-(••÷[56]÷••)-

· • ● ← → · • 
 
Niewiele rzeczy tak bardzo oszukuje jak wspomnienia.

~Carlos Ruiz Zafon "Cień wiatru"

¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤ 

Heather siedziała na łóżku i z uwagą przyglądała się teleskopowi, który podarował jej Lucjusz. Zastanawiała się, czy możliwe jest zaczarowanie go w ten sposób, aby ją podsłuchiwał, albo monitorował jej zachowanie... Może listy?

Jęknęła, opadając na poduszki. W głowie jej się przewracało od tego wszystkiego. Czuła się jak szpieg we własnym domu. Nie miała pojęcia, czy rodzice podejrzewają ją o kłamstwo... a może już odkryli prawdę?

Heather nie pozostało nic innego, jak udawać, że gwiazdy to jej wielka miłość i czekać na rozwój sytuacji.

Przez kilkanaście kolejnych dni w jej domu było dość spokojnie. Całe dnie spędzała w ogrodzie, kilka godzin w ciągu nocy spędzała na gapieniu się w gwiazdy. I, co dziwne, zauważyła, że wcale nie są takie złe. W domowych zbiorach znalazła nawet stary podręcznik Lucjusza o astronomii i nauczyła się rozpoznawać podstawowe gwiazdozbiory.

Pierwszy miesiąc wakacji dobiegał końca, zbliżały się urodziny Pottera. Heather wciąż używała prezentu, który jej sprawił, a za każdym razem gdy brała go do ręki, ciepło jej się na sercu robiło.

Musiała mu się odwdzięczyć.

Wbiegła do dworu, rozglądając się w poszukiwaniu Narcyzy. Potrzebowała pieniędzy, żeby znaleźć dla Gryfona jakiś prezent.

— Mire, widziałaś mamę? — zapytała, mijając skrzatkę, krzątającą się w salonie.

— Pani spędza czas w pokoju gościnnym.

— Dzięki! — zawołała, nie będąc w stanie powstrzymać swojego entuzjazmu. Wbiegła po schodach i nie trapiąc się pukaniem, otworzyła drzwi.

Pani Malfoy w istocie spędzała czas w pokoju, jednak zupełnie nie spodziewała się, że ktokolwiek jej przeszkodzi. Przeraziła się, gdy Heather stanęła w drzwiach, a jeszcze bardziej, gdy podeszła do stołu, na którym rozłożone były różne, dziecięce przedmioty.

Czarnowłosa złapała różowy, puchaty kocyk, wystający z kartonu.

— Heather... — zaczęła ostrożnie blondynka, powoli pakując przedmioty.

— Co to? — zapytała dziewczyna, wpatrując się czarnymi oczami w Narcyzę.

— T-to... — Malfoy odchrząknęła, gdy poczuła suchość w gardle. Wszystkie rzeczy, które leżały przed nią na stole należały do Heather. Właściwie pochodziły z jej prawdziwego domu. W dzień śmierci Annabeth, gdy Lucjusz i Narcyza podjęli decyzję o opiece nad Heather, wybrali się do domu Blacków i zabrali niektóre przedmioty. Parę zabawek, kocyk, pluszak, butelka, pieluszka...

Pani Malfoy w sekrecie zabrała jeszcze kilka rzeczy, na które Lucjusz nigdy nie wyraziłby zgody. Mianowicie karton, który znalazła w jednej z szaf, podpisany jako "Elenare".

Wtedy uważała, że kiedyś powie Heather prawdę i wszystkie przedmioty, które zabrała z jej rodzinnego domu będą dla niej pamiątką. Lucjusz jednak krytykował pomysł żony, kategorycznie nie zgadzał się na przekazanie jej prawdy, w końcu i Narcyza postanowiła dać za wygraną.

Od czasu do czasu wyjmowała kartonik z niemowlęcymi rzeczami Heather i oglądała je przypominając sobie lata, kiedy jej córka była małą rozrabiaką.

— To moje rzeczy... — szepnęła Heather, gdy na kocyku odnalazła wyszywany napis "Heather Leonie".

Narcyzie zrobiło się gorąco, gdy dostrzegła znalezisko Heather. Lata temu, zabierając dziewczynę do siebie zmienili jej drugie imię na Narcyza.

— Leonie. — Opuszkami palców pogładziła złotą nić. — Dlaczego Leonie?

Narcyza uniosła głowę wyżej, chcąc zebrać nieco więcej odwagi. Musiała znaleźć dobre wyjaśnienie. Przeklinała się w duchu za to, że mimo, że przeglądała przedmioty dość często, nie pomyślała, aby zmienić wyszyte drugie imię. Może dlatego, że po podjęciu decyzji o zatajeniu prawdziwego pochodzenia dziewczynki, te rzeczy nigdy nie miały trafić w jej ręce.

— Mamo?

— To pomyłka... — wyjaśniła blondynka, usiłując zabrać córce kocyk. Heather jednak cofnęła się kilka kroków, mocno trzymając przedmiot. — Znaczy... Na początku chcieliśmy dać ci na drugie Leonie... Na Narcyza zmieniliśmy w ostatnim momencie, a kocyk już był gotowy...

Kobieta patrzyła jasnymi oczami na dziewczynę, modląc się, by jej uwierzyła. Heather prychnęła cicho. Kolejne kłamstwo. Nawet w obliczu dowodu pani Malfoy nie potrafiła przyznać się do kłamstw. Nastolatka zastanawiała się, czy naprawdę mieli ją za tak naiwną i głupią.

