-(••÷[55]÷••)-
· • ← → · • ●
Przestań wierzyć, że coś cię ogranicza. Możesz dalej szukać wymówek albo wreszcie zacząć działać.
Wybór należy do ciebie.
~Regina Brett "Twój dziennik"
¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤
— Powtórzę pytanie i radzę ci się dobrze zastanowić nad odpowiedzią — syknął ponownie Lucjusz.
Heather poczuła jak krew odpłynęła jej z twarzy. Jaką mogła znaleźć wymówkę?! Malfoy nie był głupi i nie uwierzyłby jej w pierwsze lepsze kłamstwo. Co mogła robić w nocy i to w lesie, dodatkowo sama? Nie mogła przecież powiedzieć, że grzybów szukała! A może mogła? Albo obserwacja zwierząt? Tylko skąd u niej nagle takie zamiłowanie przyrodą. Przetarła twarz, usiłując zebrać myśli. Mimowolnie spojrzała w górę, na rozgwieżdżone niebo. I wtedy wpadła na pomysł.
Wróciła ciemnym spojrzeniem do Lucjusza, który nabierał już nieco purpury na twarz.
— Przepraszam — powiedziała, gratulując sobie w duchu, że zaczęła od tego słowa. Musiała jakoś zmiękczyć zimne serce mężczyzny. — Nie powinnam była się wymykać, tylko... tylko powiedzieć wam od razu... Ale bałam się, jak zareagujecie...
—Heather, do rzeczy. — Przez głowę Lucjusza przeminęły tysiące najczarniejszych myśli. Głównie te podpowiadające, że jego córka mogła spotkać się w lesie z chłopakiem. I to niewłaściwym chłopakiem.
— Od pewnego czasu... Interesuje mnie... Interesuje mnie temat gwiazd, ojcze...
Lucjusz zupełnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Właśnie dlatego stał wyprostowany i wpatrywał się w córkę, jakby zaczęła tańczyć kankana. Spodziewał się wszystkiego. Nawet tego, że chciała uciec z domu, albo spotkać się z Potterem i jego cyrkiem. Ale nie, że chciała obserwować gwiazdy!
— Gwiazdy? W lesie?
— Kto zna gwiazdy lepiej, niż centaury? — mruknęła Heather. Brnęła coraz bardziej w to całe kłamstwo z nadzieją, że Lucjusz będzie w stanie w nie uwierzyć. Naprawdę w tamtym momencie nie było jej stać na nic lepszego.
— Mało komu udaje się do nich dotrzeć — wyjaśnił Lucjusz, wciąż uważnie wpatrując się w Heather.
— Miałam nadzieję. — Czarnowłosa wzruszyła ramionami. — Gwiazdy są naprawdę ciekawe... — Spojrzała ponownie w niebo, chcąc dodać sobie wiarygodności.
Nad nią migotały miliony małych punkcików, w różnych odległościach od siebie. Gdy dłużej się przyjrzała, udało jej się rozpoznać niektóre z bardziej znanych gwiazdozbiorów.
— Spójrz. — Wskazała palcem ponad głową. — To Wielki Wóz. A to... — Uśmiechnęła się sama do siebie, gdy ujrzała najjaśniejszą z gwiazd. — To Syriusz. Już niedługo nauczę się rozpoznawać bardziej skomplikowane gwiazdozbiory... Jak Koziorożec...
Malfoy wywrócił oczami. Syriusz. Że też jego córka musiała akurat nauczyć się rozpoznawać tę gwiazdę.
Wydawało mu się jednak, że tym razem czarnowłosa mówiła prawdę. Bo co innego mogła robić w lesie? Poza tym żaden nastolatek nie pojawiłby się w pobliżu posiadłości bez pomocy rodzica.
Blondyn, wyraźnie z siebie zadowolony mruknął coś pod nosem w odpowiedzi i pogonił Heather w stronę domu. Podczas, gdy dziewczyna wciąż trajkotała o gwiazdozbiorach, on zajęty był własnymi myślami.
Zainteresowanie Heather było dla niego dziwne. Miał też pewne wątpliwości, co do ich prawdziwości. Nie znajdywał jednak innego wytłumaczenia dla jej dziwnego wyjścia. Pozostało mu czekać i bacznie obserwować córkę.
Heather wróciła do pokoju i natychmiast wyciągnęła pergamin. Nie była już śpiąca, wręcz przeciwnie.
Naskrobała szybki liścik do przyjaciół, Syriusza i Rona. Poinformowała ich, że ojciec coś podejrzewa i pod żadnym pozorem nie wolno im w listach używać imienia Blacka, ani wspominać o prawdziwym pochodzeniu dziewczyny. Dla Heather było kwestią czasu, zanim Malfoy dobierze się do jej listów. Samemu Syriuszowi natomiast nakazała, aby pod listami podpisywał się jako Seamus, i trzy razy przeczytał ich treść tak, aby po wpadnięciu listu w łapy Lucjusza, nic nie wydawało się podejrzane.
