-(••÷[33]÷••)-
· • ● ← → · • ●
Nazwiskiem się nie szczyci w nierozsądnej dumie,
bo ambicja z pokorą złączyć się nie umie.
~Molier "Świętoszek"
¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤
Sobotni poranek nie zwiastował nic nadzwyczajnego. Heather, jak zwykle od kilku dni, wstała w dość marnym humorze, doprowadziła się do przeciętnego stanu, który pozwalał jej pokazać się rówieśnikom i przysiadła na łóżku w oczekiwaniu, aż Pamela doprowadzi swoje blond loki do ładu.
Czarnowłosa z utęsknieniem zerknęła w okno. Śnieg już stopniał, pierwsze kwiaty rozkwitały, a tamtego dnia słońce świeciło wyjątkowo mocno. Zupełnie tak, jakby chciało dać jej nadzieję na lepsze jutro. Dziewczyna uśmiechnęła się smutno, powracając wzrokiem do wychodzącej z łazienki Meli.
McMay postanowiła zapleść swoje włosy w dwa warkoczyki, które przyozdobiła czerwonymi kokardkami.
— Jak wyglądam? — zapytała, uśmiechając się szeroko.
Heather, mimo humoru zbitego psa, odwzajemniła uśmiech.
— Ślicznie, jak zwykle. Możemy już iść na śniadanie?
— Chodźmy, marudo..
Dziewczyny zbiegły do pokoju wspólnego i nie zwracając zupełnie uwagi na to, co się działo, opuściły salon Gryfonów. Po kilku minutach znalazły się w Wielkiej Sali. Zajęły swoje miejsca, uprzednio witając się z Angeliną, która wyszła z pokoju zanim dziewczęta zdążyły się rozbudzić.
Heather rozejrzała się w poszukiwaniu Hermiony lub Harry'ego, ale jedyne co dostrzegła, to machającego chłopca. Zmarszczyła brwi, niepewna czy to do niej. Jednak po chwili jej umysł cofnął się do sytuacji z poprzedniego dnia. To tego chłopaka dręczył Draco.
Malfoy przełknęła ślinę, niepewna co zrobić. W końcu uniosła lekko rękę i kiwnęła, uśmiechając się niemrawo. Chłopiec opuścił dłoń i wrócił do wesołej rozmowy z rówieśnikami.
Czarnowłosa zacisnęła wargi, a na jej policzki wkradł się róż. To było dziwne, zdecydowanie zbyt dziwne. Chociaż może chłopiec w ten sposób chciał jej okazać wdzięczność. W końcu zwiał, gdy tylko goryle Dracona poluzowały uściski.
W obliczu ostatnich wydarzeń Heather stwierdziła, że nie warto się tym przejmować, bo miała poważniejsze problemy.
— Uważaj, bo Wood będzie zazdrosny — ciche syknięcie dotarło do jej uszu. Odwróciła się, a jej spojrzenie napotkało zimne, niebieskie oczy Dracona.
Westchnęła cicho sądząc, że po ostatnim spotkaniu chłopak będzie jej unikał, chociaż przez jakiś czas. Jednak marne jej nadzieje. Malfoy nie należał do osób zbyt długo zachowujących dystans.
— Co ty pleciesz, Draco?
— Łaśnie... — odezwała się McMay, przełykając omlet. Uniosła zaciekawione oczy na blondyna, który mlasnął zniesmaczony, widząc Pamelę mówiącą z pełną buzią. Widocznie McMay'owie skąpili na lekcje savoir-vivre'u.
— Cały Hogwart gada, że wczoraj wieczorem latałaś z Woodem za rączkę. Mogłaś postarać się bardziej — parsknął, zakładając ręce na piersi.
Heather zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co tak właściwie robiła wczorajszego wieczora. Po kłótni z Draco wróciła do pokoju. Faktycznie towarzyszył jej Wood, w końcu nie chciała, żeby chłopak skakał sobie do gardeł z jej bratem.
Nie zrobiła przecież nic złego. Wrócili do pokoju w milczeniu, ale... Dziewczyna zbladła. Krew odpłynęła jej z twarzy, a duże, czarne oczy spojrzały przerażone na Dracona.
— O Slytherinie, dotarło coś do twojej zarobaczonej makówki!
— Ale ja wcale... Tylko złapałam go... Chciałam...
— Hasałaś sobie z nim po Hogwarcie, niczym dementor po pociągu! — zawołał Malfoy.
Pamela prychnęła, na szczęście wcześniej przełykając jedzenie. W przeciwnym razie jajka znalazłyby się na butach Draco.
— My tylko...
— Malfoy, nie dość że nie odróżniasz kafla od znicza, jeszcze ci się kolory pomyliły? — zawołał Ronald, wraz z Hermioną i Harrym stając za blondynem.
Malfoy wywrócił oczami i dość niechętnie odwrócił się w stronę wybrańca i jego przyjaciół.
