-(••÷[61]÷••)-
Heather odetchnęła z uśmiechem, gdy jej kalendarz wskazał dwudziesty dziewiąty sierpnia. Już niedługo wróci do szkoły. Nie mogła się doczekać ponownego spotkania z przyjaciółmi, ale przede wszystkim musiała zpytać Dumbledore'a, czy znalazł już dowody na uniewinnienie Syriusza.
Już w maju czarnowłosa chciała napisać Blackowi, o swojej umowie z dyrektorem, jednak powstrzymywała się, chcąc usłyszeć jakiekolwiek rezultaty. Przez całe wakacje spodziewała się choćby listu od Albusa, oczywiście z dobrymi wiadomościami, jednak nic takiego nie nadeszło. Pozostała jej więc konfrontacja z dyrektorem.
Od momentu szczerej rozmowy z Narcyzą, w głowie Heather trwała jeszcze jedna myśl. Dotyczyła ona Annabeth. W sercu nastolatki pojawiło się pragnienie, które zamierzała spełnić. Brakowało jej tylko odwagi. Koniec wakacji zbliżał się jednak nieubłaganie, a ciemnooka zrozumiała, że albo się odważy, albo nic z tego nie będzie.
Ruszyła więc na piętro, w poszukiwaniu Narcyzy. Zastała ją w salonie, czytającą książkę przy kominku. Pani Malfoy uniosła wzrok i uśmiechnęła się ciepło, widząc córkę. Cieszyła się, że doszło między nimi do szczerej rozmowy. Choć na chwilę mogły cieszyć się relacją córki i matki.
Narcyza poczuła też, jak ogromny ciężar, który dźwigała tyle lat, po prostu z niej spadł. Heather poznała już prawdę, a przynajmniej tę najistotniejszą część, więc pani Malfoy nie musiała już uważać na każde słowo. Zamierzała cieszyć się tym, co tu i teraz, nie zadręczając się przyszłością.
— Mamo... — powiedziała cicho, zaplatając ręce za plecami. Powolnym krokiem zbliżała się do kobiety, która już przeczuwała, że Heather coś wymyśliła.
Uśmiechnęła się jednak, bo jej córka wciąż przypominała tą samą Heather sprzed pięciu lat, która podobnie wyglądała, prosząc ją o swoją pierwszą miotłę. Na której zakup, nawiasem mówiąc, nie zgodził się Lucjusz.
— Tak?
— Zostały trzy dni wakacji... — zauważyła, stając w niewielkiej odległości od Narcyzy.
— Umiem korzystać z kalendarza...
— Tak sobie myślałam... — Czarnowłosa zagryzła wargę. trochę obawiała się, że jej matka wybuchnie, a naprawdę nie chciała niszczyć dobrej atmosfery, która wróciła dopiero niedawno. Przywołała w myślach jedno ze zdjęć w albumie, który podarował jej Remus i poczuła nagły przypływ odwagi. — Chcę pójść na grób Annabeth.
Podczas, gdy Narcyza usiłowała opanować drżące dłonie, Heather stała, wyprostowana niczym struna i wpatrywała się w matkę. Sekundy dłużyły się jej niemiłosiernie, gdy tak czekała na werdykt.
Przez głowę pani Malfoy natomiast przechodziły tysiące myśli. Najważniejsza, którą dyktował zdrowy rozsądek, mówiąca o tym, że Heather nie powinna rozgrzebywać przeszłości. I inna, płynąca z serca, podpowiadająca, że dziecko ma prawo poznać swoje pochodzenie. Matczyne serce Narcyzy, przepełnione bólem i poczuciem winy, nie chciało sprawiać dziecku ponownego zawodu. Widząc czarne, migocące oczy Heather, wypełnione nadzieją, nie mogła ich skrzywdzić.
Zatrzasnęła książkę i wstała. Wygładziła suknie, uniosła podbródek. Zamrugała, by powstrzymać napływające do oczu łzy.
— Spróbuję dowiedzieć się, gdzie ją pochowano.
¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸
Narcyza czesała włosy już od dziesięciu minut. Uważnie wpatrywała się w lustro, w którym perfekcyjnie odbijał się Lucjusz. Mężczyzna od dłuższego czasu stał w oknie, w dłoni trzymając kieliszek z alkoholem. Problem w tym, że z kryształowego naczynia nie ubyło ani kropli trunku.
Stan pana Malfoy'a od momentu powrotu z Mistrzostw prezentował się jeszcze gorzej. Co prawda, Narcyza widziała artykuł w Proroku Codziennym, informujący o zamieszkach i pojawieniu się Mrocznego Znaku, jednak dotychczas sądziła, że to głupi żart gówniarzy.
