-(••÷[76]÷••)-

Heather czwarty raz przeanalizowała list od Syriusza. Nie wiedziała, czy śmiać się, czy może płakać. To, co napisał jej ojciec, czego właściwie się dopuścił, było dla niej nie do zniesienia. Sądziła, że ich relacje idą ku dobremu, że naprawdę są w stanie stworzyć rodzinę. Trochę wybrakowaną, ale jednak. Tymczasem on postanowił zupełnie nie liczyć się z jej zdaniem, nie zapytać nawet o zgodę i tak po prostu zabrać jej rzeczy z dworu.

Wściekła zgniotła kartkę i położyła obok talerzyka. Przeszła jej ochota na jakiekolwiek śniadanie. Oparła podbródek na dłoni, a pełne złości spojrzenie wlepiła w Pansy, siedzącą przy stole Slytherinu i świergotającą o czymś z Daphne Grengrass. Obie dziewczyny Heather darzyła szczerą nienawiścią.

— Skupiasz się, bo masz nadzieję, że te dwie ropuchy wybuchną? — zapytała Pamela, gdy tylko zdała sobie sprawę, że Malfoy wpatruje się w Ślizgonki.

— Tak — syknęła, nie odwracając od nich spojrzenia. — Za nic nie mogę tego przegapić.

— Czego przegapić? — zapytała Hermiona, siadając po przeciwnej stronie czarnowłosej, dzięki czemu zasłoniła jej obiekty nienawiści.

— I plan szlag trafił — westchnęła, zerkając na Harry'ego, który usadowił się obok niej. Zlustrowała go spojrzeniem. Był rozczochrany bardziej niż zwykle i niewyspany bardziej niż zwykle. Przynajmniej tak się jej wydawało. — Nargle uprowadziły ci grzebień? Czy chcesz, żeby twoja głowa stała się środowiskiem naturalnym wszy Hermiony?

Harry wywrócił oczami, sięgając po naleśnika. Przyzwyczaił się już do wredoty Heather na tyle, by wiedzieć, że do aktualnego stopnia zrzędzenia i ironizowania w jednym, mógł ją doprowadzić Ron, ewentualnie ktoś ze Slytherinu. No... jeszcze może Snape.

— Cześć Heather, ciebie też miło widzieć — odparł, rozglądając się za czekoladą.

— Nie wyszło ci to kłamstwo — odparła czarnowłosa, podając chłopakowi słoik, którego poszukiwał. W jakiś niewyjaśniony sposób udało jej się zapamiętać, że jeśli jadł naleśniki rano, to tylko z czekoladą, a jeśli wieczorem, to tylko z truskawkami. Dziwne trochę.

— Kto ci znowu nadepnął na odcisk? Snape?

— Snape oddycha. To wystarczający powód, by go nienawidzić — mruknęła.

Harry jednak nie był przekonany. Odłożył naleśnika i ze zrezygnowaną miną przyglądał się dziewczynie. Czekał, aż w końcu to z siebie wyrzuci. Miał tylko cichą nadzieję, że nie będą musieli iść na Wieżę Astronomiczną i tam sobie szczerze rozmawiać. Malfoy miała dziwną przypadłość... zdawało się, że tylko tam potrafiła się otworzyć.

Heather natomiast nie chciała z samego rana zrzędzić. I tak widziała Hermionę, która trzepnęła Rona szykującego się do słownej riposty. Była za to tak niesamowicie wdzięczna Granger, ale brakowało jej sił, by choćby się uśmiechnąć. Wciąż była poirytowana samowolną decyzją Syriusza.

Zabrała zgnieciony list i wrzuciła do torby.

— Co to? — zapytał natychmiast chłopak.

— Śmieć.

— List?

— POTTER!

— Czyli list.

— Usiłujesz naśladować Snape'a? Radość z życia i zrzędzący głos macie podobny. Jesteś blisko osiągnięcia celu. — Tym razem Hermiona nie zdołała w porę wkuć łokcia między żebra Ronalda.

Heather wytknęła język na rudzielca. Poddała się jednak zupełnie i bez słowa wyciągnęła list od Syriusza, by podać go Harry'emu, który po przeczytaniu podał go Hermionie, a ona oddała pergamin właścicielce, zaskarbiając sobie tym dezaprobatę Ronalda.

