-(••÷[54]÷••)-
· • ● ← → · • ●
Może właśnie na tym polega odwaga - kiedy człowiek już o nic nie dba
~Harlan Coben "Bez pożegnania"
¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤
O dwudziestej trzeciej wyjdź z domu, podążaj cały czas prosto. Gdy przejdziesz przez skraj lasu, poprowadzi Cię Patronus.
S.
Gdy Heather usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, szybko wsunęła karteczkę pod poduszkę. Usiadła i odwróciła się w stronę drzwi.
Lucjusz wszedł do środka pokoju i położył prezenty na skraju łóżka.
— Zostawiłaś to na dole — powiedział, wskazując pakunki.
Czarnowłosa kiwnęła głową, nie będąc pewną, co powiedzieć.
Lucjusz zawahał się, jednak po chwili przysiadł na skraju łóżka. Narcyza zdążyła mu opowiedzieć o ponownej prośbie Heather i nawet przyznała się, że przemknęło jej przez myśl, aby się zgodzić. Pan Malfoy skutecznie usunął jej tę myśl z głowy zwłaszcza, że do Ministerstwa znów doszła wieść, że Blacka widziano w Londynie.
— Wszystkiego Najlepszego, Heather. Życzę ci, abyś potrafiła dokonywać dobrych wyborów... ufała rodzinie i była lojalna... Tylko wtedy zajdziesz daleko.
Heather wciąż milczała, wpatrując się w broszkę, która zdobiła szatę Lucjusza. Jego życzenia były dość proste. Nie wiedział tylko, że w obliczu prawdy brzmiały zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażał.
— Dziękuję — powiedziała w końcu, spoglądając na chwilę w jasne oczy mężczyzny. Dojrzała nikły uśmiech, malujący się na jego twarzy. Jej warga zadrżała, bo poczuła ogromną chęć wtulenia się w ojca. Nie pamiętała, kiedy ostatnio odwiedził ją w pokoju, przysiadł i zamienił spokojnie kilka słów. Tęskniła za beztroskim czasem, za momentami, kiedy bezgranicznie mu ufała.
Zostały jej brutalnie odebrane i już nigdy nie miały powrócić.
— Zejdziesz na kolację? — zapytał blondyn, gdy zrozumiał, że tym razem nie pójdzie mu tak łatwo. Heather najwyraźniej nie miała chęci go przytulić. Ich relacja ponownie się ochłodziła.
— Zejdę.
I faktycznie zjadła kolację z rodzicami i bratem. Rozmawiała zdawkowo, uśmiechała się niepewnie i co chwila zerkała na zegar. Nie wiedziała, co takiego przygotował Syriusz, jednak domyślała się, że miało to związek z jej urodzinami.
Po posiłku udała się do siebie, tłumacząc się zmęczeniem. Wykorzystała czas, który pozostał jej do dwudziestej trzeciej i naskrobała listy do Hermiony, Pameli, Rona i Harry'ego. Każdemu podziękowała za życzenia i pamięć. Hermionę zapewniła, że póki co ma co czytać, ale będzie pamiętać o ofercie. Pameli pogratulowała udanego związku, Harry'ego poinformowała o nietypowej prośbie Syriusza, Ronowi natomiast napisała, że w te wakacje planuje zmienić brata w krowę, nie ropuchę, a o rezultatach powiadomi go w innym liście. Dodała jeszcze, że wybiera się na Mistrzostwa Świata w Quidditchu i jeśli ktokolwiek z nich również tam będzie, chętnie się spotka.
Wysłała biedną Tunię z czterema listami. Sówka oczywiście była dość niezadowolona. Zwykle nie miała dużo roboty, a tego roku jakoś Malfoy'ównej zebrało się na plotkowanie listowne. Tuni naprawdę się to nie podobało.
Gdy wybiła dwudziesta druga pięćdziesiąt, Heather założyła czarną pelerynę, zabrała różdżkę i cicho wyszła z pokoju. Modliła się, by nie spotkać Mire, ani któregokolwiek z rodziców. Skierowała się do kuchni, by opuścić dwór tylnymi drzwiami.
Gdy wyszła na podwórko, ruszyła biegiem w stronę lasu. Noc była dość ciemna, więc nie bała się aż tak, że ktoś może ją zauważyć. Po przekroczeniu linii lasu faktycznie zauważyła coś jasnego. Przedarła się przez gałęzie i po chwili ujrzała psa. Identycznego do animagicznej formy Syriusza, tylko jasnego, prawie przezroczystego.
Uśmiechnęła się i podążyła za nim.
Po dziesięciu minutach przedzierania się przez chaszcze i gałęzie, dostrzegła postać, stojącą pod wielkim dębem. Natychmiast ją rozpoznała i z nieco większym entuzjazmem podeszła bliżej. Cieszyła się, że Syriuszowi nic nie jest, choć uważała to za skrajnie ryzykowne. Jak mógł pojawiać się tak blisko jej miejsca zamieszkania?!
