej pozycji. Wciąż stał w progu i opierał się o framugę ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami.
— Czymże sobie zasłużyłem na taki chłód, mój drogi? — W tamtej chwili Albus wyglądał jak dobry, poczciwy staruszek. Gdyby Remus i Syriusz tak dobrze go nie znali, uwierzyliby w jego pokojową postawę. — Usiądziemy?
— Nie widzę takiej potrzeby...
— Syriuszu, może jednak... — wtrącił Remus, na co Black pokręcił głową.
— Remi, zamknij obdrapaną buźkę.
Lupin wywrócił oczami. Czyli się zaczęło.
— Ten dom zostanie siedzibą Zakonu, ale tylko wtedy, gdy odpowie mi pan na jedno pytanie...
Albus poprawił okulary. Miał wrażenie, że w korytarzu zrobiło się zimniej, ale może to tylko jego wyobraźnia płatała mu figle? Chyba tak...
— Czy jesteś z siebie zadowolony, profesorze?
Albus nie spuszczał wzroku z mężczyzny. Stał przed nim sławny Syriusz Black, oskarżony o wiele brutalnych, jednocześnie wielkich rzeczy. Był jednocześnie tak zmęczony, zniszczony fizycznie i psychicznie... Jako niesłusznie oskarżony więzień powinien walczyć o prawdę, co najmniej rzucić się z pięściami na Dumbledore'a i zażądać natychmiastowego oczyszczenia z zarzutów.
Tymczasem on stał przed nim i pytał o coś takiego?
— I nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi...
Dyrektor wiedział.
— Syriuszu... Przypomnij sobie... Lata temu, na swoim szóstym roku przyszedłeś do mnie wraz z Annabeth i powiedziałeś, że będziesz Strażnikiem Tajemnicy... Nasz... plan nie do końca się udał. Pamiętasz, co powiedziałem ci tego wieczoru, gdy wróciliście z cmentarza?
Syriusz zmarszczył brwi.
— Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz... — Albus zacytował swoje własne słowa, przymykając na chwilę powieki. — Dzisiaj widzę, że moja prośba się nie spełniła. Nienawidzisz mnie, chłopcze...
— A dziwisz mi się?! — wysyczał Black, robiąc krok w stronę dyrkektora. — Straciłem wszystko! Wszystko! Straciłem Annie, bo wciągnąłeś ją w ten cholerny plan z Malfoy'em! Straciłem Jamesa! Straciłem najlepsze lata mojego życia! Straciłem moje dziecko!
— Syriuszu...
— CICHO BĄDŹ REMUS! NIE WIESZ, JAK TO JEST, DUMBLEDORE! Nie wiesz, jak to jest gnić w Azkabanie tyle lat za niewinność! Nie wiesz, jak to jest budzić się co rano mając świadomość, że już nigdy nie wyjdzie się z cholernej klatki! Ale wiesz, co w tym wszystkim było najgorsze? Powiem ci... Albusie... Najgorsze było to, że pozwoliłeś mojemu dziecku wychowywać się w przekonaniu, że jej ojciec to Lucjusz, a matka Narcyza. Pozwoliłeś, by ofiara mojej żony poszła na marne! Przez ciebie Heather nie mogła wychowywać się ze świadomością, że jej matka była tak wspaniałą osobą! Heather widziała moją twarz w gazecie i przerzucała stronę z odrazą! A teraz jedyne co mam, to cholerne listy! Ona nawet nie nazywa mnie tatą! Boi się tego słowa, nie potrafi przelać go na pergamin! MOJE DZIECKO OSTATNI RAZ PRZYTULIŁO MNIE, GDY MIAŁO DWA LATKA! Wiesz co to za uczucie, stać obok osoby, którą kochasz najbardziej na świecie i nie móc jej przytulić, powiedzieć jak bardzo jest ważna, bo ryzykujesz, że ucieknie z krzykiem?! A to wszystko, co mi się przytrafiło... było przez ciebie, Dumbledore. Zgoda na pomoc Lucjuszowi była dniem, w którym skazałem na siebie wyrok. Straciłem wszystko, bo ci zaufałem. Nauczyłem się, że nie wolno mi tego więcej robić. Dlatego Remus zabrał Heather od Malfoy'ów. Od dziś ja decyduję o mojej córce i moim chrześniaku. Harry nie spędzi więcej wakacji w domu Dursley'ów.
¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸
— CZYŚ TY KOMPLETNIE OSZALAŁA?!
Heather cofnęła się odruchowo, gdy dojrzała w ciemnych oczach Hermiony prawdziwy ogień wściekłości. Jeszcze nigdy nie widziała jej w takim stanie. Furia wręcz z niej emanowała i wydawało się, że Granger za chwilę wybuchnie. Dosłownie.
— Hermiono, proszę cię...
— Harry, mamy popcorn? — Ron zatarł wesoło ręce, siadając na łóżku.
Gdy tylko Heather pojawiła się w ich pokoju wraz z Hermioną, chciał uroczyście wyrzucić Malfoy, jednak Granger skutecznie go powstrzymała.
Tym razem był pewien, że gdy tylko podejdzie, by otworzyć drzwi, jego przyjaciółka z szerokim uśmiechem wykopie niedoszłą panienkę Black. Ale rudzielec nie miał zamiaru iść mugolaczce na rękę. Musiała zapłacić za swój pierwszy i największy błąd, którym było przyprowadzenie Heather w jego skromne progi.