— Moim zdaniem to chyba dobrze... — powiedział po chwili ciszy Harry.

W tamtej chwili Malfoy żałowała, że nie ma pod ręką lodowatej wody. Może tym zdołałaby ocucić Pottera, aby w końcu zaczął trzeźwo myśleć. Dała jednak ponieść się emocjom i trzepnęła go w głowę.

— No co?!

— Rogogon ci mózg wypalił?!

— W sumie... — mruknęła cicho Hermiona, zerkając niepewnie na czarnowłosą. — Syriusz chyba ma rację...

Heather przymknęła powieki, powstrzymując się od warknięcia. Nikt jej nie rozumiał. Jak to możliwe, że jej przyjaciele tak po prostu zgadzali się z działaniem Blacka? Powinien był zapytać się, co ona w ogóle o tym wszystkim sądzi.

— Heather, jeśli on mówi, że nie jesteś bezpieczna u Malfoy'ów, to coś w tym jest... Nie zadziałałby tak szybko, gdyby nie musiał...

— Mógł chociaż zapytać mnie o zdanie — syknęła.

— Może nie było na to czasu?

— A co takiego może mi grozić? — zapytała, przyciszając głos. Rozumowanie Gryfonów było dla niej absurdem. Przecież Lucjusz i Narcyza ją kochają...

Przełknęła ślinę, prostując się. Do niedawna sama w to nie wierzyła. Nie czuła ich miłości. A teraz, kiedy dowiedziała się prawdy i nic jej przy nich nie trzymało... dlaczego mieliby wciąż ją kochać?

— Rozumiem, że możesz czuć się zagubiona... ale myślę, że powinnaś zaufać Syriuszowi.

— On wie, co robi — dodał Harry, po czym wgryzł się w naleśnika. Dla niego prawdziwym marzeniem było, by Black zabrał go od Dursley'ów. Pozostało mu tylko wierzyć, że niedługo sam dostanie podobny list.

— Poza tym... — zaczęła znów Hermiona, pochylając się w stronę Malfoy. — Chyba powinniśmy zwrócić uwagę na coś innego...

Heather zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc słów Granger.

— Susan Walker. 

— Walker? — powtórzyła Malfoy, usiłując nadążyć za Granger. 

Dopiero po dłuższej chwili i zrezygnowanym spojrzeniu Hermiony zdołała połączyć wątki. Nazwisko już nie raz obiło się jej o uszy. Zwykle w negatywnych okolicznościach, ale przypadkiem wryło jej się w pamięć. 

Emily Walker, Ślizgonka o kruczoczarnych włosach i spojrzeniu godnym samego bazyliszka. Aktualnie piastująca stanowisko Naczelnej Kujonki Domu Slytherina i chyba jedynej uczennicy, którą kiedykolwiek Snape pochwalił podczas zajęć. Ale zdarzyło się to tylko raz, w Prima Aprilis, więc nie wiadomo do końca, czy Severus żartował, choć w jego przypadku to wątpliwe. 

Niemniej jednak Emily pozostawała Ślizgonką o dość ciekawych korzeniach. Panowało przekonanie, że Walkerowie byli najbliżej spokrewnieni z samym Gryffindorem, choć młode pokolenie czarodziejów nie przykładało do tego tak wielkiej wagi. Sama Emily zdawała się nie szczycić swoim pochodzeniem.

Żadne z Gryfonów nie było w stanie powiedzieć niczego więcej na temat dziewczyny. Nie znali jej, nie wiedzieli z kim się przyjaźni, co lubi, kogo nienawidzi. 

Nie zmieniało to jednak faktu, że dziewczyna nosiła nazwisko kobiety uznanej za winną śmierci Elenare Rodden.

— Myślisz, że ona... — mruknęła cicho Heather, wpatrując się w brązowe oczy Granger. 

— Musimy się dowiedzieć, jak nazywają się jej rodzice i czy Susan...

— A jak chcesz się tego dowiedzieć, co? — prychnął Ron, który od dłuższej chwili przysłuchiwał się rozmowie, oczywiście w tym samym czasie racząc się jedzeniem.

— Draco — powiedziała natychmiast Heather. 

— I on nam pomoże? — Tym razem to Harry pozwolił sobie na ciche prychnięcie. Nie wierzył, że cokolwiek zdoła przekonać Malfoy'a do pomocy.