— Czyś ty zdurniał?! — warknęła, stając naprzeciwko mężczyzny. — To cholernie nieodpowiedzialne się tu pojawiać! Całe Ministerstwo cię szuka, a ty tak po prostu się tu pojawiasz!
— Wszystkiego najlepszego — odpowiedział Syriusz, zupełnie niewzruszony niezadowoleniem córki. Mogła na niego psioczyć, być zdenerwowana, jednak wszystkie słowa, które wypowiedziała świadczyły o jednym - martwiła się.
Gdy tylko Heather dostrzegła zawiniątko, które Syriusz trzymał w dłoni, na jej twarzy wykwitł delikatny uśmiech. Spojrzała na niedbale zawinięty w jakąś starą gazetę przedmiot. Wyciągnęła dłoń i przyjęła podarunek.
Zerknęła jeszcze na mężczyznę, który prezentował się o niebo lepiej niż ostatnio. Obdarte łachmany zamienił na względnie normalne ubrania, włosy miał nieco mniej rozczochrane, a twarz nieco pełniejszą.
— Otwórz — poprosił.
Heather posłusznie odwinęła gazetę. Jej oczom ukazał się naszyjnik. Czerwony kryształ znajdował się pomiędzy dwoma skrzydełkami, łącząc je. Całość znajdowała się na złotym łańcuszku. Błyskotka była dość skromna, jednak natychmiast spodobała się Heather.
— Jest piękny, dziękuję...
— Należał do twojej matki.
Heather poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Kolejna rzecz z jej przeszłości, o której istnieniu nie miała pojęcia. Naszyjnik musiał znaczyć dla Syriusza bardzo wiele, dlatego Malfoy tym bardziej nie mogła zrozumieć, czemu Black jej go daje. Skoro Annabeth tak wiele dla niego znaczyła, powinien zatrzymać przedmiot, który mu o niej przypominał.
— Dużo dla ciebie znaczy — powiedziała, wpatrując się w czarne oczy Blacka, w tamtej chwili błyszczące od napływających łez. — Powinieneś go zatrzymać.
— Nie. To ty powinnaś mieć cokolwiek, co będzie przypominać ci, kim jesteś. Remus jakimś cudem odratował kilka przedmiotów z naszego starego domu... Poprosiłem go, aby póki co przekazał mi tylko ten naszyjnik. Weź go, proszę.
Heather nie miała już serca dłużej mu odmawiać. Kiwnęła głową i schowała przedmiot do kieszeni.
— To, co zrobiłeś jest wciąż cholernie niebezpieczne.
— Heather, kończysz dziś piętnaście lat, a dopiero trzecie urodziny spędzasz w moim towarzystwie — powiedział Syriusz, uśmiechając się ciepło. Podszedł bliżej i położył dłonie na ramionach dziewczyny. Tak bardzo pragnął ją przytulić. Bał się jednak, że go odrzuci.
— Gdzie teraz mieszkasz? — zapytała, ignorując fakt, że dotyk Blacka był dla niej ciut niekomfortowy.
— Uciekam. Całe życie uciekam. Muszę zniknąć. Zaszyć się na innym kontynencie, przynajmniej na kilka miesięcy. Także dlatego chciałem cię zobaczyć, Heather. Nie wiem, kiedy wrócę.
— Ale listy...
— Sowa wciąż mnie odnajdzie, nie martw się. Chciałem cię także prosić, abyś pamiętała, że zawsze ci pomogę. Remus także. Jeśli masz jakiś kłopot, zawsze możesz mi o nim powiedzieć...
— Będę pamiętać — obiecała Heather.
— A teraz już idź — westchnął Syriusz. Nie miał zbyt wiele czasu. Czuł, że aurorzy deptali mu po piętach.
— Dziękuję za prezent... — uśmiechnęła się jeszcze Heather, powoli podążając w stronę dworu.
Syriusz kiwnął głową, machając dziewczynie na pożegnanie. Po chwili na jego miejscu pojawił się wielki, czarny pies. Machnął ogonem kilka razy, a sekundę później zniknął w ciemności.
Heather znów narzuciła kaptur i powoli udała się w stronę domu. Rozmyślała o tym, co teraz stanie się z Syriuszem. Czy jego życie jeszcze długo będzie tak wyglądać? Czy jeszcze długo będzie musiał uciekać? Ukrywać się? Jak to możliwe, że jeden człowiek, niewinny człowiek, doznaje tylu cierpień...
Dziewczyna wyszła z lasu, lecz na jego skraju potknęła się o wystającą z ziemi gałąź. Zaklęła siarczyście, podnosząc się z ziemi. Gdy otrzepała się z piasku i wyprostowała, jej serce znalazło się w gardle.
— Wyjaśnisz mi, co robiłaś w lesie o tej porze? — zimny głos Lucjusza Malfoy'a odbił się echem w głowie czarnowłosej.
No to miała przechlapane.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top