-(••÷[37]÷••)-
· • ● ← → · • ●
Nie martw się, już niedługo wrócę, żebyś za bardzo się nie stęskniła.
Zaopiekuj się moim sercem - Zostawiłem je przy Tobie.
~Stephenie Meyer "Zmierzch"
¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤
— Syriusz ona wie.
Black uniósł głowę znad najnowszej gazety. Widząc zdyszanego Lupina odłożył ją i powoli wstał. Na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech, który powiększał się z każdym krokiem. Zbliżył się do Lupina, z radości kładąc dłonie na jego policzkach.
Jego oczy świeciły się, migotały niczym najjaśniejsza gwiazda, a serce biło coraz szybciej.
— Moje dziecko wie, że jest z Blacków?
— Wie. — Lupin pokiwał głową, usiłując złapać oddech. Nigdy nie był wysoce usportowiony, w przeciwieństwie do Syriusza i Jamesa. Wolał książki i właśnie teraz jego miłość do pergaminów obróciła się przeciw niemu.
Syriusz przeczesał dłonią splątane loki, szczerząc się sam do siebie. Remus nie chciał gasić radości, która zawładnęła jego przyjacielem. Musiał jednak przywrócić go na ziemię, bo zapał, który ujrzał na jego twarzy mógł okazać się katastrofalny w skutkach. Niezależnie od tego, ile czasu Black przesiedział w Azkabanie, nie pozbył się jednej cechy - wciąż najpierw robił, potem myślał.
— Uspokój się i usiądź... — poprosił Lupin, gdy unormował oddech.
Black nie zamierzał posłuchać przyjaciela, Lupin sięgnął więc pod poły peleryny i wydobył prostokątny przedmiot. Położył go na zakurzonym stole, a Syriusz natychmiast znalazł się po przeciwnej stronie.
Rozpoznał przedmiot, często miewał go w rękach. Lata temu obchodził się z nim, jak z najświętszym artefaktem. Album był pamiątką po ukochanej siostrze Annabeth - Elenare. Pomógł Annie odzyskać pamięć, pogodzić się ze śmiercią małej Rodden i co najważniejsze, pokonać szaleństwo.
Syriusz drżącymi palcami musnął skórzaną, ciemnobrązową okładkę. Uśmiechnął się słabo, tekstura była tak znajoma... Otworzył go na pierwszej stronie. Jego oczom ukazało się zdjęcie niemowlęcia. Dziewczynki, ubranej w ciemnoniebieską sukienkę. Spała, wtulona w maskotkę.
Black usiadł na krześle, przysuwając przedmiot bliżej. Przerzucił kartki, otworzył album na ostatniej zapełnionej stronie. Jego serce zadrżało, gdy oczy uważnie wpatrywały się w znajomą twarz. Jasne, niebieskie oczy, pełne radości. Te same ciemne loki. Rumieńce. Uśmiech, który potrafił rozświetlić każdy, nawet najgorszy dzień.
— Annie... — szepnął, kiedy gorące łzy pociekły po jego wychudzonych policzkach.
Dziewczyny na zdjęciu poruszyły się ponownie. Spojrzały wesoło w obiektyw, a po chwili wybuchły śmiechem, przytulając się. Sekundę później znów skierowały wzrok na aparat.
Serce Syriusza krzyczało z tęsknoty. Był szczęśliwy, że po trzynastu latach znów mógł spojrzeć w oczy swojej Annie. Przecież one się nie zmieniły. Zawsze były takie same. A ona zawsze patrzyła na niego z taką samą miłością.
Remus w ciszy przyglądał się przyjacielowi. Widział ból, emocje, które zawładnęły jego przyjacielem. Bardzo chciał mu pomóc, ale wiedział, że nie istnieje sposób, aby Syriusz poczuł się lepiej. Musiał przeżyć żałobę, która znów dała o sobie znać, gdy ujrzał osobę, za którą tęsknił najbardziej na świecie.
Lupin ponownie sięgnął do kieszeni, wyciągając złożony na pół kawałek pergaminu. Rozprostował go i w ciszy podsunął Łapie.
Syriusz oderwał się od zdjęcia Annabeth i spojrzał na kolejne zdjęcie od Remusa.