Gdy skończyła, ułożyła je wszystkie pod poduszką, by mieć pewność, że do rana nie wpadną w niepowołane ręce. Oczekując na powrót Tuni, musiała cały czas mieć je w zasięgu ręki. Stopniowo zaczęła się uspokajać, jednak wiedziała, że Lucjusz będzie bacznie się jej przyglądać. Musiała uważać jeszcze bardziej na to, co mówi i robi.
W dworze Malfoy'ów już nie było dla niej tak bezpiecznie, jak kiedyś.
— Mamo, wychodzę na spacer. — Heather udała, że nie widzi zdziwionego spojrzenia Narcyzy i przystanęła w korytarzu, rozglądając się za Mire.
— Na spacer? — odchrząknęła pani Malfoy, chcąc zwrócić na siebie uwagę córki. Kobieta opuściła salon i podeszła do dziewczyny, by móc lepiej się jej przyjrzeć.
Lucjusz mówił o jej dziwnym nocnym wypadzie i o rzekomym nowym zainteresowaniu. Nie do końca wierzyła w wytłumaczenie córki, jednak musiała zaczekać na odpowiedni moment, aby z nią o tym porozmawiać. Może właśnie spacer był taką okazją?
— Pójdę z tobą — zaproponowała Narcyza.
Heather zacisnęła wargi, usiłując ma szybko znaleźć dobry powód, by odmówić.
— Spędzimy razem trochę czasu, zanim znów wyjedziesz...
Radość, która pojawiła się na twarzy pani Malfoy spowodowała, że dziewczyna nie mogła odmówić. Kiwnęła jedynie głową i otworzyła drzwi, by przepuścić matkę przodem.
Wędrowały spokojnie drogą, prowadzącą do miasteczka. Heather rozkoszowała się słońcem, a Narcyza opowiadała jej, co działo się w okolicy podczas roku szkolnego. Czarnowłosej naprawdę nie interesowało, co robili sąsiedzi, za kogo wyszła córka prezesa banku i jakim cudem rodzina Montero sprowadziła na kilka dni swoich dalekich, mugolskich krewnych.
Obie panie dotarły do miasteczka i postanowiły zakupić lody, które okazały się prawdziwym orzeźwieniem w upalny dzień. Zwłaszcza po długim spacerze. Przysiadły na ławce nieopodal fontanny i w ciszy rozkoszowały się słońcem.
Podczas, gdy Heather zastanawiała się, czy listy które wysłała może już dotarły do adresatów, Narcyza czuła, że to jej być, albo nie być.
— Kochanie, ojciec opowiadał mi o twoich nocnych wycieczkach...
Heather wywróciła oczami, po czym podarowała matce wymowne spojrzenie.
— Robicie z tego aferę — mruknęła, głosem pełnym pretensji. — Chyba nie mam jakiegoś aresztu domowego i mogę wychodzić do lasu...
— Nocą?
— Gwiazdy! Gwiazdy widać nocą... — warknęła Heather.
— Skarbie, wiesz że kłamstwo to...
Czarnowłosa miała ochotę głośno się roześmiać. Akurat Narcyza nie miała żadnego prawa, by pouczać córkę na temat kłamstwa. Sama żyła fałszem, karmiła nim wszystkich dookoła, jak śmiała w ogóle zaczynać rozmowę na ten temat?
— To co? — zapytała, kierując spojrzenie na matkę. Oczy Heather zapłonęły żywą wściekłością do tego stopnia, że Narcyza przełknęła ślinę.
— Kłamstwo to najgorsza rzecz na świecie. Nawet kłamstwo w dobrej wierze pozostaje kłamstwem. Nie okłamuje się ludzi, których się kocha.
— A co z hipokryzją? — zapytała czarnooka, wciąż uporczywie wpatrując się w oczy matki.
— Nie rozumiem...
Heather prychnęła i wstała. Powoli ruszyła w stronę rezydencji. Nie mogła dłużej pozwolić na zbędną rozmowę z panią Malfoy.
Czarnooka łudziła się, że chociaż Narcyza zbierze się na odwagę i powie jej prawdę. Tymczasem również ona zdecydowała się brnąć w całą tą komedie, przy okazji pouczając córkę, jak złe jest kłamstwo.
Gdy obie dotarły do domu, kolacja już czekała na stole. Jednak zanim Heather zasiadła przy stole, zmuszona była wysłuchać ojca, który stał przy dość dużych rozmiarów pakunku i cieszył się, jakby sam Knot przed nim stał.
— Ojcze? Masz skórcz szczęki?
— Mam prezent — syknął Lucjusz, puszczając mimo uszu uwagę córki.
Heather uniosła brwi, podchodząc bliżej.
— Dla mnie?
— Otwórz.
Czarnowłosa dość niepewnie zaczęła rozrywać karton. W końcu jej oczom ukazała się dość duży teleskop. Dziewczyna natychmiast zrozumiała i omal nie wyraziła swojego entuzjazmu na głos.
Lucjusz musiał połknąć jej wymówkę i chciał jej zrobić przyjemność! Niewiarygodne.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, zerkając na ojca. On stał i czekał na jej reakcje.
— Dziękuję. Jest piękna — powiedziała zupełnie szczerze. Przedmiot bardzo jej się podobał. Tylko co będzie z nim u licha robić, skoro gwiazdy najzwyczajniej w świecie ją nudzą?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top