-(••÷[27]÷••)-

· • ● ← → · • ●

Jeśli ma się przyjaciół, a mimo to wszystko się traci, 

jest oczywiste, że przyjaciele ponoszą winę. 

Za to, co uczynili, względnie za to, czego nie uczynili. 

Za to, że nie wiedzieli, co należy uczynić.

~ Andrzej Sapkowski"Czas pogardy"

¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤ 

Przez kilka kolejnych dni Heather zdawało się, że Harry jej unikał. Ile razy próbowała zagaić go podczas śniadania, albo zapychał buzię jedzeniem i odwracał się do Weasley'a, albo po prostu wstawał i rzucając ciche cześć, wychodził, mentoląc w dłoni resztki tosta.

Malfoy nie chciała się narzucać, więc po kilku podobnych reakcjach Pottera, ograniczyła się jedynie do pożegnań i powitań. Weasley'a ignorowała jak zwykle, gryząc się w język za każdym razem, gdy w jej głowie pojawiała się riposta na jego słowa. Odwracała wtedy wzrok w stronę Hermiony, która już nie tylko czytała w każdej wolnej chwili, ale i podczas śniadania, lunchu, obiadu, kolacji... Czytała po prostu zawsze wtedy, gdy starsza Gryfonka pojawiała się w zasięgu jej wzroku.

Heather odchrząknęła, odsuwając od siebie pusty już talerz. Zerknęła wyczekująco na Pamelę, będącą dopiero w połowie swojego posiłku. Malfoy oparła więc podbródek na dłoni, a wolną ręką zaczęła stukać o blat.

— Chcesz, żebym się zadławiła, czy wywołujesz poczucie winy, bo jem jajecznicę, a ty nie? — zapytała blondynka, która naprawdę nie lubiła, gdy ktoś przeszkadzał jej w jedzeniu. 

— Chcę, żebyś się pospieszyła — syknęła Malfoy, pochylając się konspiracyjnie nad przyjaciółką. 

Pamela wywróciła oczami, jednak rzeczywiście przyspieszyła. Sama zauważyła zdystansowane zachowanie Hermiony i jej przyjaciół i dość niechętnie przyznała Heather rację.  Coś ewidentnie było nie tak. McMay nie należała jednak do osób, przepadających za zagadkami. Zdecydowanie bardziej wolała podejść i po prostu zapytać o powody takiego zachowania. Jednak przyrzekła Heather, że tego nie zrobi. Musiała więc dotrzymać słowa tak długo, jak Malfoy pamiętała, że przyrzeczenia kiedykolwiek dokonano.

— Dobra, łyknięte — uśmiechnęła się szeroko, na co Heather prychnęła śmiechem. Na zębie blondynki pozostał fragment szczypiorku. 

— Masz coś... na zębie... — wyjaśniła szybko Malfoy. 

Pamela natychmiast zamknęła buzię, usiłując pozbyć się niechcianego przebarwienia. Po chwili obie dziewczyny opuściły Wielką Salę, kierując się w stronę sali od Eliksirów.

— Myślicie, że długo tak pociągniemy? — westchnęła Hermiona, zamykając książkę, którą od początku śniadania pozostawiła na tej samej stronie.

— Pociągniemy co? — zapytał Ronald, który zupełnie nie rozumiał zachowania Granger. Owszem, lubił Pamelę, ale Heather wciąż pozostawała Malfoy'em, nieważne ile razy pomogła w poszukiwaniach i zdobyciu informacji. Nie uważał, że nagle stali się dobrymi przyjaciółmi, wręcz odpychała go taka myśl. Wszystko powinno wrócić na swoje miejsce, w tym Malfoy i jej nadęte ego. — Wszystko wróciło do normy.

Hermiona westchnęła ciężko, zerkając na Harry'ego. Skrzyżowali spojrzenia, a Pottera znów dotknęło poczucie winy. Oczekiwał od Heather szczerości w związku z Blackiem. Podczas, gdy dziewczyna wywiązywała się z obietnic, on pozostawał jej dłużny. Wciąż nie wyjawił Malfoy i McMay rezultatu rozmowy z profesorem Dumbledore'em. Coś wyraźnie nakazywało mu milczeć. I wcale nie dlatego, że, jak sugerował Ron, nie ufał Heather. Podświadomie Potter czuł, że mógł powierzyć jej swoją największą tajemnicę. Coś zupełnie innego powstrzymywało go od szczerej rozmowy z Malfoy, tylko co?

— Harry, wciąż uważam, że powinna wiedzieć. 

— Ja nie — powiedział natychmiast Ron, za co Hermiona zdzieliła go książką.

