-(••÷[28]÷••)-
· • ● ← → · • ●
Dobrze, że krwawiące ludzkie serce
to tylko metafora,
bo inaczej nasza planeta ociekałaby czerwienią.
~ Beatrice Sparks "Zapytaj Alice"
¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤
Heather stwierdziła, że mimo braku Pottera, jak zwykle spędzi czas na Wieży Astronomicznej. Wciąż trwała w cichej nadziei, że chłopak jednak się pojawi, ale po ostatnich kilku dniach, szczerze w to wątpiła. Nie wiedziała, dlaczego trójka przyjaciół tak nagle odsunęła się od niej i Pameli. Malfoy nie przypominała sobie żadnego niemiłego incydentu, który mógłby spowodować takie zachowanie.
Owszem, lubiła dogryzać Weasley'owi, ale robiła to z wzajemnością, poza tym od sytuacji z jawnymi groźbami, za które profesor Snape skazał ją na trzydniowy szlaban, nie pamiętała niczego wybitnie wrednego. Chyba, że rudzielec nie zrozumiał któregoś z jej komplementów. Jednak po namyśle Heather upewniła się, że nigdy nie powiedziała niczego miłego do Weasley'a. Może o to w tym wszystkim chodziło?
Dziewczyna westchnęła ciężko, odsuwając się od barierki. Stała tam już pół godziny, a że zapomniała rękawiczek, praktycznie straciła czucie w dłoniach. Chcąc nie chcąc musiała wejść do środka zamku, żeby kończyny zupełnie jej nie odpadły. Nie chciała dokładać pani Pomfrey roboty, której kobieta miała aż nadto przez ciągłe stany przedzawałowe Grubej Damy. Heather zachodziła w głowę, jak pielęgniarka mogła leczyć obraz i jakim cudem jakikolwiek zawał mógł grozić strażniczce dormitorium. Jednak w chwili, gdy usłyszała, że Percy kilka razy w tygodniu zanosi płótno do Skrzydła Szpitalnego, stwierdziła że niektóre tajemnice muszą nimi pozostać i więcej już o nic nie pytała.
Zeszła natomiast ze szczytu wieży, by powoli pokonywać stopnie, prowadzące na parter. Wzdrygnęła się ponownie, gdy zawiał zimny wiatr, przy okazji rozdmuchując ciemne włosy na zarumienioną twarz. Dziewczyna westchnęła ciężko, usiłując doprowadzić niesforne kosmyki do porządku. Kiedy wreszcie odzyskała wzrok, prawie krzyknęła.
— Aż tak źle wyglądam? — zaśmiał się Harry, widząc reakcję Malfoy.
Heather zamrugała, tylko dla pewności, że dobrze widzi, po czym znów umieściła ręce w kieszeniach szaty.
W głębi duszy cieszyła się, że Potter w końcu stanął z nią twarzą w twarz. Z drugiej jednak strony wciąż była wściekła, za jego dziwne zachowanie. Naturalnie nie mogła pokazać zbyt dużo przyjaznych emocji, więc uniosła brew, w głowie jak najszybciej wymyślając ripostę.
— Powinieneś przyciąć włosy — przyznała po chwili, zerkając na roztrzepane kosmyki, niedbale opadające na czoło Pottera. Chłopak był zupełnym przeciwieństwem Dracona, który prędzej wyszedłby w dziurawym bucie, niż z nieuczesanymi włosami.
— Jeszcze jakieś rady?
— Nie wyrastaj przed ludźmi, jak Snape, gdy słyszy "szlaban", bo ktoś przez ciebie skończy w Skrzydle Szpitalnym z podejrzeniem zawału — mruknęła.
— Pomyślę nad tym — obiecał chłopak, powoli odwracając się w stronę, z której przyszedł. — Idziesz, czy zostajesz?
— Na pewno przeszłam tyle schodków, by teraz postać dokładnie w połowie, Potter... — prychnęła poirytowana, schodząc stopień niżej.
Harry zrozumiał gest i po chwili oboje szli po schodach w dół. Serce Heather waliło jak szalone, gdy zastanawiała się, czy to ten moment. Czy powinna pytać Harry'ego o powód jego zachowania? Czy w ogóle miała do tego prawo? Przecież coś mogło się stać z jego wujostwem i dlatego był taki przybity. Albo... Coś się stało w rodzinie Granger... Weasley'owie odpadają, bo reszta przedszkola była wybitnie nieszczęśliwa.
