-(••÷[21]÷••)-
· • ● ← → · • ●
„Przestań pozwalać,
by ludzie robiący dla Ciebie tak mało,
mieli tak duży wpływ na Twoje myśli, uczucia i emocje."
~Will Smith
¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤
— Syriusz, czyś ty oszalał?!
— Myślę, że najpierw ty powinieneś odpowiedzieć sobie na to pytanie, dopiero później martwić się o stan mojego mózgu — odpowiedział spokojnie Syriusz, nie podnosząc się ze starej, spróchniałej kanapy. Leżał spokojnie, wpatrując się w sufit, a wyglądał przy tym jak posąg.
Lupin przetarł twarz, usiłując pozbierać myśli. Black postąpił bardzo lekkomyślnie, pojawiając się w Hogwarcie. Remus wciąż wmawiał sobie, że jego przyjaciel po prostu nie radził sobie z faktem, że Heather nie wiedziała o swoim prawdziwym pochodzeniu. Liczył jednak, że mężczyzna zachowa resztki zdrowego rozsądku i nie narazi się do tego stopnia. Syriusz jednak, mimo lat które przesiedział w Azkabanie, wciąż miał za nic swoje bezpieczeństwo.
— Jak mogłeś pojawić się w zamku?! Sądziłeś, że staniesz przed Heather, powiesz że jesteś jej ojcem, a ona wpadnie ci w ramiona?!
Syriusz wstał, wyraźnie zdenerwowany słowami przyjaciela.
— Nie wiesz, jak to jest nie widzieć dziecka przez trzynaście lat!! — krzyknął, powodując że Remus zmarkotniał. — Być nazywanym mordercą! Zdrajcą!
— Syriusz, ja wiem... — zaczął wilkołak nieco spokojniej, jednak czarnowłosy nie dał mu dokończyć.
— Nic nie wiesz, Remus! NIC! To nie twoje dziecko wychowuje największy wróg! To twoja wina! Ty zgotowałeś Heather takie życie!
— Syriusz, masz prawo mnie winić... Ale Malfoy'owie traktują Heather jak własne dziecko... Dali jej dom, którego ja nie byłem w stanie...
— Dom? — prychnął były więzień. W głowie mu się nie mieściło jak fanatyk Malfoy, pełen nienawiści chłopak sprzed lat, mógł kiedykolwiek kogoś kochać, tym bardziej stać się ojcem. — Z ich poglądami? Tymi lodowatymi oczami? Ty myślisz, że moje dziecko kiedykolwiek poczuło się dobrze w takim środowisku? Gdzie ona w ogóle trafiła?
— Do Gryffindoru. Tak jak Harry.
Black nie mógł ukryć lekkiego uśmiechu. Jego jedyne dziecko trafiło do Gryffindoru, zupełnie jak on. Widocznie nie była podobna do niego tylko wizualnie, lecz także wewnętrznie.
— Jest taka jak ty, Syriusz. Przypomina mi ciebie, ilekroć na nią spojrzę. Ma też dobre serce, ale ukryte gdzieś głęboko. Jest nieco wyniosła... jak to Malfoy'owie, ale... Myślę, że wewnętrznie czuje, że do nich nie pasuje. Kiedy pozna prawdę, może będzie jej ciężko, ale tylko na początku... bo potem...
— Mam nadzieję, że masz dobry pomysł, jak przekazać jej prawdę — westchnął Syriusz, znów pogrążając się w swoich rozmyślaniach.
¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸
— Historia lubi się powtarzać...
Heather odwróciła się, słysząc nieśmiały głos okularnika.
— Potter. — Skrzyżowała ręce na piersi, przez co chłopak poczuł, jakby zrobił coś złego.
— Chyba nie jesteś w nastroju?
— Nie, po prostu przeszłam cały zamek w poszukiwaniu ciebie, a gdy opadam z sił i ląduje na Wieży Astronomicznej, ty zjawiasz się jak gdyby nigdy nic — wyjaśniła całkiem poważnie.
Harry pokiwał powoli głową, a na jego czole nadal znajdowała się charakterystyczna zmarszczka.
W końcu Heather roześmiała się lekko, odwracając się znów w stronę rozciągającego się daleko przed nią jeziora. Harry po chwili stanął obok, a ich ramiona stykały się.
— Po co mnie szukałaś?
— Chciałam... pogadać. — Wzruszyła ramionami, usiłując z całych sił powstrzymać czerwień, wpływającą na jej policzki. — Byłam w kuchni i spotkałam Zgredka. Kazał cię pozdrowić.
— To miłe z jego strony. — Uśmiechnął się lekko Potter, przypominając sobie poczciwe stworzenie. — Prawie wszyscy w Hogsmeade, a my znowu tutaj... — westchnął, wpatrując się w zimowy krajobraz. Uwielbiał Hogwart pod każdym względem, a jeszcze bardziej kochał spędzone w nim święta.
