-(••÷[50]÷••)-

· • ●  ← →  · • ●

Jeśli nie potrafisz wykorzystać minuty, to zmarnujesz i godzinę, i cały dzień, i całe życie!"

~Aleksandr Sołżenicyn "Oddział chorych na raka"

¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤ 

Heather z ulgą przyjęła wiadomość o udanej ucieczce Syriusza. W pewien sposób ucieszyła się, gdy Harry z widocznym smutkiem opowiedział jej, że Black będzie musiał się ukrywać i kontakt z nim będzie ograniczony. Przynajmniej Malfoy będzie miała trochę czasu, by pomyśleć. Tylko nad czym właściwie chciała myśleć?

Opowiedziała przyjaciołom, włączając w to Pamelę i o dziwo Ronalda, o swojej rozmowie z Dumbledorem. Cała czwórka zrozumiała, że od tamtej chwili tożsamość prawdziwego ojca Heather była ściśle tajna. Żadne z nich nie mogło pisnąć słówka.

Ostatnie tygodnie szkoły minęły Gryfonom dość spokojnie. Starali się nie zwracać uwagi na coraz to nowe plotki odnośnie Syriusza Blacka. Przecież doskonale znali prawdę i nie chcieli stresować się bredniami wypisanymi w Proroku Codziennym. Skupili się na nauce, a po zajęciach rozkoszowali się pięknymi, upalnymi dniami.

Podczas gdy Pamela pielęgnowała swoją relację z Cedric'iem, Heather co jakiś czas zgadzała się na spacer po błoniach z Woodem. Dziwnym trafem zawsze wtedy spotykała Harry'ego, który miał do kapitana drużyny ważną taktyczną sprawę, albo Hermionę, która koniecznie potrzebowała rady przyjaciółki.

Czarnooka cieszyła się jednak każdą chwilą spędzoną z Oliverem, Harrym, Hermioną... Z Ronaldem nie. Jego wciąż nie lubiła, choć zauważyła, że już nie dogryzał jej nawiązując do rodziny Malfoy'ów, co uznała za wielki plus. Może za dwadzieścia lat spojrzą na siebie bez grymasów niechęci na twarzach.

Starała się nie myśleć o tym, co zastanie po powrocie do domu. Wciąż z tyłu głowy krążyły jej słowa Albusa. Nie mogła zdradzić prawdy. Musiała więc jak najbardziej odseparować się od członków rodziny, aby przypadkiem nie wybuchnąć. Przecież rekompensatą za to było uniewinnienie Blacka.

W dzień wyjazdu do Londynu Heather było smutno. Nie chciała żegnać się z przyjaciółmi, stanąć twarzą w twarz z problemami, które miała w domu. Czy naprawdę nie mogła zostać na wakacje w zamku?

— Heather, masz chwilę? — zapytał Harry, podchodząc do dziewczyny.

Uśmiechnęła się do chłopaka i zeskoczyła z sofy, na której zwykli spędzać wieczory. Pokiwała entuzjastycznie głową.

— Profesor Lupin prosił, żebyśmy do niego zajrzeli.

— Jasne, i tak nie mam nic lepszego do roboty.

Ruszyli ramię w ramię do pokoju profesora. Kiedyś było to nie do pomyślenia. Córka Lucjusza Malfoy'a i Harry Potter idący ramię w ramię? Rozmawiający jak najlepsi przyjaciele?

Nawet nie zauważyli, gdy minęli kłócącego się z Zabinim Dracona. Blondyn jednak natychmiast zwrócił uwagę na siostrę i jej towarzysza. Na wroga. Gdyby ktoś jeszcze niecały rok temu powiedziałby mu, że ci dwoje znajdą wspólny język, wyśmiałby go i rzucił Petrificus Totalus za próbę obrazy członka jego rodziny. Tymczasem stał jak wryty, zdolny jedynie by zacisnąć dłonie w pięści.

— Och, miło was zobaczyć razem ostatni raz! — zawołał Lupin, witając wchodzących Gryfonów.

Mina Heather natychmiast zrzedła, co nie uszło uwadze profesora.

— Harry ci nie powiedział, co? — mruknął, układając ostatnie rzeczy w kufrze.

— O czym? — zapytała, zerkając nerwowo na Pottera.

— Kończę moją przygodę z Hogwartem. Już przyleciały pierwsze sowy od rodziców, którym nie podoba się, że wilkołak uczy ich pociechy.

— Al-ale...

— Nie przejmuj się, to nic takiego. — Machnął ręką Lupin. Zatrzasnął wieko i oparł się o nie, przyglądając się dwójce swoich ulubionych uczniów z dziwnym uśmiechem. — Naprawdę przypominacie mi swoich ojców.

— Naprawdę musi pan się zwalniać? — zapytała Heather, nieco speszona uwagą o podobieństwie do Blacka.

— Tak — odparł Remus, sięgając po oprawioną w skórę wąską książkę, leżącą obok kufra. Wręczył ją Malfoy. — To należy do ciebie. Wziąłem tylko kilka zdjęć... Prócz matki i jej siostry znajdziesz tam Syriusza, a nawet mnie i Jamesa.