Zanim jednak Malfoy wypowiedziała kolejne słowo, Potter ponownie zabrał głos.
— Rozmawiałem z Fredem i George'em... — zaczął powoli.
W głowie Heather pojawiły się dwie rude, identyczne czupryny. O ilorazie inteligencji zdecydowanie mniejszym niż mrówka, jednak sprytu odmówić im nie mogła.
— Chip i Dale? — mruknęła, przytrzymując się poręczy, aby przypadkiem nie zlecieć z miejscami oblodzonych schodów. — To mnie raczej nie dziwi. Masz skłonności do przebywania z rudzielcami.
— Podarujmy sobie twoje uwagi — zaproponował Harry, zaciskając zęby.
Heather przełknęła ślinę, czując na twarzy przypływ gorąca. Znów zaczynała czepiać się wszystkich o wszystko, zupełnie jak kiedyś. Wyglądało na to, że obojętność trupy Pottera wpłynęła negatywnie również na nią.
— Przepraszam... — burknęła, zanurzając nos w szalik.
— Masz ochotę przejść się do Hogsmeade?
— Masz rozdwojenie jaźni? — dziewczyna zeszła z ostatniej schody, podczas gdy Harry się na niej zatrzymał. W tamtym momencie był o głowę wyższy od Malfoy, która czuła się z tym gorzej niż źle.
— Pokazali mi tajne przejście. Możemy wykorzystać pelerynę i... Mieć chociaż coś z tych świąt w Hogwarcie — zaproponował.
Zapadła cisza, podczas której Heather gorączkowo zastanawiała się, czy Potter nie usiłuje jej podpuścić. Jednak po przeanalizowaniu wszelkich za i przeciw uśmiechnęła się delikatnie, choć na swoje standardy i tak za szeroko.
— Zgoda, Harry. — Kiwnęła energicznie głową. Oboje stali jeszcze przez chwilę wpatrując się w siebie. — Potter, złaź z tych schodów, bo nie mogę znieść myśli, że stoisz nade mną... — dodała, na co Harry roześmiał się głośno, jednak posłusznie zszedł ze stopnia i poprowadził dziewczynę w miejsce, które według Mapy Huncwotów prowadziło do Miodowego Królestwa.
¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸
— Potter, dawaj ramię... — syknęła Heather, gwałtownym ruchem zatrzymując czarnowłosego.
Harry poprawił okulary, uważnie przyglądając się dziewczynie. Szczerze mówiąc, sam miał już dość obijania się o Heather, podczas niezdarnego marszu pod peleryną niewidką.
Zdecydowanie musieli iść bliżej siebie.
Niepewnie wyciągnął łokieć, który Malfoy ujęła. Oboje przełknęli ślinę i bez zbędnych słów ruszyli przez Hogsmeade, pozostawiając na śniegu dwie pary śladów.
— Ron mówił, że nic nie przebije Sklepu Zonka. — Harry wskazał podbródkiem na ogromny szyld, zawieszony nad szklanymi witrynami.
— Jak chcesz podłożyć Snape'owi łajnobombę, nadaje się idealnie. Jeśli wolisz ujrzeć go rzygającego do kociołka, polecam zmieszać kilka specyfików Madame Rosemarty... — odpowiedziała Heather, z dziwnym uśmiechem wpatrując się w kobietę, wychodzącą z wozu.
Harry również przyjrzał się powozowi, by po chwili rozpoznać siedzącą w nim profesor McGonagall. Młodzi czarodzieje na chwilę zamarli, jakby dyrektorka była w stanie wyczuć samą ich obecność. Ona jednak zdawała się zupełnie nie zwracać uwagi na otoczenie. Z przejęciem tłumaczyła coś Ministrowi Magii, który po wyjściu z sań pomógł zejść również kobiecie. We troje skierowali się do wnętrza przybytku Madame Rosemarty.
W tym czasie Heather i Harry znów odważyli się wziąć oddech, jednak ponownie zamarli, gdy dobiegł ich roztrzęsiony głos barmanki.
— Syriusz Black... — wymsknęło się dwójce Gryfonów. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby oboje skierowali się do wnętrza baru.