— Powinna — zgodził się Potter, jednocześnie przypominając sobie wyraz twarzy profesora Dumbledore'a. — Ale... Gdyby dyrektor chciał, żebyśmy wiedzieli wszyscy... — zaczął ostrożnie, wracając spojrzeniem do czystego wciąż talerza. — Powiedziałby nam... Na początku? W każdym razie wtedy, gdy byliśmy wszyscy razem?

— Sugerujesz, że...

— Nie powiedział tego wprost, jednak czuję, że... że Heather i Mela nie powinny się dowiedzieć. Przynajmniej nie od nas...

Granger potarła czoło, usiłując nadążyć za rozumowaniem chłopaka. Nie wiedziała, dlaczego Harry robił z tej informacji tak wielką tajemnicę. Prędzej, czy później Heather zechce wrócić do śledztwa i żaden sprzeciw jej nie powstrzyma. Poza tym, Hermionie było głupio, że zbywała Gryfonki tak dziecinnym zachowaniem.

— To od kogo? Harry, to tylko informacja o tym, że...

— Rozejrzyj się, Hermiono... — poprosił chłopak. 

Granger uniosła brew, jednak zgodnie z prośbą chłopaka, rozejrzała się lekko.

— Co ty...

— Czy któraś z Puchonek, Krukonek, Gryfonek albo Ślizgonek jest podobna do Syriusza Blacka? — zapytał, wyciągając z kieszeni pomięty kawałek Proroka, na którym widniało zdjęcie zbiegłego więźnia. — Spójrz w jego oczy. 

— Ha-Harry... — Gryfonka wyciągnęła dłoń i niepewnie przysunęła do siebie wycinek.

Ronald przysunął się bliżej przyjaciółki, by zerknąć jej przez ramię. 

— Ślepia niby znajome... — mruknął. 

— Włosy. Rysy twarzy... Nie powiecie mi, że nie przypomina wam...

— Harry, dość! — krzyknęła Hermiona, zginając zdjęcie na pół. Dobrze wiedziała, do czego zmierzał jej przyjaciel, jednak nie mogła dopuścić do siebie tej myśli. 

Uroda Heather faktycznie przypominała nieco tę, należącą do Blacka. Jednak Potter naprawdę przesadzał, wysuwając tak absurdalne wnioski. Malfoy'owie to zbyt zamożny, sławny ród. Nie wzięliby do siebie sieroty, której ojciec był mordercą, zdrajcą rodu. Poza tym, jeśli jakimś cudem, zdecydowaliby się na taki krok, odbiłby się on echem w świecie czarodziejów. 

— Spójrz na Katie Bell, czy Amandę Rosemart... Chociażby Parkinson... Wszystkie mają ciemne włosy i oczy... Osądzanie ich o pokrewieństwo z Blackiem, to już szaleństwo. Zamiast zajmować się durnymi domysłami, znajdźmy prawdziwą córkę Blacka. 

— Ale już bez Malfoy...

— Ronald, przysięgam ci... — syknęła Hermiona, z miną zabójcy odwracając się w stronę rudzielca. — Jeszcze jedno słowo, a zaczaruję twojego szczura w pająka i wpuszczę ci do łóżka. Marsz na lekcje!

¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸

— Co będziesz robić sama w zamku? — zapytała Pamela, zerkając niepewnie na Heather. Styczniowe wyjście do Hogsmeade było ostatnim, podczas którego miasteczko miało jeszcze ducha świąt. McMay z całego serca pragnęła przyjrzeć się ozdobionym chatkom i, co ważniejsze, umówiła się na spacer z uroczym Puchonem. Tym bardziej nie mogła przegapić wyjścia, na które sama Heather nie uzyskała ponownej zgody ojca. 

— Nie przejmuj się, znajdę może Pottera i... — Malfoy zamilkła, uświadamiając sobie, że znalezienie Harry'ego prawdopodobnie zakończy się jego rychłym odejściem. Wyglądało na to, że faktycznie spędzi popołudnie sama. — Poradzę sobie... — dodała, widząc nietęgą minę blondynki. 

— Na pewno? 

— Oj, nie zrzędź... — poprosiła Malfoy. — Zachowujesz się jak ja jeszcze kilka tygodni temu...

— Masz rację. — Wzdrygnęła się blondynka. — Niczym Filch na chorobowym. 

— Filch ma chorobowe?

— Wtedy też pracuje, dlatego jest takim zrzędą...

— I ty właśnie mnie do niego porównałaś? — zapytała Heather, zatrzymując się gwałtownie. 

McMay roześmiała się głośno, gdy napotkała pełne wyrzutów spojrzenie przyjaciółki.

— Oj, żartowałam. Chodź, bo się spóźnię i pójdą beze mnie...

— Cedric na ciebie poczeka...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top