-(••÷[5]÷••)-

· • ● ← → · • ●

W przyszłości, Gajuszu, i ty, Marku, 

noś się wysoko i nie przepraszaj, 

chyba, że naprawdę masz za co.

 Wtedy zrób to od razu, głośno i wyraźnie. 

NIgdy nie jęcz, nie skarż się i nie wywnętrzaj

Pomyśl, nim coś powiesz, i mów zwięźle. 

- Conn Iggulden "Bramy Rzymu"

¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤ 

W Malfoy Manor trwało ostatnie wspólne śniadanie, przed wyjazdem do Hogwartu. Draco wesoło rozmawiał z rodzicami o tym, że już nie może sie doczekać powrotu. Zamierzał pokazać tym wszystkim szlamom, gdzie ich miejsce.

— W tym roku znów rozgromimy Gryfonów! — zawołał.

— Na to liczę, nie po to kupiłem wam nowe miotły, żebyście przegrali — rzekł Lucjusz, nie podnosząc wzroku znad talerza.

— Szkoda, że mimo tej nowej miotły, nie potrafiłeś sprzątnąć Potterowi znicza sprzed nosa już w zeszłym roku — prychnęła Heather, odkładając widelec.

— Heather, twój brat prawie zginął podczas tamtego meczu — odparła Narcyza.

— Zginął? — odkaszlnęła brunetka. — Już Potter miał większą kontuzję, musieli mu na nowo hodować kość. Ty się po prostu nad sobą użalałeś, Dupo Centaura — uśmiechnęła się jadowicie. Doskonale pamiętała, jak w zeszłym roku ruszyła do Skrzydła Szpitalnego tylko po to, by usłyszeć od pani Pomfrey, że ma zabrać brata, bo zabiera miejsce prawdziwym chorującym.

— Ojcze! — zawołał zszokowany blondyn.

— Heather, nie życzę sobie takiego zachowania przy moim stole! — zaoponował Lucjusz, patrząc ostrzegawczo na córkę.

Cholera, tak bardzo podobna jest do Blacka.

— A ja nie życzę sobie wrogości wobec mojego domu, mimo że to Gryffindor. Zachowujecie się, jakby fakt, że tam trafiłam w ogóle nie istniał! — wysyczała.  

— Nie gadaj bzdur. — Lucjusz machnął ręką, chcąc jak najszybciej zamknąć temat. Przynależność Heather była dla niego wyjątkowo trudną sprawą. Lata temu usiłował wymazać z życiorysu dziewczyny fakt, że jej biologicznymi rodzicami byli Annabeth i Syriusz Black. Chciał tak wychować dziewczynę, by jej wygląd, kontrastujący z nazwiskiem, nie budził zastrzeżeń. Jednak przydział głupiej czapki zniszczył jego starania i sprawił, że jego relacja z Heather stawała się z roku na rok coraz gorszą.

— To dlaczego Gryfonom nie kupiłeś mioteł? — Spojrzała z zainteresowaniem na ojca. Ten jednak nie zamierzał udzielić odpowiedzi. Głównie dlatego, że była prosta, jednocześnie tak raniąca. — Tak myślałam... — prychnęła. Odsunęła talerz i wstała, by udać się do pokoju, jednak krzyk ojca spowodował, że stanęła w miejscu i odwróciła się, patrząc na niego wyczekująco.

— Heather, co się z tobą dzieje? — zapytał, gdy znów się opanował.

Narcyza zaczęła szybciej oddychać, a Draco z wrażenia zatrzymał widelec w buzi.

— Chyba nabrałam odwagi. Jak to Gryfonka.

— Heather. Nasza córka się tak nie zachowuje. Szanuje swojego brata, który w przyszłości zostanie spadkobiercą rodu...