Przedstawiało czarnowłosą dziewczynę, w mundurku Gryffindoru. Miała czarne jak smoła oczy, wyraźne, dobrze znajome rysy twarzy. Nie musiał pytać, kim jest. Wiedział, już w pierwszej sekundzie. Łzy, które od dłuższej chwili ciekły mu po policzkach, zaczęły kapać na zdjęcie. Drżące wargi ułożyły się w niepewny uśmiech.
— Heather.
— Wygląda zupełnie, jak ty...
— Jest taka śliczna...
— I inteligentna — uśmiechnął się lekko Remus, wstając. Zerknął na zegarek, który wskazywał, że za dziesięć minut zacznie się lekcja. Musiał jak najszybciej wracać do zamku. — Muszę już iść. Nie rób nic głupiego.
¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸
Heather była zdziwiona, gdy Draco po obiedzie podszedł do stołu Gryffindoru i wymógł na niej spacer. Malfoy niechętnie przychodził do swoich wrogów. Zwykle po kilka razy rozważał tę opcję, nawet jeśli w zanadrzu miał dość dobry, swoim zdaniem, żart.
Panienka Malfoy zgodziła się więc wyjść z bratem na błonia, mimo że jej serce waliło niczym młot. Bała się, że Draco jakimś sposobem dowiedział się prawdy.
Spokojnym krokiem chodzili po polanie czekając, aż to drugie przerwie ciszę.
— O czym chciałeś porozmawiać? — zapytała w końcu Heather, nie mogąc dłużej wytrzymać niepewności.
Draco przystanął, by odwrócić się w stronę siostry. Uważnie się jej przyglądał, a brak jakichkolwiek podobieństw uderzył go jeszcze bardziej. Ich oczy, włosy, usta, nosy zupełnie się różniły. On był wyższy, mimo że ona była starsza. Nie mówiąc już nic, na temat charakterów.
— Chodzą plotki, że zadajesz się z Potterem i Spółką.
Heather nie mogła powstrzymać się od prychnięcia.
— Ojciec wie — powiedział sucho, a mina dziewczyny zrzedła.
— Ty mała gnido, doniosłeś mu... — syknęła, zaciskając dłoń na szacie brata.
— Nie miałem wyboru! — zawołał, wyrywając się z uścisku siostry.
Heather tupnęła nogą w geście bezradności. Draco donosił ojcu, zamiast zająć się sobą i swoimi sprawami. Jak miała dogadać się z bratem, skoro on robił wszystko, by go znienawidziła.
— Martwi się o ciebie! On i matka! A ty zamiast ich uspokoić bratasz się z naszymi wrogami!
— Oni nie są moimi wrogami, Draco! — Heather złapała brata za ramiona i potrząsnęła nim. Jego chłodne, niebieskie oczy wpatrywały się w nią z niedowierzaniem. Jak mogła bronić świętoszkowatego Pottera, zdrajców krwi i szlamy. Co takiego w nich widziała, że chciała poświęcać im swój czas? Dlaczego wciąż szła w zaparte, dlaczego odrzucała wyciągnięte dłonie rodziców i robiła wszystko wbrew ich przekonaniom?
— To kim są? — szepnął chłopak.
Heather odetchnęła głośno. Zabrała ręce i uniosła podbródek, gotowa wypowiedzieć pierwszą myśl, która pojawiła się w jej głowie. Nieważne, że zrani, w najlepszym wypadku rozwścieczy ona Dracona.
— Przyjaciółmi.
Draco nie roześmiał się. Nie krzyczał. Nie był wściekły. Jedyne, co Heather dostrzegła w jego oczach to pustka. Niecodzienna, głęboka pustka. Brak jakichkolwiek emocji i uczuć.
— Draco...
Nagle oczy chłopaka powiększyły się, a na jego twarzy pojawiło się przerażenie. Malfoy zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc jego zachowania. Spostrzegła jednak, że blondyn nie wpatruje się w nią, ale w coś lub kogoś za nią. Przełknęła ślinę na tyle głośno, że Draco zwrócił na nią uwagę.
— Cicho — uciął natychmiast, wracając spojrzeniem do ciemnych oczu dziewczyny. — Policzę do trzech... wtedy biegiem do zamku.
— Ale...
— Nie oglądaj się za siebie. To chyba Ponurak...
— Draco...
— Trzy!