Nie zamierzała jednak kłócić się z kobietą.

— Wezmę go — powiedziała stanowczo, na co Narcyza odetchnęła. Córka połknęła jej kłamstwo. — Właściwie chciałam prosić cię o kilka galeonów...

Narcyza zmarszczyła brwi. Po chwili odwróciła się plecami do czarnowłosej i machnęła różdżką. Wszystkie przedmioty znalazły się znów w kartonie, który pofrunął do szafy. Drzwi zatrzasnęły się, złoty kluczyk przekręcił, po czym wleciał do kieszeni sukni Narcyzy. Blondynka odetchnęła, poprawiła włosy i z bladym uśmiechem odwróciła się do córki.

— Na co potrzebujesz, skarbie?

Dłonie Heather same zaciskały się w pięści, gdy Narcyza używała swojego przesłodzonego tonu. Postanowiła jednak grać w otwarte karty. Poza tym, miała wielką ochotę, by nieco zdenerwować Malfoy.

— Harry ma urodziny. Chcę mu kupić jakiś prezent.

Tym razem Narcyza nie wytrzymała i opadła ciężko na krzesło. Najpierw kocyk z prawdziwymi imionami Heather, potem deklaracja odnośnie urodzin Pottera. Widać na nic prośby pani Malfoy, by jej córka trzymała się z daleka od sieroty.

— Dziecko, to nie jest dobry pomysł.

— To mój przyjaciel. Ma urodziny. W takim wypadku kupuje się prezent.

— Heather, jeśli ojciec się dowie...

— Przestań straszyć mnie tym człowiekiem! — krzyknęła. Dość miała obaw innych, dotyczących tego, co powie Lucjusz. Blondyn z dnia na dzień stawał się dla niej coraz to bardziej obcym człowiekiem. Nie interesowało jej już jego zdanie, w nosie miała to, czy jej zachowanie przypadnie mu do gustu, czy nie. — Nie obchodzi mnie jego zdanie! Harry to mój przyjaciel i zależy mi na nim.

— Heather, miarkuj się — poradziła Narcyza, wyciągając ostrzegawczo palec w stronę czarnowłosej. Nie rozumiała dziwnego ataku dziewczyny, zwykle kłóciła się z Lucjuszem.

—Czy możesz... — syknęła dziewczyna, siląc się na spokój. — Choć raz zrobić coś dla mnie i...

— Zrobić coś dla ciebie?! — zapytała Narcyza, wstając. Nie była już w szoku, była wręcz wściekła. Kochała Heather i zawsze starała się jej to okazywać. Była dla niej wsparciem. — Dziecko...

— NIE JESTEM TWOIM DZIECKIEM! — krzyknęła czarnowłosa.

Zapadła cisza. Cisza tak bolesna, jednocześnie szokująca.

Obie wpatrywały się w siebie szeroko otwartymi oczami.

W głowie Narcyzy powstała pustka. Nie wiedziała, co zrobić, co powiedzieć, jak zareagować. Nie rozumiała, dlaczego takie słowa padły z ust córki.

Heather natomiast doskonale wiedziała, że powiedziała za dużo. Musiała jak najszybciej wyprostować całą sytuację, wybrnąć z niej, nie wzbudzając podejrzeń kobiety.

— Nie dzieckuj mi, mamo... — odchrząknęła, błądząc oczami po swoich dłoniach, które zaczęły niebezpiecznie drgać. — Jestem prawie dorosła. I naprawdę chcę decydować o tym, z kim się przyjaźnie.

Niebieskie oczy wciąż wpatrywały się uważnie w czarnowłosą. Narcyza bała się, że jakiekolwiek słowo ją zdradzi, że przez najmniejszy gest wyjawi jej okropną prawdę.

— Potter nie jest dla ciebie dobry. Nie dam ci pieniędzy, jeśli masz zamiar przeznaczyć je na tego chłopaka.

Heather zacisnęła zęby. W tamtej chwili nienawidziła kobiety tak bardzo, jak samego Lucjusza. Nie powiedziała jednak ani słowa więcej w obawie, że jej usta opuściłaby kolejna, niepożądana informacja.

Wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.

¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸

— Trutniu. — Heather weszła do pokoju brata i tym razem nie trudząc się pukaniem. Chłopak siedział na ziemi i majstrował coś przy swojej miotle. Był tym tak zajęty, że mruknął coś niezrozumiale, nawet nie zerkając na siostrę. — Draco, potrzebuje pieniędzy.

Dopiero po tym zdaniu podniósł głowę, a na jego twarz wdarł się złośliwy uśmiech.

—Bieda cię przycisnęła?

— Draco, poważnie... — jęknęła, siadając na łóżku. — Oddam.

— Z czego? — prychnął.

Heather wywróciła oczami. Zarówno ona, jak i brat dostawali kieszonkowe jedynie w roku szkolnym. Czarnowłosa miała zdecydowanie większe skłonności do wydawania galeonów, Draco natomiast to ich zbierania. Tak więc Heather zawsze zaczynała wakacje z zerową kwotą na koncie, a jej brat mógł pochwalić się całkiem ładną, zebraną sumką.

Dziewczyna wiedziała więc, że był w stanie pożyczyć jej kilka groszy.

— We wrześniu... — zagryzła wargę.

— Wisisz mi za to przysługę — zapowiedział blondyn, wstając. Podszedł do szafki nocnej, pogrzebał w niej i po chwili wyciągnął kilka galeonów. Podał je siostrze. — Wystarczy?

— Jesteś najlepszy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top