— O, własnie! — zawołała dziewczyna, wyraźnie zadowolona z tych słów. — Na te słowa czekałam, ojcze. To Draco jest twoim ulubieńcem, to jemu wszystko się należy, on jest godzien wszystkiego, co najlepsze, a dlaczego? Już wymieniam. Jest do ciebie tak łudząco podobny, do was obu... Jednak nie wiem, czym zawiniłam, że ukarano mnie ciemnymi włosami i oczami. Ma twój charakter i odważył się wykrzyczeć Granger, że jest szlamą prosto w twarz. Gdzie ta kultura Malfoy'ów? Twój spadkobierca... robi z naszego rodu pośmiewisko, od kiedy przekroczył mury Hogwartu. Wyzywa wszystkich od szlam i charłaków, a sam nie jest od nich lepszy. Nie jest żadnym wybitnym czarodziejem. Jedyne co robił przez ostatni rok, to znęcanie się nad pierwszoklasistami. Nadal jesteś z niego dumny? Kreuje się na lepszego, ale nie jest w stanie udowodnić tego żadnymi, wyższymi czynami. Mimo, że to ja mam jedną z najlepszych średnich, nadal on jest lepszym. Dlaczego? Bo jest w Slytherinie, a ja nie. — Podeszła na tyle blisko ojca, że mierzyli się spojrzeniami. On pustym, zimnym. Ona gorącym, znienawidzonym. — Draco wygrał twoją miłość, bo nie splamił honoru rodziny, jak ja. Biedna, gryfońska zdrajczyni, mam rację? Znienawidziłeś mnie w momencie, gdy trafiłam do Gryffindoru. Myślałeś, że tego nie widzę?

Lucjusz w końcu nie wytrzymał i uniósł dłoń, lecz nie spotkała się ona z policzkiem Heather, bo dziewczyna została gwałtownie odciągnięta przez Narcyzę, która stała teraz przed swoim mężem z zaciętą miną.

— Porozmawiamy o tym później — syknęła. — Chodźcie, bo spóźnimy się na pociąg.

¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸

Heather przytuliła matkę na pożegnanie, ojca nawet nie obdarzyła spojrzeniem. Odwróciła się na pięcie i ruszyła do pociągu, w poszukiwaniu wolnego przedziału. W duchu modliła się, aby Pamela już jakiś zajęła. Niestety błaganie nie zostały wysłuchane. McMay jakby zapadła się pod ziemię.

Malfoy znalazła wolny przedział i zajęła miejsce pod oknem. Oparła głowę o szybę i westchnęła ciężko. Jej relacja z ojcem była bardzo ciężka. Zwłaszcza po pierwszym roku, gdy okazało się, że nie istnieje żadna możliwość, by zmieniła domy. Ojciec oddalił się od niej, nie chciał z nią rozmawiać.

Po drugim roku, a pierwszym Dracona, coś w dziewczynie pękło. Widziała, że jej brat stanął na świeczniku, bo spełnił podstawowe żądanie ojca. Trafił do Slytherinu. Na trzecim roku jej brat zaczął wykorzystywać swoją pozycję w domu, uwielbienie ojca. Chciał rządzić także w szkole. O ile Heather próbowała przysporzyć dumy rodzicom poprzez dobre wyniki i nienaganne zachowanie (choć z tym drugim miała spory problem), jej brat znęcał się nad innymi, a przed potencjalnymi wrogami, usiłował zasłonić się ojcem.

Heather poznała, jaki naprawdę jest jej brat. Tchórz, hipokryta. Kiedyś dogadywali się tak dobrze, teraz nie wytrzymywali pięciu minut bez kłótni. Ojciec słuchał ich cierpliwie, czasami interweniując, gdy któreś z nich zachodziło za daleko (częściej oczywiście była to Heather), a matka tylko załamywała ręce, uważając, by to Lucjusz nie zaszedł za daleko, jak w wypadku dzisiejszego poranka.

Czy brunetka żałowała swoich słów? W żadnym wypadku. Wykrzyczała mu to, co bolało ją już od trzech lat. I podświadomie wiedziała, że ojciec już jej nie kocha. Pierwsza łza poleciała po policzku dziewczyny, lecz natychmiast ją starła. W samą porę, bo do przedziału, jak burza wparowała Pamela, a z nią Hermiona Granger.

— Heather! — zawołała blondynka. — Miło cię widzieć. Jak wakacje?

— Wybornie — syknęła, mając w pamięci wszystkie poranki, które rozpoczynały się głośnymi narzekaniami jej brata na pogodę. Popołudnia, spędzane w ogrodzie, jak najdalej od reszty rodziny, i kłótnie z ojcem co drugi dzień.

— Draco dał w kość? — Malfoy usiłowała ofiarować dziewczynie pełne politowania spojrzenie, jednak nie udało jej się to z uwagi na zaszklone oczy.

— Płakałaś? — zaniepokoiła się Granger, siadając naprzeciw dziewczyny.

— Ja.. Co? Nie, odczep się Granger, bo moja tolerancja do ciebie drastycznie spadnie. Poszukaj Pinkiego i Mózga, a mi daj spokój.

Brunetka po chwili zawahania wstała i wyszła.

— Nie musiałaś być taka wredna — upomniała ją Pamela, siadając obok. — Hermiona chciała tylko pomóc.