— Nie martw się Weasley, w razie co stać mnie na okulary. I to dużo lepsze niż twoje gogle, Potter — prychnął chłopak, rzucając Harry'emu pogardliwe spojrzenie.
Odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę stołu Slytherinu, dając znak że rozmowa skończona.
Heather liczyła w końcu na odrobinę spokoju. Jej głowę zajmował Black, nie miała ochoty zajmować się plotkami. Chociaż w duchu przyznała, że nie spodziewała się sparowania jej i Wooda. Faktycznie umknął jej fakt, że przebiegli przez kilka pięter, trzymając się za ręce. Właściwie ona ciągnęła go przez kilkadziesiąt stopni na wieżę Gryffindoru, ale w najśmielszych snach nie sądziła, że minęli aż tyle uczniów, aby już dzień później stać się atrakcją dnia.
Poza tym, ciekawa była, czy Oliver już słyszał nowinę. I czy czuł to samo co ona — przeraźliwą obojętność. Liczyła na to, że chłopak zbyt zajęty był błaganiem McGonagall o przywrócenie rozgrywek, niż przejmowaniem się byle jakimi pogłoskami, nawet jeśli on był głównym bohaterem.
W głowie Heather pojawiła się chęć zerknięcia w stronę chłopaka. Zwykle jadał w towarzystwie Angeliny i bliźniaków Weasley. Czarnowłosa mogła nawet wykorzystać fakt, że jej współlokatorka zajmowała zacne grono przyjaciół Wooda i podejść do niej pod byle jakim pretekstem. W końcu co jej szkodziło?
Otóż wrodzona upartość i lekceważenie wszystkiego, co uzyskiwało statut mniej ważnego w obecnym czasie. Olała więc zupełnie sprawę z Oliverem, pozwalając sobie jedynie pobieżnie spojrzeć w stronę Weasley'ów tylko po to, by odkryć, że Wooda nie ma obok.
Odetchnęła więc i z ulgą spojrzała na Hermionę, która od dłuższej chwili przypatrywała się jej.
— Co? — zapytała, marszcząc nos. Miała nadzieję, że przynajmniej Granger nie chciała wypytywać ją o Wooda.
— Zastanawialiśmy się, jak możemy ci pomóc... — zaczęła ostrożnie brunetka.
Heather pokiwała powoli głową, nie do końca wiedząc, czy my oznacza Granger i Pottera, czy może również Weasley'a, co szczerze — graniczyłoby z cudem.
— I stwierdziliśmy, że...
— Znamy osobę, która może powiedzieć coś więcej na temat twojego... — Harry zaciął się, zerkając ponownie na Hermionę. Wątpił, że słowo ojciec było tutaj odpowiednie i skrycie liczył, że Granger pomoże mu wyjść z niekomfortowej sytuacji.
— No... — westchnęła mugolaczka, która tym razem nie miała żadnego pomysłu na synonim.
— Kto to? — wtrąciła Pamela, przysuwając się bliżej, by lepiej słyszeć konspiracyjną dyskusję.
— Spotkajmy się o szesnastej przy szklarniach — zaproponowała Hermiona.
Ciekawość zżerała Heather, jednak zgodziła się na propozycje. Skoro Potter i Granger dobrowolnie chcieli jej pomóc, nie zamierzała ich odtrącać. W sumie nic nie byli jej winni, więc nie do końca rozumiała ich postępowanie. Dowiedzieli się czegoś na temat Blacka, a poznając tak drastyczną prawdę powinni byli odsunąć się od Heather. Przynajmniej tak zrobiłby każdy, zdrowo myślący człowiek.
Czarnowłosa spojrzała na Pamelę, która wróciła do jedzenia tostów. Harry rozmawiał o czymś z Ronaldem, a Hermiona nakładała jajecznicę. Wszyscy zachowywali się normalnie, tak jak zwykle. Jednak na ile normalnie mogli się zachowywać, skoro między nimi siedziała córka najbardziej poszukiwanego mordercy na świecie.
Odruchowo skuliła się, mając wrażenie, że każdy uczeń Wielkiej Sali się na nią patrzy. Nigdy nie lubiła być w centrum uwagi, w przeciwieństwie do jej rodziny. Malfoy'owie często mówili o sobie i dbali, aby środowisko czarodziejów o nich nie zapominało.
Oj, kiedy prawda wyjdzie na jaw, przez długi czas będą na świeczniku. Tylko, czy Heather faktycznie chciała mówić rodzicom, że zna prawdę? Co by to dało?
Zaszkodziłoby zarówno jej i Malfoy'om.
Przypomniała sobie sytuację na peronie, kiedy tata po raz pierwszy od długiego czasu ją przytulił. Znów zaczęła wierzyć, że jest dla niego ważna. Jeśli jednak jej przypuszczenia zawierały choć ziarnko prawdy, to dlaczego okłamywał ją tyle czasu? Przecież nie oszukuje się osoby, którą rzekomo się kocha...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top