— Nie z własnej woli, to oczywiste! — zawołała czarnowłosa. — Ale tak się składa, Potter, że z Dworu Malfoy'ów wyniosłam coś bardzo, bardzo przydatnego.

— Wysokie ego? — wtrącił Ron.

— Osiemdziesiąt siedem sposobów na śmierć — warknęła Heather w stronę rudzielca, lecz po chwili znów skierowała spojrzenie w stronę Ślizgonów. Na jej ustach zamajaczył uśmiech. — A prócz tego pomysły na szantażyki. 

— Szantaż? — powtórzyła Pamela.

— No pewnie. Wchodzicie w to? 

— Tuż po tym, jak ogarnę, jak odczytać wskazówkę z jaja, jak najbardziej — zadeklarował Harry.

— Może podpytam o to Cedrica? — zasugerowała Malfoy, zupełnie nie przejmując się krztuszącą się McMay.  

Potter za to pokiwał entuzjastycznie głową.

¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸

Albus Dumbledore siedział w swoim ulubionym fotelu, tuż obok legowiska feniksa. Może to śmieszne, ale gdy czuł obecność swego przyjaciela, tak spokojnego, jednocześnie inteligentnego, jakoś lepiej mu się myślało. 

Zdawało się, że dyrektor wciąż nie zwraca uwagi na Lupina, który od kilkudziesięciu minut kręcił się na swoim, średnio wygodnym, krześle. 

Westchnął ostentacyjnie z nadzieją, że głośniejszy oddech zwróci uwagę Dumbledore'a.

Albus natomiast miał natłok myśli. Nie tych dobrych, ale negatywnych, problematycznych. Remus postąpił wbrew jego woli i zabrał Heather. To oznaczało, że Dumbledore nie miał już żadnego haka na Lucjusza i w wypadku konfliktu interesów, nie mógł użyć Heather jako karty przetargowej. 

Syriusz tak po prostu postanowił wrócić sobie z puszczy, gdy tylko usłyszał, że powoli dochodzi do reaktywacji Zakonu Feniksa i na dodatek uparcie twierdził, że musi spotkać się z dyrektorem Hogwartu. 

Niedobrze. Bardzo niedobrze.

— Jaki miałby być cel naszego spotkania? — zapytał Albus, przyglądając się Remusowi. 

— Syriusz... zgadza się na oddanie domu przy Grimmauld Place na Kwaterę Główną Zakonu Feniksa, ale... warunkiem jest spotkanie z panem, dyrektorze. Ze swojej strony dodam, że... to mu się należy jak psu zupa... — powiedział Remus, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z dość niefortunnego porównania. Uniósł kącik warg ku górze, lecz zaraz potem przybrał na twarz poważną minę. 

— Dlaczego mnie nie posłuchałeś? 

— Syriusz jest moim przyjacielem. Ojcem Heather. Jako jedyny ma prawo decydować o miejscu, w którym przebywa jego dziecko...

— Była tam bezpieczna.

— Nie była tam bezpieczna! — warknął Remus, wstając. Już drugą godzinę siedział w gabinecie Albusa, a jego cierpliwość zupełnie się wyczerpała.

Dumbledore z uwagą patrzył na Lupina. Ogień w jego oczach, naznaczoną czasem i zmartwieniami twarz. Nie był taki, jak kiedyś.

— Gdzie się podział spokojny, rozsądny Remus? — zapytał cicho siwowłosy.

Lupin spojrzał na niego, jak na wariata. Typowy Dumbledore. Z jednego tematu przeskakuje do drugiego. Smęci, nęci, plącze nici podstępu, opatrując wszystko ułudą zaufania. Remus zbyt dobrze wiedział, do czego doprowadza to tych, którzy pozwalają Albusowi zaplątać się w niszczycielską sieć. Annabeth była jedną z nich.

— Nie ma go już. Za dużo krzywdy i cierpienia doznali moi przyjaciele, bym wciąż był potulny i słuchał innych.

Te słowa, choć ostre, napawały dyrektora swego rodzaju dumą. Lupin wyrósł na dobrego człowieka. Albus spodziewał się, że będzie się nim łatwiej sterować, ale w pewien sposób miło się rozczarował. 

— Odwiedzę was niebawem. Poproszę Alastora, aby również złożył wam wizytę. Musimy wpierw zadbać o ochronę naszej nowej kwatery.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top