Heather nie spodziewała się, że Draco tak szybko nakaże jej biec. Posłusznie jednak podążyła za bratem, nie oglądając się za siebie. Nie czuła potrzeby bliskiego spotkania z Ponurakiem, jednak ciekawość co chwila podpowiadała, by tylko zerknęła przez ramię.
— Heather szybciej! — zawołał blondyn, widząc że siostra zostaje w tyle. Nie miał pojęcia, czy zwierzę, które zobaczył to faktycznie złowróżbna zjawa, czy zwykły pies. Nie chciał jednak tego sprawdzać, nie zamierzał też patrzeć, czy biegnie za nimi. Przerażenie wypełniało całe jego ciało i chciał jak najszybciej znaleźć się w zamku.
Heather wykorzystała moment, gdy znaleźli się na w miarę prostej powierzchni. Nie musiała już biec pod górkę, więc odwróciła się na sekundę, by spojrzeć za siebie.
Zwierzę znajdowało się kilka kroków za nią. Przestraszyła się ogromnego cielska i potknęła się o kamień, wystający z ziemi. Z krzykiem runęła na ziemię, spadając na plecy. Odruchowo zakryła twarz rękoma, spodziewając się pogryzienia. Ku jej zdziwieniu nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie, wyraźnie czuła na sobie ciepły oddech, a po chwili pies wydał z siebie cichy pisk.
Heather z głośno bijącym sercem odsunęła dłonie od twarzy. Wpatrywały się w nią wielkie, czarne, błyszczące oczy. Rzekomy Ponurak nie wydał z siebie żadnego warknięcia, nie zdradzał chęci zabicia dziewczyny. Po prostu stał i wpatrywał się w nią uważnie.
Malfoy zamarła, gdy zbliżył nos do jej policzka, jednak nie zdołała wykonać żadnego ruchu. Poczuła szorstki język na policzku. Przymknęła oczy, jednak już się nie bała. Jej serce uspokoiło się, jakby kierowane jakimś wewnętrznym przeczuciem.
Pies odsunął się, ciepły oddech zniknął, a gdy Heather otworzyła oczy, nikogo już przed nią nie było. Rozejrzała się uważnie po polanie, ale nigdzie nie dostrzegła czarnego cielska. Na chwiejnych nogach wstała i otrzepała się z trawy. Położyła drżącą dłoń na policzku, wciąż czuła język zwierzęcia.
Zaczęła wątpić, że widziała Ponuraka. Mógł to być zwykły pies, mieszkający w Hogsmeade, może w lesie. Poza tym zjawy odwiedzały cmentarze, tak? A o ile jej wiadomo na terenie Hogwartu nie było cmentarza.
Dziewczyna uniosła głowę, słysząc niewyraźne głosy. Dostrzegła swojego brata i profesora Snape'a, biegnących w jej stronę. Wyglądało na to, że Draco pozostawił ją na pastwę rzekomego Ponuraka, by pobiec po kogoś dorosłego. Heather nie wiedziała, czy mieć mu to za złe, czy dziękować. Z pewnością czułaby się raźniej, słysząc brata gdzieś obok. A on najzwyczajniej w świecie zostawił ją.
Zacisnęła zęby, by przypadkiem nie zrobić tego z pięściami.
— Heather, gdzie on jest? — wydyszał Draco, stając przed siostrą.
Dziewczyna zamrugała, lecz po chwili już wiedziała, co zrobić.
— Kto?
— Pan Malfoy twierdzi, że zobaczyliście Ponuraka... — westchnął Snape, z typową dla siebie pretensją w głosie. Jakoś nie chciało mu się wierzyć w historię ucznia, jednak wolał nie ryzykować i pójść za nim. Zwłaszcza, że był nim Draco.
— Profesorze z całym szacunkiem, ale jestem w stanie odróżnić wielkiego, widmowego psa od zwykłego owczarka. Przez polane szedł sobie pies, nawet nie zwrócił na nas uwagi, a Draco... — wskazała wymownie na brata, który wpatrywał się w nią z szeroko otwartą buzią. — Cóż...
Snape westchnął ostentacyjnie, zaplatając chude ręce na klatce piersiowej.
— Następnym razem, jak zobaczysz Ponuraka, panie Malfoy, upewnij się, że to nie chomik.
¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸
Witajcie! Dzisiaj troszkę więcej Syriusza, bo wszyscy bardzo go kochamy.
Następny rozdział za tydzień :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top