-(••÷[7]÷••)-

· • ● ← → · • ●

Znam dwa powody, żeby nie mówić prawdy. 

Pierwszy jest taki, że kłamstwem można zdobyć to,

 czego się pragnie,

 a drugi że kłamiąc- można oszczędzić komuś cierpienia.

- Jodi Picoult "Bez mojej zgody"

¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤ 

Przez resztę dnia Heather chodziła struta. Dla postronnych osób, wyglądała tak, jak zwykle. Nikt nie chciał także zbytnio się jej przyglądać, by nie zostać porażonym jedną z kąśliwych uwag. Dziewczyna była, delikatnie mówiąc, wściekła. Nie dość, że Potter i Weasley potraktowali ją, jakby była winna całej sytuacji z tym przeklętym Trutniem, to jeszcze szlaban i pretensje ojca, które niewątpliwie nadejdą. Myślała, że gdy emocje po ostatnim opadną, będzie w stanie dojść z nim do porozumienia. W wyobraźni widziała, jak siedzą przy stole i rozmawiają. Jak przytulają się... Ostatni raz przytuliła go w dzień jego urodzin. Ostatni raz powiedziała do niego tato w dniu wyjazdu do Hogwartu, na swój pierwszy rok.

Korzystając z okazji, że Potter i Weasley jeszcze się nie pojawili, wstała i podeszła do profesora Snape'a, który siedział przy biurku i coś skrobał.

— Mówiłem ci, że masz czekać na pozostałą dwójkę. Czego w tym przekazie nie rozumiesz? — zapytał. 

Heather ostatkami sił powstrzymała się od wywrócenia oczami.

— Mam do pana prośbę... — zaczęła. Zaskoczony Severus przyjrzał się dziewczynie. — Mógłby pan... nie pisać tej notki do ojca? 

Nauczyciel odłożył pióro i złożył ręce przed sobą.

— Dlaczego?

— Bo proszę.

— Wyjaw mi powód. Jeśli uznam, że jest dość sensowny, rozważę tę prośbę. 

Heather nieco zdziwiła się na te słowa. Chyba po raz pierwszy dojrzała w Snape'ie namiastkę człowieczeństwa.

— Wie pan, że mój ojciec wolałby, żebym była w Slytherinie... — zaczęła dość niepewnie. — Podobnie jak ja i cały Gryffindor... Przez to, że ta głupia czapka przydzieliła mnie tam gdzie przydzieliła, nasze stosunki i tak są napięte... Ten liścik.. Mógłby je zaostrzyć. Z resztą zna pan ojca... — dokończyła, przypominając sobie te wszystkie wizyty Postrachu Hogwartu w Malfoy Manor. — Proszę — uśmiechnęła się szeroko. 

Nauczyciel zastanowił się. Obiecał przyjacielowi, że będzie informował go o wszystkich niepowodzeniach jego córki, jednak... nie miał zamiaru robić tego z sympatii. Miał w tym własny cel, właściwie Dumbledore miał. Przeklął w duchu swoją chorą lojalność i znów wrócił wzrokiem do dziewczyny. Stał przed nią Black w wersji żeńskiej. Doskonale pamiętał swojego prześladowce z lat szkolnych. Zdrajcę. Heather jednak miała w sobie coś z matki. Coś, co do końca nie pozwalało żywić mu szczerej nienawiści do niej. Sentymenty, ludzka słabość, Severusie.

— Żądania twojego ojca zostaną spełnione. Rodzice mają prawo wiedzieć, co dzieje się z ich dziećmi. Teraz zabierz się za sprzątanie stanowisk. Potter i Weasley, jak skończycie podsłuchiwać pod drzwiami, wyszorujcie kociołki! — Machnął różdżką, a drzwi otworzyły się, ukazując dwóch Gryfonów w nieco dziwnych pozycjach. 

¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸

Droga mamo! 

W Hogwarcie wszystko w porządku. Miałam drobny szlaban, ale o tym pewnie już ci wiadomo. Profesor Snape bardzo ucieszył się, gdy mógł wysłać ojcu stosowną notkę już w trzecim tygodniu szkoły. Mam nadzieję, że nie wściekł się aż tak? 

Chciałabym cię jeszcze o coś zapytać. W wakacje, kiedy kupowaliśmy mi szaty... Pewnie pamiętasz... Poszłam później do Dziurawego Kotła. Znalazłam gazetę. Pisali w niej o ucieczce z Azkabanu. Z resztą, ściany ulicy Pokątnej też były poobklejane plakatami z jego zdjęciem. Mamo, czy Syriusz Black to nasza rodzina? Jestem po prostu ciekawa, nigdy nie opowiadasz nam o Blackach, a to w końcu nasza krew, prawda?

Ściskam mocno, tęsknię za tobą!

Heather

P.S. O Dracona się nie martw, jego ręka 'cudownie' uzdrowiona.

P.P.S. Nie pokazuj proszę ojcu tego listu.

Lucjusz zacisnął mocniej powieki. Kiedy złość już wyparowała, jej miejsce zastąpił strach. Cholerny Black uciekł z Azkabanu, a jego córka, zamiast zająć się nauką, zarabia szlabany i wypytuje o tego mordercę. Sądził, że tam odetnie się od rzeczywistości...