— Lepiej być wyjątkiem, niż podążać za tłumem... — mruknęła Malfoy.
— Naprawdę tak myślisz? — zainteresował się Harry. Był wyjątkiem i choć nie mówił o tym głośno, miał tego świadomość. Duma napawała go za każdym razem, gdy przypominał sobie słowa wszystkich życzliwych na temat jego rodziców. Choć był im niesamowicie wdzięczny za to, jak wiele dla niego zrobili, czasami chciał być tylko Harrym. Zwykłym, przeciętnym chłopakiem.
Heather zamyśliła się na chwilę.
— Nie — odpowiedziała, wzdychając ciężko. — Chciałabym być taka, jak inni. Nie wyróżniać się...
— Spośród swojej rodziny? — zagadnął, jakby doskonale rozumiejąc słowa czarnowłosej. Już raz o tym rozmawiali, a Harry pamiętał tamten dzień, jakby to było wczoraj.
— Bycie czarną owcą nie jest zbyt fajne — przyznała. Czuła się dobrze w towarzystwie chłopaka i już nie bała się tego przyznać. No... może, gdyby ktoś rozkazał jej to powiedzieć głośno, miałaby pewne opory, ale nie gdy stała z Potterem sam na sam na Wieży Astronomicznej.
— Mnie też nie jest daleko do czarnej owcy... — uśmiechnął się smutno Harry. — Moi jedyni żyjący krewni uważają, że jestem nienormalny i błogosławią czas, kiedy wyjeżdżam. Wszystko, co nie jest przeciętne przeraża ich...
— Dlatego nigdy nie wyjeżdżasz na święta?
— Zauważyłaś?
— To przez Draco... — przełknęła ślinę z nadzieją, że za bardzo nie obrazi Harry'ego. — Nie szczędzi kąśliwych uwag za każdym razem, gdy widzi na stacji ciebie i Rona, żegnających Hermionę.
Potter pokiwał powoli głową. Przywykł już do denerwujących uwag Malfoy'a i zwykle je zlewał. Widocznie blondyn musiał być w centrum uwagi i wykorzystywał ku temu każdą okazję.
— Rozmawiałam z sir Nicholasem — zaczęła, zmieniając nagle temat. Dość już opowiedziała o sobie. — Nie powiedział zbyt wiele nadto, co wiemy... — zacięła się, a jej serce zabiło mocniej. Wątpiła, czy to dobry pomysł, aby mówić Potterowi, co dokładnie powiedział duch.
— Tak? — Chłopak wychylił się nieco, usiłując spojrzeć w oczy dziewczyny. Heather czuła jego palący wzrok i w końcu się poddała, zerkając na jego zielone tęczówki.
— Powiedział, że jestem do niego podobna. Cokolwiek to znaczyło... — zakończyła cicho, znów spoglądając przed siebie. Niby nie było to nic takiego, jednak te słowa nadal krążyły w jej umyśle. Pamela miała rację, mogli być po prostu do siebie podobni z czystego przypadku, albo... dostali podobne geny. W końcu matka dziewczyny była kuzynką Blacka.
— Nie martwiłbym się tym za bardzo... — powiedział Harry, który zauważył przygasające spojrzenie Heather. — Dumbledore kiedyś powiedział mi... że przypominam mu Toma Riddle'a...
Potter spodziewał się, że dziewczyna gwałtownie odskoczy lub po prostu się odsunie. Ona jednak uśmiechnęła się lekko.
— Nonsens, Potter. Możesz być wężousty, ale poza tym jesteś kompletnym jego przeciwieństwem.
— To znaczy? — Chłopak drążył temat, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, powoli pojawiającego się na twarzy.
Heather wywróciła oczami, gdy zrozumiała, że Potter nie podaruje jej tego komplementu.
— Jesteś dobrym człowiekiem i...
— I?
— Zrzucę cię z tej wieży, jeżeli dalej będziesz usiłował wyciągnąć ode mnie komplementy — powiedziała całkowicie poważnie.
— Okej... — Harry odsunął się od barierki, widząc w oddali wracających z Hogsmeade uczniów. Powoli podążył w stronę schodów, wciąż uśmiechając się pod nosem.
— Potter?
— Tak? — odwrócił się jeszcze na chwilę.
— Obiecujesz, że dowiemy się prawdy? — zapytała Heather, wpatrując się w zachodzące słońce.
— Obiecuję.
Harry już miał zejść na dół, gdy stanął nagle nad pierwszą schodką, z rękami w kieszeniach.
— Malfoy?
— Tak? — Tym razem to Heather odwróciła się, by na niego spojrzeć.
— Ty też jesteś dobrym człowiekiem — rzucił, by po chwili zbiec na dziedziniec.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top