Heather przełknęła ślinę. Drżącą dłonią chwyciła album. Już kiedyś trzymała go w dłoni, lecz nie miała pojęcia, że na stronniczych ukryta została jej historia.

— Ubogaciłem go tak bardzo jak mogłem. Prócz dodanych zdjęć są także opisy. Oczywiście opisałem tylko te, w których się orientowałem. Mam nadzieję, że to choć trochę pomoże ci... Odnaleźć się w sytuacji.

— Liczyłam... — zaczęła powoli ciemnowłosa, przytulając album do piersi. — Że pan opowie mi coś o moich... rodzicach... Że poznam ich...

— Obiecuje, że kiedyś odpowiem na każde twoje pytanie. Ale dzisiaj nie nastał ten dzień...

Gryfonka pokiwała głową, zaciskając usta w wąską linię. Wyglądało na to, że album musiał jej wystarczyć. Może to i lepiej? Musiała powoli się z tym wszystkim oswoić. Gdy nadejdzie czas, zrobi kolejny krok do przodu.

— Dziękuję, profesorze.

ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø

— To ostatni dzień takiej wyżerki! — zawołał Ronald, że świecącymi oczami spoglądając na suto zastawiony stół. Nie, żeby jego matka gotowała źle. Po prostu posiłek w jej wykonaniu oznaczał jedno, maksymalnie dwa dania. Nie czterdzieści różnych.

— Zapakuj sobie kurczaka do kieszeni — poradziła Heather, darując chłopakowi złośliwy uśmiech.

— Przynajmniej mam w nich miejsce. Twoje kieszenie wypełnia wygórowane ego — odpowiedział Weasley, decydując się najpierw zjeść deser.

— Wolę mieć wygórowane ego niż sieczkę zamiast mózgu.

— Malfoy, z całego serca życzę ci, aby Hogwart Express cię przejechał...

— Pas!!! — krzyknęła Hermiona, wyrzucając ręce w górę. — Marzę o ostatnim, pokojowym posiłku!

Widząc ostre spojrzenie Granger, ani Heather, ani Ron już się nie odezwali. Faktycznie zaczęli ten ostatni, pokojowy posiłek. W tym roku szkolnym, oczywiście. Żadne z nich nie wyobrażało sobie wrócić we wrześniu bez nowej dawki złośliwości i przytyków.

— Widzę, że moje słoneczka w formie! — uśmiechnęła się Pamela, zjawiając się obok przyjaciół. Szczerząc zęby, po kolei przyglądała się Gryfonom. — Skwaszeni jak zwykle.

— Ciebie też miło widzieć, Pamela... — odparł Weasley.

— Nieudolnie kłamiesz, kurczaczku. Pozwolicie, że ostatni posiłek w tym roku zjem z Puchonami?

Żaden z Gryfonów zbytnio nie oponował. Przyzwyczaili się już do słuchania peanów na cześć Cedrica. Nie, że go nie lubili. Po prostu nie za dobrze go znali, a chcieliby porozmawiać z nim osobiście. Skoro już musieli słuchać o nim każdego wieczora, gdy McMay pojawiała się na ich osławionej sofie... Mela była jednak totalnie zakręcona na punkcie chłopaka i nie do końca zwracała uwagę na emocje i odczucia przyjaciół. Zachowywała się przy tym tak słodko, że nikt nie był w stanie jej winić.

— Jeśli kiedykolwiek się zakocham... — mruknęła Heather, gdy już blondynka zniknęła z pola widzenia. — Spetryfikujcie mnie, jeśli będę tak szczebiotać.

— Twoje lodowe serce nie stopnieje, nigdy się nie zakochasz.

— Potter, mówiłeś coś ostatnio że chcesz kupić skunksa...

Harry wytrzeszczył oczy na Heather, nie rozumiejąc jej słów.

— Widzę, że zakup się udał. Nie wiedziałam, że hodują rude — dodała, patrząc sugestywnie na Rona.

Chłopak już sięgał po różdżkę, gdy przerwały mu radosne pohukiwania sów. Spojrzał na sufit i nieco się zdziwił. Były tylko dwie sowy. I o dziwo zbliżały się właśnie do ich stołu. Jedna  zrzuciła pakunek na talerz Heather, druga na półmiski leżące przy Potterze.

Podczas gdy Wybraniec z szeroko otwartymi oczami zabrał się za rozpakowywanie prezentu, Malfoy drżącymi dłońmi obracała białą kopertę z czarną, psią łapą na górnym lewym rogu.

Zagryzła wargę, nie do końca wiedząc, co robić. Znalazła jednak rozwiązanie, gdy Dean Thomas zaczął drzeć się na całą Wielką Salę. Heather wraz z resztą Gryfonów wybiegła na dziedziniec, by wypróbować nową miotłę szukającego. A list... Cóż... Po prostu trzymała go mocno w dłoni, która wsunęła w kieszeń.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top