— CHYBA ZUPEŁNIE OGŁUPIAŁAŚ!
— Wysłuchaj mnie... — jęknęła żałośnie Heather. Wprawdzie spodziewała się, że jej przyjaciółka nie będzie szczęśliwa, ale łudziła się, że może zareaguje nieco łagodniej.
Naiwna.
Granger chwyciła poduszkę i cisnęła nią wprost w czarnowłosą. Przedmiot odbił się od twarzy dziewczyny i opadł na ziemię, pozostawiając po sobie rozczochrane włosy Malfoy.
— Naprawdę nie miałam wyboru... sam postawił taki warunek i...
— NO JA W TO NIE WIERZĘ!
— Hermiono przepraszam...
Granger opadła na łóżko, tuż obok Ronalda, który cicho pochrupywał chipsy i oczami niczym pięciozłotówki wpatrywał się w całe zajście. Czekał na rozlew Malfoy'owo - Blackowej krwi. Przez chwilę rozważał nawet otwarcie zakładów.
— Harry, pomóż mi... — jęknęła czarnowłosa, zwracając się do okularnika.
Potter jednak pokręcił głową. Wątpił, że istniało cokolwiek, co mogłoby poprawić humor Granger.
— Mionka, obiecuję, że pomogę ci z tym wypracowaniem. A na korepetycje pójdę z tobą i będę pilnowała Dracona. O nic nie musisz się martwić...
Hermiona milczała. Pół godziny temu Heather wróciła z salonu Ślizgonów i zakomunikowała, że Draco zgodził się dowiedzieć czegoś na temat rodziny Emily. Dodała również, że jego warunki nie są takie złe. Granger odetchnęła więc z ulgą.
Do czasu, gdy czarnowłosa przytoczyła rozmowę ze swoim bratem.
W zamian za swoje skromne usługi Draco domagał się wypracowania na Eliksiry i trzech godzin korepetycji z Zaklęć. Ostatnie tematy szły mu dość kiepsko i musiał podciągnąć się w nauce. Jednak warunek, jaki postawił kompletnie zdziwił nie tylko Hermionę, ale także Heather, która o mało nie spadła z fotela.
Draco Malfoy żądał, aby to Hermiona Granger wytłumaczyła mu dwa ostatnie tematy. Oczywiście wszystko miało odbyć się w największej tajemnicy, ale wciąż wywoływało to szok w oczach obu dziewczyn.
Nie mówiąc już o tym, że Potter zbladł, a Weasley zakrztusił się sokiem.
— On też chce, żeby nikt się o tym nie dowiedział, bo... — Dziewczyna ucięła. Słowa, których użył blondyn definitywnie byłyby tą pierwszą i jedyną iskierką Grangerowego lontu.
Hermiona uniosła brew.
— Bo?
— Bo... jesteś Gryfonką... Hermiona błagam cię! Sama chciałaś się czegoś dowiedzieć o Emily! Można powiedzieć, że zainicjowałaś...
— NIE WYKORZYSTUJ MOICH SŁÓW PRZECIW MNIE, BLACK! — warknęła mugolaczka. Wstała i znów zaczęła nerwowo dreptać po pokoju.
Heather natomiast wybałuszyła na brązowowłosą oczy. Po raz pierwszy w życiu ktoś otwarcie nazwał ją poprawnym nazwiskiem. I było to dla niej dziwne, zdecydowanie zbyt dziwne.
— To brzmi dziwnie — mruknął cicho Ronald.
Czarnowłosa po raz pierwszy w życiu chciała zgodzić się z rudowłosym. Westchnęła ciężko i podeszła do chłopaka, wyciągając dłoń w stronę jego zakąski.
— Daj jednego, bo zeżresz wszystko sam.
— Moje!
— Zwariowałeś? — parsknęła Heather, siłą wyrywając chłopakowi opakowanie. — Przytyjesz i będziemy musieli cię turlać do sali Trelawney. A z Harry'ego i tak chucherko, nie mówiąc o tym, że Hermiona zostawiłaby cię na środku schodów i...
— Heather cicho siedź, bo nie mogę myśleć — syknęła w końcu Granger.
Nie chciała tego robić. Szczerze nie lubiła Dracona, pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że nienawidziła. Jednak Heather po części miała rację. Sama zainicjowała poszukiwania Susan Walker, a pech chciał, że ich jedynym źródłem informacji mogła być jedynie Emily.
— Przepraszam. — Heather okazała skruchę, przysiadając na brzegu łóżka Rona. Weasley natomiast wyrwał dziewczynie chipsy z ręki.
— Zgadzam się, ale na korepetycje idziesz ze mną.
— Naprawdę? — ucieszyła się czarnowłosa.
Hermiona jednak nie zdążyła kiwnąć głową, bo ze zdziwieniem patrzyła, jak Ronald w ułamku sekundy zrzuca Heather z brzegu swojego łóżka. Dziewczyna z głośnym tąpnięciem opadła na ziemię.
Posłała rudzielcowi pełne złości spojrzenie i już otwierała buzię, ale Granger w porę zareagowała.
— I przez tydzień macie być dla siebie mili.
Heather i Ronald spojrzeli na siebie szeroko otwartymi oczami. Jeśli w życiu było coś niewykonalnego, to właśnie to.
— Czyli nie mają ze sobą rozmawiać, tak? — parsknął Harry, który doskonale odczytał intencje przyjaciół. Wiedział, że ta dwójka nie potrafi być dla siebie neutralna, co dopiero mówić o byciu miłym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top