— Pewnie jej szuka... — Lucjusz spojrzał na Narcyzę, która siedziała cicho naprzeciw niego. 

— To morderca, zdrajca! 

— Wiesz, że nigdy nie dołączył do...

— Poza tym... — przerwał żonie, wstając. — Heather  o niczym się nie dowie. — Zaczął powoli przechadzać się po pokoju. Nigdy nie sądził, że Black opuści Azkaban. Miał tam zgnić aż do śmierci, a Heather miała nigdy nie dowiedzieć się prawdy.

— Mam ją okłamać? Okłamać własne dziecko?

— Napisz jej, że Black to twój kuzyn i tyle. 

— Lucjuszu... 

— Narcyzo, za późno na prawdę! — warknął, ukrywając twarz w dłoniach. 

Pani Malfoy wzięła ze stołu list. Spojrzała na ostatnie zdanie. Dwie literki 'ta' — były przekreślone. Obok widniało słowo 'ojcu'. 

— Już nie mówi do ciebie tato...

— Wyrosła.

— To nie dlatego... Oddaliłeś się od niej, ją to boli, Lucjuszu. Dlaczego? 

Mężczyzna przez chwilę patrzał w punkt przed sobą. W końcu spojrzał na Cyzię, która nadal oczekiwała odpowiedzi. 

— Odpisz jej.

¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸

Przed trójką Gryfonów nastała ostatnia godzina szlabanu. Profesor Snape wyjątkowo dbał, aby kara odbywała się w ciszy, za co Heather była mu wdzięczna. Nie miała ochoty znów użerać się z marnymi tekstami Weasley'a. 

— Profesorze skończyliśmy — odezwała się, gdy Harry wsunął na półkę ostatnią z ksiąg. 

— Alfabetycznie? — zapytał Snape, nie przerywając czytania. 

— Tak. 

Mężczyzna z impetem zatrzasnął książkę i podszedł do księgozbioru. Założył ręce za plecami, przez co utonęły w fałdach czarnych szat. 

— Jesteście wolni. — Spojrzał wyczekująco na uczniów. 

Harry i Ron błyskawicznie zebrali swoje rzeczy i udali się do wyjścia. 

— Skoro jednak wysłał pan list do ojca... 

Nauczyciel znów usiadł przy biurku.

— Malfoy, ile razy mam ci powtarzać, że...

— Co pan wie o Syriuszu Blacku? 

Sanpe gwałtownie się wyprostował po czym przyjrzał dziewczynie. Czyżby coś podejrzewała? 

— Dlaczego cię to interesuje?

— Jest spokrewniony z moją mamą? 

— Wiem tyle, że uciekł z Azkabanu, o resztę pytaj rodziców.

— Al...

— A teraz wyjdź, chyba że mam ci wlepić kolejny szlaban. Tym razem z szorowaniem podłogi.

¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸

Syriusz okrył się nieco bardziej starym kocem. Te przeklęte więzienne łachmany nie dawały żadnego ciepła. Z resztą, nie ma się co dziwić. Ministerstwo tylko czeka, aż kolejny więzień zemrze, żeby cela się zwolniła. Spojrzał na ostatni kawałek chleba, jaki mu pozostał. Postanowił, że zje go dopiero rano i pod postacią psa znów wyruszy, by coś ukraść. Hogsmeade jest już niedaleko, a stamtąd tylko kilka kroków do Wrzeszczącej Chaty. Potem Hogwart. Musi ją znaleźć. Musi zobaczyć, jak wygląda, kim się stała. Potem znajdzie jego. A na końcu się zemści. Powoli, z przyjemnością. 

— Zabije cię Pettigrew... — roześmiał się histerycznie. — Zabiję. Powoli, boleśnie. Zapłacisz mi za to, oj zapłacisz, prawda Annabeth? — Przymknął oczy. Wyobraźnią, a raczej jej ostatkiem widział ją tutaj. Widział Annabeth, siedzącą tu, z boku, przy tym kamieniu. Uśmiechała się, patrząc w gwiazdy. Te, których on nie widział przez tyle lat.

"Zapłaci za krzywdy" słyszał jej melodyjny głos. Przez te wszystkie lata nie zapomniał, jak brzmiał. "Zajmij się naszą córką, Syriusz. Zaopiekuj się nią i Harrym "

Usłyszał szelest liści. Nie otwierał oczu, bo bał się, że jego Annie zniknie. Poczuł delikatne muśnięcie jej ust na swoim czole. Wyciągnął dłonie, desperacko prosząc, by została. Chciał ją chwycić, ale... napotkał tylko powietrze.

— Nie zostawiaj mnie Annabeth! — Przerażony otworzył oczy. Napotkał jedynie ciemność. A jego serce znów odczuło stratę. Zderzył się z brutalną rzeczywistością. Gorzkie łzy popłynęły po jego wychudzonych polikach. Zaskomlał głośno, boleśnie, a jego usta ułożyły się w jedno, przytłaczające pytanie; dlaczego?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top