Śledztwo zostało wznowione mimowolnie. Harry już nie myślał o wcześniejszej rozmowie z dyrektorem, ani o swoich przeczuciach. Musiał dowiedzieć się czegoś więcej na temat Blacka i mimo obecności Malfoy, nie mógł zaprzepaścić szansy.
Gryfoni wbiegli po schodach, na których Heather zdążyła się jeszcze potknąć. Harry podał jej rękę, a po chwili znaleźli się w zagraconym saloniku.
Wycofali się nieco pod ścianę, by nie wzbudzać podejrzeń, stojącego przy kominku Korneliusza Knota. Usiłowali jak najbardziej spowolnić oddech, choć oboje mieli wrażenie, że ich szybko bijące serca łomotały tak głośno, że nawet wiszące przy wejściowych drzwiach breloczki je słyszały.
— Nadal nie rozumiem, co Black ma wspólnego z moim barem! Jakim prawem dementorzy szukali go u mnie?! — Madame Rosmerty nie interesowało, czy rozmawiała z Ministrem Magii, czy samą Królową Elżbietą. Dementorzy nękali ją i jej klientów, traciła dochody, a jej praca zaczynała wyglądać jakby była bibliotekarką.
— Black był widziany w Hogsmeade — wyjaśniła w pośpiechu profesor McGonagall, spojrzeniem przekonując barmankę, aby usiadła.
Blondynka opadła na kanapę, tuż obok nauczycielki, pełnym zdziwienia spojrzeniem wędrując od Knota do McGonagall.
— Co miałby robić w Hogsmeade?
— Czy to nie oczywiste? — Knot wywrócił oczami. Czuł się jak jedyny myślący w całym tym gronie. — Szuka córki... i Pottera.
— Córki? To on miał córkę?
— Nadal ma, moja droga... — westchnęła Minerwa. — Dziewczynka ma się całkiem dobrze... Wciąż nie wie, że jej prawdziwy ojciec to morderca i zdrajca.
— Myślicie, że chce ją...
— Zabił własną żonę, Pettigrew, kilkunastu mugoli i zdradził Potterów, jest zdolny do wszystkiego!
Heather poczuła, jak Harry gwałtownie łapie powietrze. Odruchowo ścisnęła jego dłoń w obawie, że chłopak zrobi nieprzemyślany krok.
Malfoy mimowolnie spojrzała na Pottera i choć w normalnej sytuacji stanie tak blisko chłopaka byłoby dla niej wybitnie krępujące, tym razem nie zwracała na to uwagi. Uważnie patrzyła na zaciśniętą szczękę Gryfona. Wydawało jej się, że jeszcze chwila, a usłyszy zgrzyt zębów. Czarnowłosy zbladł, a jego oczy zamigotały, momentalnie zapełnione łzami.
Syriusz Black zdradził Lily i Jamesa Potterów.
— Pettigrew?
— Ach, taki mały, gruby chłopak. Wszędzie latał za Syriuszem i Jamesem.
— Czyli James i Syriusz... — zaczęła znów Rosemarta, wyraźnie zagubiona. Nie nadążała już za wszystkimi informacjami, które na zmianę przekazywali jej Knot i Minerwa. Była tylko prostą barmanką, nie aurorem.
— Byli przyjaciółmi, i to bardzo dobrymi — wyjaśniła McGonagall, doskonale pamiętając dwie roztrzepane czupryny Gryfonów, uciekające przed Filchem. Serce krajało jej się na myśl, że jeden z nich przyczynił się do śmierci drugiego. — James i Lily zostali rodzicami chrzestnymi córki Syriusza i Annabeth...
— Wróćmy jeszcze do córki Blacka... Jak to możliwe, że udało się ją ukryć przed światem...
— Nie było to łatwe... — przyznał Korneliusz, odchodząc od kominka. Rozsiadł się wygodnie na starym, skórzanym fotelu. — Mój zaufany człowiek przyjął dziewczynkę i wychował jak swoją...
— Jednak problem w tym... — wtrąciła Minerwa, zerkając z dezaprobatą na Ministra. — Że Heather zaczyna węszyć. A Potter wraz z nią...
— Heather? Jaka Heather?
— Heather Malfoy, moja droga.
Madame Rosemarta wstała, prawie strącając leżący na niewielkim stoliku parujący kubek z herbatą.
— Chcesz mi powiedzieć, że...
— Syriusz Black wciąż pozostaje ojcem chrzestnym Harry'ego i biologicznym ojcem Heather Malfoy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top