Przez sytuację z Heather odpychała od siebie czarne myśli, mówiące, że coś niedobrego się zbliża.
Kobieta odetchnęła, odkładając szczotkę. Podeszła do męża, który patrzył za okno, w ciemną noc. Jakby wciąż nie dostrzegał obecności żony. Narcyza wyjęła kieliszek z dłoni męża i odłożyła na stolik. Potarła uspokajająco jego ramię, lecz Lucjusz tylko potrząsnął głową.
— Co się z tobą dzieje, Lucjuszu?
Malfoy przymknął oczy, jakby słowa żony sprawiły mu ból. Nie chciał obarczać jej tym wszystkim, co sam przeżywał. Czuł jednak, że sam sobie nie poradzi. Zbyt dużo spadło na niego w ostatnim czasie. W końcu odważył się spojrzeć w oczy kobiety.
Pozwolił sobie na uśmiech, gdy poczuł dłoń Narcyzy na policzku. Komu miał ufać, jak nie jej? Kobiecie, która pozwoliła mu być sobą, która nie oceniała, nie żądała wyjaśnień. Po prostu była, wspierała. Właśnie tym Narcyza różniła się od Annabeth. Podczas, gdy Rodden żądała, by Lucjusz zawrócił z obranej ścieżki, w którą przeciez wierzył... Narcyza stała z boku i trzymała dłoń na jego ramieniu, dodając mu otuchy.
— Czy to ma związek z tym, co się działo po Mistrzostwach? — szepnęła, gdy wciąż nie uzyskała odpowiedzi. Gdy blondyn wciąż myślał, Narcyza przytuliła go do siebie. — Wiesz, że tu jestem i nigdy cię nie opuszczę, prawda?
Oczywiście, że wiedział. Wiedział, ale serce podświadomie płatało mu figle szepcząc, że Narcyza w końcu nie wytrzyma i odejdzie, zupełnie jak Annabeth.
— Powiedz mi, proszę...
W końcu odetchnął, odsuwając się od kobiety.
— Nie chciałem w tym uczestniczyć, Cyziu... — szepnął, przecierając twarz. — Crabbe też nie... Oboje chcieliśmy się wycofać, ale Flint... zaczął mówić coś o zdradzie... Nie mogliśmy...
Narcyza powoli kiwała głową, rozumiejąc. Jej mąż wcale nie był na bankiecie u Ministra, nie pokłócił się na nim ze współpracownikiem. Był członkiem pochodu Śmierciożerców, zwiastującego powrót Czarnego Pana.
— Musiałem iść... chociaż... uwierz mi, że wolałem wrócić do domu.. do ciebie, do Draco...
Pani Malfoy odetchnęła głęboko, siadając na łóżku.
— A do Heather? — szepnęła, gdy pierwsze łzy popłynęły po jej chudych policzkach.
Lucjusz nie odpowiedział. Już po rozmowie z Severusem zdał sobie sprawę, że jego pan powróci, a Heather już nie będzie bezpieczna w jego domu. Choćby przez swoją przyjaźń z Potterem.
— Kiedy wróci, wykorzysta każdą możliwość, by zabić Pottera. Nawet jeśli będzie nią Heather...
Narcyza popatrzyła zszokowana na męża. Wiedziała, że Czarny Pan jest bezwzględny w dążeniu do celu i oczekuje bezwzględnej lojalności, ale nie sądziła, że ośmieli się podnieść rękę na jej dziecko.
— Ona jest dzieckiem. Naszym dzieckiem... on nie może...
— Jest dzieckiem Blacków, to po pierwsze... — odparł Lucjusz głosem tak beznamiętnym, ze Narcyzę to zabolało. — Lata temu wydał wyrok na Annabeth w obecności jej rodziców...
Lucjusz pozwolił sobie na łzę, przypominając sobie tamten dzień. Nie bronił Annabeth. Chciał, by poniosła śmierć. Później cieszył się, że jej uniknęła, jednak co z tego skoro i tak zabrała mu jego Annie.
— Przez przypadek ofiarą padła Elenare...
Pani Malfoy nie była w tanie wydusić choćby słowa. Nie sądziła, że śmierć małej Rodden była zaplanowanym atakiem Śmierciożerców.
— Nie zawaha się i tym razem.
— Ona była tylko dzieckiem... — wydusiła, nie hamując już łez. — Miała jedenaście lat...
— Dlatego Heather musi zniknąć z naszego domu, zanim będzie za późno... A my musimy wyzbyć się wszelkich uczuć do niej, rozumiesz?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top