— Mela... — Heather spojrzała na dziewczynę. — Czy ja kiedykolwiek zwierzałam się komuś?

— No...

— Nie. I na pewno nie będę tego robić przed Granger.

¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸

— Heather, co się dzieje? — szepnęła Pamela, łapiąc dłoń dziewczyny.

— Cholera.. — Malfoy nie zwróciła uwagi na przerażenie blondynki, jedynie przyglądała się niewyraźnym kształtom, majaczącym gdzieś za szybą. Przestraszyła się nie na żarty i w jednym momencie znalazła się przy wyjściu z przedziału. — Zostań tutaj — nakazała koleżance. Sama wyszła i rozejrzała się.

Gdzie może być Draco?

Ruszyła na tyły Expressu, mając nadzieję, że jej brat zaszył się właśnie tam. Nie spodziewała się jednak, że pięć przedziałów dalej ktoś złapie ją za rękę i wciągnie do środka.

—Potter? — zdziwiła się.

— Zwariowałaś? — syknął, sadzając dziewczynę na swoim miejscu.

— Dzięki za troskę, ale muszę znaleźć tego Szczurzego Bobka... — uśmiechnęła się lekko.

— Dracona?

Kiwnęła głową.

— Lepiej nie wychodź...

W tej samej chwili drzwi zostały otwarte przez upiorną, kościstą rękę, a przed dziewczyną znalazł się Potter, który chwilę później runął wraz z nią na ziemię.Czarodziej, który jeszcze przed chwilą spał, użył zaklęcia, by wygonić upiora. Chwilkę później we czworo ułożyli Pottera na prawej kanapie, by spróbować go ocucić.

— Może wodą? — zasugerowała Heather, patrząc pytająco na mężczyznę.

— Poczekajmy jeszcze chwilę. I... Czy my się już gdzieś nie spotkaliśmy?

Malfoy nie spodziewała się takiego pytania. Pokręciła przecząco głową. Wzrokiem wróciła do Harry'ego, nie mogąc znieść dziwnego spojrzenia obcego. Gdy Wybraniec odzyskał przytomność, dziewczyna poczęstowała się czekoladą i wróciła do Pameli.

¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸

Pierwszy tydzień zajęć minął dziewczynie dość przeciętnie. No, może z tym małym wyjątkiem, że często do jej umysłu wracał Harry i to, co wydarzyło się w pociągu. Zastanawiała się, dlaczego dementorzy wtargnęli do pociągu, lecz jeszcze bardziej zdziwiło ją zachowanie Pottera. Zasłonił ją i to nie ulegało wątpliwości. A to oznaczało, że ją uratował. A to z kolei oznaczało, że powinna mu podziękować. Tylko jak ma to zrobić? Przeprosiny skierowane do Granger, które o dziwo, wygłosiła w zeszłym roku, były ostatnimi, które pamiętała. A jeśli chodzi o podziękowania, to takowych w swoim wykonaniu już w ogóle nie mogła sobie przypomnieć. Zamknęła książkę, której i tak nie czytała i spojrzała na Pamelę.

— Mel, czy ja często przepraszam i dziękuje?

Blondynka, która właśnie skrobała wypracowanie na Mugoloznawstwo odłożyła pióro i przyjrzała się dziewczynie.

— Heath, ostatnie przeprosiny, jakie pamiętam to te do Hermiony. I zbierałaś się do nich przez trzy dni, po czym i tak musiałam cie prawie wepchnąć w jej ramiona — poinformowała ją McMay, po czym powróciła do wcześniejszego zajęcia.

— Potter ochronił mnie przed dementorem — rzekła, powodując, że z dłoni Mel wypadło pióro.

— Żartujesz? — Pamela w jednej chwili znalazła się na łóżku Heather.

— Powinnam mu podziękować i przeprosić, że byłam taka wredna w Dziurawym Kotle.

McMay pokiwała głową, uśmiechając się szeroko.

— Definitywnie.

— Czego się tak szczerzysz? — zapytała, gdy McMay nadal nie wróciła do biurka.

— Stajesz się prawdziwą Gryfonką!

— Słuchaj... — Heather pokręciła głową. — Gdyby nie fakt, że musiałam sprawdzić co z tym Trutniem, zwanym moim bratem...

— O tym mówię! — zawołała dziewczyna. — Mimo zagrożenia, stawiłaś mu czoło, z troski o brata! Co za odwaga, Heather!

— Wracaj już do tego wypracowania, bo pleciesz bez sensu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top